Refleksje/wspomnienia z Liceum Zawodowego w Skalbmierzu, lata 1980-1984
    Dzisiaj jest sobota, 27 kwietnia 2024 r.   (118 dzień roku) ; imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   M.Fatyga   |   zrzęda p.   |   A.Powidzki   |   H.Pomykalski   |   Z.Grzyb   |   W.Nowiński - wrześniowe...   |   Magda K.-G. - prawo dla...   | 

serwis IKP / działy autorskie / politologia - poglądy Piotra / Refleksje/wspomnienia z Liceum Zawodowego w Skalbmierzu, lata 1980-1984
O G Ł O S Z E N I A
Money.pl - Serwis Finansowy nr 1
Kursy walut
NBP 2023-01-24
USD 4,3341 +0,23%
EUR 4,7073 -0,24%
CHF 4,7014 -0,22%
GBP 5,3443 -0,38%
Wspierane przez Money.pl


Refleksje/wspomnienia z Liceum Zawodowego w Skalbmierzu, lata 1980-1984

(fot. facebook.com/zszskalbmierz)

Warszawa, 13-10-2023

- To lipa Panie kolego, to lipa co Pan mówi - w dystyngowany sposób przerwał wypowiedź Prof. Tomczyk i wyszedł zza katedry.

- Lipa ... Panie profesorze... - z zakłopotaniem odpowiedział kolega - ale moim zdaniem - kontynuował - ... drewno powinno się zachowywać zupełnie inaczej w zetknięciu z tak działającą siłą... .

Profesor Tomczyk zwykle nazywał "lipą" odpowiedzi nie spełniające określonych kryteriów i zasłanianie niedoborów wiedzy tzw. polewaniem wody. Cenił jednak takt, dobry humor, logiczne myślenie i umiejętność kontrolowania kłopotliwych sytuacji. Pomimo pomyłki wystawił koledze Arturowi ocenę pozytywną.

Lekcja z Podstaw Budowy Maszyn - Temat: Obliczanie belki - miejsce III: klasa Liceum Zawodowego w Skalbmierzu - rok szkolny 1983/84 - sala PBM - zapamiętane przez autorów.

Podziękowania dla naszych Profesorów - Wychowawców i Nauczycieli Liceum Zawodowego w Skalbmierzu na Dzień Edukacji Narodowej w 2023 r.

     Nie za bardzo wiem jak zabrać się do "zadania", którym nieoczekiwanie zaszczepiła mnie moja kochana małżonka, także absolwentka naszego Liceum. Z właściwym sobie wdziękiem, jak zwykle "za pięć dwunasta" przypomniała sobie, że do połowy października trzeba by było napisać parę słów o naszej kochanej Alma Mater. O Uniwersytecie - zapytałem zdziwiony. Nie - odpowiedziała z kuchni. O WPSB i A - dociekałem dalej, mając jednocześnie w świadomości całe tony materiałów znajdujących się w obiegu na temat Uniwersytetu Warszawskiego, oraz WPSB i A.

O "Sorbonie" - odparła. O Sorbonie. Zanim dopytałem o jakiej Sorbonie, przebiegł mi przez myśl dzisiejszy duszny dzień oraz prawie godzinna jazda w popołudniowym warszawskim korku - musiało się dziewczynie na głowę przełożyć.

     Nauczony wieloletnim pożyciem małżeńskim myśli pozostawiłem dla siebie. Zanim cokolwiek powiedziałem, Ula skierowała mój tok myślowy we właściwym kierunku i już wszystko było wiadomo. Tylko dlaczego tak mało czasu - dopytywałem, i co to ma być. Przecież ty lubisz wyzwania - usłyszałem w odpowiedzi. Aktualny adres internetowy naszej kochanej "Sorbony" podyktowała nasza córcia.

     Cały następny dzień - w tym udział w Radzie Pedagogicznej w Liceum Ogólnokształcącym w Warszawie - umysłowo poświęcałem się podjętemu wyzwaniu. Nie pamiętam nawet o czym rozmawiałem dzisiaj z Dyrektorem, w każdym razie uściski dłoni były serdeczne, zapewnienie o przyjemności pracy z młodzieżą licealną, i że w bieżącym roku będzie nieco więcej uczniów w klasie pierwszej, gratulacje z powodu bardzo dobrego przygotowania grupy fakultatywnej do matury, i że z pośród mojej grupy 75% dostało się na studia. Edek - na indologię. Anka - na uniwersytet, Gienek - na administrację, Marian - na Akademię Obrony Narodowej - zarządzanie lub coś podobnego.

     I tak właściwie - kontynuował Dyrektor - to być może należało by się nieco zastanowić na zmianą metod doskonalenia i ugruntowywania wiedzy w czasie fakultetów, wszakże nie było przyjęte dotychczas w naszej szkole na miesiąc przed maturą nazywać abiturientów "zagubionymi talentami z których nic nie wyrośnie". Rzeczywiście - pomyślałem - ledwo jeden z drugim poprawnie rozwiąże "krzyżówkę" już go na studia przyjmują. Za moich czasów licealnych to było by nie do pomyślenia, ale ponoć z Einsteinem było podobnie - nikt z jego nauczycieli nie wróżył mu kariery naukowej.

     Ponadto, w czasie długoletniej zawodowej służby wojskowej przywykłem do bezpośredniego wyrażania i wysłuchiwania uczuć - także tych negatywnych.

     Przebieg Rady - jak zwykle, nowi nauczyciele - cmok, cmok panie w rączkę, panowie - uściski dłoni, dalej nic nowego - podstawa programowa, plan i podział godzin, przydział sal lekcyjnych, odpowiedzialność za nauczanie, edukowanie, ocenianie, wyniki, zasady, prestiż szkoły, regulamin, wnioski, głosowania ... etcetera. W międzyczasie oczywiście Pani Basia - ble ble ble trele morele tirli tirli tirli ... - tak oczywiście Pani Basiu, jak najbardziej, przychylam się, popieram, Pani działalność jest najważniejsza, będzie podobnie jak w roku ubiegłym a nawet lepiej, padam do stóp. Wszystko już było.

