Józef Żelaśkiewicz ps. "Orlik" o Rzeczpospolitej Partyzanckiej 1944 w Koszycach


Proszowice, 20-07-2019

     Poniżej prezentujemy obszerne fragmenty wystąpienia Józefa Żelaśkiewicza ps. "Orlik" w Koszycach z roku 2010. Ze względu na miejsce wygłoszenia referatu zostały głównie zaakcentowane wydarzenia w pasie Wisły.

Zapraszam do lektury:

Andrzej Solarz   

(fot. ikp)
[...] "Naród, który wyrzeka się swej przeszłości, przestaje istnieć". Dlatego my, kombatanci wraz z całym polskim społeczeństwem, od lat staramy się ocalić od zapomnienia dzieje, fakty zbrojnego wysiłku naszego narodu, a przede wszystkim postawy bohaterów tych walk i dowódców wszystkich szczebli. Piękna ziemia od Miechowa i Pińczowa aż do Wisły wykazała wspaniałą postawę jej synów, którzy na tym terenie w 1944 r. wywalczyli wolny od wroga obszar ponad 1000 km kwadratowych, prawie całkowicie opanowany przez podziemie, 120. pułk AK ziemi pińczowskiej na czele z kpt: Romanem Zawarczyńskim "Sewerem" i współpracującym z wojskiem Państwowym Korpusem Bezpieczeństwa na czele z b. BCh-owcem Klemensem Cabajem "Igielą". To tutaj wykonywał swoje czynności Powiatowy Delegat Rządu Józef Dąbkowski "Dąb" i ujawniła funkcjonowanie wolna polska administracja, dając podstawę do historycznej już nazwy Rzeczpospolita Partyzancka, lub określając terytorialnie "Rzeczpospolita Kazimiersko-Proszowicka", albo Pińczowska. Historia walk ojej utworzenie i obronę jest treścią szeregu książek i nie tutaj miejsce na ich przedstawianie. [...]

     Oto już 23 lipca [22 lipca; IKP] odziały BCh-AK pod dowództwem Tadeusza Antosa przy wydatnej pomocy grupy żołnierzy mjr. E. Ketnera z NSZ rozbiły posterunek policji w Czarnocinie, likwidując także będący tam spory oddział niemiecko-ukraiński.

     Dwa dni później patrol Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa pod dowództwem plutonowego Feliksa Marca "Czarnego" rozbroił i wziął do niewoli wszystkich żołnierzy posterunku Wehrmachtu w Sancygniowie.

     W godz. nocnych 25 lipca oddziały dywersyjno-partyzanckie Inspektoratu AK "Maria" (pluton st. sierżanta "Lota" z drużynami "Podstawki" i "Oracza" wraz z żołnierzami placówki AK pod dowództwem Jana Okońskiego "Solnego" podjęły atak na duży, trzydziestoosobowy umocniony posterunek żandarmerii w Nowym Korczynie. Dowódca IV bat. AK w Koszycach por. "Niebora" skierował tam natychmiast do pomocy oddział dyspozycyjny swego batalionu pod dowództwem Stanisława Kopcia "Oszczepa" oraz pluton 1. kompanii pod dowództwem st. sierż. "Brzozy". Po całonocnym szturmie i ciężkich walkach, w których zginęło trzech naszych podoficerów (plut. "Baust", plut. "Podstawek" i plut. "Zawiślak") i trzech żołnierzy - Nowy Korczyn został od Niemców oswobodzony, nastąpiła likwidacja groźnego punktu wrogiego ucisku, a jego komendant, wredny kat Radtke, wraz z piętnastoma żandarmami zabici.

     Już następnego dnia, 26 lipca, oddział partyzancki im. Bartosza Głowackiego pod dowództwem ppor. Tadeusza Adrianowicza "Pazura" wraz z żołnierzami placówki Działoszyce pod komendą ppor. Walerego Zaroda zlikwidowali w Działoszycach umocniony posterunek - Stiitzpunkt, biorąc do niewoli bez jednego wystrzału sześciu niemieckich żandarmów, dwudziestu czterech policjantów i bogate wojskowe wyposażeniem posterunku.

