Skalbmierz i Jaksice 1944

Artykuł ten pochodzi ze strony autora www.tomaszstezala.pl. Opisana historia tych dwóch wielkich bitew Rzeczpospolitej Partyzanckiej Kazimiersko - Proszowickiej znajdzie się w beletryzowanej formie w książce "Pułkownicy 1944".


Skalbmierz, Jaksice, 6-08-2013

      Jak co roku pierwszy sierpnia jest dniem, w którym świętujemy pamięć o wielkim zrywie niepodległościowym, czyli Powstaniu Warszawskim. To dramatyczne wydarzenie, nagłaśnianie przez media i liczne dyskusje, pozostawia w cieniu inne dramatyczne wydarzenia roku 1944, kiedy to front wschodni wszedł na ziemie Rzeczypospolitej. 5 sierpnia 1944 roku, w niewielkim Skalbmierzu i pod nieodległymi Jaksicami rozegrały się dramatyczne i krwawe wydarzenia, które znacząco wpłynęły na losy Republiki Kazimiersko-Proszowckiej, zwanej także Republiką Partyzancką.

Wstęp

     Rok 1944 był decydującym dla losów Drugiej Wojny Światowej. W poprzednim, na froncie wschodnim doszło do szeregu decydujących bitew (Charków, Kursk, Wołchow, itd.) w których Wehrmacht poniósł ciężkie straty i utracił inicjatywę strategiczną, ale nadal miał możliwość zatrzymania Sowietów i doprowadzenia do korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia. W 1944 roku Armia Czerwona rozpoczęła serię dziesięciu potężnych uderzeń, następujących praktycznie bez przerw, które zmusiły Niemców do zaangażowania ostatnich rezerw strategicznych i coraz szybszego cofania się na zachód. We Włoszech alianci zdobyli Rzym, utworzyli Drugi Front we Francji a terytorium Rzeszy było pustoszone przez dywanowe naloty.

     Na północ od okupowanego Krakowa, na terenie powiatów Olkuskiego, Miechowskiego i Pińczowskiego, rozkazem dowódcy Okręgu Krakowskiego Armii Krajowej utworzono Inspektorat, który w tym czasie miał kryptonim "Maria" lub "0/08". Inspektorem mianowano pod koniec lata 1943 roku majora Bolesława Nieczuję-Ostrowskiego, który poprzednio pełnił funkcję szefa uzbrojenia Okręgu. Nowy inspektor zastał trudną sytuację. Obszarem Inspektoratu wstrząsnęły liczne "wsypy" i aresztowania, zmuszające struktury terenowe do ograniczenia konspiracji.

     Ruch oporu był podzielony na szereg ugrupowań związanych z partiami i stronnictwami politycznymi, a liczne bandy kryminalistów prześladowały ludność. Oddziały były w większości słabo wyszkolone i jeszcze gorzej uzbrojone. Kolejnym problemem była bliskość Krakowa z jego silnym garnizonem i lotniskiem, duża gęstość zaludnienia oraz niewielka ilość lasów, zlokalizowanych głównie na zachodzie i północy inspektoratu.

schemat organizacyjny Inspektoratu AK Maria 1944-1945r. (fot. zbiory autora)

     Pierwszym zadaniem majora "Bolko" było doprowadzenie do uporządkowania struktur organizacyjnych i rozpoznanie sytuacji. Jednocześnie prowadził on w imieniu AK rozmowy z scaleniowe, które zakończyły się przejściem pod jego dowództwo większości ugrupowań. Nie prowadzono rozmów lub czyniono to tylko w ograniczonym zakresie z ugrupowaniami związanymi z działalnością bandycką, komunistami (GL, potem AL) oraz z NSZ. Wiosną 1944 roku Inspektorat był podzielony na trzy obwody i dziewięć podobwodów, które stały się bazą mobilizacyjną dla 106 Dywizji Piechoty AK (kryptonim "Dom") oraz Krakowskiej Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej (kryptonim "Bank").

     Rozpoczęto intensywne szkolenie kadr podchorążych, podoficerskich oraz szeregowców (większość konspiratorów należało do pokolenia, które nie przeszło przeszkolenia wojskowego przed 1939 rokiem). Największym problemem był brak uzbrojenia i amunicji. Od wiosny odziały AK rozpoczęły liczne akcje rozbrojeniowe i zaopatrzeniowe, często brawurowo przeprowadzone. Innym źródłem uzbrojenia w granaty i pistolety maszynowe "Sten" były liczne wytwórnie, występujące pod kryptonimem "Ubezpieczalnia". Od wiosny zaczęły się także zrzuty sprzętu, prowadzone przez samoloty startujące z baz we Włoszech. Tym niemniej, w lipcu 1944, oddziały partyzanckie mobilizujące się w czasie stanu "Cz" (czuwania) dysponowały bronią (wg różnych źródeł) dla 25-40% żołnierzy (wliczając to broń krótką) oraz amunicją na dwa do trzech dni intensywnych walk.