     Nowi młodzi nauczyciele czasami wydają się być zagubieni - brak doświadczenia - a może także autorytetów i liderów, zabieganie codziennością, łączenie dwóch lub trzech etatów, nie umiejętność efektywnego wyrażania emocji - takie odnoszę wrażenie.

     Swoją drogą jestem ciekaw jaki będzie skutek wprowadzania na tym tle poprawnej komunikacji w relacji uczeń - nauczyciel - wychowawca - przełożony - rodzic. Jak można było nie doceniać poprawności tych relacji przez długi okres czasu i łudzić się kolejnymi systemowymi transformacjami bez angażowania do ich przebiegu poprawnych zasad komunikacji międzyludzkiej jako podstawy wszelkiego działania zorganizowanego. O znaczeniu tych zasad wiedziano przecież od dawna i stosowano w praktyce, także w moim kochanym Liceum Zawodowym w Skalbmierzu.

     Uf koniec. O czym ta Basia mówiła - teraz nie ważne, dowiem się później w szczegółach. Ale co ja w końcu napiszę na temat "Sorbony". Przecież to było tak dawno rok 1980 - ponad ćwierć wieku temu. Tak szybko minęło.

     Właściwie to po ukończeniu podstawówki (z wyróżnieniem) miałem wybór; pomiędzy nauką w Krakowie - oddalonym od Koszyc skąd pochodzę - o ponad 45 kilometrów. Kazimierzą Wielką - z jej cieszącym się niesłabnącą renomą Liceum Ogólnokształcącym. Proszowicami - o których mało wiedziałem, Szkołami w Odonowie i Cudzynowicach, do których nie zamierzałem się starać o przyjęcie, oraz Liceum Zawodowym w Skalbmierzu, o którym dobrze się mówiło w Koszycach, m.in. dlatego, że nauczyciele tej szkoły średniej byli zaangażowani w kierowanie procesem nauczania w Koszyckiej Podstawówce, a wcześniej także w Zawodowej Szkole Średniej o profilu rolniczym. Wielu z moich starszych kolegów i koleżanek uczyło się już w Skalbmierzu: należałoby w tym miejscu powołać się na nazwiska umieszczone w szkolnym "tablo" z końca lat siedemdziesiątych a tj.: Mazurek, Gudowski, Sojka, Molicki, Sowa i inni. O samej miejscowości także nieco wiedziałem, z tej choćby przyczyny, że naszą sąsiadką w Koszycach była Pani Nitkowa - niegdyś mieszkanka Skalbmierza. Przeniosła się do Koszyc po tragicznych wydarzeniach wojennych związanych z pacyfikacją tego miasta i nie chciała nigdy więcej wracać do miejsc tragedii. Za to bardzo ciepło wspominała Skalbmierz i jego mieszkańców.

     Od moich starszych kolegów dowiadywałem się o samym Liceum Zawodowym i charakterze nauki jak również o wykładających tam Profesorach i Nauczycielach Zawodu. O ich sposobach przekazywania wiedzy, przyzwyczajeniach pedagogicznych, zasadach oceniania uczniów i sprawdzania postępów w nauce swoich wychowanków, a także o charakterze funkcjonowania warsztatów i odbywanych praktykach zawodowych, o życiu w warunkach internatowych, w tym o zasadach nauki własnej w określonych godzinach, przestrzeganiu ciszy nocnej, przepustkach do miasta, funkcjonowaniu stołówki, itp. Warunkach i możliwościach pobierania nauki w Liceum Zawodowym w Skalbmierzu zwanym przez młodzież "Sorboną".

     W każdym razie - ku uciesze moich rodziców - decyzja o podjęciu nauki w tej szkole średniej była wyborem przemyślanym i świadomym. Bo to i w perspektywie matura i możliwość zdobycia konkretnego zawodu - przydatnego na ówczesnym szerokim rynku pracy.

     Tak więc w dniu 24 czerwca 1980 roku jadąc z ojcem na spotkanie z Dyrekcją Szkoły byłem przekonany o słuszności swojego wyboru. Tego samego dnia dowiedziałem się - wraz z około czterdziestoma innymi młodymi ludźmi - że zostaliśmy przyjęci do klasy pierwszej Liceum Zawodowego i na podstawie obowiązujących zasad rekrutacyjnych możemy się uważać za uczniów tej szkoły.

     Rekrutacja odbywała się na zasadach konkursu świadectw. O ile dobrze sobie przypominam nie wszyscy kandydaci zdołali się dostać do liceum na tej zasadzie, tym którzy nie spełniali wymagań zaproponowano naukę w klasach szkoły zawodowej, która w ówczesnym czasie kształciła w kilku kierunkach; samochodowym, przemysłowym, handlowym, rolniczym. Był także odsetek kandydatów, którzy w ogóle nie zostali zakwalifikowani do żadnej z klas pierwszych.

     W ten sposób od 1980 roku stałem się uczniem pierwszej klasy Liceum Zawodowego w Skalbmierzu przy ulicy Kanonijskiej 7. Pomimo posiadanej już wiedzy na temat szkoły, codzienna rzeczywistość edukacyjno - poznawcza okazała się być wymagająca.

     Wszystko było nowe i inne niż dotychczas: wychowawca i wykładowcy przedmiotów, sale wykładowe i ich wyposażenie. Bardzo dobrze rozwinięte zaplecze dydaktyczne z dużą ilością pomocy naukowych służących zdobywaniu wiedzy ogólnej z: j.polskiego, matematyki, języków obcych - francuskiego i rosyjskiego, geografii, fizyki, historii, chemii, przygotowania do życia w społeczeństwie. Pozyskiwaniu wiedzy z przedmiotów zawodowych: technologii, podstaw budowy maszyn, rysunku technicznego, elektrotechniki, elektroniki, podstaw przedsiębiorczości, a także z przedmiotu przysposobienia obronnego. Byłem pod wrażeniem świetnie przygotowanej bazy dydaktycznej wychowania fizycznego z dobrze rozbudowaną i wyposażoną halą sportową i boiskiem do gier zespołowych. Za wzór organizacji i funkcjonowania mogą służyć warsztaty szkolne z ich komponentem produkcyjnym, usługowo naprawczym, konserwacyjnym, handlowym i logistyczno zaopatrzeniowym - zwłaszcza gdy posiada się możliwość odniesienia i porównania funkcjonalności ich struktury do jednostek organizacyjnych o podobnym charakterze usług logistyki i zabezpieczenia, funkcjonujących w różnych innych instytucjach, a także we współczesnych podmiotach gospodarki.

