Rzeczypospolita Kazimiersko-Proszowicka i sancygniowski etap walki partyzanckiej (lipiec-listopad 1944)

(fot. ikp)

Miechów, 31-01-2018

     W zeszłym roku, 5 października, w krakowskim Muzeum Armii Krajowej odbyło się sympozjum historyczne Inspektorat miechowski w konspiracji i w walce zbrojnej. Podczas jej trwania zostały wygłoszone dobrze przygotowane referaty i komunikaty. Poniżej referat dra Stanisława Piwowarskiego:

red.   

I. Decydującym sprawdzianem możliwości organizacyjno - bojowych Inspektoratu Miechów "Maria" stała się próba walki powstańczej podjęta w lipcu - sierpniu 1944 nad dolną Nidą, Nidzicą, Szreniawą, Dłubnią i górną Pilicą, która doprowadziła do utworzenia Rzeczypospolitej Kazimiersko - Proszowickiej (noszącej różne lokalne nazwy, jak np. Rzeczypospolita Kazimierska, Republika Pińczowska, Niepodległość Koszycka, Państwo Wiślickie), położonej na bezpośrednim zapleczu frontu sowiecko - niemieckiego i mającej poważne znaczenie dla toczących się wówczas walk o przyczółek sandomierski.

     Plan powstania powszechnego, tworzony pierwotnie w oparciu o Raport operacyjny Nr 54 (datowany na 3 II 1941), a następnie o Raport operacyjny Nr 154 (z 3 IX 1942), przewidywał opanowanie Krakowa i Rzeszowa jako głównych celów wojskowo-politycznych oraz 41 ognisk walki i 9 lotnisk w Okręgu Krakowskim. Siły bojowe Inspektoratu miały opanować Miechów, Wolbrom i Tunel, a następnie działać na "kierunek Kraków", gdzie znajdowało się około 70 celów do uderzenia, w tym dwa lotniska.

     Od jesieni 1943 Komenda Główna AK nabrała jednak przekonania, że planowane powszechnie powstanie, jako jednocześnie podjęty czyn zbrojny w skali całego kraju, może się nie udać. Opracowano więc nowe założenia do walki powstańczej i wprowadzono je w życie 20 XI 1943, rozkazem Dowódcy AK gen. bryg. Tadeusza Komorowskiego, ps. "Bór", nadając im kryptonim "Burza". Przewidywały one, że podczas odwrotu armii niemieckiej nastąpią krótkie, gwałtowne uderzenia AK na kolumny tyłowe nieprzyjaciela i przywitanie "sojuszników - naszych sojuszników" na naszych ziemiach przez ujawniających się dowódców Wojska Polskiego - czyli AK i przedstawicieli władz cywilnych.

     Początki wyzwalania ziem udręczonych pięcioletnią okupacją były tyle ryzykowne co i obiecujące. Operacja "Burza", nazywana skrótowo operacją "B", rozpoczęła się już w styczniu 1944 na Wołyniu. W pełni lata tego roku "Burza" dotarła nad Wisłę. W tym czasie na Zachodzie siły alianckie zajęły Rzym (4 VI), lądowały w Normandii (6 VI) i wydawało się, że już niebawem wojna przeniesie się na ziemie niemieckie. Tymczasem na Wschodzie Armia Czerwona siłami dwóch potężnych frontów (1 Białoruskiego i 1 Ukraińskiego) rozgromiła centrum niemieckich sił. Katastrofalne położenie Wehrmachtu doprowadziło do przeniesienia się działań wojennych nad Bug, Narew, Wisłę i San. Armie uderzeniowe 1 Frontu Ukraińskiego szły przez Tarnopolskie, Stanisławowskie i Lwowskie oraz tereny południowej Lubelszczyzny, Przemyskie, Podkarpacie i Rzeszowszczyznę, wyzwolone już częściowo przez oddziały AK, które realizowały pełną "Burzę" lub tylko jej pierwszą fazę określaną jako "Czujność". Faza ta polegała na przyjęciu przez oddziały bojowe AK postawy pełnej gotowości i dozbrajania się przy każdej nadarzającej się okazji poprzez szybkie akcje i działania.

     Dla całego Okręgu, a więc i Inspektoratu, stan "Czujności" został zarządzony na 25 VII. Tutaj jednak, czyli w miechowskim mateczniku walki podziemnej, co najmniej od 20 VII oddziały partyzanckie, dywersyjno-partyzanckie i dyspozycyjne AK, a więc: pińczowskiego 120 PP "Kawiarnia" (dowódca kpt. Roman Zawarczyński, ps."Sewer") miechowskiego 112 PP "Mleczarnia"(dowódca kpt.Kamil Gudowski ps."Mak") olkuskiego 116 PP "Winiarnia" (dowódca kpt.Jan Kałymon, ps."Teofil") oraz proszowickiego 8 PUł "Ul" (dowódca mjr Józef Bokota, ps." Malina") i michałowickiego 5 PSK "Pszczoła" (dowódca rtm. Jerzy Jasielski, ps."Jawa), prowadziły aktywną działalność zbrojną, wymierzoną w mniejsze siły policji i wojska, w administrację i gospodarkę okupanta oraz w "ważnych" Niemców i ich sługusów.

     Wróg nie czekał jednak biernie, aż oddziały AK się przegrupują, skoncentrują i poważnie zagrożą jego obecności. Niemcy, przewidując uderzenie AK na swoją tu obecność, w formie powstania powszechnego, podjęli wysiłek ściągnięcia rozproszonych sił do większych garnizonów. Zamiar ten powiódł im się tylko częściowo, ponieważ akcje oddziałów AK oraz współdziałających grup Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa (PKB) i Ludowej Straży Bezpieczeństwa (LSB), a nawet NSZ i AL, wykonane między 20 a 30 VII przeciwko niemieckim siłom zbrojnym, administracji i oddziałom policyjnym, doprowadziły do uwolnienia spod okupacji całego terenu Obwodu Pińczowskiego "Pelagia" i Podobwodu Proszowickiego "Pela" Obwodu Miechowskiego "Magdalena". Był to obszar o powierzchni ponad 1000 km kwadratowych.

     Trzeba jednoznacznie stwierdzić, iż w przypadku Obwodu "Pelagia" stało się to zasadniczo siłami 120 PP, natomiast o opanowaniu rejonu Proszowic zadecydowały oddziały dywersyjne "Dominiki - Peli" (Podobwodu Proszowice), wspierane przez liczne tutaj grupy LSB.

     Przejęcie terenu Obwodu "Pelagia" i części Obwodu "Magdalena" następowało równolegle do działań sowieckich na Rzeszowszczyźnie i już po uchwyceniu (zresztą z pomocą AK), przyczółka w rejonie Sandomierza i Baranowa. Niosło to dla dowództwa Wehrmachtu i władz okupacyjnych wiele problemów zwłaszcza związanych z załamaniem komunikacji dofrontowej do własnych sił odpierających ataki sowieckie na przyczółku, także związanych z organizacją obrony i niezakłóconym płynnym odbiorem kontyngentów.

