Relacja Boruty z bitwy o Jaksice - Julian Słupik

(rys. Paweł Nieczuja-Ostrowski)

Proszowice, 30-07-2014

     5 sierpnia 1944 roku w rejonie miejscowości Jaksice (gm. Koszyce) rozegrała się jedna z dwóch największych bitew Rzeczpospolitej Partyzanckiej. Jadącą od strony Krakowa kolumnę samochodów wypełnionych żołnierzami Feldjägerkorpsu dowodzoną przez majora Wilhelma Wehrmaiera zaatakował oddział z IV Batalionu 120 Pułku Piechoty 106 Dywizji Armii Krajowej dowodzony przez Juliana Słupika ps. "Boruta 22", który miał bronić tego odcinka.

     Wywiązała się walka, która zakończyła zwycięstwem partyzantów. Poniżej przedstawiamy relację z tej potyczki dowodzącego tam Juliana Słupika. Relację tę przysłał do Redakcji p. Tomasz Stężała (pisarz, historyk - prywatnie wnuk Generała), który natknął się na nią w archiwum gen. Bolesława Nieczui - Ostrowskiego, podczas zbierania materiały do swojej kolejnej książki poświęconej Rzeczpospolitej Partyzanckiej pt. "Pułkownicy 1944" z cyklu Trzy Armie - dziękuję. Dziękuję także p. Halinie Kuleszy, która przepisała ją do wersji elektronicznej.

A oto ta relacja, (pod nią znajdują się kserokopie z archiwum gen. Nieczui):

red.   

Akcja pod Jaksicami

Relacja kol. Słupika Juljana "Boruty" d-cy oddziału dywersyjnego. Teren powiatu Pińczów należącym do Inspektoratu "Maria".

     W m-cu lipcu 1944 r. otrzymaliśmy wiadomość, że Niemcy postanowili przeprowadzić pacyfikację naszej okolicy. Pacyfikacji miały podlegać okoliczne miasteczka: Skalbmierz, Kazimierza Wielka, Koszyce i inne miejscowości, gdzie znajdowały się zgrupowania naszych oddziałów.

     Otrzymałem rozkaz dowództwa, aby z oddziałem "Sieroty" (12 ludzi) obsadzić miejscowość Jaksice położoną około 7 km na zachód od Koszyc wzdłuż szosy wiodącej z Krakowa do Koszyc. Zadaniem naszym było ubezpieczenie naszego rejonu od strony spodziewanego ataku. Dla wzmocnienia naszych sił przydzielono nam drużynę dyw. "Beteha" a następnie 6-ciu żołnierzy z oddziału B.Ch. Po kilku dniach dołączył też przysłany przez "Nieborę" podchorąży z 12 ludźmi.

     Z tymi siłami obsadziliśmy punkty górujące nad serpentynami szosy w rejonie m. Jaksice. "Sierota" ze swoją drużyną zamknął szosę za wsią w kierunku Krakowa. Plan nasz był taki: wpuścić npla. między nasze stanowiska obronne a następnie zamknąć mu drogę wycofania na Kraków. Podczas, gdy oddziały "Beteha", podchorążego i "BCh" zaatakują Niemców od strony Koszyc.

     Na wyznaczonych pozycjach byliśmy już około tygodnia i nic nie wskazywało aby Niemcy mieli zamiar pacyfikować nasze tereny. Odnosiliśmy wrażenie, że odstąpili oni od swego zamiaru.

     Nagle, pewnego dnia o świcie nasze posterunki podniosły alarm, że od strony Krakowa zbliża się większa kolumna samochodów (12 ciężarówek, 2 wozy osobowe i kilka motocykli).

     Nasze oddziały były już na stanowiskach. Gdy Niemcy dojechali do zapory jaką przygotowaliśmy na szosie pierwsze wozy zatrzymały się, otworzyliśmy gwałtowny ogień. Pociskiem z "Piata" został trafiony jeden wóz ciężarowy i zaraz stanął w płomieniach.

