"Uciekaj na bok, co cię to obchodzi..." - wywiad z Józefem Belskim

Józef Belski
pióro, klawiatura...

Józef Belski (fot. bibliotekakazimierzawielka.edupage.org)

Kazimierza Wielka, 21-08-2018

Józef Belski, urodził się w 1936 r. w Bemowie. Obecnie mieszka wraz z małżonką w Kazimierzy Wielkiej. Po przejściu na emeryturę pisał artykuły prasowe do Słowa Ludu, Echa Dnia, Tygodnika Ponidzia i Małego Diariusza Skalbmierskiego. Jest współautorem takich pozycji jak: Kazimierza Mała (1999), Bohaterscy obrońcy Skalbmierza (2000). Spod jego pióra wyszły: 50 lat Koła Łowieckiego Diana w Kazimierzy Wielkiej (2006), Kazimiersko - Proszowicka Rzeczpospolita Partyzancka (2014) oraz Ostatnie dni (2018).

     Zafascynowany regionalną historią, którą bada i opisuje w swoich książkach. Jest właścicielem wielu fotografii i dokumentów pochodzących z czasów okupacji hitlerowskiej. Poznał wielu dowódców różnych szczebli, nawiązał kontakt z żyjącymi świadkami wydarzeń, mających miejsce na Ponidziu. Od 2011 roku pełni funkcję Prezesa Koła Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej w Kazimierzy Wielkiej.

Sylwia Antoszek (IKP): Nie mogę się powstrzymać, aby na początku nie zapytać Pana o coś, co mnie najbardziej interesuje. Skąd Pan czerpie wiedzę o opisywanych przez siebie wydarzeniach?
Józef Belski: Moją inspirację czerpałem po prostu z życia, z praktyki, z domu konkretnie, z którego pochodzę. Trzech moich braci było w Ruchu Oporu (mówiąc prościej - w Partyzantce). Ja wtedy miałem niewiele lat, żaby pamiętać szczegóły, nazwy organizacji czy nawet bohaterów, dowódców wyższych szczebli. Ale rozmowy, jakie toczyły się w domu budziły moją ciekawość, szczególnie wtedy, kiedy mnie od nich odpędzali, pamiętam jak mówili "uciekaj na bok, co cię to obchodzi". To był początek tego wszystkiego.

Później, już po wojnie, będąc w szkole podstawowej, gdzie dwie ostatnie klasy, 6 i 7, kończyłem w Skalbmierzu. Pochodzę z Baranowa, tamtejszej gminy skalbmierskiej. Tam właśnie pamiętam okupacje, niezupełnie wszystko, ale w miarę jak przybywało lat, zarówno okupacji jak i mnie te wydarzenia bardziej zatrzymywałem w pamięci. Pacyfikacje Skalbmierza pamiętam dość dobrze. Z odległości czterech kilometrowej, jaka dzieliła mój dom ze Skalbmierzem, widać było unoszące się dymy nad płonącym miastem, słychać było strzelaninę, która się tam odbywała podczas walk toczonych przez Partyzantów z Niemcami. Po skończeniu wojny zaczęto to opisywać, szczególnie dowódcy większych formacji sięgnęli po pióra.

Pamiętam, że kiedy chodziłem jeszcze do szkoły, chyba byłem wówczas w siódmej klasie, wpadła mi do rąk pewna książka, właściwie broszurka, autorstwa dowódcy Batalionów Chłopskich, Józefa Maślanki, którego oddział walczył w Skalbmierzu. Walka trwała cały dzień, około 15 godzin więc było dużo czasu aby z daleka powiadomić i przybywały różne oddziały. To były początki mojego zainteresowania. Pamiętam rozmowy, które odbywali moi bracia ze swoimi kolegami. Później te fragmenty rozmów pomogły mi ułożyć wszystko w jedną całość, kiedy zacząłem czytać książki tychże dowódców. Pochłaniałem to, bardzo mnie ten temat interesował. Chyba od tego momentu zacząłem lubić historię. Do tej pory się tym amatorsko interesuję.