     W wyzwalanych miasteczkach i wsiach pojawiały się biało-czerwone flagi. Zaczęła funkcjonować polska poczta i telekomunikacja. Ważne obiekty, zakłady i urządzenia techniczne przejęły oddziały Wojskowej Służby Ochrony Powstania (WSOP). W miasteczkach i siedzibach gmin powołano stałe posterunki PKB lub Straży Samorządowej (SS). W polskich rękach znalazło się również kilka linii kolejki wąskotorowej Charsznica-Miechów-Kazimierza Wielka, Kocmyrzów-Proszowice-Kazimierza Wielka, Hajdaszek-Pińczów-Kazimierza Wielka.

     W części północnej teren Obwodu "Pelagia" był rzekomo opanowany przez AL, która ex post, tj. po 1945 powołała tu tzw. Republikę Pińczowską, nawiązując do pewnego epizodu z 1918 będącego zasługą miejscowych socjalistów. Fakt ten zawłaszczyła dla PPR historiografia Polski Ludowej. Można to wyczytać jeszcze dzisiaj w różnych encyklopediach i w Internecie.

      Indeks podjętych działań AK, od 20 VII do 20 VIII, określamy na blisko 100 akcji, zaczepnych i obronnych, mniejszych i większych. Dzisiaj większość tych zdarzeń jest już zarejestrowana, zweryfikowana w opisach i ocenach, znani są prawie wszyscy bohaterowie tych zmagań. Większość faktów i osób została również uczczona i uhonorowana. Ogromną rolę odegrały tutaj organizacje kombatanckie, jak Stowarzyszenie Żołnierzy AK czy Światowy Związek Żołnierzy AK.

     Kazimierza Wielka, po rozbrojeniu jej niemieckiego garnizonu, stała się miejscem postoju dowódcy 120 PP kpt. "Sewera", oraz kwaterą współpracującego z wojskiem komendanta Obwodu PKB Klemensa Cabaja, ps. "Igiel". Zaczął tutaj wykonywać swe czynności Powiatowy Delegat Rządu Józef Dąbkowski, ps. "Dąb". Właśnie z istnienia tego wolnego terenu, na którym funkcjonowała nasza teraz już jawna administracja i ujawniło się Wojsko Polskie, cały teren opanowany przez podziemie otrzymał nazwę Rzeczypospolitej.

     Tym czym dla Obwodu "Pelagia" była Kazimierza Wielka dla południowo-wschodniej części Obwodu "Magdalena" stały się Proszowice. W mieście rozpoczął również urzędowanie Powiatowy Delegat Rządu Stanisław Latała, ps. "Żuk" oraz przystąpił do formowania III batalionu 8 Pułku Ułanów "Ul", który miał wejść w skład Krakowskiej Brygady Kawalerii Zmot. "Bank", por. Edmund Sieńkowski, ps. "Pik". Reorganizowali również swoje jednostki: komendant Obwodu WSOP ppor. Stanisław Pałetko, ps. "Rzecki" i komendant Obwodu PKB Jan Rumas, ps. "Wichura".

     Rzeczpospolita, leżąca na tyłach linii obronnych Wehrmachtu a przyczółkiem sandomiersko-baranowskim, rozszerzanym w pierwszych dniach sierpnia 1944 w głąb i wszerz przez wojsko sowieckie 1 Frontu Ukraińskiego, stawała się coraz większą przeszkodą dla ruchu oddziałów niemieckich, które utraciły możliwość poruszania się na dobiegowych i rokadowych liniach, łączących zaplecze z własnymi jednostkami pozostającymi w zwarciu z oddziałami sowieckimi. Rzeczpospolita była istotną zaporą dla regularnego zaopatrzenia, wzmacniania lub ewakuacji tych oddziałów. Zresztą istnienie takiego wolnego terenu stanowiło groźną dla Niemców zapowiedź jego połączenia z przyczółkiem, co w skutkach mogło przynieść Niemcom katastrofę militarną.

     Oczyszczenie z polskich elementów powstańczych, skutecznie kontrolujących i paraliżujących ważny obszar niemieckich tyłów, zaplanowano bardzo starannie w Krakowie i Miechowie, nakazując władzom bezpieczeństwa wykonać tę operację 5 VIII. Wypadki, które zaszły tego dnia, uświadomiły wówczas polskim dowódcom, a uświadamiają dzisiaj historykom, że wróg był wówczas jeszcze bardzo silny, a jego zamiary szły w kierunku utopienia we krwi naszej powstańczej irredenty.

     Celem podjętej wówczas akcji przez nieprzyjaciela było poprzez jednoczesne i koncentryczne uderzenie w rejon Kazimierzy Wielkiej otwarcie dróg prowadzących z zaplecza do linii frontu oraz przygotowanie tego zaplecza do zadań przyfrontowych, zwłaszcza zaopatrzeniowych i związanych z budową linii obronnych, czego ówczesny Kreis Miechów nie realizował.

     Wróg zaplanował tedy dwa uderzenia: pierwsze - wyprowadzone wzdłuż osi Miechów-Skalbmierz-Kazimierza Wielka i drugie - rozwijane wzdłuż szosy nadwiślańskiej Nowe Brzesko-Koszyce-Kazimierza Wielka.

     Przebieg walk w obronie Rzeczypospolitej, a zwłaszcza bój o Skalbmierz, doczekał się licznych opracowań o charakterze popularnym i upolitycznionym. Poważną próbę, zresztą udaną, z punktu widzenia wymogów dla tego typu opracowań zrealizował jeszcze za życia gen. bryg. Bolesław Nieczuja- Ostrowski. Opracowanie historyczne ,,Tysiąca" skonsumowało meldunki i sprawozdania, wspomnienia i relacje żyjących dowódców i żołnierzy AK oraz odniosło się do istniejącej już literatury tematu, stając się pionierskim punktem wyjścia do dalszych opracowań.

     Duże znaczenie dla uściślenia wielu kwestii spełniły przygotowane na kolejne rocznice wydarzeń pod Skalbmierzem publikacje przedstawione przez Stanisława Przybyszewskiego, Józefa Belskiego, Adama Sznajderskiego i Andrzeja Bieniasa. Nie bez znaczenia były też organizowane w Skalbmierzu, Kazimierzy Wielkiej, Proszowicach i w innych jeszcze miejscach rocznicowe sesje popularno - naukowe i spotkania historyczne, które przyniosły kolejne przybliżenia naszej wiedzy do prawdy. Wysoko również należy ocenić numery "Diariusza Skalbmierskiego" autorstwa Bogny Sikorskiej, czy też materiały Internetowego Kuriera Proszowwskiego realizowane przez Andrzeja Solarza.