     W tym samym dniu, 26 lipca, komendant ppor. Stanisław Padło "Niebora" podjął decyzję, że należy oczyścić Koszyce z Niemców, bo stacjonował tu jeszcze oddział "Luftwaffenbau" w sile kilkudziesięciu osób. Do akcji ruszyły grupy szturmowe 2. kompanii pod dowództwem Witolda Molickiego "Marka", kaprala Witolda Glinickiego "Hanko" pod osłoną grupy podchor. Bolesława Czarneckiego "Enrilla" i w ciągu półgodzinnej walki zabiły dwóch Niemców, a dwudziestu wzięły do niewoli. Akcja w Koszycach, umiejętnie zaplanowana i wykonana pod dowództwem ppor. "Niebory", przyniosła nie tylko znaczne korzyści w zdobyczy wojennej (kilka aut i dużo uzbrojenia), ale pozwoliła stworzyć ważny punkt Wolnej Polski, bo zdobyta w Koszycach centrala telefoniczna znakomicie ułatwiła łączność między naszymi oddziałami w Rzeczypospolitej, nie mówiąc o skutecznym osłonięciu mieszkańców Koszyc od prześladowań niemieckich.

     Gdy garnizon niemieckiego posterunku pod dowództwem lejtnanta Linka zaczął opuszczać Nowe Brzesko, dostał się w zasadzkę plutonu ppor. Tadeusza Kowala "Skiby" z 3. kompanii batalionu "Niebory" i w krótkiej walce dowódca Linke został zabity, a garnizon rozbrojony. Nie było już problemu z zajęciem przez nasze siły całego Nowego Brzeska i przekazaniem go w dn. 25 lipca pod opiekę oddziału LSB i PKB pod dowództwem Stanisława Szczepanika "Rolanda".

     W ten sposób cały teren nad Wisłą od Nowego Brzeska poprzez Koszyce do Nowego Korczyna dzięki mądremu i skutecznemu dowodzeniu przez szefa IV batalionu por. Stanisława Padło "Nieborę" i odważnej, pełnej poświęcenia walce jego żołnierzy i dowódców oddziałów został oswobodzony od wroga.

     Niestety wieczorem 29 lipca dotarł do Opatowca 450-osobowy batalion ukraiński z plutonem konnym i zajmując miasto zaczął rabować, gwałcić kobiety, a starsze nawet mordować. Por. "Niebora" podjął szybką decyzję walki, aby ich wyrzucić z miasta. Skierował tam oddział dyspozycyjny Podobwodu Koszyce pod dowództwem st. sierż. Stanisława Kopcia "Oszczepa", pluton st. sierż. Mieczysława Janca "Lota", oddział Tadeusza Wróbla "Oracza" i żołnierzy z grupy "Brzozy" pod dowództwem plut. Stanisława Ciurlika ps. "Lipa". Walki trwały całą noc - włączył się także po naszej stronie oddział z Ujścia Jezuickiego, dowodzony przez sierż. Józefa Najadka. Ukraińcy palili domy i wrzucali do nich granaty, co spowodowało, że oprócz naszych czterech żołnierzy AK zginęło dziewięć osób cywilnych. I choć ukraiński batalion został przepędzony, choć zginęło ich szesnastu, a czterdziestu zostało rannych - pozostał żal po szesnastu obywatelach Opatowca, którzy zostali przez wroga porwani za Wisłę i tam w okolicach Olesna pomordowani. Cel główny - przerwanie, zaniechanie pacyfikacji i zmuszenie nieprzyjaciela do opuszczenia Opatowca - został jednak osiągnięty. I znów cały nadwiślański teren od Nowego Brzeska do Nowego Korczyna był wolny i pod wojenną władzą IV. batalionu por. "Niebory".

     Natomiast sytuacja w drugim kierunku, na linii Koszyce-Kazimierza Wielka-Skalbmierz jeszcze w dniu 26 lipca była skomplikowana. Na stacjonujący w majątku Sielec Dwór oddział dyspozycyjny II bat. 120 pp. AK ppor. Franciszka Pudo "Sokoła" ruszyły z dwóch stron (od Skalbmierza i od Kazimierzy Wielkiej) kolumny samochodów z żandarmerią niemiecką. Dzięki pomocy oddziału partyzanckiego "Grom" z Kobylnik i oddziału PKB (BCh) z gminy Boszczynek pod dowództwem Henryka Justala ps. "Stal" osiągnięto zwycięstwo, niszcząc część samochodów, zabijając wielu Niemców, i biorąc do niewoli dwunastu wraz z kapitanem Schutzpolizei. Dzięki temu nastąpił odwrót do Miechowa i do Krakowa obydwu grup niemieckich.

