Polityczna kuchnia, czy polityczna kloaka? - cz. 1
    Dzisiaj jest sobota, 27 kwietnia 2024 r.   (118 dzień roku) ; imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   M.Fatyga   |   zrzęda p.   |   A.Powidzki   |   H.Pomykalski   |   Z.Grzyb   |   W.Nowiński - wrześniowe...   |   Magda K.-G. - prawo dla...   | 

serwis IKP / działy autorskie / z czego, tu się cieszyć? (zrzęda proszowski) / Polityczna kuchnia, czy polityczna kloaka? - cz. 1
O G Ł O S Z E N I A
Money.pl - Serwis Finansowy nr 1
Kursy walut
NBP 2023-01-24
USD 4,3341 +0,23%
EUR 4,7073 -0,24%
CHF 4,7014 -0,22%
GBP 5,3443 -0,38%
Wspierane przez Money.pl


Polityczna kuchnia, czy polityczna kloaka? - cz. 1

(fot. pl.wikipedia.org + ikp)

Proszowice, 26-09-2023

     Wiem, gówna się nie rusza bo śmierdzi..., ale mam już serdecznie dość tej nienawiści którą wszczepia się społeczeństwu, tej żółci i pogardy dla inaczej myślących która wylewa się z ekranów telewizyjnych podczas żałosnych wieców politycznych, których jedynym celem jest zgnojenie politycznych przeciwników, tej cynicznej zabawy państwem i społeczeństwem. Tego ciągłego szukania "wroga klasowego", a to lekarzy, a to sędziów, a to ludzi innych przekonań i wyznań, a to nauczycieli, a to środowisko LGBT... generalnie ludzi, którzy mają inny pogląd niż władza. Tego braku szacunku do prawdy, prawa i kultury, tego po prostu chamstwa. Dość mam tego kolesiostwa, "swojości" NA KOSZT SPOŁECZEŃSTWA/PAŃSTWA, budowania odrazy, wstrętu do "obcości". Tego ogłupiania narodu, tej prymitywnej manipulacji nim, cynizmu po prostu... MAM DOŚĆ...

A propos, przypomniał mi się wiersz z tomiku Nie te czasy. Utwory nieznane Rafała Wojaczka, WIERSZ ZA 475 ZŁOTYCH PODŁUG STAWEK "TWÓRCZOŚCI" z 15 lipca 1970 roku, a to fragment ;):

A gówno jak to gówno, zwyczajnie gównem śmierdzi,
A pisarz jak to pisarz, zwyczajnie w krzesło pierdzi.
Reszta jest dużą wódką.


(fot. migielicz.pl)
     Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że poniższe rozważania nie dotyczą polityków konkretnej partii (chociaż muszę wspomnieć, że ostatnimi czasy degrengolada sposobu uprawiania polityki i zarządzania państwem oraz jego instytucjami przyjęła monstrualne rozmiary), pretensje o to co napiszę poniżej mogą mieć praktycznie WSZYSCY ;), chociaż - nie wykluczam, może są jakieś BARDZO NIELICZNE WYJĄTKI, które myślą inaczej jak partyjny przekaz dzienny... Jednak jakbym chciał taki wyjątek przytoczyć nie potrafiłbym, niestety nikt mi nie przychodzi do głowy. Felieton nie dotyczy jakiejś konkretnej osoby czy formacji, praktycznie każde ugrupowanie dorzucało do tego szamba swoje... Oczywiście wiem, że jest to wołanie na puszczy, ale nie mogę przejść do porządku dziennego widząc, słuchając ("naszych" oficjeli) i MYŚLĄC!... Naiwność moja podpowiada: może się zaczną zastanawiać nad tym co mówią i robią..., zdrowy rozsądek wypowiada się bardziej dosadnie: zgłupiałeś?, będzie tylko gorzej... ;)

     Ponieważ moim założeniem nie jest hejtowanie polityków, tylko po prostu skrytykowanie sposobu uprawiania przez nich polityki. Dlatego po napisaniu tego tekstu przez parę dni łagodziłem i uzupełniałem jego formę ;)… Wprawdzie parę bardziej dosadnych określeń zostało, bo to i tak były najkulturalniejsze określenia, które mogłem użyć, żeby opisać polityczną arenę zmagań kandydatów na wybrańców narodu i już wybranych (muszę zaznaczyć, że pisząc arena nie mam na myśli miejsca potyczek gladiatorów tudzież sportowców... ;) ) lecz raczej miejsc gdzie ludzi przychodzą rozerwać się ;).