     W Skalbmierzu - jak wiadomo - rozegrał się największy bój w obronie tej głośnej - już wtedy - enklawy Wolnej Polski, w którym udział wzięły pododdziały II batalionu por. Romana Moskwy, ps. "Wojniłowicz" i częściowo I batalionu kpt. Michała Studzińskiego, ps. "Zbigniew" ze 120 PP, do których należy dołączyć różne jednostki paramilitarne PKB, część oddziału NSZ por. Stanisława Grabdy, ps. "Bem", AL (w liczbie 40 ludzi) i załogi dwóch sowieckich czołgów T-34, sprowadzone do Skalbmierza dzięki ppor. Władysławowi Wojasowi, ps. "Władczyn", dowódcy 3 kompanii III batalionu 120 PP, ppor. Kazimierzowi Przybysławskiemu, ps. "Młot", oficerowi dywersji Obwodu i ppor. Janowi Pszczole, ps. "Janczar", zastępcy dowódcy 120 PP i komendantowi Obwodu. Pod Jaksicami natomiast opór stawiły pododdziały IV batalionu120 PP por. Stanisława Padło, ps. "Niebora".

     Charakter walk o utrzymanie Rzeczypospolitej zasługuje na trwałą pamięć, gdyż dostarcza świadectw i dowodów na umiejętność prowadzenia walki, ze strony wyższych przełożonych, dowódców prowadzących bezpośrednio działania lub je organizujących, a także wskazuje na poświęcenie i ofiarę dowódców niższych szczebli i żołnierzy.

     Bój o Skalbmierz toczył się w trzech fazach czasowych i w oparciu o różne, wprowadzone w tym czasie siły i środki walki. Fazy te przedstawił i przeprowadził ich analizę z punktu widzenia wyższego dowódcy właśnie gen. bryg. "Tysiąc". Jego zasługą jest dostrzeżenie w przebiegu tej walki logiki dowodzenia, łączności, zaopatrzenia, manewru, itp. lub braków na tym polu oraz bohaterstwa, poświęcenia, doświadczenia, wyszkolenia itp. lub punktów słabych w tym zakresie.

     Nieprzyjaciel uderzał na Skalbmierz i wyzwolone tereny z bezwzględnym zamiarem okrutnego spacyfikowania znajdujących się tu wsi, osad i miasteczek.

     Dzięki mężnej i ofiarnej walce żołnierzy AK, PKB, NSZ i AL, uzyskanej koordynacji w dowodzeniu, zastosowanej taktyce ciągłego niepokojenia wroga przez działania zaczepne na różnych kierunkach, mimo nieustannych nacisków znacznie silniejszego nieprzyjaciela, zahamowano w znacznym stopniu jego agresywność wobec mieszkańców, przerywając rozpoczętą pacyfikację, i w końcu doprowadzono go do klęski, w wyniku czego ocalono pozostałe miejscowości przewidziane do pacyfikacji.

     Trzeba stwierdzić, że po wydarzeniach z 5 VIII część ludności obciążała winą AK, ale po dokonanej ocenie postawy oddziałów, dowódców i żołnierzy, zmieniła tę opinie. Niektóre z tych ocen dotykały też bohatera walki ppor. Franciszka Pudo, ps. "Sokół", który - jak to wynika ze wszystkich źródeł - dał prowadzonymi działaniami duży czas swym przełożonym na zorganizowanie akcji zaczepnych, zatrzymujących wroga na linii Skalbmierza.

     W walce o Skalbmierz, po stronie nieprzyjaciela brało udział około 1000 żołnierzy Wehrmachtu oraz policjantów niemieckich i ukraińskich, przy czym w I fazie było to 700 ludzi, natomiast reszta dotarła do Skalbmierza w godzinach popołudniowych. Siły te były wyposażone w dużą liczbę broni maszynowej i znaczną ilość broni stromotorowej. Prócz tego rozpoznanie i ostrzał z powietrza prowadziły samoloty rozpoznawcze i myśliwskie krążące w liczbie od 1do 3.

     Po naszej stronie wielkości stanów bojowych zmieniały się i wzrastały w miarę przeciągania się walki. W I fazie boju brało udział około 120 żołnierzy, w II około 200 ludzi i w III oraz szturmie, łącznie z obsadą dwóch czołgów, około 400 osób. W boju skalbmierskim poległo 24 żołnierzy AK, a wśród nich dwóch wybijających się zdolnościami i ofiarnością dowódców, ciężko rannych zostało około 10 żołnierzy. Niemiecka i ukraińska policja zamordowała w Skalbmierzu 62 osoby, w Szarbii - 11 i w Rosiejowie - 4, a wśród nich wiele kobiet, dzieci, a nawet niemowląt; większość ofiar wcześniej katowano, przebijano bagnetami, wieszano a nawet żywcem wrzucano w płomienie palących się domów.

     Strat przeciwnika nie udało się dokładnie ustalić, gdyż swych zabitych i rannych ewakuowali Niemcy samochodami i zwykłym transportem kołowym. Według informacji uzyskanych przez wywiad AK w Miechowie i Krakowie straty te można szacować na 80 zabitych i rannych, co należy uznać za duży sukces strony polskiej. Nieprzyjaciel stracił także samolot, który uszkodzony wylądował w Słonowicach.

     Wspomniany bój pod Jaksicami, stoczony przez oddziały dyspozycyjne IV batalionu 120 PP z batalionem Feldjager Korps, świeżo przerzuconym z Florencji do Krakowa, zasługuje na wysoką ocenę, ponieważ zatrzymanie tego batalionu uniemożliwiło Niemcom wyjście na tyły walczących oddziałów polskich pod Skalbmierzem, czy dotarcie z pomocą dla jednostek zaangażowanych na przyczółku.

     Tymczasem w Koniuszy pod Proszowicami, gdzie kwaterował inspektor Inspektoratu mjr/ppłk "Tysiąc" ze swoim sztabem, przystąpiono do tworzenia sztabu 106 DP "Dom" nad którą objął on dowodzenie jako "Bolko", stąd ciężar wszystkich decyzji wojskowych i politycznych tam właśnie się przesuwał. Przed dwoma wielkimi jednostkami Inspektoratu, czyli 106 DP "Dom" i KBK Zmot. "Bank", której sztab formował się w tym samym czasie wokół Radziemic, gdzie było mp. mjr./ppłk. Edwarda Kleszczyńskiego ps. "Dzik", stał problem uderzenia na Kraków, gdzie w pierwszych dniach sierpnia z wielkim trudem - jak to wiemy - udało się okupantowi opanować atmosferę popłochu i chaotycznej ewakuacji.

     Dzień 5 VIII, szczytowy moment pińczowskiego i miechowskiego zrywu, uświadamia, że wróg nadal był silny i nie miał woli ustąpić bez walki, a nawet był zdolny utopić we krwi polską powstańczą irredentę. Podjęty wówczas przez nieprzyjaciela zamiar szerokiej pacyfikacji kilkunastu gmin w Kreis Miechów upewnia, że przeciwnik za wszelką cenę dążył do odzyskania utraconych linii komunikacyjnych, ale kiedy je odzyskał, zrezygnował z pełnej pacyfikacji terenu.