     Oddziały były słabo wyposażone w broń maszynową (przeróżne typy), jako broń przeciwpancerna funkcjonowały granatniki "Piat" oraz granaty "Gamon". Nie posiadano artylerii, łączność (poza radiostacją Grupy Operacyjnej "Kraków" i "Domu") była realizowana przez łączników, punkty kontaktowe i gońców. Po powstaniu Republiki Partyzanckiej wykorzystywano istniejącą sieć telefoniczną. Mobilność zapewniały partyzanckie i chłopskie furmanki a także zdobyte na Niemcach i Ukraińcach samochody osobowe, ciężarowe oraz motocykle. Do najbardziej aktywnych oddziałów partyzanckich należały:
  • OP "Skrzetuski - dowódca porucznik "Kmita" Alojzy Dziura-Dziurski, potem podporucznik Żbik" - Stanisław Jazdowski,
  • OP "Babinicz - dowódca kapral pchr. "Babinicz" - Juliusz Nowak,
  • OP "Jaksa" - dowódca podporucznik "Jaksa" - Wojciech Majewski,
  • OP "Olgierd" - dowódca porucznik "Olgierd" - Józef Malara Łucki,
  • OP "Bartosz Głowacki" - dowódca ppor "Pazur" - Tomasz Adrianowicz,
  • OP "Mohort" - dowódca sierżant Jan Pieńkowski,
  • OP "Trzaska" - dowódca plutonowy "Trzaska" - Jan Molęda,
  • OP "Kłos" - dowódca kapral pchr. "Kłos" - Jerzy Biechoński,
  • OP "Sokół" - dowódca podporucznik "Sokół" - Franciszek Pudo,
  • OP "Boruta 22" - dowódca ogniomistrz Julian Słupik,
  • OP "Lot" - dowódca plutonowy "Lot" - Mieczysław Janiec.
Liczebność zakonspirowanych żołnierzy sięgała (według różnych źródeł) 20 tys. ludzi, a jednostki miały charakter terytorialny.

     Formujące się oddziały Dywizji i Brygady przygotowywały się do zdecydowanych działań zbrojnych na zapleczu cofających się Niemców. Komenda Główna AK zaplanowała wybuch powstania zbrojnego (akcja "A") lub intensywnych ataków partyzanckich na cele przyfrontowe oraz istotne dla powodzenia walk, a zlokalizowane dalej od frontu (akcja "B", określana także jako "Burza"). Formująca się Dywizja i Brygada mogły w praktyce wystawić sześć do siedmiu batalionów lekkiej piechoty i szwadron kawalerii - w sumie około cztery tysiące ludzi. W ramach przewidywanych działań, dowódca Grupy Operacyjnej (GO) "Kraków" pragnął użyć tych ludzi do wyzwolenia Krakowa oraz do utrzymania terenu inspektoratu, a także kontroli licznych dróg i szlaków kolejowych. Plany walki zmieniano, pod wpływem wiadomości o wspólnych działaniach jednostek AK i Armii Czerwonej. Dowództwo AK doskonale zdawało sobie ze stosunku Sowietów do polskiego podziemia, co potwierdziły działania NKWD i innych służb po walkach o Wilno, Lwów czy Wołyń.

     Wykorzystując szybko przesuwający się front, chaos w szeregach okupantów, oddziały AK rozpoczęły szereg akcji, których efektem było wycofanie się okupantów z zajmowanych miejscowości i zajęcie ich przez partyzantów. Wyzwolono między innymi Kazimierzę Wielką, Pińczów, Proszowice, Skalbmierz, Skałę, Koszyce, Działoszyce. Obszar zajęty przez żołnierzy "Marii" sięgnął około tysiąca kilometrów kwadratowych. Na wyzwolonym terenie rozpoczęła działanie polska administracja cywilna oraz liczne służby pomocnicze i ochronne.