     Nazajutrz Skalbmierz był wolny i ppor. "Sokół" swoim siedemdziesięcioosobowym oddziałem objął go we władanie. Natomiast druga kolumna Niemców, wracająca do Krakowa i słusznie niezaatakowana w Koszycach decyzją por. "Niebory", aby nie narażać ludności cywilnej - niestety w Nowym Brzesku została wciągnięta do walki przez oddziały LSB BCh z 3 kompanii IV bat. pod dowództwem Stanisława Szczepanika. Rozgorzała walka, do której włączyli się także żołnierze z oddziału ppor. "Skiby", zabili trzech Niemców i dwóch ujęli do niewoli; z naszej strony zginął dzielny st. strzelec Kazimierz Amrogowicz "Pik". Rezultat walki można by uznać za pozytywny, gdyby nie fakt, że Niemcy po ucieczce do Krakowa, spowodowali trzykrotne ataki lotnictwa na Nowe Brzesko, podczas których spłonęło wiele domów i sklepów.

     Bardziej pozytywne były akcje w samych Koszycach i ich pobliżu. Oto 27 lipca wylądował w Koszycach samolot "Storch". Drużyna placówki (PKB, którym kierował ppor. Julian Ciupidro) pod dowództwem Stefana Kuleszy "Wróbla" ostrzelała samolot, zabiła pilota, którym był mjr SS Hesspe, przyjaciel Himmlera, i przejęła całe wyposażenie samolotu i osobiste pilota. Następnego dnia por. "Niebora" postanowił zatrzymać oddział Niemców, którzy starali się przeprawić przez Wisła ze wsi Górka do wsi Sokołowice. Nasza grupa Gabriela Glińskiego "Hanka" zaatakowała ich, przepędziła, zdobywając amfibię i sporo broni.

     Już tylko dla porządku statystycznego dodani, że w dniach 27 i 28 lipca oddziały III batalionu 120 pp AK wkroczyły do Pińczowa i zajęły go bez walki.

     W tym samym czasie żołnierze kompanii III batalionu 8. pułku ułanów AK pod dowództwem ppor. "Kłosa" i ppor. "Drozda" oraz oddziału LSB z Rudna Górnego przejęli we władanie Rzeczypospolitej miasto Proszowice. W ten sposób na tym obszarze naszej małej Ojczyzny od Pińczowa do Nowego Brzeska, od Proszowic do Działoszyc przez Koszyce, Kazimierzę Wielką i Skalbmierz działały tylko polskie władze wojskowe i cywilne. A ta nasza Rzeczpospolita Partyzancka rozsiadła się na ważnych liniach komunikacyjnych prowadzących do pobliskiej strefy frontowej, paraliżując wszelkie ruchy wojsk i środków zaopatrzenia walczących jednostek niemieckich. Najbliższy przyczółek I. Frontu Ukraińskiego był przecież w rejonie Baranowa Sandomierskiego, a pancernemu oddziałowi rozpoznawczemu tych wojsk udało się nawet wedrzeć na krótko do Stopnicy i Wiślicy.

     Nic więc dziwnego, że Niemcy po otrząśnięciu się ze strachu i paniki postanowili zlikwidować jak najprędzej wolną Rzeczpospolitą. Oczyszczenie z polskich elementów powstańczych, skutecznie kontrolujących ten przyfrontowy teren, zaplanowano starannie w Krakowie i Miechowie, nakazując służbom bezpieczeństwa Generalnej Guberni wykonać tę operację 5 sierpnia. Wypadki, które zaszły tego dnia, uświadomiły polskim dowódcom, że wróg był jeszcze silny, a ich zamiary szły w kierunku utopienia we krwi naszej lokalnej niezawisłości.

     Niemcy zaplanowali dwa uderzenia: pierwsze, wyprowadzone wzdłuż, osi Miechów-Skalbmierz-Kazimierza Wielka i drugie, rozwijane wzdłuż szosy nadwiślańskiej Nowe Brzesko-Koszyce-Kazimierza Wielka. W Skalbmierzu - jak wszyscy wiemy - rozegrał się największy bój w obronie tej enklawy Wolnej Polski, w którym udział wzięły: ze składu 120 pułku AK ziemi pińczowskiej, dowodzonemu przez kpt. Romana Zawarczyńskiego "Sewera", pododdziały II batalionu por. Romana Moskwy "Wojniłowicza", częściowo I batalionu kpt. Michała Studzińskiego "Zbigniewa", a także różne jednostki PKB, pochodzące z Batalionów Chłopskich, poza tym oddział AL pod komendą kpt. Z. Bieszczanina "Adama", część oddziału NSZ por. Stanisława Grobdy "Bema" i załogi dwóch sowieckich czołgów T 34 sprowadzone z Wiślicy dzięki ppor. Władysławowi Wojasowi "Władymowi", dowódcy naszej placówki z Wiślicy i ppor. Janowi Pszczole "Janczarowi" komendantowi Pińczowskiego obwodu AK (a przedtem BCh). Niemcy ściągnęli pośpiesznie rezerwy Wehrmachtu, policji i żandarmerii oraz oddziały Legionu Ukraińskiego, wysyłając do Skalbmierza 5 sierpnia nad ranem siedmiuset żołnierzy świetnie wyposażonych w broń maszynową i znaczną ilość broni stromotorowej, a po dobie przysłali kolejnych trzystu ludzi. Ciężkie walki toczyły się w trzech fazach, ich przebieg doczekał się licznych opracowań łącznie z referatami, które co roku w rocznicę walk w Skalbmierzu wygłaszamy. Nie będę się więc powtarzał na ten temat, bo dzisiaj pragniemy Wam przybliżyć, przypomnieć działania na drugim kierunku niemieckiego uderzenia wzdłuż linii Wisły od strony Krakowa, którego obrona przypadła oddziałom, dowodzonym przez por. Stanisława Padło "Nieborę".