     Dalsze wypadki nad dolną Nidą, Nidzicą, Szreniawą, Dłubnią i górną Pilicą unaoczniły dowództwu AK, że ponowne "zapadnięcie" w konspirację głównych sił AK jest działaniem słusznym. Dlatego sztab i oddziały osłonowe 106 DP "Dom" przesunęły się z Koniuszy do Zielenic, lasów klonowych i dalej w kompleks lasów sancygniowskich, gdzie do pełnego stanu liczbowego powołano Samodzielny Partyzancki Batalion Szturmowy "Suszarnia".

     Badacz tego niezwykłego zjawiska, jakim w okresie od 25 VII do 10 VIII była Rzeczypospolita, czyli wolny od nieprzyjaciela teren i baza operacyjna do dalszych działań, staje przed problemem granic tej wolnej od wroga enklawy, zwłaszcza tych leżących najbliżej przyczółka. Na pewną uwagę zasługuje tu sytuacja dwóch gmin położonych na wschód od Miechowa: Racławic i Słaboszowa, w których władzę przejęły organy podziemia. Warto też dodać, że racławicki posterunek policji, mieszczący się w willi premiera Walerego Sławka, był pierwszym na terenie Obwodu "Magdalena", który w nocy z 24 na 25 VII został rozbity przez polskie podziemie. Akcję tę przeprowadziła - uprzedzając działania miejscowej AK - grupa LSB Tadeusza Jędrucha, ps. "Ryszard" z Racławic.

     Władze administracyjne niemieckie w Miechowie miały świadomość, że ich pozycja w jakimś sensie zależy od postawy AK, dlatego z ich strony ciągle płynęły kuszące oferty składane przedstawicielstwu AK w Dziemięrzycach i Bukowskiej Woli. Kiedyś, w Polsce Ludowej, uczyniono z tego zarzut o współpracy AK w Inspektoracie z Niemcami. Dzisiaj aż nazbyt dobrze wiemy, że postawa dowództwa AK była wtedy ze wszech miar słuszna. Pokazano wówczas Niemcom siłę, dzięki czemu ośrodek dowódczy: sztab Grupy Operacyjnej "Kraków" (dowódca płk Edward Godlewski, ps. "Garda") i sztab 106 DP "Dom" w rejonie Sancygniowa - Klonowa (także zebrane tam oddziały SPBS "Suszarnia") mogły przynajmniej do pierwszych dni listopada czuć się w miarę niepokojone.

II. Tymczasem, w związku z trwającym Powstaniem Warszawskim i zatrzymaniem się sowieckiej ofensywy, sytuacja na przyczółku sandomiersko-barnowskim zaczęła się coraz bardziej komplikować. Na zaplecze walczących z wojskami sowieckimi jednostek Wehrmachtu wprowadzono świeżą IV Armię Pancerną (gen. por. Hermana Balcka). Rozładowywała się ona częściowo w Krakowie i posuwała na północ szosą Kraków-Kielce przez Obwód "Magdalena", stanowiąc śmiertelne zagrożenie dla znajdujących się na prawo od szosy zmobilizowanych w ramach "Czujności" oddziałów AK i grup paramilitarnych (PKB, LSB).

     Za bezpieczeństwo terenów stanowiących zaplecze walczących wojsk niemieckich odpowiadał wciąż Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnnym Gubernatorstwie gen. por. Wilhelm Koppe, na którego 11 VII zespół bojowy "Parasola" przeprowadził w Krakowie nieudany zamach. Na zachód od szosy Kraków-Kielce działania przeciwko siłom partyzanckim realizowały grupy wojskowo-policyjne, natomiast nad Nidą - od 2 VIII- "Grupa Wallenstein", wydzielona ze składu IV Armii Pancernej. Działania tej grupy nie rozbiły i nie zdezorganizowały sił AK, które w swej masie oczekiwały w konspiracji na sygnał do "Burzy" lub "Powstania". Rozwiązano ją 20 VIII.

     Przeciwko miechowskim i częściowo pińczowskim oddziałom AK był w tym czasie najczęściej używany, stacjonujący w Bukowskiej Woli, pozostający w służbie niemieckiej Ukraiński Legion Samoobrony (dowódca płk Wołodymyr Harasymenko), znaczący swoje eskapady krwawymi pacyfikacjami w Książu Wielkim, Krzeszówce, Janowicach, Skalbmierzu, Szarbii i Barbarce.

     Zdekonspirowane otwartymi działaniami fazy "Czujności" oddziały partyzanckie, dywersyjno - partyzanckie i dywersyjne, po wkroczeniu na teren naszej wolnej miechowsko-pińczowskiej enklawy silnych oddziałów Wehrmachtu "spłynęły" - jak to już zauważono - do lasów sancygniowskich, pozostając tam między 20 VIII a 5 XI w stanie czuwania, gdyż wciąż aktualne były zamierzenia wykonania "Powstania" lub tylko operacji "Burza". Skupione w lasach Sancygniowa plutony partyzanckie przeprowadziły w tym okresie, w ramach najrozmaitszych akcji patrolowych i działań antypacyfikacyjnych, ponad 120 wypadów, zasadzek, potyczek, itp. Równocześnie oddziały dyspozycyjne poszczególnych kompanii i batalionów 106 DP "Dom" i KBK Zmot. "Bank" wykonały ponad 80 uderzeń na nieprzyjaciela. Przeciwnikiem AK tych starciach był Wehrmacht, "Ostlegiony", Ukraiński Legion Samoobrony z Bukowskiej Woli i policja niemiecka.

     Trzeba podkreślić, że żołnierze AK, przydzieleni na terenie Inspektoratu do oddziałów "Dominiki" (dywersyjnych i specjalnego przeznaczenia) stanowili 10% całości aktywnych sił konspiracyjnych w terenie. Posiadały one znakomitą kadrę i świetny element żołnierski. Już podczas swej działalności, liczonej od ostatniego kwartału 1943, aż do lata 1944 dopracowały się bardzo poważnego dorobku bojowego i organizacyjnego. Wykonały bowiem cały szereg udanych akcji przeciwko organom i pojedynczym członkom administracji wojskowej, policyjnej i gospodarczej okupanta, zahamowały eksterminację ludności i eksploatację gospodarczą ziemi miechowsko-olkusko-pińczowskiej oraz uderzyły bez litości na rodzimych zdrajców i złoczyńców.

     Ich udziałem była między innymi przeprowadzona wiosną i latem 1944 akcja "Kośba", zaś na przełomie lipca i sierpnia był to znaczący wkład w tworzenie a później utrzymanie Rzeczypospolitej, podczas sowieckich działań ofensywnych nad Wisłą w rejonie Sandomierza. Poważny dorobek "Dominiki" już wówczas stanowił powód do uzasadnionej dumy w kręgach dowódczych i żołnierskich Inspektoratu "Maria" i stworzył dobrą podstawę do regularnej działalności partyzanckiej latem i jesienią 1944, w ramach ściśle wojskowej organizacji jednostek bojowych.