     Siły okupanta zlokalizowane były w większych miejscowościach, wzdłuż linii kolejowych oraz w posterunkach, które przekształcono w punkty umocnione (stützpunkt). Na terenie Inspektoratu istniały także liczne obiekty przemysłowe, rolnicze, budowlane, wojskowe posiadające uzbrojoną obsadę. Głównymi ośrodkami były Olkusz, Miechów i Pińczów, gdzie obok różnego rodzaju policji niemieckiej służbę pełniła żandarmeria, Ukraińcy, Własowcy oraz Policja Granatowa, której liczebność na terenie trzech powiatów ocenia się na około 620 ludzi. Liczbę Niemców szacuje się na około 1200 a ich wschodnich sojuszników na dalszych kilkuset. Siły okupacyjne były doskonale uzbrojone i zaopatrzane w amunicję, dysponowały wieloma pojazdami mechanicznymi oraz transportem konnym, korzystały z rozbudowanej sieci łączności a także wielokrotnie ze wsparcia samolotów rozpoznawczych i bojowych stacjonujących w rejonie Krakowa. Lokalni Niemcy mogli liczyć na wsparcie garnizonu w Krakowie dysponującego samochodami pancernymi, i czołgami. W omawianym okresie, na teren inspektoratu zaczęły wkraczać ściągane z Włoch i Rzeszy jednostki SS i Wehrmachtu (min. 4 Armia Pancerna SS).

     23 czerwca Armia Czerwona rozpoczęła ofensywę na Białorusi wchodząc na ziemie polskie. 23 lipca zdobyto Lublin, 27 Lwów a 29 lipca Sowieci doszli do Wisły, którą sforsowali w kilku miejscach, zbliżając się na odległość kilkudziesięciu - kilkunastu kilometrów od granic inspektoratu. Partyzanci i miejscowa ludność wyraźnie słyszeli odgłosy artyleryjskiej kanonady, a na terenie uaktywniły się oddziały skoczków sowieckich i komunistycznej partyzantki.

Inspektoratu AK Maria (fot. zbiory autora)

     Niemcy ściągali z zachodu Włoch posiłki, w tym oddziały Feldjägerkorps, które miały zapewnić bezpieczeństwo na zapleczu frontu. Na teren inspektoratu miała trafić także znana z niezwykłego okrucieństwa brygada RONA Bronisława Kamińskiego, wsławiona później kaźnią powstańczej Warszawy. Tylko dzięki odwadze oficera wywiadu dywizji, "Kmity", udało się uniknąć jej obecności na terenie "Marii". Powstanie Republiki Kazimiersko-Proszowickiej wywołało szereg zbrojnych akcji okupanta, które oddziały "Domu" i "Banku" skutecznie odpierały. Po kilkudniowym zwolnieniu tempa działań na początku sierpnia 1944, Niemcy postanowili zdecydowanie rozprawić się z partyzantami przy pomocy miejscowych sił bezpieczeństwa a także nadciągających oddziałów Wehrmachtu i SS.

5 sierpnia 1944. Skalbmierz i Jaksice
I faza bitwy
Skalbmierz

     Przygotowania do uderzenia na Republikę Partyzancką przeprowadzono pod osobistym szefem bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie, Obergrupenführera Koppego, we współdziałaniu z szefem gestapo i policji w Miechowie, SS-Untersturmführerem Phillipem Riedingerem, jednostką Feldjägerkorps dowodzoną przez majora Wilhelma Wehrmaiera oraz jednostką Wehrmachtu (304 pułk piechoty (?)), należącą do 4 Armii Pancernej SS. Uderzenie postanowiono przeprowadzić na dwóch kierunkach, by zamknąć główne siły partyzanckie (120 pułk piechoty AK) stacjonujące na wyzwolonym terenie w kleszczach. Główne siły (SS, żandarmeria, Ukraińcy, Wehrmacht) w liczbie około siedmiuset ludzi skierowano wzdłuż drogi: Miechów - Skalbmierz, z zadaniem dalszym zdobycia Kazimierzy Wielkiej. Jednocześnie oddziały Feldjägerkorps wsparte jednostką policyjną uderzyły wzdłuż biegnącej równolegle do Wisły drogi: Kraków - Koszyce- Nowy Korczyn. Po opanowaniu Koszyc Niemcy zamierzali skręcić na północ, na Kazimierzę Wielką. W ten sposób w "kotle" znalazłyby się nie tylko jednostki 120 pułku, ale i sztab dywizji. Po zniszczeniu tych oddziałów Niemcy i Ukraińcy zamierzali usunąć z głównych szlaków komunikacyjnych zagrożenie partyzanckie, następnie spacyfikować teren a ludność zatrudnić przy wznoszeniu umocnień. Kolejnym etapem miało być całkowite rozbicie konspiracji na terenie przyfrontowych powiatów.