     Zresztą z założenie nie miał to być przyjemny, miły tekst o supermenach w garniturach ;), tylko krytyka tego żenującego zjawiska zafundowanego przez tych "supermenów" w garniturach i tak naprawdę nie wiem czy są jakieś słowa w słowniku języka polskiego i słowniku "ulicy", które by zbyt ostro opisywały rzeczywistość naszej sceny politycznej ;)...

     Może krótko jeszcze o tym hejcie, jest to ulubione przez prominentów słowo (powiedziałbym mocno nadużywane), które ma ich postawić w dobrym świetle, a osobę, która krytykuje ich niedorzeczne decyzje zdehumanizować. To po prostu jedna z metod prymitywnej manipulacji tzw. opinią publiczną (nami), szerzej o metodach wpuszczania nas w kanał przez wybrańców narodu lub lokalnych społeczeństw będzie później. Zresztą największymi hejterami, których mam wątpliwa przyjemność obserwować w publicznych wystąpieniach są właśnie oni - POLITYCY!

     Znam osobiście polityków i samorządowców z różnych opcji politycznych i na różnych szczeblach, na szczęście znam ich i szanuję na stopie prywatnej, staram się oddzielić te emocje od uprawianej przez nich profesji. Dzięki temu możemy nieraz w bardzo dziwnych konfiguracjach spotykać się i rozmawiać ;)... Niektórym bardzo współczuję i zawsze odradzam kroczenia tą drogą, ja na szczęści nie nadaję się do tego aby być w tej kaście, za co siłom wyższym jestem bardzo wdzięczny ;)...

     Chciałbym, ale raczej nie da się ignorować polityki i wyeliminować ze swojego życia, zawsze ona wypełznie z jakiegoś kąta, dziury, spod jakiegoś kamulca ;). Niektórzy twierdzą, że ich to nie interesuje i nie dotyczy, lepiej posiedzieć przy grillu, tylko niestety późnie przy urnach wyborczych podejmują takie piknikowo - grillowe decyzje ;)... O czym politycy doskonale wiedzą i dostarczają nam takich "atrakcji" ;)...

     Oczywiście są to tylko moje BARDZO SUBIEKTYWNE opinie (póki jeszcze takie można mieć... smycz robi się coraz krótsza a kaganiec bardziej uwiera ;)...), ale mimo to, zmierzmy się z tą "brudną" materią ;)!

Kuchnia?...

     Przyjęło się języku potocznym określenie "polityczna kuchnia", które to ma usprawiedliwiać moralnie wątpliwe działanie polityków dla osiągnięcia jakiegoś "wyższego" celu. Ma nas to przekonać, że podjęte działania wprawdzie, nie wyglądają elegancko i wielu osobom nie podobały by się, ale to jest na "zapleczu - w kuchni", natomiast na "pokoje" wychodzi dzieło sztuki.

     W takiej interpretacji jedna rzecz jest tylko prawdziwa, w normalnej kuchni owszem nie wszystkie czynności są estetyczne, ale końcowe danie, które podawane jest na stół faktycznie nierzadko można określić dziełem sztuki, dopracowanym w najdrobniejszych szczegółach smakowych i wizualnych, jednym słowem perfecto.

     Natomiast "dania" przygotowane w "kuchni politycznej" nie są, ani smaczne, ani estetyczne. Używanie słowa kuchnia w połączeniu z polityką, moim zdaniem obraża wszystkie osoby, które zawodowo, bądź amatorsko pracują w prawdziwej kuchni. Jest jeszcze jeden aspekt, który zasadniczo różnicuje te dwie kuchnie, w prawdziwych kuchniach zazwyczaj pracują ludzie, którzy znają się na tym co robią... ;).

     Politycy stosując do swoich zakulisowych amoralnych działań zwykłego pospolitego określenia "kuchnia" chcą nas przekonać, że przecież że to co robią w kuluarach to "może" jest mało eleganckie, ale przecież normalne, jak w każdej kuchni. OTÓŻ NIE! To co politycy robią TO NIE JEST NORMALNE!!! i UPRAWIANIE POLITYKI WCALE NIE MUSI BUDZIĆ ODRAZY OBSERWATORÓW, może być po prostu CZYSTE!!!, ale żeby takie było to trzeba mieć jakie wyższe cele niż "KORYTO!"...

     Nie wiem, jaką trzeba deklarować wiarę, jakie musi obowiązywać w kraju prawo, jakie trzeba wyznawać wartości moralne, jak trzeba mało szanować uczucia i inteligencję zwykłych ludzi, aby z czystym sumieniem po pracy w "kuchni politycznej", spojrzeć wieczorem w lustro i uśmiechnąć się z aprobatą do swojego odbicia?...