     Kiedy więc latem 1944 dojrzała koncepcja utworzenia SPBS Suszarnia" jednostki o dużych możliwościach, która na wypadek "Powstania" lub "Burzy" miała wykonać najważniejsze zadania, wymagające od kadry i masy żołnierskiej posiadania pełnej zaprawy bojowej i ukształtowanej w walce woli zwycięstwa. Pomysł z powołaniem tego batalionu został zrealizowany w okresie dwóch tygodni sierpnia, w warunkach stopniowej likwidacji Rzeczypospolitej i przejścia Armii Czerwonej do obrony rubieży Wisły i Wisłoki, trwania Powstania Warszawskiego i nie rozstrzygniętych spraw politycznych walczącego kraju.

     4 VIII dowódcą tego batalionu został mianowany kpt. cc Antoni Iglewski, ps. "Ponar", dotychczasowy III zastępca inspektora do spraw partyzantki, dywersji i sabotażu. W skład tej jednostki miały wejść oddziały partyzanckie "Skrzetuski" i "Bartosz Głowacki" oraz grupy "Dominiki-Olgi", "Dominiki-Magdaleny" i częściowo "Dominiki-Pelagii". Na miejsce koncentracji "Suszarni" wyznaczono pierwotnie rejon Kaliny Wielkiej, w pobliżu której znajdowało się miejsce jego dowódcy. 20 VIII otrzymał on od dowódcy 106 DP "Dom" polecenie niezwłocznego postawienia swego batalionu w stan gotowości bojowej.

     Pozostając w stanie "Czujności" oddziały "Dominiki" rozpoczęły ruch w kierunku miejsca koncentracji. I tak zmobilizowana przez oficera dywersji Obwodu Olkuskiego plut. pchor. Leonarda Wyjadłowskiego, ps. "Ziemia" "Dominika-Olga" (z wyłączeniem "Dominiki-Żelci") ruszyła jako oddział partyzancki "Warszawa" w rejon Cisiej Woli, gdzie przez okres dwóch tygodni prowadziła intensywne szkolenie i drobną działalność bojową, a następnie po pewnej selekcji zmobilizowanych, weszła w skład "Suszarni".

     Występująca od lata w formie licznych oddziałów dywersyjno-partyzanckich "Dominika -Magdalena", dowodzona przez oficera dywersji Obwodu por. Józefa Gargasza, ps. "Grot", przekształciła się w okresie "Czujności" w typowe oddziały partyzanckie, dowodzone bezpośrednio przez por. Wojciecha Majewskiego, ps. "Jaxa", por. Józefa Malarę, ps. "Olgierd", kpr. pchor. Juliusza Nowaka, ps. "Babinicz" i sierż. pchor. Jana Molędę, ps. "Trzaska". Oddziały te bazowały w swoich macierzystych rejonach, pozostając w łączności z por. "Grotem", przy czym ppor. "Jaxa" ubezpieczał w rejonie Klonowa radiostację komendy Okręgu.

     Do rejonu koncentracji skierowano również zdekonspirowane w jawnej walce o utworzenie i utrzymanie Rzeczypospolitej zespoły "Dominiki-Pelagii", zwłaszcza "Dominiki-Kasi" i "Dominiki-Dusi". Część oddziałów "Dominiki-Pelagii" zatrzymano w terenie, wcielając je bezpośrednio do poszczególnych batalionów 120 PP. Oficer dywersji Obwodu ppor. "Młot" objął w tej sytuacji funkcję oficera dywersji pułku.

     Uczestnicząca w walkach o przejęcie kontroli nad rejonem Proszowic "Dominika-Pela", występująca w sile pełnej kompanii pod dowództwem kpr. pchor. Jerzego Biechońskiego, ps. "Kłos", ochraniała w Koniuszy sztab 106 DP "Dom". W skład kompanii wchodziły oddziały dywersyjne sierż. Tadeusza Biernackiego, ps. "Kolba", plut. Stanisława Gasa, ps. "Modrzew" i plut. Bolesława Woźniaka, ps. "Waligóra".

     Odczuwalny nacisk ze strony podążających głównymi szosami ku pozycjom obronnym w rejonie przyczółka sowieckiego pod Sandomierzem zmotoryzowanych jednostek Wehrmachtu na oddziały AK zmobilizowane w okolicy Proszowic, zmusił - jak to już podkreślono wcześniej - sztab AK do opuszczenia Koniuszy i przeniesienia się na nowe miejsce postoju w Zielenicach, a potem w Dziewięciołach i ostatecznie w Knyszynie. Od Zielenic sztabowi 106 DP "Dom" towarzyszył I rzut sztabu Grupy Operacyjnej "Kraków", na czele z komendantem Okręgu i dowódcą Grupy płk. "Gardą". Do osłony ośrodka dowódczego dołączyła w Zielenicach kompania "Dominiki" dowodzona przez por. "Grota". W jej skład wchodziły oddziały "Olgierda", "Babinicza" i "Trzaski", złożone z żołnierzy dywersji Podobwodów "Magdy" (Miechów) i "Kazi" (Książ Wielki).

     Trwające w tym czasie Powstanie Warszawskie, stabilizacja frontu niemiecko-sowieckiego oraz obawa przed krwawą pacyfikacją wojskowo-policyjną terenu, czego w pewnym zakresie doświadczył Obwód Pińczowski, nakazywały przyspieszone i energiczne organizowanie regularnych oddziałów wojskowych, aby można było podjąć z ich pomocą równą walkę z nieprzyjacielem.

     W tym czasie przeciwnikiem sił AK na terenie Inspektoratu były początkowo jednostki podległe 226 nadkomendanturze polowej i 154 Dywizji Rezerwowej (ze sztabami w Krakowie), następnie 225 nadkomendanturze w Krakowie i w końcu 602 sztabowi do zadań specjalnych w Miechowie. Strukturom tym były podporządkowane zarówno oddziały ochronne, złożone z Ostlegionów, jak i budowy umocnień (przez teren przebiegały dwie główne linie obronne - A1 Stellung i A2 Stellung) oraz część sił policyjnych.

     18 VIII ośrodek dowódczy i oddziały osłonowe osiągnęły Lasy Sancygniowskie, położone w środkowej części Garbu Wodzisławskiego, na styku dawnych powiatów: miechowskiego, pińczowskiego i jędrzejowskiego. Były one częścią większych dóbr ziemskich, należących do zasłużonej dla kultury polskiej i gospodarstwa krajowego rodziny Deskurów, zaś konkretnie Andrzeja Deskura. Lasy te znajdowały się na terenie gminy Sancygniów (Biedrzykowice). Sąsiadowały od wschodu z Lasami Węchadłowskimi, Górskimi i Chroberskimi a od północnego zachodu z lasami dóbr Książ Wielki. Tereny te położone są częściowo nieco wyżej niż sąsiednie.

     Rozlokowanie się oddziałów AK w rejonie Sancygniowa dawało pewne bezpieczeństwo sztabom AK i posiadało duże znaczenie wojskowe. W pobliżu przebiegały ważne szlaki komunikacyjne - szosa i linia kolejowa Kielce - Kraków oraz droga i kolejka wąskotorowa Miechów-Kazimierza Wielka.