     Sprawę Skalbmierza dla pełnego obrazu krótko tylko zreasumuję: podczas trzech faz ciężkich walk od 5 do 6 sierpnia poległo dwudziestu czterech żołnierzy AK, a wśród nich dwóch wybijających się zdolnych dowódców (ppor. Franciszek Pudo "Sokół" i ppor. Franciszek Kozłowski "Brzoza II"). Ten największy bój partyzancki Inspektoratu AK "Maria", jakim była bitwa o Skalbmierz przy olbrzymiej przewadze sił żywych i ogniowych nieprzyjaciela, był w sumie zwycięski, bo spowodował wyparcie wroga z tego terenu, nie dopuszczenie do dalszej pacyfikacji i zadanie mu poważnych strat w ludziach (dziewięćdziesięciu zabitych i rannych) i w sprzęcie (wiele samochodów i samolot). Niestety, ten bilans nie obejmuje niedającej się niczym zrekompensować straty siedemdziesięciu siedmiu mieszkańców Skalbmierza, Szarbi i Rosiejowa (w tym wielu kobiet i dzieci) bestialsko zamordowanych przez niemiecko-ukraińskich żołdaków.

     O obronie południowej, nadwiślańskiej flanki Rzeczpospolitej por. "Niebora" myślał już od 28 lipca. W tym dniu polecił zamknąć drogę Kraków-Koszyce plutonowi dyspozycyjnemu 2 kompanii pod dowództwem ppor. Bolesława Czarneckiego "Enrilla", jego zastępcę plut. podch. Jerzego Mandeckiego "Wilka".

     Wybrano świetny teren - zakręty drogi na północnym skraju wsi Jaksice z ustawieniem ciężkiego karabinu maszynowego na wzgórzu po zachodniej stronie szosy i wzorową infrastrukturą w sferze łączności (centrala w Koszycach - aparat połowy w Jaksicach), opieki medycznej (punkt opatrunkowy w domu pp. Kętów w Koszycach) i wyżywienia (dostarczał pchor. "Kupiec" przy pomocy dziewcząt z Jaksie, Koszyc i Sokołowie, zrzeszonych w kobiecej organizacji Pomoc Żołnierzom).

     Przez kilka dni panował tam spokój, więc por. "Niebora" zdecydował 31 lipca przesunąć pluton "Enrilla" do Sokołowie, by bronił przed zbliżającymi się Niemcami przeprawy na Wiśle od strony Górki, a do Jaksie skierował dwudziestopięcioosobowy oddział dywersyjno-partyzancki Juliana Słupika "Boruty 22" i Stanisława Kozery "Sieroty" plus drużyna z Kościelca pod dowództwem Kazimierza Stępnia "Strachonia". Szef koszyckiego oddziału ppor. Julian Ciupidro "Dworak", "Sęp", odkomenderował tam dodatkowo własną drużynę.

     Te starania i żołnierskie przegrupowania okazały się niezwykle celowe. Oto w dniu 5 sierpnia, dwie godziny po ataku na Skalbmierz, zbliżył się do Jaksie od strony Krakowa, przerzucony z frontu włoskiego, zmotoryzowany batalion "Feldjagerkorps". Por. "Niebora" rozkazał "Borucie" podjąć walkę z Niemcami i zlecił ppor. Czarneckiemu "Enrillowi" niezwłoczny powrót jego oddziału do Jaksie. Rozgorzała ostra, zacięta walka, podczas której drużyny Kozery "Sieroty" i Słupnika "Boruty", rozbijając dwie ciężarówki, zmusiły część niemieckiej kolumny do wycofania się aż do folwarku Śmiłowice, a z kolei pluton B. Czarneckiego "Enrilla", niszcząc kilka motocykli i duży samochód, zepchnął pozostałą część batalionu do folwarku Jaksice. Niemcy stracili dwóch oficerów i dwóch żołnierzy i wezwali na pomoc samoloty, ale zamiast odbicia jeńców spowodowali spalenie ich samochodu na rynku w Koszycach. W czasie tych ciężkich walk z naszej strony wyróżnili się szczególnie obsługujący karabin maszynowy Stanisław Górda "Lipa" i Tadeusz Kalisz "Gałązka".