     Duże znaczenie dla edukacji i wychowania młodych ludzi miało bardzo dobre funkcjonowanie internatu przyszkolnego wraz z jego zapleczem i zaopatrzeniem. Jak sobie przypominam co rocznie w okresie jesienno - zimowym w internacie wszystkie miejsca były zajęte przez młodzież, miejsca zwalniały się dopiero przed nadejściem wiosny - mniej więcej po zakończeniu ferii zimowych. Mając taką świadomość należało zabiegać o miejsce w internacie wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego poprzez wypełnienie i złożenie do Kierownictwa Internatu odpowiednich umotywowanych wniosków i formularzy, a i to nie zawsze było równoznaczne z pozyskaniem zakwaterowania. Dla uczniów dojeżdżających do szkoły z miejscowości znajdujących się w znacznych odległościach od Skalbmierza, możliwość zakwaterowania w internacie miała pierwszorzędne znaczenie, dodatkowym atutem była możliwość wymiany materiałów z lekcji, uzupełnienia wiedzy, skonsultowania notatek lub wymiany poglądów, albo przygotowania się wspólnie, lub pod kierunkiem dyżurującego wykładowcy - wychowawcy do klasówek i sprawdzianów oraz innych stosowanych form sprawdzania wiedzy uczniów przez wykładowców poszczególnych przedmiotów nauczania w szkole. Dla mnie osobiście miało to duże znaczenie zwłaszcza w pierwszym roku nauki.

budynek Liceum Zawodowego w Skalbmierzu - ul. Kanonijska 7
(źródło: zszskalbmierz.edu.pl)
Prof. Stanisław Tomczyk - wychowawca klasy I-IV b lata 1980-1984
(fot. ze zbiorów autorów)
Prof. Józef Łyp - Dyrektor Liceum Zawodowego w Skalbmierzu Wykładowca historii w klasie II b w latach 1981-1982
(fot. ze zbiorów autorów)
Prof. Aleksander Łach - wykładał historię i przysposobienie obronne w III-IV klasie Liceum Zawodowego - w latach 1982-1984
(fot. ze zbiorów autorów)
Prof. Tadeusz Kowalczyk - wykładowca chemii w I klasie Liceum Zawodowego w latach 1980-1981
(fot. ze zbiorów autorów)
     Cały obiekt internatu postrzegam dzisiaj - mając oczywiście porównanie z innymi tego typu obiektami - jako świetnie zorganizowane, zaopatrzone i dobrze funkcjonujące zaplecze socjalne szkoły, spełniające na korzyść młodzieży również funkcje; wypoczynkowe, wychowawcze, edukacyjne, kulturalne i rekreacyjne. Służyły temu m. in. przestronna i widna świetlica internacka obliczona na około 80 miejsc, i z pianinem, dobrze zaopatrzona i punktualnie wydająca posiłki kuchnia i stołówka, przestronny hol - w którym organizowane były dyskoteki i zabawy dla młodzieży z różnych okazji, dobrze funkcjonująca sieć ciepłownicza i sieć zaopatrzenia w bieżącą wodę dla celów spożywczych i sanitarnych, właściwie przygotowane i zaopatrzone pomieszczenia mieszkalne na trzech kondygnacjach budynku, a także a może przede wszystkim bardzo dobre Kierownictwo Internatu. Dobra obsługa i życzliwa młodzieży kadra pedagogiczna szkoły pełniąca dyżury w internacie. Dopełnieniem w obszarach kultury była bardzo dobrze wyposażona i profesjonalnie prowadzona biblioteka szkolna kierowana przez Panią Profesor Marię Tomczyk. Biblioteka szkolna oferowała szeroki dostęp do zalecanej przez wykładowców literatury dodatkowej do wykładanych przedmiotów, a dodatkowo można było wypożyczyć wiele innych książek o różnej tematyce. Dla porównania mogę dodać, że równie wysoki poziom dostępności do literatury specjalistycznej i o innej - różnej - tematyce napotkałem później w Akademii Wojsk Lądowych im. Tadeusza Kościuszki i współcześnie w Centralnej Bibliotece Wojskowej, z usług której często korzystam. Natomiast jak się mogłem przekonać nie wszystkie uczelnie cywilne posiadają w swojej ofercie tak szeroką dostępność do zalecanej literatury dodatkowej przedmiotu.

     Czy to wszystko kosztowało - to pytanie jest ważne głównie z punktu widzenia współczesnych zasad gospodarki wolnorynkowej i odpłatności za naukę np. w szkołach niepublicznych - oczywiście że kosztowało.

     W ramach podejmowanych przygotowań do nauki, każdego roku należało zaopatrzyć się na własny koszt w podręczniki do każdego z wykładanych przedmiotów. Brak podręcznika często uważany był za słabe przygotowanie do zajęć lekcyjnych. Nie było wtenczas możliwości kopiowania tekstu ani korzystania z Internetu, albo korzystania z technik komputerowych. Osobne koszty trzeba było ponosić na osobiste wyposażenie w zeszyty i środki piśmienne, oraz wyposażenie służące do nauki zawodu i odbywania praktyk warsztatowych, mieściły się w tej grupie wyposażenia standardowe zeszyty, najczęściej formatu A-4 i standardowe środki piśmienne, oraz specjalistyczne materiały piśmienne i zeszyty techniczne służące do nauki przedmiotów zawodowych np. rysunku technicznego, technologii, podstaw budowy maszyn, elektrotechniki.