Zacząłem pisać kiedy minął mój wiek, powiedzmy, produkcyjny. Przestałem pracować, przeszedłem na emeryturę i musiałem coś zrobić z tym ogromem wolnego czasu. Początkowo pisałem artykuły do gazet związane z historią naszego regionu a później spróbowałem sił w książkach. O historii czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce. Nawet ostatnio, będąc w Krakowie kupiłem książkę, której tytuł bardzo mnie zaciekawił. "Rozpruwanie Rosji", bo taki nosi tytuł ta książka, to pojęcie, które wzbudza moje szczególne zainteresowanie. Ciekawi mnie, kiedy narodziło się to pojęcie.


SA: Czy ktoś Pana zachęcił do pisania książek?
JB: Nie, sam się zdecydowałem na pisanie książek. Widząc innych, którzy też nie byli z wykształcenia historykami, ale dociekliwość i zdolności pozwoliły im stworzyć książki. Mnie specjalnie nikt nie zachęcał. Sam zacząłem współpracę z moim młodszym kolegą, który to robił fachowo i do dzisiaj pisze. Dwie pierwsze prace stworzyliśmy wspólnie, na zasadzie współautorstwa. Teraz mam niewielki dorobek - trzy samodzielne prace. Nie porywam się na żadne wielkie rzeczy, nie teoretyzuję, bo do tego są potrzebni mądrzejsi ludzie. Niestety, trzeba przyznać, że czytelnictwo jest coraz bardziej wypierane przez swoich znakomitych konkurentów jakimi są telewizja czy Internet. Teraz nawet książki można słuchać a nie czytać. Moja ostatnia książka, którą wydałem niedawno, również jest w wersji elektronicznej w formie e-booka.

SA: W związku z tym, myśli Pan, że papierowe książki odchodzą w zapomnienie?
JB: Nie, nie myślę tak. Ja myślę, że może teraz przeżywają kryzys, tak bym to raczej określił. Zycie pokazuje nam, że wiele było takich wynalazków, które zapowiadały całkowitą odmianę a jednak to się nie sprawdziło. Mam nadzieję, że jednak to, co jest na papierze przetrwa również i tę próbę. Myślę, że papierowe książki jeszcze bardzo długo nie ustąpią miejsca swoim elektronicznym wersjom. W każdym razie, mam nadzieje, ze nie nastąpi to za mojego życia.

SA: Planuje Pan, albo czy już się tworzą, kolejne publikacje?
JB: Nie, jeszcze nie ochłonąłem z ostatniej premiery mojej książki. Mogę zdradzić, że nowe pomysły już się narodziły w mojej głowie. Konkretnie dwa tematy. Ponieważ jestem już leciwy, to muszę się śpieszyć. Planuję zrobić drzewo genealogiczne mojej rodziny i szeroko go opisać. Druga, odleglejsza rzecz, będzie oparta na historii siostry mojego taty, która gospodarzyła na niewielkim gospodarstwie pod Proszowicami. Pod koniec lat 20 na Pomorzu, w wyniku powstania Polski i do końca nieuregulowanych stosunków z Niemcami, prowadzono komasacje gruntów niemieckich i zachęcano nas, z przeludnionej Polski Centralnej, aby wyjechać tam i tam się osiedlić. Sistra mojego taty tak właśnie zrobiła. Wyjechała tam wraz ze swoją liczną rodziną. Po wojnie urwał nam się kontakt. Udało mi się skontaktować z jedną z moich kuzynek, która zrozumiała moje intencje i przysłała mi znaczną ilość materiałów, zdjęć rodziny, opisów.

SA: Z której swojej publikacji jest Pan najbardziej zadowolony merytorycznie?
JB: Sam siebie nie próbuję oceniać, bo to z reguły jest fałszywa ocena. Mogę jedynie powiedzieć o swoim odczuciu, które podpowiada mi, że dwie ostanie publikacje (książko-album "Kazimiersko-Proszowicka Rzeczpospolita Partyzancka" i "Ostanie dni") są w moim mniemaniu warte uwagi.