     Jeszcze przed wyruszeniem na miejsce koncentracji, czyli 16 VIII, Oddział Partyzancki "Skrzetuski" (dowódca ppor. Stanisław Jazdowski, ps. "Żbik") został zaskoczony przez pluton zmotoryzowanej żandarmerii w Górach Miechowskich, na trasie przemarszu do Lasów Sancygniowskich. Stoczył on wtedy walkę, tracąc swego dowódcę i jednego żołnierza. 18 VIII w rejonie Przybysławic koło Tunelu poległ dowódca Oddziału Partyzanckiego "Bartosz Głowacki", ppor. Tomasz Goły-Adrianowicz, ps. "Pazur". Oddział ten, pod dowództwem por. Jana Staśki, ps. "Kaszuba", przybył w rejon Sancygniowa w ostatnich dniach sierpnia.

     Sztaby 106 DP "Dom" i Grupy Operacyjnej "Kraków" zakwaterowały w zabudowaniach mieszkalnych folwarku Knyszyn (do 25 VIII), następnie w obozowisku leśnym Lasów Sancygniowskich (do początków września). W rejon Sancygniowa przesunęła się również radiostacja komendy Okręgu, a nieco później rozpoczął funkcjonować pluton żandarmerii 106 DP "Dom".

Sancygniów i okolica należały organizacyjnie do 3 PUł "Kwieciarnia" (dowódca por./rtm. Kazimierz Kierczyński, ps. "Kruk"), mając za sąsiadów dwa bataliony 112 PP, którymi dowodzili: I - kpt. Józef Sikorski, ps. "Karo", II - por. Julian Malinowski, ps. "Słowik" oraz II batalion 120 PP por. Romana Moskwy, ps. "Wojniłowicz"- bohater spod Skalbmierza.

     Po dotarciu do rejonu Sancygniowa oddziałów "Dominiki" i partyzanckich dowódca SPBS "Suszarni" kpt. cc "Ponar" mianował trzech dowódców kompanii i ich zastępców oraz zaczął kompletować swój sztab. Dowódcą 1 kompanii został por. "Grot", jego zastępcą por. "Olgierd". 2 kompanią dowodził kpt. Bronisław Handzlik, ps. "Gozdawa", jego zastępcą był por. Konrad Juszczyk, ps. "Pająk". Dowódcą 3 kompanii mianowano por. cc Władysława Mareckiego, ps. "Żabik", a jego zastępcą ppor. "Jaxę".

     Pododdziały, które znalazły się na miejscu koncentracji, różniły się między sobą wielkością, podziałem wewnętrznym, uzbrojeniem i umundurowaniem. Ich unifikacja nastąpiła dopiero w następnym miesiącu, kiedy skompletowano sztab batalionu. Zamierzenia organizacyjne związane z przekształceniem oddziałów "Dominiki" i partyzanckich w regularne pododdziały bojowe znajdują swe odbicie w rozkazach dziennych dowódcy 106 DP "Dom" i rozkazach dowódcy SPBS "Suszarni".

     Punkty zaopatrzenia w żywność znajdowały się w pobliskich majątkach. Dokonywano także rekwizycji w majątkach pozostających pod bezpośrednim zarządem niemieckim. Kilkakrotnie opróżniano pobliskie magazyny zbożowe, głównie w Działoszycach. Zabrane zboże przemielały okoliczne młyny, zaś chleb (nieraz w ilości tysiąca bochenków) wypiekały ofiarne gospodynie wiejskie z okolicznych wiosek i niektóre majątki. Miesięczne zużycie mąki wynosiło około 30 ton. Przewożenie zboża, mąki i chleba angażowało zarówno tabor własny, jak i wiele podwód dostarczanych przez oddziały terenowe i okolicznych chłopów.

     Organizacja służb i życia codziennego w obozie leśnym przebiegała według regulaminu Wojska Polskiego. Obóz w Sancygniowie z trzeciej dekady sierpnia różnił się zasadniczo od obozu z okresu od września do listopada.

     W planach powstańczych dla SPBS "Suszarni" wyznaczono zadanie niedopuszczenia do zniszczenia przez Niemców tunelu kolejowego pod Białą Górą, zablokowanie szos Kraków-Kielce i Kazimierza Wielka-Miechów oraz Miechów-Wolbrom, opanowanie Miechowa, Charsznicy i Wolbromia oraz magazynów, fabryk i przetwórni w tych miejscowościach wspólnie z oddziałami terenowymi i WSOP.

     Stan "Czujność" zarządzony w Inspektoracie Rejonowym "Maria" 25 VII trwał aż do upadku Powstania Warszawskiego. Jednak ani wariant "Powstanie", ani akcja "Burza" nie doczekały się praktycznej realizacji, co wynikało z ogólnej sytuacji politycznej i militarnej - ogromnego nasycenia terenu wojskiem niemieckim i zatrzymania się ofensywy wojsk sowieckich na całej długości frontu z Niemcami, co trwało, jak się okazało, do stycznia 1945.

     Gotowość Wehrmachtu do natychmiastowego zareagowania na ewentualne próby uderzenia ze strony Sowietów z przyczółka pod Sandomierzem czy znad Wisłoki nie pozwalała dowództwu niemieckiemu na użycie do działań przeciwpartyzanckich w rejonie Książa Wielkiego, Działoszyc i Pińczowa żadnych poważniejszych sił, zaś jednostki policyjne i wartownicze tutaj stacjonujące były za słabe i miały do wykonania poważne zadania związane z budową umocnień, ściągnięciem kontyngentów, zapewnieniem bezpieczeństwa transportów na rokadowej linii kolejowej i szosowej Kraków-Kielce oraz na innych szlakach komunikacyjnych. Niemieckie władze usiłowały przeto zneutralizować zmobilizowane siły AK za wszelką cenę, stosując taktykę ograniczonych uderzeń i zastraszających pacyfikacji na przemian z taktyką nawiązywania rozmów z wysuwaniem propozycji wspólnych działań przeciw Sowietom, z drobnymi koncesjami na rzecz AK, jak na przykład przeprowadzenie wymiany jeńców.

     25 VIII w godzinach od 13.30 do 14.00 trzy samoloty niemieckie dwukrotnie zbombardowały i ostrzelały z broni pokładowej miejsce postoju sztabu 106 DP "Dom" i Grupy Operacyjnej "Kraków". Spaleniu uległy wszystkie zabudowania folwarczne (wraz z inwentarzem gospodarskim) oraz drewniany dworek w Knyszynie - siedziba sztabów. W nalocie na Knyszyn zabito ogółem 10 osób, a raniono kilka. Zginęło trzech żołnierzy AK - plut. Jan Podsiadło, ps. "Kordian", nieznany starszy szeregowy o ps. "Kraków" i sanitariuszka Jadwiga Kręt, ps. "Mira". Będący na ubezpieczeniu sztabów pluton kpr. pchor. "Babinicza" został prawie całkowicie pozbawiony swej broni, gdyż stodoła, w której kwaterował, spłonęła już przy pierwszym nalocie. Zniszczeniu uległy samochód, motocykle, kuchnie polowe, wozy, koce, zapasy żywności. Zostało zabitych również kilka koni. W czasie bombardowania cudem uniknęli śmierci płk "Garda" i jego sztab oraz dowództwo 106 DP "Dom" ze swoim otoczeniem.