     W kosztach wymaganych do zajęć praktycznej nauki zawodu mieściły się coroczne wydatki na zakupienie odzieży ochronnej i specjalistycznego obuwia oraz nakrycia głowy spełniającego wymagania przepisów BHP - ich brak powodował nie dopuszczenie ucznia do udziału w praktycznych zajęciach programowych szkoły. Kolejnym kosztem było comiesięczne czesne za miejsce zajmowane w internacie. Należy przy tym pamiętać, że pierwsza połowa lat 80 ubiegłego wieku to czas kryzysu paliwowego na rynkach europejskich oraz okres kryzysu na wewnętrznym rynku krajowym, który charakteryzował się głownie niedoborem towarów i produktów oraz znacznym poziomem inflacji i nieprzewidywalnością zaopatrzenia gospodarki uspołecznionej. W tej sytuacji nie było mowy o inflacji 10% rok do roku, co z kolei nie pozwalało przewidywać cen produktów i usług. Tym samym jednego roku obuwie BHP kosztowało np. 500 złotych a w roku przyszłym mogło mieć cenę o 120% większą. Nie było także konkurencji na rynku, a wiec nie było wyboru - kupowało się zatem to co można było kupić za oferowaną cenę.

     O ile sobie dobrze przypominam kadrę kierowniczą, pedagogiczną i nauczycielską Liceum Zawodowego w tych latach stanowili - (mówię głównie z punktu widzenia własnej klasy w okresie czterech lat z podziałem na szkołę, warsztaty oraz internat);

KADRA KIEROWNICZA I DYDAKTYCZNA SZKOŁY

Dyrektor Liceum    Prof. Józef ŁYP
Z-ca Dyrektora    Prof. Stanisław TOMCZYK
Wychowawca klasy    Prof. St. TOMCZYK
J. polski    Prof. Maria TOMCZYK
   Prof. Tadeusz BŁASZKOWSKI
   Prof. Teresa RYBKA
Matematyka    Prof. Eugeniusz WÓJCIK
   Prof. Zbigniew ANIELSKI
   Prof. Barbara CZARNY
Fizyka    Prof. Ryszard LUTY
Chemia    Prof. Tadeusz KOWALCZYK
Elektrotechnika    Prof. Marek MARKIEWICZ
Rysunek Techniczny    Prof. Tadeusz KOWALCZYK
   Prof. St. TOMCZYK
Podst. Budowy Maszyn    Prof. St. TOMCZYK
Mechanika Techniczna    Prof. St. TOMCZYK
Elektronika    Prof. NIEDZIELSKI
Technologia    Prof. Maria KOWALCZYK
   Prof. Tadeusz KOWALCZYK
Historia    Prof. Józef ŁYP
   Prof. Aleksander ŁACH
   Prof. Krzysztof ŁYP
Geografia    Prof. Aleksander ŁACH
Przysposobienie Obronne    Prof. Aleksander ŁACH
Wychowanie fizyczne    Prof. OZIEMBŁO
J. francuski    Prof. Maria MALARA
J. rosyjski    Prof. Zofia ANIELSKA
Przygotowanie do życia społecznego    Prof. Wawrzyniec ZAREMBA
Organizacja Przedsiębiorstw    Prof. Wawrzyniec ZAREMBA
Kierownictwo Biblioteki Szkolnej    Prof. Maria TOMCZYK

KADRA KIEROWNICZA I DYDAKTYCZNA WARSZTATÓW SZKOLNYCH

Kierownik Warsztatów    inż. MILCZAREK
Z-ca Kierownika    inż. KOMONIEWSKI
Nauczyciele zawodu, których pamiętam    inst. K. PLUDRAK
   inst. L. MAŁEK
   inst. B. ANIELSKI
   inst. S. CHOJNACKI
   inst. GANDERA
   inst. RAKOWICZ
   inst. UDZIK
   inst. SZNAJDER
   inst. TYTKO
   inst. SOCHACKI

KADRA KIEROWNICZA I WYCHOWAWCY W INTERNACIE

Kierownik Internatu    Prof. Zbigniew ANIELSKI
Wychowawcy    Prof. Jrena KOMONIEWSKA
   Prof. Maria MALARA
   Prof. Krzysztof ŁYP
   Prof. OZIEMBŁO
   Prof. Zofia ANIELSKA

RELIGIA

Wykładowca    ks. Andrzej KOWALSKI

     No i oczywiście klasa, składająca się początkowo z ok. 40 osób. Jeśli dobrze pamiętam do ostatniej czwartej klasy dotarło ok. 28 uczniów - którzy poprawnie zaliczyli egzaminy z obowiązkowych przedmiotów nauczania, zdali egzamin klasyfikacyjny i uzyskali miano abiturientów, a tym samym otrzymali możliwość składania egzaminu dojrzałości czyli matury. Sam egzamin dojrzałości - odbywający się w części pisemnej w dniach 11-go i 12-go maja 1984 roku, oraz w części ustnej w drugiej połowie maja i w czerwcu - złożyło z wynikiem pozytywnym ok. 16 osób. Odsetek procentowy, kształtuje się wobec tego następująco (wyliczenia własne);
  • osób, które ukończyły Liceum Zawodowe - 70%
  • osób, które przystąpiły do egzaminu dojrzałości - 52,5% - tj. ok. 21 osób
  • osób, które zdały maturę z wynikiem pozytywnym - 71,4% - z przystępujących do matury
Grono Pedagogiczne Liceum Zawodowego w Skalbmierzu - siedzą: w środku Prof. St. Tomczyk z prawej Prof. Maria Tomczyk. Drugi od prawej Dyrektor LZ - Prof. Józef Łyp
(fot. ze zbiorów autorów)

     Pokusiłem się o przedstawienie krótkiej analizy zagadnień związanych ze składaniem egzaminu dojrzałości przez młodzież z pierwszej połowy lat 80-tych, kształcącą się w szkole średniej o profilu zawodowym.

     Odpowiednikiem tego rodzaju szkół współcześnie są licea profilowane, albo niektóre średnie szkoły niepubliczne kształcące w kierunkach zawodowych. Porównanie zdawalności egzaminów dojrzałości z wynikami młodzieży przystępującej do matury współcześnie wypada zdecydowanie na naszą korzyść, jako przykład można przytoczyć ogólnokrajowe wyniki matur z maja 2008 r. w liceach profilowanych i szkołach niepublicznych (dane ze stron internetowych "Podsumowanie matur 2008 - Raport"):
  • w liceach profilowanych - odsetek zdawalności - 63%,
  • w średnich szkołach niepublicznych - odsetek zdawalności - 59%.
     A przecież lata osiemdziesiąte to czas przełomu społeczno - politycznego, charakteryzujący się kryzysem gospodarczym i zmianami społecznymi oraz politycznymi w kraju i na świecie, a szczególnie w regionie Europy Środkowo - Wschodniej.