     Miechów od Skalbmierza dzieli około trzydziestu kilometrów. 26 lipca, w pobliżu Skalbmierza, nacierająca od wschodu i zachodu wyprawa policji i żandarmerii została dotkliwie pobita przez oddziały partyzanckie "Sokół" oraz "Grom" a następnego dnia "Sokół" wyzwolił Skalbmierz. Od tego czasu partyzanci z oddziału pełnili służbę garnizonową, wystawiając ubezpieczenia i przeprowadzając drobne akcje. Ze względu na porę żniw, dowódca (Franciszek Pudo) wydaje sporej grupie przepustki do domu. Podporucznik "Sokół" kwaterował w Domu Ludowym w Skalbmierzu. Stan oddziału wynosił około 70 ludzi, uzbrojonych w 1 ckm, 2 rkm, 4 pm, 5 pistoletów, kilkanaście karabinów i granaty ręczne. Oddział podlegał dowódcy II batalionu, porucznikowi "Wojniłowiczowi" (w niektórych źródłach "Wojniłłowiczowi" - Roman Moskwa), należącemu do 120 pułku piechoty (dowódca kapitan "Sewer" - Roman Zawarczyński).

     Wjazd niemieckiej ekspedycji z Miechowa nastąpił w godzinach nocnych. Gro Ukraińców i policjantów poruszało się na furmankach (około 80 wozów), pozostali, w tym SS i Wehrmacht na kilkudziesięciu samochodach osobowych i ciężarowych. Tuż przed świtem kolumna samochodów żandarmerii i wojska wdarła się do leżącej około 2 km od Skalbmierza wsi Szarbia. Napastnicy opanowali łagodne wzgórza na północny zachód od Skalbmierza jednocześnie rozpoczynając pacyfikację wsi.

por. Franciszek Pudo "Sokół" (w berecie) i sierż. pchor. Tadeusz Sabas "Olszyna" na schodach kościoła w Skalbmierzu, 5 sierpnia 1944
;(fot. zbiory autora)
     Około 4 rano do Skalbmierza wrócił porucznik "Sokół" i postanowił obejść posterunki. Kwadrans później do Domu Ludowego przybiegł jeden z mieszkańców z informacją, że Niemcy znajdują się na okalających miasteczko wzniesieniach. Podporucznik podzielił obecnych w mieście żołnierzy na dwie grupy i biegiem ruszył w stronę opłotków. Nadjeżdżająca od strony Miechowa kolumna wroga została wzięta w krzyżowy ogień broni maszynowej i poniosła ciężkie straty. W tym czasie dyżurny telefonista batalionu, znajdujący się w odległych od Skalbmierza o trzy kilometry na wschód Kobylnikach dostał telefoniczny meldunek o ataku i prośbę o wsparcie. Jak okazało się, porucznik "Sokół" ocenił ugrupowanie wroga na trzy samochody (około 60 ludzi). Ten błąd, jak i brak odpowiedniego zabezpieczenia miasteczka czujkami i patrolami doprowadził do poważnych konsekwencji.

     Adiutant dowódcy batalionu (ppor "Brzoza" - Stanisław Wójcik) dzwoni na pocztę w Skalbmierzu i rozmawia z dyżurującą telefonistką, która potwierdza widomość od "Sokoła". Dowódca batalionu, porucznik "Wojniłowicz" mobilizuje obozujący w pobliskich Krępicach oddział szturmowy "Brzozy II" (Franciszek Kozłowski) oraz żołnierzy należących do 4 kompanii podporucznika "Bumira" (Albin Piechota) i 6 kompanii podporucznika "Maratona" (Marian Markiewicz), jednocześnie polecając "Sokołowi" wycofywać się w rejon cmentarza w Skalbmierzu. Walczący partyzanci, przygnieceni liczebną i ogniową przewagą Niemców i Ukraińców zaczynają ponosić straty w ludziach. Przeciwnik rozpoczyna, podobnie jak wcześniej w Szarbii, pacyfikację miasta, mordując, rabując, gwałcąc i paląc.