SA: Specjalizuje się pan w badaniu konspiracji na terenie części obszaru Inspektoratu "Maria", jaki jest to teren?
JB: Cały Inspektorat Maria obejmował w zasadzie tereny przedwojennych trzech powiatów: Olkusza, Miechowa i Pińczowa. Olkusza niezupełnie już całego ponieważ prawie połowa powiatu olkuskiego została anektowana przez Niemcy i tam przebiegała granica Rzeszy Niemieckiej. Na czele Inspektoratu "Maria" stał Inspektor, to był wyższy wojskowy dowódca, mianowany przez Komendę Główną Armii Krajowej. Był to zapewne młody, uzdolniony człowiek, wybitny wojskowy. Na dowódcę stawia się człowieka najzdolniejszego, najlepszego, pomysłowego, odważnego. Takimi osobami byli ówcześni Inspektorzy. Ostatni Inspektor, pełnił tę funkcję najdłużej. Wtedy był kapitanem, szybko awansował na stanowisko majora, nazywał się Bolesław Michał Nieczuja Ostrowski.

SA: Myślał Pan o poszerzeniu obszaru badań?
JB: O poszerzeniu nie. Nie czuję się na siłach. Do tego trzeba mieć jednak wiedzę uniwersytecką.

SA: A wchodzi w grę inna tematyka?
JB: Inna tematyka owszem, wchodzi w grę. To jest moje hobby obecnie, wcześniej było nim myślistwo. Mam jedną pracę myśliwską, stworzyłem ją na rocznice Koła Myśliwskiego.

SA: Czy ktoś pomaga Panu przy poszukiwaniach materiałów?
JB: Nie. Jest to całkowicie samodzielna praca. Natomiast lubię się posiłkować innymi pracami. Informacji nie czerpię nigdy z jednego źródła czy jednego dokumentu, ale z kilku możliwych źródeł. Szukam w książkach, w archiwum a wcześniej zdarzało mi się wyjeżdżać w teren i rozmawiać z ludźmi.

SA: Jak najbliżsi odnoszą się do Pana pasji?
JB: Nie można powiedzieć, żeby mi przeszkadzali. Raczej udają, że są obojętni. Odwiedzili mnie ostatnio synowie i nie interesował ich ten temat. Natomiast wnukowie, dorosłe osoby, bardziej się tym interesują. Chętnie czytają moje książki. Jeśli chodzi o najbliższe otoczenie, to nie wiwatują na moją cześć, ale podczas ostatniego spotkania promującego moją nową książkę, frekwencja mnie zaskoczyła, ponieważ przyszła naprawdę liczna grupa.

SA: Jak ocenia Pan wiedzę historyczną młodego pokolenia?
JB: Generalnie kiepsko. Nie można się temu dziwić, skoro ludzie dorośli, wykształceni nie wykazują zainteresowania tym tematem. Mimo tego, podczas moich spotkań z uczniami w szkołach, które organizujemy razem ze znajomymi, młodzież jest zainteresowana historią, tym, o czym mówimy. Chcą słuchać i zostają nawet wtedy, kiedy mija czas przeznaczony na to spotkanie.

SA: Chciałby Pan kiedyś pracować jako nauczyciel historii?
JB: Oczywiście, chciałbym. Teraz jest to niestety już niemożliwe.

SA: Czy uważa Pan, że nasze czasy będą w przyszłości równie interesujące dla historyków jak czasy, które interesują ich teraz?
JB: Wszystko przed nami. Myślę, że nasze czasy są ciekawe i będą ciekawe dla przyszłych historyków. Myślę, że ich badania będą bardziej udoskonalone i na wyższym poziomie technicznym.

SA: Badanie tych czasów będzie łatwiejsze niż teraz?
JB: Mnie się wydaje, że środki informacji - media - mówiąc krótko, są na takim wygórowanym poziomie, że ja sobie nie wyobrażam doskonalszego sposobu przekazywania, relacjonowania czy odkrywania nowych rzeczy.

SA: Co Pan myśli o zdaniu, że "prawda jest największym przyjacielem historyka"?
JB: Uważam, że historia może być tylko jedna. Taka, jaką rzeczywiście jest. Taką trzeba pokazywać i o takiej trzeba mówić. Nie da się jej nagiąć czy przekłamać, wbrew temu, co powiedział jeden z Polskich przywódców, że "my chcemy, żeby historia była pokazywana według naszego oglądu". Historię można komentować na swój sposób, ale historii zmienić się nie da.

SA: Dziękuję za poświęcony mi czas i za szereg informacji, które nie były mi wcześniej znane.
JB: Dziękuję, było mi bardzo miło.

Sylwia Antoszek   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/kacik/pioro_belski/art.php