     Warto zatem scharakteryzować pokrótce brać uczniowską oraz grono pedagogiczne szkoły ówczesnych czasów, a tym samym odpowiedzieć choćby częściowo na pytanie jacy byliśmy i kto odpowiadał za nasze wychowanie i kształtował nasze osobowości.

     Jako młodzi ludzie pochodziliśmy z różnych środowisk i miejscowości, wśród których należy wymienić głownie; Kraków, Kazimierzę, Proszowice, Skalbmierz, Koszyce, Opatowiec, Działoszyce, Racławice, Topolę, Przemyków, okolice Miechowa i Jędrzejowa oraz wiele innych pomniejszych miejscowości. Byliśmy dziećmi pracowników etatowych, indywidualnych rolników i właścicieli gospodarstw rolnych, pracowników administracji, lekarzy, nauczycieli, właścicieli prywatnych warsztatów produkcyjnych i usługowych.

     Struktura społeczna grupy rówieśniczej cechowała się głownie celowością działania, podobnymi normami grupowymi, poczuciem wspólnych wartości, nie znaczy to oczywiście, że nie było w nas cech określanych jako interakcje albo (rzadziej) poczucie odrębności wewnątrz grupowej. Nie przypominam sobie jednak aby dochodziło do tzw. chuliganki albo zdarzeń o charakterze współczesnego mobbingu lub upokarzania jednych przez drugich, albo przejmowania kontroli nad grupą przez pojedyncze jednostki. Jedyna próba tego rodzaju została skutecznie spacyfikowana przez Janusza ku uciesze większości.

     Nie znaczy to oczywiście że byliśmy idealni jako klasa. Staraliśmy się trzymać razem (w grupie) wychodząc z założenia, że kolektywne działanie usankcjonuje nasze postępowanie - nie konieczne zgodne z programem nauczania szkoły i obowiązującym programem wychowawczym i pozwoli uniknąć konsekwencji. Idąc tym tokiem rozumowania postanowiliśmy (już w klasie pierwszej) całością - o ile pamiętam nie było sprzeciwów i wahań - udać się na wagary z okazji dnia wiosny. Kino, ciastka i napoje, biwak, a najważniejsze, że upłynęło siedem godzin lekcyjnych. Skończyło się w sposób opłakany; jeden z kolegów złamał nadgarstek.

     Mieliśmy także okazję poznać niekonwencjonalną i zbyt daleko idącą - tak później uznaliśmy, ale skuteczną co zmuszeni byliśmy przyznać - metodę wychowawczą zastosowaną przez naszego wychowawcę klasy. Tak naprawdę kochany Panie Profesorze nie chodziło nam o zorganizowane w sobotę spotkanie z naszymi rodzicami i z naszym udziałem, ale to Pańskie przemówienie... .

     Wstęp był dla nas zadowalający: był komentarz niezłych osiągnięć w nauce, co nieco o inteligencji współczesnej młodzieży i umiejętności podejmowania wspólnych decyzji, wydawało się, że rodzice będą ogólnie zadowoleni, aż tu nagle mniej więcej taka treść [...] Ale widzicie szanowni państwo, jeśli wykonujecie swoją pracę zawodową przez określony czas to otrzymujecie jej wymierne efekty, natomiast państwa pociechy [...] i tu zostały wyjawione szczegóły o przebiegu wagarów i naszego w nich udziału. Przez salę przebiegł groźny pomruk rodzicielskiego niezadowolenia. Decyzja zapadła - nie oszczędzać na wychowaniu. Przez kolejne lata nie odważyliśmy się w grupie podejmować tak ryzykownych decyzji, dopiero w klasie trzeciej pojawiły się podobne pomysły ale nie uzyskały jednomyślności.

     Na tym tle pozwolę sobie pokrótce przedstawić metody edukacyjno - wychowawcze i sposoby przekazywania wiedzy realizowane w procesie nauczania przez naszych wykładowców i wychowawców z perspektywy ponad ćwierćwiecza - będzie to oczywiście mój osobisty pogląd, do wypracowania którego posłużyły m. in. porównania metod edukacyjnych stosowanych w innych uczelniach, w których wraz z małżonką studiowaliśmy po ukończeniu naszej kochanej "Sorbony" w Skalbmierzu.

     Dominował raczej autokratyczny sposób kierowania młodzieżą szkolną, miejscami przechodzący w sposób demokratyczny, uwidaczniający się przeważnie wobec uczniów klas starszych. Wychowawcy i wykładowcy prezentowali się jako osobowości pryncypialne i zorganizowane. Wykazywali jednocześnie znaczny zasób wyrozumiałości dla braci uczniowskiej skrywany pod postacią formalizmu i przestrzegania prawa. Unikali stosowania rygoryzmu w procesie wychowawczym, dominowało ukierunkowywanie i dążenie do rozwiązywania problemów poprzez ich zdefiniowanie i podejmowanie środków zaradczych.

     Dyrektor poza kierowaniem szkołą wykładał historię. W czasie wykładów odnosiłem wrażenie swego rodzaju niedosytu wykładowcy - nie wszystko można było powiedzieć oficjalnie, szczególnie z tematów o historii najnowszej, był to bowiem czas stanu wojennego i przełomu społecznego. Wetował sobie to na zajęciach o tematyce z historii okresu I Rzeczypospolitej. Pamiętam gruntownie przygotowane i fachowo prowadzone zajęcia o demokracji szlacheckiej, znaczeniu Państwa Jagiellonów w Europie, polityczne i społeczne tło konfliktów ówczesnej Europy i roli Rzeczypospolitej Obojga Narodów w tym czasie. Reformy Sejmu Wielkiego, Założenia Konstytucji 3 - go Maja i jej znaczenie dla późniejszej polskiej państwowości i myśli politycznej. Majstersztykiem nauczania były wykłady Dyrektora o Powstaniu Kościuszkowskim i jego znaczeniu dla reform społecznych w Polsce szczególnie o roli chłopów w Powstaniu, którzy rekrutowali się z terenów podkrakowskich i z okolic Skalbmierza. Teraz widać, że wraz z regularnymi wojskami powstańczymi T.Kosciuszki stanowili ostatnich obrońców I Rzeczypospolitej, będąc organizowanymi do Powstania na wzór Amerykańskich chłopów - Rangersów. Wśród innych wykładowców tego przedmiotu nie wyczuwało się "ostrożności", można nawet zaryzykować twierdzenie że było przeciwnie.