     Około 7 rano, jako pierwszy z wezwanych, w Kobylnikach zameldował się oddział "Brzozy II". Wciąż nie mając wiadomości, że w Skalbmierzu znalazło się około 700 nieprzyjaciół, porucznik "Wojniłowicz" rozkazuje uderzyć na wylot drogi Skalbmierz - Kazimierza Wielka, by bezpośrednio wesprzeć walczących jeszcze na cmentarzu ludzi "Sokoła". "Brzoza II", w czasie jazdy furmankami zmienia decyzję i posuwając się wzdłuż rzeki Nidzicy dociera w pobliże mostu kolejowego i stacji wąskotorówki. Wydaje się, że manewr zaskoczenia wroga powiedzie się, ale partyzanci wpadają w przygotowaną zasadzkę. O ich podejściu wiedzieli Niemcy powiadomieni przez jeden z licznie krążących nad polem walki samolotów. Na "szturmówkę" sypią się serię z broni maszynowej oraz pociski z moździerzy. Partyzantom zacina się karabin maszynowy i zostają zmuszeni do wycofania się pod ciężkim ogniem. W czasie odwrotu wzdłuż rzeki zabity zostaje podporucznik "Brzoza II". Niemcy, ścigający rozbity odział "Sokoła" oraz "szturmówkę" wychodzą z miasta i spychając słabe ubezpieczenia polskie zajmują Zamoście, Sielec oraz Sielec Dwór, podchodząc pod wieś Topola. Tutaj zatrzymuje ich ściągnięty w trybie alarmowym z Kazimierzy Wielkiej oddział należący do pierwszej kompanii I batalionu, pod dowództwem chorążego "Bałtyckiego" (Franciszek Palus) oraz kilkudziesięciu słabo uzbrojonych ludzi z różnych oddziałów, którzy zdążyli zjawić się w Kobylnikach. Do walczących dołączają rozbitkowie z oddziałów "Sokoła" oraz "Brzozy II". Dopiero teraz do dowódców dociera informacja o prawdziwej skali operacji. Co więcej, podporucznik "Sokół" zostaje ranny i schwytany przez hitlerowców. Niemcy, w liczbie około 200 wciąż nacierają na Sielec i Topolę, wspierani przez kilka samolotów, które atakują partyzantów z broni maszynowej.

     Żołnierz z kompanii "Bałtyckiego, kapral "Mały" (Leon Pierzchała) przepuszcza nacierających obok swojego stanowiska a następnie otwiera do nich ogień ze swojego karabinu maszynowego. Wzięci w dwa ognie napastnicy wpadają w panikę i cofają się do drogi Skalbmierz - Kazimierza Wielka i zalegają w rowach. Tu zatrzymani, Niemcy uderzają od północy i wypierają partyzantów ze wsi Sielec, zmuszając sztab batalionu do cofnięcia się do Topoli. Dalsze ich posuwanie zostało zablokowane, ale przez cały czas obie strony intensywnie ostrzeliwały się.

     W tym czasie, "Wojniłowicz" otrzymuje od kapitana "Sewera" dramatyczną informację, iż żołnierze IV batalionu porucznika "Niebory" (Stanisław Padło), którzy mieli ruszyć z pomocą walczą pod Jaksicami z przeważającymi siłami wroga. Oznaczało to, że przynajmniej przez jakiś czas dowódca II batalionu musi radzić sobie sam.

     Dowódca pułku, kapitan "Sewer" uruchomił wszelkie dostępne sobie siły i środki. Wobec braku możliwości skontaktowania się z dowódcą dywizji (pech chciał, że tego dnia sztab dywizji przenosił się skrycie do Zielenic, bliżej centrum planowanych działań), nawiązał łączność miedzy innymi z oddziałem AL kapitana "Adama" (Zygmunt Bieszczanin) a także z placówką AK w Wiślicy, gdzie znajdowały się trzy odcięte od jednostki sowieckie czołgi T-34. Dowódca placówki - "Władczyn" (Władysław Wojas) zaproponował Rosjanom wspólny wypad do Skalbmierza, ale ci odmówili, tłumacząc się brakiem łączności i zgodą dowództwa. Dopiero długotrwała perswazja (oparta o samogon) sprawiła, że dowódca sowiecki zgodził się zabrać dwa czołgi wraz z partyzanckim desantem i ruszyć na pomoc.

Jaksice

     Już około godziny 5 rano porucznik "Niebora" odebrał wiadomość telefoniczną od Sewera, że Niemcy zaatakowali i niszczą Skalbmierz wraz z rozkazem do zebrania wszystkich możliwych sił i ruszenia z pomocą. Po krótkiej naradzie rozkazał ściągniecie kompanii z niedawno atakowanego Opatowca oraz oddziałów "Enrilla" (Bolesław Czarnecki), "Boruty 22" (Julian Słupik) i "Skiby" (Henryk Sokołowski) z ubezpieczanych przez nie rejonów, w tym z Jaksic. Oddział "Enrilla" siedział już na ciężarówce gotowy do wyjazdu z Koszyc do Skalbmierza, gdy zadzwonił kolejny telefon. Placówka w Jaksicach, dowodzona przez "Borutę 22" została zaatakowana przez bardzo silny oddział niemiecki. "Niebora" natychmiast wysyła "Enrilla" ze wsparciem, meldując "Sewerowi" o sytuacji.