     Dowódca batalionu por. "Niebora" i wszyscy obrońcy jaksickiego punktu oporu - mimo chwilowego zwycięstwa nad dużym, frontowym batalionem wojsk niemieckich zdawali sobie sprawę, że nieprzyjaciel zbierze siły i ponowi walkę, więc przerzucono dodatkowo do Jaksie oddział dywersyjno-partyzancki ppor. "Skiby" Sokołowskiego. Tymczasem po godz. 17.00 wróciła do Jaksic kolumna samochodów pancernych z wojskiem. Z naszej strony rozpoczął ostrzał ze swego karabinu maszynowego strzelec "Czarny" i zaraz niestety zginął, a Niemcy wyskoczyli z samochodów i podjęli ostry atak.

     Ich przewaga i siła ognia była tak wielka, że oddziały Czarneckiego i Słupika, ostrzeliwując nieprzyjaciela, wycofywały się małymi grupkami na cmentarz Książnice Wielkie, a Niemcy zabierając rannych i zabitych zawrócili w kierunku Krakowa poprzez Dolany i Śmiłowice. Decyzja dowódcy IV. batalionu por. "Niebory" o podjęciu walki z przeważającymi siłami wroga była bardzo słuszna, bo nie wolno było dopuścić wrogich sił w rejon Skalbmierza i Kazimierzy Wielkiej. Niemców należało pobić oddzielnie lub (z powodu szczupłości sił własnych) opóźniać przesuwanie i nie dopuścić do koncentracji wrogich ugrupowań. Jest jasne, że mimo ogromnej przewagi nieprzyjaciela pod Jaksicami zgrupowanie partyzanckie IV batalionu 120 pp. AK pod dowództwem por. "Niebory" w obydwu fazach walki spełniło swoje zadanie, bo przeciągnęło walkę do wieczora, uniemożliwiając kolumnie zmotoryzowanej, idącej z Krakowa wsparcie oddziałów pacyfikujących Skalbmierz.

     Dlatego bój pod Jaksicami stoczony przez oddziały por. "Niebory" zasługuje na wysoką ocenę. Po walce pod Jaksicami w godz. nocnych 6/7 sierpnia por. "Niebora" skoncentrował oddziały "Enrilla", "Boruty" i 3 kompanii w rejonie wzgórza Kosiń, aby mieć podstawę wyjściową do natarcia, gdyby Niemcy chcieli pacyfikować Koszyce i okolicę. Gdy jednak wywiad pułku przekazał uspokajającą wiadomość co do postawy Niemców w stosunku do ludności cywilnej (chytrym wybiegiem udało się ich przekonać, że w tym rejonie najostrzej działały oddziały partyzantki sowieckiej), por. "Niebora" ostatecznie ugrupował swe siły w rejonie Brończyce-Dobiesławice, a sam swoją kwaterę przeniósł z Bejsc do Włostowic.

     Po kilkunastodniowym pogotowiu nastąpiło przejście do działalności konspiracyjnej. Tak więc dzięki mężnej i ofiarnej walce partyzantów, zastosowanej taktyce ciągłego niepokojenia nieprzyjaciela w różnych miejscach - zahamowano w znacznym stopniu agresywność Niemców i ocalono pozostałe wsie i miasta w Rzeczypospolitej od losu Skalbmierza. Największym sukcesem walk w tym okresie było:
  • wyniszczenie dość znacznych sił nieprzyjaciela (minimum pięciuset zabitych i rannych, z tego 60% to siły bezpieczeństwa);
  • dezorganizacja zaopatrzenia i ruchu na zapleczu wschodniego odcinka niemieckiego frontu;
  • poważne dozbrojenie oddziałów 106 DP AK.
     Trzeba jeszcze raz stwierdzić, że oddziały por. "Niebory" spełniły godnie swe zadanie. Walki w Nowym Korczynie, Koszycach, Opatowcu, Nowym Brzesku, a szczególnie bój pod Jaksicami były przykładem bohaterskiej postawy polskich partyzantów, ludzi o gorących sercach, odważnie rzucających swe życie na szalę walki o wolność Ojczyzny [...]

Józef Żelaśkiewicz   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/rp44/art/20190720wystapienie/art.php