     Pan Prof. A. Łach prowadząc zajęcia z historii najnowszej bez zbędnych ceregieli - ale z prośbą o zachowanie odpowiedniego poziomu dyskrecji z naszej strony - wtenczas zdaje się już trzecioklasistów - odnosił się do Paktu Ribbentrop - Mołotow i jego znaczenia dla Polski i Europy. Umiejętnie naświetlał tematykę powstania II Rzeczypospolitej, barwnie przedstawiając przy tym sylwetki Jej twórców i różnice polityczne ich dzielące. Profesor Łach posiadał zdolność ukazywania postaci historycznych i ich roli dla losów poszczególnych państw i Europy oraz świata. Mówił ciekawie i barwnie, nie szczędząc szczegółów z historii wydarzeń i osób ją tworzących. Ze znawstwem tematu zapoznawał z przebiegiem walk partyzanckich o utworzenie Rzeczypospolitej Skalbmierskiej w 1944 r. i o przebiegu rozegranej w tym mieście bitwy podając szczegółowe nazwy i daty oraz nazwiska bohaterów tamtych wydarzeń.

     Na osobny komentarz na tym tle zasługują postawy Prof. Krzysztofa Łypa i Prof. Teresy Rybki wtenczas zdaje się stażystów i wychowawców w internacie. Byli to młodzi ludzie, posiadający już tytuły magistrów lub kończący studia. Od nich mianowicie dowiadywaliśmy się podczas nieoficjalnych rozmów w internacie o przebiegu rewolucji bolszewickiej, prawdziwym obliczu komunizmu i osobowości Stalina, o 17 września 39 roku, Katyniu i pomordowanych tam przez stalinowski reżim oficerach polskich - także pochodzących z terenów Skalbmierza, przebiegu wojny niemiecko - rosyjskiej w 1941 r., oraz wielu innych wydarzeniach ocenzurowanych i nie podawanych oficjalnie w ówczesnej prasie i literaturze.

      Literatura i j. polski wykładane były z naciskiem na znajomość epok i wynikających z nich różnic w prądach literackich i w sztuce. Osobny nacisk kładziono na znajomość literatury polskiej i jej znaczenia dla zachowania wartości narodowych, szczególnie w okresie Romantyzmu i Pozytywizmu, a także Młodej Polski. Nie znaczy to oczywiście, że pomijano znaczenie okresu średniowiecza, renesansu czy oświecenia w literaturze i sztuce. Przeciwnie aby otrzymać pozytywną ocenę należało wykazać się umiejętnością analizy utworów literackich i prądów kulturowych tamtego okresu - Kochanowski, Rej, Frycz-Modrzewski - porównać je z podobnymi utworami np. Erazma, Szekspira, Moliera czy późniejszego Teatru Antuana itp. Wykazać różnicę lub podobieństwa no i oczywiście przedstawić swoje wnioski. Przy czym wypowiedź poprzestająca na tym - co poeta miał na myśli - uznawana była za niewystarczającą. Utwory literackie i lektury wobec tego musiały być czytane ze zrozumieniem. Preferowane było logiczne myślenie, dedukcja, kojarzenie, styl wypowiedzi, a także uczenie pamięciowe.

     Pamiętam dotychczas Jolę Szymańską występującą w szkolnym teatrze recytującą tekst "Grzmią pod Stoczkiem armaty, A Dwernicki na przedzie na Moskala sam jedzie...". Bardzo duże znaczenie przykładano do utworów literackich okresu powstań narodowo - wyzwoleńczych, od Powstania Kościuszkowskiego do początków Dwudziestolecia Międzywojennego, a zwłaszcza do znajomości utworów poetyckich Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Wyspiańskiego, a także prozy Reymonta czy Żeromskiego. W późniejszym okresie nauki należało znać i interpretować utwory Miłosza, K. K. Baczyńskiego, Białoszewskiego. Nie było możliwe aby licealista nie potrafił recytować z pamięci, Inwokacji albo Wizji Księdza Piotra. Recytować - to ważne, bowiem samo "odtwarzanie" z pamięci miało mały wpływ na uzyskaną ocenę. Tych zasad konsekwentnie wymagali nasi wykładowcy; Prof. Prof. Maria Tomczyk, Tadeusz Błaszkowski, Teresa Rybka.

     Profesor T.Rybka prowadziła grupę teatralną licealistów, z którą często bywaliśmy na konkursach recytatorskich. Jako że profesor Rybka jako nasza opiekunka teatralna żywiła niechęć do internacjonalizmu w wydaniu ZSRR - ówcześnie okupującego Afganistan - szczególnie do metod rosyjskich wojsk okupacyjnych. To podczas wieczornych powrotów z konkursów recytatorskich po drodze ze Skalbmierskiego rynku do Internatu recytowaliśmy studencką rymowankę maszerując w jej takt, która brzmiała tak.: Pod Au, Pod Au Pod Auterlitz dostaliśmy w d... i nie powiedzieliśmy nic. Bo taką naturę od Boga już mamy że dostajemy w d... i nic nie gadamy.

     Profesor Rybka uważała, że w ten sposób sprzeciwiamy się wszelkim formom zniewolenia narodów, a także lekceważenia życia swoich podwładnych na tle bitwy pod Austerlitz stoczonej 2 grudnia 1805 r. przez Napoleona z połączonymi wojskami rosyjsko - austriackimi, w której te ostatnie poniosły duże straty w wyniku niekompetencji swoich dowódców.