     Kwaterujący w Jaksicach oddział został poderwany alarmem przez "Borutę" Zebrał on część gotowych do wymarszu partyzantów na punkt zborny w Koszycach, a resztę ludzi rozkazał szybko zebrać "Sierocie" (Stanisław Kozera). Stojący w szyku w jednym z obejść partyzanci spostrzegli nadjeżdżająca kolumnę ciężarówek z Feldjägerkorps i kompanią policyjną. "Sierota" nie traci głowy, błyskawicznie ustawia żołnierzy i otwiera ogień do przejeżdżających pojazdów. Szosa zostaje zablokowana przez uszkodzone pojazdy a Niemcy ponoszą ciężkie straty.

     Niewielki oddziałek partyzancki ruszył do ataku spychając wielokrotnie liczniejszych nieprzyjaciół w głąb wioski. Niemcy szybko otrząsają się z szoku i blokują ogniem dalszy atak. Po pewnym czasie do Jaksic wraca ściągnięta odgłosami walki reszta oddziału "Boruty 22", a doświadczony żołnierz przejmuje dowodzenie. Partyzanci walczą zażarcie, powstrzymując wrogie kontrataki i próby otoczenia. Około 9 na polu walki pojawia się także oddział "Enrilla", a za nim sam "Niebora". Po szybkiej analizie sytuacji rozkazuje plutonowi "Enrilla" atakować, zanim wróg otrzyma kolejne posiłki. Partyzanci podrywają się do natarcia z głośnym "Hurra" wywołując wśród wroga panikę i zmuszając go do ucieczki. Pościg trwa aż do południowych opłotków wsi, gdzie nacierających zatrzymuje ogień maszynowy prowadzony z folwarku Jaksice. Tylko grupa "Sieroty" kontynuuje atak wyrzucając Niemców z folwarku.

     Partyzanci pochwycili czterech jeńców (w tym dwóch oficerów), zdobyli samochód osobowy i dwie ciężarówki oraz broń, amunicję, wyposażenie i mapy. Po walce "Niebora" zdając sobie sprawę, że wróg może uderzyć kolejny raz zlecił "Enrillowi" odpowiednie przygotowanie się. Partyzanci wycofali się z Jaksic w kierunku na Koszyce w miejsce, gdzie szosa pięła się serpentyną pod górę. Przygotowano stanowiska ogniowe dla broni maszynowej a sam "Enrill" wraz z kilkoma partyzantami ukrył się w pobliżu szosy, z zamiarem obrzucenia pojazdów granatami.

II faza bitwy
Jaksice

     Około godziny 17 nad wsią i drogą pojawił się samolot rozpoznawczy, a za nim w odstępach kolumna wozów pancernych i ciężarówek. Strzelec karabinu maszynowego "Czarny" (Janusz Włoch) nie wytrzymał i zbyt szybko otworzył ogień, psując plan "Enrilla". Niemcy (około 200 ludzi) natychmiast spieszyli się i przeszli do kontrataku. Wspierani gwałtownym ogniem maszynowym z wozów bojowych zmusili partyzantów do stopniowego wycofania się. W walce zginął "Czarny", który osłaniał odwrót. Niemcy ponieśli poważne straty i zatrzymali się, a obawiając się dalszych ataków nie kontynuowali natarcia, dając partyzantom możliwość bezpiecznego odejścia.

Skalbmierz

     W mieście znalazło się 35 samochodów, 7 motocykli oraz około 80 furmanek. Wraz z nadciągającymi posiłkami siły Niemiecko - Ukraińskie liczyły około 1000 uzbrojonych po zęby ludzi. W Skalbmierzu trwało polowanie na mieszkańców, których brutalnie mordowano, w tym wrzucając w ogień. Płonęły rabowane domy, a na rynku zgromadzono około 50 mężczyzn jako zakładników. Ujawnili się lokalni konfidenci, którzy wskazywali osoby współpracujące z partyzantami.

     Na linii walki sytuacja ustabilizowała się. Niemcy musieli dowiedzieć się o swojej klęsce pod Jaksicami i zaczęli ściągać dalsze jednostki. Zażarty opór żołnierzy 120 pułku, pomimo krwawych strat, (w pierwszej fazie walki zginęło dwudziestu partyzantów) zmusił dowodzącego ekspedycją do ostrożności. Niemieckie lotnictwo nieustannie ostrzeliwało pozycje partyzanckie, zmuszając nadciągające oddziały do krycia się. Około godziny 11 do natarcia na Silec Dwór przechodzi podporucznik "Orlik" (Mieczysław Książek) wraz z około 40 partyzantami, ale silny ogień zatrzymuje go. Podobny los spotyka żołnierzy "Bałtyckiego", którzy atakują na południe od szosy w kierunku na cmentarz.