     Przypatrzmy się więc jak wygląda ta "kuchnia polityczna", która moim zdaniem nie zasługuje na to określenie. Jest teraz w prawie każdym domu jedno miejsce (wcześniej było na zewnątrz, określano to często "sławojką"), które bardziej odpowiada efektom pracy polityków... (patrz tytuł).

Chciwość nie ma barwy politycznej ani granic...

Przyjrzyjmy się tej naszej koślawej demokracji, a w zasadzie pseudodemokracji (sjp; forma rządów, w których tylko pozornie władzę sprawuje lud, a w rzeczywistości ostateczne rozstrzygnięcia podejmowane są przez władze centralne; quasi-demokracja), ponieważ rządzący politycy wcale nie reprezentują większości społeczeństwa tylko około jego 20%. Podejmowane decyzje nie są podyktowane dobrem i rozwojem kraju i jego społeczeństwa, ale partykularnym interesom partyjnym, które służą tylko jednemu NIE DAĆ ODSPAWAĆ SIĘ OD STOŁKÓW! i zagarniać tych stołków coraz więcej i więcej...

     Oczywiście dla "mas", którą muszą zarządzać jakieś okruchy i kości z pańskiego stołu trzeba też rzucić, przecież muszą przekonywać czymś jacy oni są dobrzy i jak o nas dbają ;)... Przypomniało mi się określenie jakiegoś polityka odnośnie tych "okruchów" (które wcześniej i tak są z tego samego społeczeństwa zdarte), nie przytoczę tej wypowiedzi dosłownie (bo nie pamiętam - stara sprawa), ale postaram się oddać jego sens. Politycy dyskutowali (po prostu, klasycznie kłócili się) w okresie "pandemii" o tym jak to rząd tworzy kolejne wersje tarcz dla ochrony społeczeństwa i gospodarki, jakość i sensowność tych działań rządzących podsumował jeden z uczestników, ...rząd nie musi stosować aż tylu tarcz dla ochrony gospodarki i nas, wystarczy jedna - tarcza chroniąca nas przed tym rządem... - boleśnie trafne ;)...

     Spółki tzw. "skarbu państwa" praktycznie są od jakiegoś czasu (chociaż myślę że od zawsze) po prostu bankomatem partyjnym, w którym "pracuje" aparat partyjny i jego zaplecze (rodziny, osoby z "odpowiednimi" koneksjami, broń Boże nie mylić z kompetencjami). Oczywiście jak każdy bankomat pobiera się z niego tyle ile tylko się da kasy na różne przedsięwzięcia mające zapewnić wierność i bierność tzw. "elektoratu", a dzięki temu, że to jest ciężko sprawdzić przez instytucje kontrolne bo to spółki "prawa" handlowego, więc hulaj dusz piekła nie ma ;)... Na szczęście spółki "nieskarbowe" działają inaczej i dzięki czemu nasza gospodarka jako tako funkcjonuje ;)...

     Tworzenie dziwnych instytucji, które dublują działalność ministerstw i służą chyba tylko temu, żeby kosztować ;)... i wiele, wiele, wiele... innych przykładów normalnego pasożytowania na państwie...

     Szkoda moich nerwów i czasu, żeby opisywać te patologie, ponieważ każdy kto choć troszkę pomyśli i zacznie zadawać pytania typu: po co? dlaczego? kto? zauważy tę paranoję ;)...

Uprawianie polityki, a w zasadzie hodowla elektoratu...

     To chyba będzie najtrudniejszy temat, żeby nie używać dosadnych stwierdzeń, ale spróbuję nikogo za bardzo nie urazić (taki sobie sarkazmik...) ;)...

     Słuchając, oglądając rozmowy i wypowiedzi polityków, czytając relacje prasowe z ich wystąpień (dla swojego zdrowia psychicznego staram się robić to jak najrzadziej) trudno oprzeć mi się wrażeniu, że obserwuję (słucham) ludzi żyjących matrixie, albo oglądam kolejne losy "króla Ubu". O czym oni mówią? do kogo?... ;)

     Nad treścią ich wypowiedzi nie ma co się zastanawiać ponieważ jej tam nie znajdziemy, jest to zlepek "prawd objawionych", które brzmią ale nic nie znaczą i "przekazów dziennych" przysłanych z "centrali". Temat rozmowy i wypowiedzi jest obojętny, ponieważ i tak każdy musi wypowiedzieć swoje "mądrości" bez względu na to jakie są zadawane pytania. Po prostu groteska i absurd. Obraża to inteligencję interlokutorów, prowadzących program i przede wszystkim słuchaczy. Nie jest to przyjemne, ponieważ nikt nie lubi być traktowany jak idiota, któremu można wcisnąć każdą bzdurę tylko wystarczy ją odpowiednio przypudrować.