     Przedmioty ścisłe i techniczne wymagały od licealistów znacznego wysiłku intelektualnego i koncentracji uwagi zwłaszcza, że wykładano te przedmioty z dużą precyzją a program przewidywał obszerne partie materiału. O ile naukę przedmiotów technicznych można było zweryfikować praktycznie w trakcie praktyk warsztatowych - a i to w nie wszystkich jej obszarach - to nie było już takich możliwości w odniesieniu do matematyki albo takiego działu fizyki jak astronomia. Wykładowcy tych przedmiotów Prof. Prof. Tomczyk, M i T Kowalczyk, Wójcik, Luty, Niedzielski, Markiewicz, Komoniewski i inni do zajęć podchodzili z profesjonalizmem i ze znawstwem obszarów wiedzy, którą przekazywali dla słuchaczy. Odnosiło się wrażenie, że nauczanie i edukacja są ich misją i w czasie odbywających się lekcji nie powinno być nic ważniejszego na świecie.

     Osobnym naszym zainteresowaniem cieszyły się zajęcia prowadzone przez Prof. St. Tomczyka, nie tylko z tego powodu, że był wychowawcą klasy, ale głównie z powodu stosowanych metod i form edukacji z zakresu znajomości mechaniki technicznej: wyliczeń belki, obliczeń momentu skrętu albo momentu pędu, zachowań różnych materiałów pod wpływem siły nacisku i ciążenia, metod łączenia metali albo ich odporności na temperaturę. Większość z wykładanych tematów należało umieć przedstawić w postaci rysunku technicznego i obliczać z zastosowaniem odpowiednich wzorów matematyczno - technicznych. Do dziś pamiętam jednego z kolegów, który w ramach sprawdzenia wiedzy referował zachowanie określonego metalu pod wpływem siły działającej prostopadle.

- To lipa Panie kolego, to lipa co Pan mówi - w dystyngowany sposób przerwał wypowiedź Prof. Tomczyk i wyszedł zza katedry.

- Lipa... Panie Profesorze... - z zakłopotaniem odpowiedział kolega - ale moim zdaniem kontynuował - ... drewno powinno się zachowywać zupełnie inaczej w zetknięciu z tak działającą siłą ...

     Profesor Tomczyk zwykle nazywał "lipą" odpowiedzi nie spełniające określonych kryteriów i zasłanianie niedoborów wiedzy tzw. polewaniem wody. Cenił jednak takt, dobry humor, logiczne myślenie i umiejętność kontrolowania kłopotliwych sytuacji. Pomimo pomyłki wystawił koledze Arturowi ocenę pozytywną.

     Całe zdarzenie świadczy o pewnych cechach charakterologicznych szkoły, wręcz swoistym rycie, gdzie doceniane były przez wykładowców zarówno umiejętności przyswajania wymaganej wiedzy zgodnie z programem nauczania jak i zdolność do logicznego myślenia, rozumienia zdarzeń i ich wzajemnej zależności formułowania wniosków oraz kojarzenia faktów i dedukcji. Prawdopodobnie te cechy szkoły miały wpływ na miano jakim została opatrzona przez jej uczniów i wychowanków - "Sorbona".

     Wśród wykładanych przedmiotów były jednak takie, których wykładowcy z racji przekazywanej wiedzy ścisłej nie pozostawiali marginesów tolerancji. W ich grupie mieściły się głównie; matematyka, fizyka, chemia, technologia oraz języki obce - francuski i rosyjski. Należało kolejne partie materiału opanować i przyswoić oraz otrzymać pozytywne oceny semestralne i roczne.

     W odniesieniu zaś do praktycznych zajęć warsztatowych - niedopełnienie określonych wymagań edukacyjnych, mogło się skończyć brakiem promocji do następnej klasy lub w najlepszym wypadku powtarzaniem praktyki na tzw. dziale przejściowym, którymi były; praktyczna obróbka metali, obsługa maszyn skrawających, naprawa pojazdów samochodowych, kontrola jakości produkcji, praktyczne spawanie i łączenie metali i inne działy.

     Pod koniec lat dziewięćdziesiątych podczas spotkania ze swoim wychowawcą, zostałem zapytany przez Pana Profesora Tomczyka o przydatność wiedzy wyniesionej z Liceum w dalszej działalności zawodowej i edukacyjnej. Pytanie odnosiło się także do kontekstu zmian w gospodarce i na rynku pracy jakie nastąpiły w początkach lat dziewięćdziesiątych. Podobnie jak wtenczas, również dzisiaj odpowiadam - TAK. Przez cały czas swojej aktywności zawodowej wykorzystujemy wraz z małżonką wiedzę i doświadczenie przekazywane przez wykładowców i wychowawców Liceum Zawodowego w Skalbmierzu. Pomimo zmian i nowych możliwości technologicznych jest przydatna w dalszym ciągu. Dla mnie osobiście stanowiła solidne podstawy do rozpoczęcia i ukończenia studiów - szczególnie w obszarach wiedzy technicznej i matematyczno - fizycznej, które były niezbędne do kontynuacji nauki w dziedzinie wojskowości np. balistyka, budowa i funkcjonowanie silników, umiejętność prowadzenia pojazdów mechanicznych, znajomość zasad oddziaływania sił wzajemnie na siebie oraz wytrzymałości materiałów, elektrotechnika i elektronika, geografia i nauki społeczne, oraz historia - jako solidna podstawa do nauki zwanej historią wojskowości, a także umiejętności czytania map i ich opracowywania. Przyzwyczajenia do logicznego myślenia, dedukcji i kojarzenia faktów, umiejętność wyciągania wniosków i ocen - tak bardzo potrzebnych w nauce taktyki, sztuki operacyjnej, lub organizacji działań.

     Wykładane w liceum przedmioty społeczne i humanistyczne - podpowiada mi Ula, stanowiły solidne podstawy do nauk; psychologii, pedagogiki, a później na uniwersytecie i uczelni kształcącej w kierunku biznesu i administracji europejskiej, do nauki socjologii, prawa, ekonomii, organizacji pracy, administracji i zarządzania ludźmi oraz zasobami materialnymi, nauki o prawie i stosunkach międzynarodowych i innych nauk wykładanych na uczelniach wyższych które ukończyliśmy.