     O 12.30 "Sewer" rozkazuje zablokowanie szosy w rejonie wsi Topola w oczekiwaniu na nadciągające oddziały partyzanckie. Ważnym problemem staje się niewielki zapas amunicji. Tymczasem w Wiślicy dochodzi do przełomu. O 14 dwa czołgi z partyzanckim desantem oraz oddziałem "Oracza" (Tadeusz Wróbel) na furmankach ruszają w kierunku Skalbmierza. O 14.30 w dowództwie II batalionu w Topoli melduje się "Adam" z AL wraz z 38 dobrze wyposażonymi ludźmi. Zjawiają się także oddziały "Lota" i "Stalowego". Liczba partyzantów przekracza 300. Około 16 "Wojniłowicz", w oparciu o rozkazy "Sewera" przygotowuje plan rozstrzygającego uderzenia. Partyzanci uderzą skrzydłami oraz wzdłuż szosy. Na południu, na lewym skrzydle, nacierać ma oddział "Adama" wsparty drużyną AK kaprala "Jana" (Jan Nowak) z zadaniem przejścia wzgórza 248 a następnie minięcia cmentarza w Skalbmierzu i zamknięcia drogi na Miechów w rejonie wsi Szarbia. Bliżej centrum nacierała kompania chorążego "Bałtyckiego", z zadaniem opanowania cmentarza oraz południowej części miasta. Lewe skrzydło liczyło około 160 partyzantów.

     Centrum szyku stanowiły oddziały podporucznika "Janczara" (Jan Pszczoła), plutonowego "Stalowego" (Stanisław Ćwik) i plutonowego "Benca" (Tadeusz Mroziński) w sile około 90 ludzi, osłaniających dwa sowieckie czołgi. Na prawym skrzydle poruszając się wzdłuż Nidzicy atakowały oddziały "Smutnego" (Władysław Bartosz), "Orlika" (Mieczysław Książek) liczące około 100 żołnierzy. Miały zająć stację kolejową i Zamoście oraz wyprzeć Niemców z Sielca. Dodatkowo atak wspierały inne oddziały, nie mające bezpośredniego kontaktu z "Wojniłowiczem", a zlokalizowane na północ od Skalbmierza.

     Około 18.30 w powietrze lecą dwie zielone rakiety a sowieckie czołgi rozpoczynają ogień. Jeden z pierwszych pocisków trafia w samochód dowodzącego akcją niemieckiego majora, zabijając oficera na miejscu. Partyzanci ruszają do przodu osłaniając czołgi przed bronią przeciwpancerną wroga. Na skrzydłach dowódcy popędzają żołnierzy, by wyprzedzić czołgi i oskrzydlić hitlerowców. Nieprzyjaciel bardzo szybko wpada w panikę, ładuje się na samochody i furmanki uciekając w kierunku na Miechów, ostrzeliwany przez nadciągających partyzantów. "Bałtycki" odbija cmentarz i rejon kościoła a "Adam" wyjazd na Miechów. Od północy, przez Zamoście wchodzą do płonącego miasteczka chłopcy "Orlika", natykając się na zwłoki pomordowanych i spalone zabudowania.

     Ucieczka wroga jest tak szybka, że partyzantom nie udaje się zamknąć pętli okrążenia. Około 20.50 Skalbmierz jest wolny. Żołnierze natychmiast ruszają na pomoc ocalałym mieszkańcom, gaszą pożary, zbierają rannych i zabitych. Ogrom zniszczenia jest porażający. W walce zginęło dwudziestu partyzantów, w tym aż piętnastu z oddziału "Brzozy II", który wpadł w zasadzkę ogniową na początku bitwy. Hitlerowcy zamordowali także schwytanych, rannych partyzantów, w tym podporucznika "Sokoła". W samym Skalbmierzu zamordowano 64 osób, a Szarbii kilkadziesiąt. Straty Niemieckie są trudne do oszacowania, ale na podstawie potwierdzających się relacji można je określić na ponad stu zabitych i nieznaną liczbę rannych. Zdobyto kilka samochodów, wozy taborowe, broń i wyposażenie. Po walce i poczęstunku, a także po naprawach wykonanych w Skalbmierzu czołgi wracają do Wiślicy, żegnane przez ocalonych i partyzantów. Poszczególne oddziały wracają na swoje miejsce postoju a w Skalbmierzu pozostał oddział "Janczara", ubezpieczany przez "Stalowego" oraz "Benca".

     Następnego dnia dogaszano pogorzeliska i odprawiano kolejne pogrzeby. Po południu dotarły do miasta informacje o zbliżaniu się kolumny pancernej wroga. Dowódca partyzantów polecił pozostałym mieszkańcom ucieczkę a sam wycofał się na pozycje w pobliżu Skalbmierza, ze względu na brak środków do walki z czołgami. Niemcy, którzy weszli wieczorem do miasteczka, według relacji zachowywali się poprawnie.

