Wakacje w Proszowicach
    Dzisiaj jest środa, 15 maja 2024 r.   (136 dzień roku) ; imieniny: Dionizego, Nadziei, Zofii M. Dzień Rodziny,Dzień Polskiej Niezapominajki    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   struktura powiatu   |   nasze parafie   |   konkursy   |   prossoviana   |   zaduszki ZP   |   poszukujemy   |   okaż serce INNYM   |   różne RAS   |   porady, inf.   |   RAS-2   |   RAS-3   | 
 |   zapraszamy   | 
 on-line 
 |   monografie...   |   biografie...   |   albumy...   |   okazjonalne...   |   beletrystyka...   |   nasi twórcy   |   inne...   |   filmoteka   | 

serwis IKP / informacje / prossoviana / on-line / Wakacje w Proszowicach / Wakacje w Proszowicach
O G Ł O S Z E N I A
Money.pl - Serwis Finansowy nr 1
Kursy walut
NBP 2023-01-24
USD 4,3341 +0,23%
EUR 4,7073 -0,24%
CHF 4,7014 -0,22%
GBP 5,3443 -0,38%
Wspierane przez Money.pl


Wakacje w Proszowicach
odc. 4

(fot. ikp)

Proszowice, 22-06-2023

odcinek 4
Lodziarz pan Chmura

wytwórca i sprzedawca lodów, znany w Proszowicach i całej okolicy - Ignacy Chmura [dziadek p. Jerzego], zdjęcie z lat sześćdziesiątych
(źródło: zdjęcie na fb [grupa Historia Proszowic] zamieszczone przez Jerzego Kutrzebę wnuka p. Chmury)

     Wielką atrakcją każdej niedzieli był przejazd lodziarza, pana Chmury, mieszkającego gdzieś na Zamkowej, zaraz po odejściu od 3 Maja. Był to sympatyczny, jowialny i nie za wysoki pan, ubrany w nieskazitelnie biały fartuch i czapeczkę jak kucharz na reklamie budyniu (a może raczej białą furażerkę?). Lodziarz pchał przed sobą drewnianą skrzynkę na dwóch kółkach ze szprychami, która była wypełniona masą lodową w ocynkowanej kadzi. Lody były nabierane łyżką stołową na wafel z andruta. Wokół niego gromadziła się dzieciarnia, bo każdy chciał kupić loda, aby ochłodzić się gorącym latem. Po sprzedaży lodów, pan Chmura często bardzo długo wracał do domu, z różnymi perypetiami, ale to już historia na inną opowieść.

     Dziś ciekawi mnie, skąd w tamtych latach p. Chmura osiągał latem niską temperaturę potrzebną do wytworzenia lodów, skoro nie było jeszcze mowy o istnieniu lodówek, nie mówiąc o zamrażarkach. Z tyłu głowy przypomina mi się, że podobno wielu gospodarzy zdobywało lód z zamarzniętej Szreniawy, zwoziło go do piwnic i tam, w izolacji powietrznej potrafił on dotrwać do lata.

Ciekawostka o wodzie studziennej

     Na podwórzu była studnia, uważana w okolicy za bardzo głęboką. Miała wiadro na łańcuchu i korbę do kręcenia. Przykryta była drewnianym dwuspadowym daszkiem, a drzwiczki zamykały dostęp do czeluści studni. Często w spuszczonym wiadrze był umieszona osełka masła w jakimś naczyniu, aby było schłodzone. Trzeba bowiem powiedzieć, że woda była tak zimna, że jak mawialiśmy dosłownie "wyłamywała zęby", a przy tym była niezwykle smaczna, czyli po prostu dobra.

moja mama (fot. zbiory autora)

     Pamiętam ciekawą sytuację, gdy jechałem z Mamą pociągiem do Krakowa, trafił się w przedziale dziwny pasażer zaopatrzony w poręczną walizeczkę z fiolkami, probówkami i słoiczkami. Podczas podróży wykonywał jakieś pomiary, coś zapisywał w notesie a zagadnięty, czym się zajmuje - powiedział, że jest amatorskim badaczem i poszukiwaczem dobrych wód pijalnych. Nie wiem, czy chodziło o zdrojowe, czy w ogóle o wody gospodarskie, wiejskie. Wtedy Mama zachęciła go do odwiedzenia jej rodzinnej studni w Zagrodach. I rzeczywiście, tego jeszcze lata przyjechał, posmakował wody, opisał ją jakoś, dając najwyższą ocenę z dotychczasowych, jakie badał.