     Przepis na polityczny nihilizm: szczypta myślenia o najbiedniejszych, nie wolno zapomnieć o kilku gramach dbania o interesy kraju, oczywiście trzeba dodać parę deko sukcesów (jakichkolwiek, nie ma znaczenia czy są one prawdziwe - kto to sprawdzi... teraz otrzymać jakąś informację z urzędów państwowych czy samorządowych graniczy z cudem), trzeba też to przyprawić (3-4 szczypty) złymi rządami poprzedników (też nie ma co się przejmować faktami...), niezbędne jest dodanie kilku wrogów kraju zewnętrznych i oczywiście kilku współpracujących z nimi zdrajców wewnętrznych, trzeba to polać sosem bezpieczeństwa i patriotyzmu.

     Na koniec koniecznie trzeba pochwalić się swoją wspaniałością, uczciwością (ha, ha, ha...) i nadzwyczajnością...

     I tak pokrótce, wygląda przepis na mówienie dużo, o niczym i wszystkim, z którego nic nie wynika. Z tego przepisu często korzystają oficjele przemawiający na każdej imprezie ;)... - temat wydarzenia jest najmniej ważny, zawsze mówią to samo, oczywiście jakieś odniesienie do tematu tez musi się znaleźć (w końcu są to ludzie wykształceni).

     Teraz może "pomówmy" o formie prowadzenia rozmowy pomiędzy politykami. O miałkości treści wspominałem wyżej, teraz może kilka uwag dotyczących sposobu jej prowadzenia. Niepotrzebnie i niesłusznie użyłem określenia "rozmowa", ponieważ jest to normalna, regularna "nawalanka" gdzie "wybrańcy narodu" nie stosują żadnych zasad kulturalnej wymiany zdań, tylko po prostu robią zwykły harmider (kakofonię, jazgot...) gdzie trudno usłyszeć i zrozumieć co i do kogo ktoś mówi - jak najgorszy przykład dla słuchających tego następnych pokoleń (na szczęście młodzi raczej tego nie słuchają). Często prowadzący program próbując przerwać ten tumult zmuszani są do wyłączenia mikrofonów.

     Jeżeli, już z tych wrzasków i kłótni uda się coś wyłowić, to okazuje się, że często jest to obraźliwy epitet, jakaś osobista, nic nie dająca personalna wycieczka do przodków rozmówcy, że ojciec tudzież dziadek był taki czy taki (jakby to miało jakieś znaczenie) - po prostu zwyczajny brak kultury!... Normą stało jest stosowanie impertynencji i obrażanie swojego adwersarza...

     Dawniej (ja jeszcze te czasy pamiętam ;) ) o takim sposobie rozmowy i używaniu obraźliwych epitetów mówiła się (żeby uniknąć słowa chamski), że jest to język nieparlamentarny, teraz praktycznie obelżywe wyrażanie się o swoim dysputancie w rejwachu, tylko przez pomyłkę zwanego rozmową polityczną, właściwie stanowi język NASZYCH PARLAMENTARZYSTÓW...

     Brak kultury w dyspucie politycznym tym tłumaczony jest przez socjologów i psychologów, że przecież mamy takie społeczeństwo, ale czy to dobra diagnoza? Może jest dokładnie odwrotnie, mamy takie społeczeństwo, bo mieliśmy nieszczęście wybrać takich polityków?... ;) Obniżenie standardów kultury politycznej, która sięga już bruku jest naprawdę przykre, dawniej takie sceny jakie odbywają się w tym okrągły budynku tzw. sejmie, zaczynają przypominać sceny, które odbywają się w innych okrągłych obiektach ;)... Taka forma i język dyskusji dawniej był nagminnie spotykany przy tzw. budkach z piwem, a dyskutantami raczej nie byli politycy, kto by wówczas pomyślał, że takie sceny będzie można oglądać w telewizji sejmowej ;)...

cdn.

zrzęda proszowski   



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Nie da się zobaczyć mózgu człowieka, ale widać kiedy go brakuje.
(internet)
kwiecień  27  sobota
kwiecień  28  niedziela
[5.00]   (Proszowice)
proszowickie giełdy: kwiatowa i niedzielna
[17.00]   (Proszowice)
spektakl komediowy Żona do adopcji
[17.00]   (Kraków)
koncert orkiestry dętej "Sygnał" z Biórkowa Wielkiego "na Szklanych Domach"
kwiecień  29  poniedziałek
kwiecień  30  wtorek
DŁUGOTERMINOWE:
PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