Jak dawniej przeżywano Wielkanoc, w Polsce i u nas

(fot. źródło)
(fot. źródło)

Proszowice, 30-03-2021, (20.03.1913)

     Wielki tydzień w dawnej Polsce. Pod artykułem znajduje się link do archiwalnego materiału Teodory Odziomek "Wielkanocne wspomnienia", mówiącego o Wielkanocy na terenie Ziemi

Przypomnijmy jak to dawniej w Polsce świętowano ;)...

opracowanie: Andrzej Solarz   

Źródło: Zorza; Nr 12, (z dnia: 20 marca 1913 roku); Wielki tydzień w dawnej Polsce

Wielki tydzień w dawnej Polsce

Okres czasu, przeznaczony na uczczenie pamiątek Męki Ukrzyżowania i Zmartwychwstania Zbawiciela, ojcowie nasi z wielkiem obchodzili skupieniem, żadnego nie opuszczając nabożeństwa.

Ongi, w niedzielę kwietnią, aktorowie odgrywali po miastach i wsiach sceny z Męki Pańskie|. Najbardziej się podobał utwór t.zw. "Dominikański", w którym rzecz zaczynała się od wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, a kończyła złożeniem Ukrzyżowanego do grobu.

Przetrwały te przedstawienia do roku 1603, to jest do chwili zakazania ich przez biskupa krakowskiego, Bernarda Maciejowskiego, który je uznał za gorszące.

O wiele dłużej utrzymały się oracye żaków. W kwietnią niedzielę, pisze historyk Kitowicz, młodzież szkolna, uszykowawszy się we dwa rzędy w kościele, przemawiała wierszem. Następnie prawili perory o śledziu, o poście, o biedzie szkolnej, kołaczach, plackach świątecznych. Po nich wysuwali się chłopi dorośli, miejscy lub ze wsi przybyli poprzebierani za pastuchów, pielgrzymów, huzarów, olejkarzy. Jedni strój mieli ozdobiony pętlicami, z papieru złotego, wysokie kołpaki, za oręż młotek, na długim osadzony kiju; wąsy przyprawiane, brody z konopi, infuły z papieru, obuchy i szable drewniane. Oni także zdobywali się na różne oracye, lecz gdy one wiersze i mowy, przez lichych często poetów i oratorów napisane, śmiech tylko wzniecały, zabronił ich wizytator Misyonarzy. ks. Śliwicki, około r. 1738. Potem tylko po domach prywatnych były oracye chłopców, którzy co trzeci wyraz uderzali młotkiem o podłogę.

W Wielki Czwartek biskupi i królowie dokonywali pięknego obrzędu obmywania nóg starcom, poczem starców podejmowano wieczerzą, przy której im usługiwali król i senatorowie, po uczcie jeszcze obdarowywano.

Za Stanisława Augusta jałmużnikiem tych biednych był zwykle ks. biskup Naruszewicz. Każdy starzec otrzymywał: kompletny ubiór, łyżkę, nóż, grabki (wszystko z dobrego srebra), oraz serwetę z zawiniętym w niej dukatem. Za Stanisława Augusta zdarzyło się pewnego roku, że każdy z owych starców miał sto lat przeszło, jeden zaś aż 125, wszyscy razem liczyli 1,300 wiosen...

Od Wielkiego Czwartku w kościołach dzwony milkną, miejsce ich zastępują drewniane kołatki. Skoro więc na wieży odezwała się taka kołatka, chłopcy natychmiast rozbiegali się po mieście z grzechotkami, "czyniąc przykry hałas w uszach przechodzących."

W Wielki Piątek odgrywano stosowne misterya. Do najsłynniejszych należały Mrzygłodowicza: "Zaparcie się Piotra", "Zdrada Judasza", "Skarga ludu", "Zeznania fałszywych świadków", "Sądy Kajfasza, Annasza i Piłata." Po południu odbywały się procesye; jeden z uczestników, przebrany za Chrystusa, w koronie cierniowej, w okowach, dźwigał krzyż, w czem mu pomagał Cyreneusz, a obu otaczali żołdacy rzymscy, którzy upadającego pod brzemieniem Chrystusa smagali, pokrzykując groźnie: "Postępuj Jezu". Tegoż dnia chodziły procesye kapntków w szarych lub kolorowych kapach. Wstępowały one na pamiątkę 5 ran do 5 kościołów, a uczestnicy biczowali się przez całe "Miserere."