     Co było przyczyną takiej oceny, trudno powiedzieć. Może głębokość, a może trafienie w odpowiedni ciek wodny. Niestety wszystko to "przeminęło z wiatrem", gdy chyba z nakazu gminy uczyniono z niej studnię na pompę elektryczną. Rury ze swoim rdzawym kolorem i smakiem popsuły cały jej czar.

Budowa szpitala i skutki

     W zasadzie powinienem teraz coś napisać o Wujku Wacławie, który był urzędnikiem powiatu i pracował w Związku Plantatorów Tytoniu w Proszowicach. Nie pracował więc na roli, nie gospodarował jak jego Ojciec, ale czynnie pomagał w licznych pracach, gdy trzeba było mieć więcej rąk do czegoś akurat pilnego.

w tle budowany szpital, na pierwszym planie wujek ze znajomym
(fot. zbiory autora)
     W połowie lat '60 gruchnęła wiadomość, że województwo planuje budowę wielkiego szpitala, głównie pulmonologicznego i usytuowanego na szczycie pagórka, rzekłbym w środku pasma czarnoziemu i pochłaniającego wielki pas uprawianego pola należącego do ich Rodziny. Wiem, że rozpoczęto jakieś protesty składane na ręce władz lokalnych, wojewódzkich i w Warszawie. Szykował się proces sądowy, ale machina szła nieubłaganie dalej. Nastąpiło wywłaszczenie, budowa i szpital otwarto w 1968 roku.

     Wujek, jako najmocniej zaangażowany w walkę o pagórek mocno to przeżył i długo nie mógł się pogodzić z utratą części ojcowizny. Na zdjęciu widać go z prawej strony, a dla żartu dodam, że fuzja na ramieniu może świadczyć o gotowości walki z "okupantem". Pan z lewej, to nasz sąsiad, rodowity Warszawiak, który kiedyś przyjechał z nami do Proszowic.

     A jak jest obecnie z tym polem? Nawet nie wiem, może została tylko ta część wznosząca tylko do ul. Szpitalnej? Wujek zmarł w wieku 66 lat na zawał serca, zdecydowanie przedwcześnie. Kto wie, czy walka o pagórek nie przyczyniła się do tego w jakimś stopniu.

Wujek jako myśliwy i pszczelarz

     Był zapalonym myśliwym i z czasem nawet, o ile pamiętam, został prezesem lokalnego koła łowieckiego. Miał wielu kolegów myśliwych i wspólnie polowali w Puszczy Niepołomickiej. Gdy byłem już trochę starszy, Wujek zabierał mnie ze sobą, gdzie jako pasażer czechosłowackiego motocykla Java 150, potem Java 250 i w końcu wschodnioniemieckiego MZ-tki jeździliśmy na miejsce zbiórki myśliwych. Nie były to jeszcze czasy samochodowe.

     Bywały treningi strzelania do rzutków, były wreszcie polowania na kaczki, kuropatwy, perliczki i dzikie gołębie (synogarlice). Internet potwierdza fakt, że ten afrykański ptak, jako odmiana turecka, w latach '50/'60 skolonizował Europę Środkową docierając nawet do Szwecji. Zdaje się, że uczestniczyłem też w polowaniu na zające z nagonką, ale nie jako jej uczestnik. Wujek miał też sztucer z podwójną lufą i specjalnymi pociskami na grubszą zwierzynę, np. na dziki.

     Ponieważ moje bywanie tam było krótkotrwałe, nie ogarniam całości cyklu polowań w sensie, kiedy wypada pora na jakie zwierzęta i nie we wszystkich uczestniczyłem. Nie było to tylko czyste polowanie, był też odstrzał selekcyjny, zwalczający zwierzęta chore, szkodniki leśne i polne. Wujek, jak każdy myśliwy, musiał dostarczyć jakąś ilość sparowanych łapek (wron, bo były czarne?), aby móc kontynuować uprawnienia i mieć dostęp do materiałów myśliwskich. Pamiętam także, że Wujek miał przyrządy do regeneracji nabojów do fuzji, które pozwoliły wielokrotnie wykorzystać papierową gilzę po jej napełnieniu prochem i śrutem.

     Ja, użyte kilkakrotnie gilzy zabierałem do Warszawy i z kolei używałem jako silniki do rakiet na cukier i saletrę. Gdy "padł tytoń" tzn. przestał być opłacalny, Wujek adaptował poddasze szopy na swój pokój myśliwski. Wiele w nim było trofeów na ścianach, skóry z dzików, poroża jelenie itp.