     Nabyte doświadczenia - czy to na zasadzie obserwacji czy uzupełnione w późniejszym czasie - z zakresu edukacji i wychowania a przede wszystkim z zakresu kierowania zespołami ludzi i organizacji zarządzania są cały czas przydatne i wykorzystywane w naszej działalności zawodowej. W moim przypadku sprawdzały się w kształtowaniu procesu dowodzenia podczas wieloletniej zawodowej służby wojskowej w różnych jednostkach organizacyjnych Wojska Polskiego. Obecnie są przydatne w dalszym ciągu w naszej pracy zawodowej w administracji publicznej i w szkolnictwie.

     Jak podkreśla moja kochana żona - Urszula (z domu Kamińska), a obecnie od 37 lat - Staniszewska, duże znaczenie ma i miało; umiejętność rozczytywania rysunku technicznego, schematów konstrukcyjnych i przedstawiających organizację funkcjonowania urządzeń mechanicznych, elektrycznych i elektronicznych. Znajomość tych zasad - obowiązujących w całym świecie - pozwalała płynnie rozczytywać również organizacje funkcjonalne przedsiębiorstw i organizacji, szybko orientować się w pod - porządkowaniach i wzajemnych relacjach podmiotów i poszczególnych elementów funkcjonalnych, określać ich współdziałanie i zasady skutecznego zarządzania np. przepływami zasobów finansowych w instytucjach, albo konstruować modele skutecznego działania administracji prywatnej i publicznej - zwłaszcza wtedy gdy jest się głównym specjalistą w Urzędzie Prezydenta m. st. Warszawy.

     Miałem możliwość osobistego sprawdzenia metody wychowawczej Pana Profesora Tomczyka w stosunku do obecnych moich wychowanków w Liceum Międzynarodowym w Warszawie - zastosowałem podobną konstrukcję logiczno myślową (którą niegdyś w czasie sobotniego zebrania z naszymi rodzicami prezentował Pan Prof. Tomczyk) wobec młodzieży Turcji i Indochin oraz ich rodziców. Ta metoda wychowawcza w dalszym ciągu działa skutecznie Panie Profesorze - niezależnie od kraju, z którego pochodzi młodzież, jej koloru skóry albo wyznania.

     Młodzi ludzie na całym świecie są podobni - potrzebują autorytetów i przewodników, umiejących ukazać prawdziwe wartości życiowe i przygotować do dorosłego życia. Rygoryzm jest odrzucany i nie przyswajalny przez młodych ludzi. Ceniony jest autorytet zbudowany na zasadzie wiedzy i życzliwości, oraz umiejętna pomoc przy rozwiązywaniu problemów poprzez ich zdefiniowanie i wybór skutecznego działania.

Byliście kochani Państwo, naszymi Liderami, Autorytetami i Mistrzami - jedynymi w swoim rodzaju. Dziękujemy!

     Wasz wychowawczy wysiłek nabiera szczególnego znaczenia w dobie obecnych czasów. Niepokojów społecznych na świecie i wojny za naszą wschodnią granicą, w której widać bestialstwo putinowskiej armii. Gruntowne przygotowanie i wychowanie patriotyczne, oraz wiedza o godności i szacunku do innych ludzi pozwala na trwanie przy niezmiennych wartościach, na których zasadza się porządek świata: prawa naturalnego, godności, szacunku, porządku i organizacji, patriotyzmu oraz bezpieczeństwa.

opracowanie: Urszula i Piotr Staniszewscy   


Słowo o autorach i artykule.

Piotr i Urszula Staniszewscy - absolwenci Liceum Zawodowego w Skalbmierzu w latach 1980 - 1984. Wspólne miejsce w ławce w l. 1983-1984 - na zajęciach technologii w porywach na j. polskim. Związek małżeński zawarty we wrześniu 1986 r. w Skalbmierzu. Dzieci - 2, syn Karol, córka Kasia.

Dalsze studia - Ukończone Szkoły i Uczelnie Wyższe; Ula - Prywatna Wyższa Szkoła Biznesu i Administracji, Piotr - Wyższa Oficerska Szkoła Wojsk Zmechanizowanych, Uniwersytet Warszawski - studia podyplomowe.

Wyuczone zawody i specjalności; Ula - Biznes, Finanse, Administracja Europejska, Piotr - oficer rezerwy SZ RP, dziennikarstwo i nauki polityczne, politologia.

Aktualnie wykonywany zawód; Ula - Główny Specjalista w Administracji Publicznej, Piotr - inspektor w Administracji Publicznej, nauczyciel (liceum międzynarodowe, liceum ogólnokształcące).

PS.

Artykuł ukazał się w "Księdze 50-lecia Zespołu Szkół Zawodowych w Skalbmierzu 1959-2009". Na potrzeby niniejszej publikacji został uzupełniony o wiedzę wynikającą z przywołanej Księgi.

W naszej kochanej "Sorbonie" przyjęliśmy tytułować naszych kochanych wychowawców i nauczycieli Profesorami - co też jest stosowane dotychczas w szkołach średnich. Zatem w artykule podtrzymujemy nadal tę formę szacunku - także opatrując Ich zdjęcia tymi tytułami.

Pragniemy zaznaczyć że Prof. Józef Łyp oraz Prof Aleksander Łach, podobnie jak uczący nas nauki zawodu Pan instruktor Ireneusz Smadzki - odeszli już z naszej społeczności.



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Nie da się zobaczyć mózgu człowieka, ale widać kiedy go brakuje.
(internet)
kwiecień  27  sobota
kwiecień  28  niedziela
[5.00]   (Proszowice)
proszowickie giełdy: kwiatowa i niedzielna
[17.00]   (Proszowice)
spektakl komediowy Żona do adopcji
[17.00]   (Kraków)
koncert orkiestry dętej "Sygnał" z Biórkowa Wielkiego "na Szklanych Domach"
kwiecień  29  poniedziałek
kwiecień  30  wtorek
DŁUGOTERMINOWE:
PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