     Na następny dzień Jagdkomando z Pińczowa zaskoczyło na cmentarzu parafialnym w Sancygniowie placówkę SPBS "Suszarni", w wyniku czego polegli kpr. pchor. Dionizy Nowak, ps. "Łoś" i nieznany partyzant oraz zostali wzięci do niewoli st. strz. pchor. Wojciech Narbut-Łuczyński, ps. "Plater" i st. strz. Zdzisław Łakomski, ps. "Kardelek". Działanie niemieckiej jednostki było wstępem do penetracji Sancygniowa, w celu rozpoznania stanu sił AK w tym rejonie. Tego samego dnia Niemcy i "własowcy" natrafili w majątku Sancygniów na motocykl Wehrmachtu, zdobyty uprzednio przez żołnierzy terenówki, w związku z czym aresztowali kuzynów właściciela majątku, Jana i Andrzeja Deskurów, zabrali sześć koni i tyleż siodeł, odstępując jednak od pacyfikacji wsi.

     Nalot lotniczy spowodował przesunięcie poza obóz radiostacji komendy Okręgu oraz wyprowadzenie poza jego obręb plutonu żandarmerii 106 DP "Dom". Do ubezpieczenia radiostacji przydzielano co tydzień inny pluton z "Suszarni".

     W rejonie Sadki-Bugaj na wschodnim skraju lasów dóbr Książ Wielki 20 VIII zapadł obozowiskiem Samodzielny Batalion Partyzancki "Skała", dowodzony przez kpt. Jana Panczakiewicza, ps. "Skała". Po kilku dniach batalion ten przesunął się o trzy kilometry na zachód, w rejon gajówki Wały. W następstwie walk stoczonych przez siebie (26, 28 i 30 VIII) i wobec ustalenia przez Niemców miejsca postoju jednostki rozpoznaniem lotniczym (29 i 30 VIII) SBP "Skała" przesunął się już 30 VIII na tereny na północ od Knyszyna, skąd 31 VIII przedarł się do lasów dóbr Książ Wielki (miejscowość Wodacz), leżących po zachodniej stronie szosy Kraków-Kielce. Krótko jeszcze - w związku z odbiorem zrzutu - batalion przebywał w rejonie Zaryszyna, aby 3 IX wyruszyć ku Lasom Krzelowskim.

     Powodzenie, które 30 VIII kapitan "Skała" osiągnął w boju z oddziałami pacyfikacyjnymi zawdzięczał niewątpliwie pomocy SPBS "Suszarni", rozrywającej swym uderzeniem na lewym skrzydle już całkowicie zamknięty pierścień nieprzyjaciela, zaciągnięty w lesie Młody Gaj wokół SBP "Skała". Oddziały Kedywu w walkach i starciach poniosły straty w zabitych i rannych. Płk "Garda", który wraz ze swoim sztabem był przy SBP "Skała", zachował właściwy sobie spokój i odwagę. Zginęli jednak dwaj podchorążowie z jego pocztu - Henryk Czecz, ps. "Lasek" i Oskar Rudziński, ps. "Oskar".

     Pod zarzutem udzielenia pomocy partyzantom ekspedycja spacyfikowała Krzeszówkę, Książ Mały i Wały. 29 i 31 VIII tyraliery niemieckie podjęły bezpośrednie natarcia na Lasy Sancygniowskie, lecz nie osiągnęły żadnego powodzenia.

     Równocześnie z łapankami, terrorem i niszczeniem ludności polskiej w bardzo pojedynczych przypadkach okupant wymieniał z AK jeńców. W ten sposób odzyskali wolność st. strz pchor. "Plater", st. strz. "Kardelek" oraz Jan i Andrzej Deskurowie.

     Stały stan gotowości do działań typu wojskowego narzucał konieczność przekształcenia leśnej siedziby SPBS "Suszarni" w obóz warowny i przygotowania jej do obrony okrężnej lub akcji zaczepnej. Przewidując decydującą walkę o zajęty przez AK teren umocniono obóz rowami strzeleckimi, przygotowano stanowiska ogniowe dla broni maszynowej, określono pozycję w przyszłej walce dla każdego żołnierza i połączono telefonicznie sztab z kompaniami i czujkami oficerskimi. Równocześnie wzniesiono porządne szałasy kryte słomą lub papą, zbudowano i zainstalowano kuchnie polowe, zorganizowano magazyny żywności i amunicji, zbudowano ujęcia wody i umywalnie. Osadzono, zdobyty w niemieckim szpitalu w Działoszycach dezynfekator polowy dla likwidacji insektów, które od wieków były zawsze nierozłącznymi towarzyszami życia żołnierza w polu. Dowództwo i izba chorych korzystały z dużych namiotów. Wykonano potrzebne stajnie i zagrody, patrolki i wiaty, wykopano ziemianki i latryny. Zainstalowano radioodbiorniki z głośnikami i powielarnią dla wydawania gazetki SPBS "Suszarni" pod nazwą "Szturmowiec". Przygotowano również ołtarz polowy.

     Nastąpiły próby ujednolicenia uzbrojenia, wyrównania różnic w jakości uzbrojenia między poszczególnymi pododdziałami. Żołnierzy wyposażono w koce, menażki i łyżki. Uzupełniono bardzo duże braki w umundurowaniu i obuwiu. Utworzono 4 kompanię ognia "Westerplatte", na uzbrojeniu której znalazły się nkm-y, ckm-y i broń przeciwpancerna ("Piaty", "Panzerfausty" i "Gamony"). Jej dowódcą został por. "Kaszuba", zaś jego zastępcą był początkowo pchor. "Kłos". SPBS "Suszarnia" dysponował większą ilością amunicji, pozyskaną w udanym wypadzie na niemiecki magazyn przyfrontowy w Antolce. Samo uzbrojenie w plutonach nie pozostawiało nic do życzenia. Miały one lkm-y, rkm-y, peemy, kbk, granaty obronne i zaczepne oraz butelki zapalające.

     Pod osłoną SPBS "Suszarni" Inspektorat zorganizował liczne kursy dla potrzeb 106 DP "Dom" i KBKZmot. "Bank". Odpowiedzialnym za szkolenie w obozie sancygniowskim był rtm. Wiesław Żakowski, ps. "Zagraj". Dowódcy kompanii i plutonów bardzo często byli wykładowcami lub instruktorami na kursach. W okresie od sierpnia do października odbyło się dziesięć kilkudniowych kursów, które ukończyło prawie 450 osób.

     Batalion, liczący z początkiem września 700 żołnierzy stopniał pod koniec następnego miesiąca do 450 osób. Z nastaniem deszczy i chłodnych nocy oraz wobec braku właściwego odzienia i potrzebnej ilości kocy nasiliły się choroby. Szałasy nie dawały też dostatecznej ochrony i bardzo często nad ranem część żołnierzy była przemoczona. Podjęto wówczas decyzję zwolnienia na meliny partyzantów o słabszej kondycji zdrowotnej i wyczerpanych trudami obozowymi.