     Pamiętam też jedną z pierwszych moich wypraw, która odbyła się jako zbiorowy wyjazd kilku myśliwych z koła, Wujka, dwóch starszych jego synów i mnie. Samochód był ciężarowy marki Lublin z pasażerami pod plandeką z tyłu. Z jakiegoś powodu podróż wiodła przez Alwernię, aby zabrać pana Marcela, n.bene gdzie Rzym, a gdzie Krym? Alwernia leży dokładnie po drugiej stronie Proszowic jak Puszcza Niepołomicka! Pan Marcel miał ze sobą wyżła, który spał jak człowiek na plecach i wcale mu nie przeszkadzały wyboje na drodze. Oczywiście służył do aportowania. Niestety, jako mieszczuch nieprzyzwyczajony do takich jazd, zacząłem marudzić żołądkowo i mówiąc prozaicznie, musiałem zwrócić to, co spożyłem wcześniej, a wtedy jeden z braci nazwał mnie "chorówacem" i trochę to do mnie przylgnęło na dłużej Po powrocie z polowania Wujek rozkładał trofea na podwórzu. Następnego dnia, a może jeszcze tego samego było wieczorne pieczenie zdobyczy, z czego szczególnie pamiętam kuropatwy i dzikie gołębie.

     Wujek był także pszczelarzem, za stodołą było 6-8 uli pod jego opieką. Pszczoły stawały się mocno "żądliwe" w czasie, gdy Wujek uruchamiał proces pozyskania miodu z plastrów woskowych, a było to całe misterium. Ubierał się wtedy w biały kombinezon, zakładał pszczelarskie nakrycie głowy z siatką na twarz, uruchamiał wtedy mieszek do odymiania ula i wyjmował ramki z woskiem i miodem. Gdy były już zebrane, należało je umieścić w wirówce (centryfudze), która siłą odśrodkową wyrzucała miód na ścianki tejże ocynkowanej beczki. Miód sączył się potem z kranika na dole, a w tym czasie pszczoły dosłownie szalały w powietrzu i były wtedy najgroźniejsze, nieraz cebulą trzeba było niwelować obrzęk po użądleniu.

Zapamiętany epizod muzyczny

     Nikt w rodzinie Piątków nie muzykował, nie było żadnej tradycji, może zabrakło talentu, albo za dużo było pracy. Jeden szczegół utkwił mi jednak w pamięci, który zawsze będę kojarzył z piosenką "Pust' wsiegda budiet sołnce" w wykonaniu Tamary Mjansarowej na festiwalu w Sopocie w 1961 r. Był wieczór, Ciocia pogoniła mnie i swoich synów do mycia a potem zalegliśmy do spania we czwórkę na szerokim tapczanie, gdy po chwili dobiegł nas dźwięk tej piosenki z telewizora. Wstaliśmy i stanęliśmy w drzwiach z ustami otwartymi ze zdumienia tą prostą i melodyjną piosenką, w dodatku wykonaną w manierze głosu jakby dziecięcego. Postanowiłem ją zapamiętać na zawsze, zresztą obaw nie było, że łatwo zapomnę, ponieważ stała się ona przebojem i sama sobą niejako "umacniała braterstwo między obu bratnimi krajami" przez wiele, wiele lat.

     Teraz uczynię parabolę czasową i powiem, jak dopytywałem się kilka dni temu sztucznej inteligencji (czat gpt openai), kiedy ta piosenka zaistniała. Czat natychmiast udzielił odpowiedzi, że w 1973 r. Gdy zwróciłem jej uwagę (bo uważa się za rodzaj żeński), że to nieprawda, równie szybko przypomniała sobie, że piosenka była wykonywana dwukrotnie, w tym pierwszy raz w 1961 r., a ten drugi, to razem z Andrzejem Zauchą.

cdn.

Włodzimierz Kałat   



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Tańcz, zanim muzyka się skończy.
Żyj, zanim Twoje życie się skończy.
(cytaty bliskie sercu)
maj  15  środa
maj  16  czwartek
[15.00-24.00]   (Proszowice)
Proszowicki Triathlon Lotników - pływanie
maj  17  piątek
[00.00-15.00, 15.00-24.00]   (Proszowice)
Proszowicki Triathlon Lotników - pływanie, jazda na rowerze
maj  18  sobota
[00.00-15.00, 15.00-24.00]   (Proszowice, Ostrów)
Proszowicki Triathlon Lotników - jazda na rowerze, biegi
[17.00-23.00]   (Miechów)
Noc Muzeów, otwarcie wystawy "Widziały już Racławice Armaty wzięte na kosy..."
DŁUGOTERMINOWE:


PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