widok na centrum wsi Czuszów (fot. źródło)

Odwiedzanie grobów rozpoczynało się w Wielki Piątek, Francuzka, która królowi Władysławowi IV przywiozła do Warszawy Maryę Ludwikę, w opisie swej podróży zaznacza, iż "groby wielkanocne w Polsce są piękniejsze, niż we Francyi." Przy każdym znajdowały się wizerunki, oprócz Pana Jezusa, Matki Boskiej Bolesnej, "ziemia się rozpadała, duchy niebios były wyimaginowane, mnóstwo lamp i świec gorejącycych objaśniało to wszystko." U Jezuitów podówczas cały grób był przyozdobiony, "szyszakami i pałaszami," a wszędzie przygrywała "smętna i łagodna" kapela. Za Augusta III groby wyobrażały jakiś epizod ze Starego lub nowego Testamego, często przesuwający się lub ruchomy. Najpiękniejsze uroczystości podówczas bywały u Jezuitów i Misyonarzy. U św. Jana przy grobie wartowali brabanci królowej, u św. Trójcy artylerya konna, żołnierze trzymali karabiny rurami na dół. Król, z powodu nadmiernej otyłości, nie mógł grobów zwiedzać, ograniczał się jeno na wysłuchaniu u Augustyanów Lamentacyi, wykonywanych przez kapelę i śpiewaków dworskich. Przed 80 laty, według świadectwa Gołębiowskiego, najpiękniej przyozdabiano w Warszawie groby: "Misyonarzy (św. Krzyża) w kościele u Kapucynów, z bijącą w górę fontanną, u św. Jana, u św. Aleksandra, gdzie marmurowy posąg Zbawiciela, po niewieścich klasztorach, gdzie kwiatów i krzewów bywa mnóstwo, a gust lepszy i słodkie śpiewy pomnażają wzruszenie.

Po wsiach za dawnych czasów, groby nie mniej, jak w miastach bywały wspaniałe. Tu oto widziałeś toń morskich bałwanów, a wśród niej wieloryba, który co chwila połykał i wyrzucał Judasza; ówdzie cudowny połów ryb św. Piotra i t.p. Nadto przed każdym grobem na wsi urządzano "ogród z pięknie wzrosłego owsa. rzeżuchy, bukszpanów, a miejsca próżne piaskiem barwnym wysypano." Nie dosyć na tem: "Po obu stronach wznosiły się drzewka cytrynowe, pomarańczowe, kwiaty, a wśród nich wisiały lampy z kolorowemi zasłonami."

Wspomniana już Francuzka zaznacza, że "Polacy i ich królowie, z rodziną swoją, całą noc prawie w Wielką Sobotę przepędzali w kościele." W czasie Rezurekcyi strzelano z armat, z moździerzy, organków, fuzyi i pistoletów "przez beczkę smolną, dla większego odgłosu", a także dokoła kościoła zapalano beczki ze smołą. August III, wzorem poprzedników, bywał na Rezurekcyi u św. Jana. Artylerya wówczas dawała 300 wystrzałów na górce Gnojowej (dziś Oboźna i Sewerynów).

W Wielki Piątek lub Wielką Sobotę grzebano ściśle śledzia i żur. Drużyna dworska, uwiązawszy śledzia na grubym i długim powrozie, wieszała go nad drogą, na suchej wierzbie lub innej drzewinie za to, "że przez 6 niedziel panował nad mięsem, morząc żołądki ludzkie słabym posiłkiem swoim." Żur zaś wynosili z kuchen, jako już nie nie potrzebny, "co było sidłami, dla uwiedzenia jakiego prostaka. Namówili go, żaby garnek z żurem w sieni zawiązany, wziął na plecy, albo na głowie postawił i niósł go tam, niby to po grecku. Za niosącym, frant jeden szedł z rydlem, mający rzekomo dół kopać żurowi i w nim go pochować. Gdy się wyprowadzili z kuchni na dziedziniec, ów z rydlem tłuki garnek a żur oblewał niosącego.


Tomasz A. Andrzejewski   

(fot. źródło + IKP)

Przeczytaj także:

Teodora Odziomek "Wielkanocne wspomnienia"

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/lamy/gazety/20210330zorza_wielki/art.php