Podsumowanie

mapa topograficzna okolic Skalbmierza z 1938 roku (fot. zbiory autora)

     5 sierpnia 1944 roku był niewątpliwie najważniejszym dniem w historii inspektoratu "Maria" i jednym z najważniejszych dla Krakowskiego Obwodu Armii Krajowej. Toczona siłami jednego pułku AK, a dokładniej dwóch batalionów walka zakończyła się sukcesem w skali taktycznej oraz operacyjnej, choć dowódcy i żołnierze popełnili szereg błędów, które kosztowały wiele żyć ludzkich.

     Po pierwsze, dowódcy pułku i batalionu zlekceważyli doniesienia wywiadu o planowanej wielkiej akcji przeciw partyzantom oraz o koncentracji znacznych sił w Miechowie. Ani "Wojniłowicz", ani dowodzący w Skalbmierzu "Sokół" nie postarali się o odpowiednie zabezpieczenie się czujkami i posterunkami od strony Miechowa. Dodatkowo "Sokół" rozpuścił znaczną część oddziału na żniwa a sam przez większą część nocy przebywał poza miasteczkiem. Dramatycznym błędem, bo zakończonym zniszczeniem "szturmówki" "Brzozy II", było przekazanie meldunku o niewielkich siłach atakujących Skalbmierz. Pomimo możliwości sprostowania, nikt z broniących się w mieście nie zrobił tego. Nie wiemy także, dlaczego śpieszący "Sokołowi" na pomoc "Brzoza II" zmienił kierunek natarcia i uderzył przez most koło stacji kolejowej, dostając się w zasadzkę ogniową. Możemy teraz tylko dywagować, ale gdyby atak poszedł wzdłuż szosy, to istniała możliwość nawiązania kontaktu z walczącym na cmentarzu "Sokołem" i wspólny odskok.

     Brak pewnych wiadomości oraz rozproszenie i niewielka liczebność oddziałów będących w dyspozycji "Wojniłowicza" sprawiły, że dowódca batalionu działał trochę po omacku, musząc na bieżąco reagować na szybko zmieniającą się sytuację. Dodatkowym problemem był atak w Jaksicach, który tak skutecznie odparli ludzie "Niebory", a który pozbawił "Sewera" i "Wojniłowicza" niezbędnych posiłków.

     Twardy opór partyzantów pomimo ogromnej przewagi wroga, pozwolił już w godzinach przedpołudniowych zatrzymać napór Niemców i Ukraińców. W tym czasie siły partyzanckie liczyły 150-200 ludzi, znacznie słabiej uzbrojonych, a dla wielu z nich była to pierwsza walka. Szczęśliwą okolicznością było pojawienie się w nieodległej Wiślicy sowieckich czołgów i zwiadowców, których część wzięła udział w walce. Ogień z dział oprócz działania niszczącego miał oddziaływanie psychologiczne. Wielu napastników myślało, że oprócz partyzantów mają do czynienia z regularnymi oddziałami Armii Czerwonej. Po ochłonięciu z pierwszego szoku, dowódcy partyzanccy działali rozważnie i zgodnie z zasadami sztuki wojennej. Plan oskrzydlenia niestety nie powiódł się, gdyż przerażonych hitlerowców, uciekających samochodami i wozami konnymi piesi partyzanci po prostu nie mogli doścignąć.

     Wielkim plusem była umiejętność dogadania się akowców z AL oraz z Rosjanami a także podporządkowanie się "gości" rozkazom młodszego stopniem "Wojniłowicza", który najlepiej znał sytuację i był gospodarzem na tym terenie. W czasie walki partyzanci zdobyli sporo broni i wyposażenia ale zużyli też masę amunicji, co wpłynęło na późniejsze losy walki o Republikę Partyzancką.

     Bitwa o Skalbmierz i pod Jaksicami należą na pewno do tych w naszej historii, które wystawiają najwyższe noty walczących w nich żołnierzom. Pobity został wielokrotnie silniejszy przeciwnik a niedoświadczone oddziały partyzanckie wykazały się męstwem, brawurą oraz karnością i dobrym dowodzeniem. Intencją autora jest spopularyzowanie tych wydarzeń, godnych przynajmniej części uwagi, jaką poświęca się Powstaniu Warszawskiemu czy walkom 27 Wołyńskiej Dywizji AK.

Tomasz Stężała   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/rp44/art/20130806skalbmierz_jaksice/art.php