     W SPBS "Suszarnia" przez około trzy i pół do czterech godzin dziennie prowadzono szkolenia i doskonalenie bojowe, obejmujące wszystkich bez wyjątku oficerów, podoficerów i strzelców wolnych od zadań i służby w obozie. Regularnie odbywały się nabożeństwa oraz modlitwy ranne i wieczorne. Należy tutaj dodać, że w batalionie obowiązywała pełna tolerancja wobec niewierzących (część żołnierzy sowieckich, służących w różnych oddziałach) oraz Żydów. W obozie prowadzono również intensywną działalność wychowawczą. Uczestniczył w niej bardzo aktywnie proboszcz 106 DP "Dom" ksiądz Wacław Radosz, ps. "Chętny" i dowódca Batalionu Sztabowego "Namiot", por. Piotr Sławoń, ps. "Swarożyc".

     Wystąpienia przeciwniemieckie tego okresu ograniczały się przede wszystkim do samoobrony, akcji patrolowej i "zaopatrzeniówek". Dowódca 106 DP "Dom" naciskał, aby wykonywać je bezkrwawo. Nakazem chwili było również tępienie elementów aspołecznych, które były zmorą znękanej wieloletnią okupacją ludności.

     7 X w trakcie rozbrajania zapalnika nieznanej miny nastąpił wybuch na skutek którego śmieć ponieśli por. cc Rudolf Dziadosz, ps. "Zasaniec", sierż. Eugeniusz Zawartka, ps. "Ryś" i plut. pchor. "Kłos". Następnego dnia odbyło się nabożeństwo za poległych. Trumny z ciałami zabitych przewieziono do Słaboszowa, gdzie pogrzebano je na tutejszym cmentarzu parafialnym.

     Mimo postępującej demobilizacji żołnierzy, do batalionu dołączały do końca października różne większe i mniejsze grupy, na przykład 25 Azerów z ochrony tunelu kolejowego pod Białą Górą, a później, po zdekoncentrowaniu SPBS "Suszarni", do 3 kompanii "Tobruk" wcielono oddział NSZ por. "Bema" (stworzył on później III pluton 3 kompanii).

     Prowadzone przez rozsyłane z obozu patrole i plutony liczne akcje i potyczki zadające okupantowi nie duże, lecz stałe straty w sile żywej, utracie broni i zaopatrzenia, skłoniły Niemców do rozprawienia się z SPBS "Suszarnią". Przypuszczony przez nich 1 XI od strony Sancygniowa szturm na rejon postoju batalionu został odparty przez 1 i 3 kompanię. Nieprzyjaciel poniósł straty w wysokości kilkunastu zabitych i rannych. Straty AK wyniosły jednego zabitego - strz. Czesława Dalewskiego, ps. "Kos". W walce wyróżnił się osobiście por. "Grot" i jego 1 kompania "Batory". Spod silnego ostrzału Barbara Gołębiowska, ps. "Basia" i Wiesława Banach, ps. "Wisia" wyniosły "Kosa" w bezpieczne miejsce, lecz ranny - jak później stwierdzono - już nie żył. Przeciwnikowi nie udało się zepchnąć partyzantów na linię zaporową, którą stanowiły bardzo silne jednostki niemieckie na szosie Miechów-Jędrzejów.

    Wobec wieści o przygotowywanej przez Niemców dużej akcji przeciwpartyzanckiej na SPBS "Suszarnię", której miejsce postoju zostało częściowo zdekonspirowane oraz wobec konieczności podjęcia szerokiej akcji przeciwbandyckiej zdekoncentrowano batalion, dzieląc go na plutony dyspozycyjne. 5 XI przed wieczorem nastąpiło pożegnanie się kpt. cc "Ponara" z pododdziałami, które o zmroku wymaszerowały do wyznaczonych im rejonów. Gdy następnego dnia na obóz uderzyli Niemcy w sile trzech batalionów, w lesie znajdowały się już tylko puste szałasy.

     W ostatnim okresie okupacji, który w Inspektoracie trwał od listopada 1944 do połowy stycznia 1945 (tj. do wkroczenia Sowietów) nadal trwała walka z wrogiem, następowało dalsze "zgrywanie się" zespołów dowódczych i żołnierskich oraz porządkowanie spraw politycznych i stosunków międzyorganizacyjnych. Faza ta obfitowała też w wydarzenia, które rejon miechowski określają jako jeden z trzech terenów w Generalnym Gubernatorstwie o najintensywniejszej działalności zbrojnej podziemia. Potwierdzeniem tej tezy niech będzie fakt, że 106 DP "Dom" i KBKZmot. "Bank" objęły swym zasięgiem 20 tysięcy żołnierzy w oddziałach bojowych i służbach zaplecza, które raz po raz dawały o sobie znać przez podejmowanie z własnej inicjatywy lub narzucane im akcje.

     Wkroczenie Armii Czerwonej i pierwsze represje osławionych NKWD i "Smiersza" oraz decyzje organizacyjne Dowódcy AK gen. bryg. Leopolda Okulickiego, ps. "Niedźwiadek" i komendanta Okręgu płk. Przemysława Nakoniecznikoff-Klukowskiego, ps. "Kruk II" o rozwiązaniu Sił Zbrojnych w Kraju położyły formalny kres istnieniu AK; żołnierzy zwolniono z przysięgi i nakazywano pracować dla idei Niepodległości. Ideową i organizacyjną kontynuacją AK również na ziemi miechowsko-olkusko-pińczowskiej stała się: początkowo Organizacja "Nie", potem Delegatura Sił Zbrojnych i wreszcie Zrzeszenie "Wolność i Niezawisłość". Były one bezwzględnie zwalczane przez bezpiekę i rodzimą beriowszczyznę. W Inspektoracie i w całym kraju rozpoczął się i trwał z górą 10 lat wielki dramat co najmniej 4 tysięcy żołnierzy Inspektoratu, w tym legendarnego "Tysiąca" z najbliższymi swymi współpracownikami. Masowe represje, sfingowane procesy, brutalne śledztwa, tortury, zabójstwa itp., które po latach przekształciły się w wyrafinowane i ustawiczne szykany i prześladowania prowadzone ze szczególną zajadłością i rozmachem, ze strony najrozmaitszych ogniw totalitarnego państwa, a także z pozycji znanych w tym terenie "ideologów", "uczonych" i działaczy. Fakty o tym dopiero dziś, po ujawnieniu wielu dokumentów przez Instytut Pamięci Narodowej, stają się znane całemu społeczeństwu. Dotąd wiedzę o nich posiadały ofiary, ich rodziny i towarzysze broni. Bezmiar cierpień fizycznych i psychicznych żołnierzy i partyzantów 106 DP "Dom" i KBKZmot. w sowieckich łagrach, peerelowskich więzieniach i obozach oraz w codziennym życiu, jako obywateli II kategorii w komunistycznym państwie, oczekuje więc na wybornego historyka i przedniego dramatopisarza.

dr Stanisław Piwowarski   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/rp44/art/20180131symp_piwowarski/art.php