     Niemcy wyskakiwali z samochodów i zajmowali stanowiska obronne w rowach przydrożnych skąd otworzyli morderczy ogień do naszych żołnierzy. Pomimo silnego ognia poderwałem naszych do natarcia, które częściowo się udało, gdyż część Niemców poddała się wraz ze swym dowódcą pułkownikiem Forstem oraz rannym lejtnantem. Natomiast część Niemców zawróciła i uderzyła na nasze oddziały zamykając im odwrót. Drużyna "Sieroty" broniła swego stanowiska z wielkim uporem. Niemcy przyciśnięci do ziemi ponawiali kilkakrotnie atak i gdy naszym zabrakło amunicji zdołali wyrwać się z czterema samochodami i ujść w stronę Krakowa. Chcieliśmy za wszelką cenę przyjść z pomocą żołnierzom "Sieroty" ale Niemcy broniący się w opłotkach zatrzymali nas dosyć długo i nie zdołaliśmy już Niemców zatrzymać.

     Straty Niemców: dwa samochody osobowe nieuszkodzone, dwa motocykle w stanie dobrym, dwa rozbite i trzy ciężarówki nieuszkodzone oraz dwie rozbite. Dwóch oficerów, tj. płk Forst i lejtnant zostali wzięci do niewoli. W samochodach znaleźliśmy dużą ilość map wojskowych oraz broni maszynowej i amunicji. Kilkunastu Niemców zabitych zostało pochowanych naprędce.

     Ja zabrałem "Sierotę", który był kompletnie ogłuszony wybuchami oraz oficerów niemieckich do samochodu osobowego i miałem się udać do Koszyc odstawić jeńców i zameldować o wynikach potyczki, gdy zobaczyliśmy nadlatujące trzy samoloty "Stukasy". Były to samoloty z lotniska Czyżyny pod Krakowem, gdzie dotarli Niemcy, którzy umknęli z naszej zasadzki. Ruszyliśmy pełnym gazem w stronę Koszyc lecz samoloty dostrzegły nas i w czasie drogi byliśmy kilkakrotnie ostrzeliwani, gdy wpadliśmy na rynek do Koszyc pociski samolotów zapaliły nasz wóz. Zdołaliśmy jednak wyskoczyć i wyciągnąć rannych Niemców z płonącego samochodu.

     Gdy meldowałem o wynikach starcia otrzymaliśmy telefoniczną wiadomość od naszych oddziałów pozostałych w Jaksicach, że nowa kolumna Niemców większa od poprzedniej zbliża się do Jaksic. W kolumnie tej zauważono samochody pancerne.

     Natychmiast dosiadłem konia i udałem się z powrotem do Jaksic. Gdy tam przybyłem zbliżał się już wieczór, nasze oddziały trwały na swoich stanowiskach a Niemcy, teraz już bardzo ostrożnie starali się wybadać nasze siły liczebnie i ogniowo. Zapadał już zmrok, pod jego osłoną zdołaliśmy ominąć wszelkie ślady walki i wycofać się na nowe stanowiska we wsi Dobiesławice, dokąd zostaliśmy skierowani rozkazem "Niebory".

     W czasie drugiej walki z Niemcami przed samym wieczorem został zabity ogniem karabinów maszynowych jeden z naszych żołnierzy ps. "Czarny". Osłaniał on ogniem CKM-u wycofanie się naszych oddziałów. Zwłoki jego zabraliśmy ze sobą - otrzymał serię pocisków w głowę.

     Na drugi dzień byliśmy na stanowiskach we wsi Dobiesławice, gdzie około godziny 10 rano pokazali się Niemcy. Ponieważ nie mieliśmy dostatecznej ilości amunicji, gdyż nie otrzymaliśmy uzupełnienia po wczorajszej walce nie mogliśmy stawić czoła kolumnie npla, w której było 7 samochodów pancernych nie licząc innych samochodów z wojskiem.

     Po naradzie wysłaliśmy do Niemców wójta z Dobiesławic (był on folksdojczem ale mimo to sprzyjającym nam ze strachu o swą rodzinę). Wyjaśnił on Niemcom, że walkę z nami w dniu wczorajszym prowadziły oddziały partyzantki sowieckiej a nie polskie miejscowe. Niemcy dali się dosyć łatwo przekonać, gdyż nie mieli ochoty na prowadzenie walki i gdy wieś złożyła się na libację dla Niemców zameldowali oni swym władzom, że nie spotkali nigdzie partyzantów pomimo usilnych poszukiwań.

Za zgodność: Słupik Julian. (Boruta)      


Obecni przy sprawozdaniu byli:
Bolesław Nieczuja Ostrowski
Jan Latała

(fot. archiwum B. Nieczui-Ostrowskiego)


Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/rp44/wspomnienia/20140730jaksice_slupik/art.php