Partyzanci zajmują Proszowice


Proszowice, 18-06-2011

     Wkrótce po udanej akcji w Czechach zapadła decyzja o zajęciu wolnych już od Niemców Proszowic. Bolesław Nieczuja-Ostrowski w swojej książce "Rzeczpospolita Partyzancka" wymienia kilka powodów tej decyzji. Po pierwsze zachodziła obawa, że w mieście może dojść do grabieży majątku społecznego, głównie chodziło o magazyny Związku Plantatorów Tytoniu. Po drugie należało zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom miasta, którzy mogli być zagrożeni ze strony krążących w okolicy band lub Niemców, którzy mogli podjąć próbę odzyskania utraconych pozycji.

     Przykłady innych miast pokazywały, że takim próbom towarzyszyły krwawe odwety na ludności cywilnej. Ale były też cele propagandowe. Obecność partyzantów byłaby manifestacją istnienia polskich władz cywilnych i wojskowych na tym terenie. Manifestacją tym skuteczniejszą, że 29 lipca spodziewano się przyjazdu znacznej liczby ludzi z okolicznych miejscowości na tradycyjny targ. Wreszcie zajęcie Proszowic miało znaczenie z punktu widzenia czysto wojskowego.

     W takich okolicznościach 28 lipca rano na ulice Proszowic wkroczyła zwarta kolumna partyzancka w pełnym uzbrojeniu i umundurowaniu. W jej skład wchodziły plutony Józefa Latały i Stanisława Gasa. Oba wyjechały furmankami z Koniuszy. Na kilometr przed granicami miasta Jerzy Biechoński uformował kolumnę, która wkroczyła do niego. W Proszowicach było bardzo dużo ludzi z okolicznych wiosek.

- Na widok polskich żołnierzy urządzono spontaniczną owację. Entuzjazm ludności był ogromny, wierzono, że Niemcy już nie wrócą - wspominał Jan Latała. Juliusz Jarosz uzupełnia: - Wchodziliśmy do miasta pierwszy raz po 4 latach okupacji, w biały dzień, zwartą kolumną. Wrażenie ogromne. Odczuwam ogromną dumę, że to mnie przypadło w udziale pierwszemu. Ludzie płaczą, całują nas. I kwiaty, nie wiadomo skąd tyle kwiatów.

     Partyzanci zajęli najważniejsze punkty w mieście: siedzibę związku plantatorów tytoniu, stację kolejową, wystawili posterunki obserwacyjne na wieży kościelnej i innych położonych wysoko punktach, obsadzili drogi dojazdowe. Aby zabezpieczyć się przed nagłym wtargnięciem Niemców partyzanci przystąpili do budowy barykad na drogach od strony Krakowa, Miechowa, Słomnik i Klimontowa. Ponieważ ewentualnego ataku Niemców spodziewano się w pierwszej kolejności od strony Słomnik, to właśnie w tamtym rejonie straże i umocnienia były najsilniejsze.

     Na punkt oporu wyznaczono remizę strażacką (stała u zbiegu dzisiejszych ulic Kościuszki i Kosynierów). W samym mieście doszło do aresztowania "kilku konfidentów oraz gorliwych służalców okupanta". Józef Guzik w "Racławickich wezwaniach" wymienia Michała C., mężczyznę narodowości ukraińskiej, który został zlikwidowany za denuncjowanie i maltretowanie Polaków. Tego samego dnia na Rynku dokonano publicznych postrzyżyn Zofii Ł. za utrzymywanie kontaktów z Niemcami.

     Zorganizowano też władze cywilne, złożone z przedstawicieli stronnictw politycznych. Ich zadaniem było m.in. zabezpieczenie pozostawionego mienia niemieckiego oraz towarów w sklepach i magazynach, których właścicielami byli Niemcy i volksdeutche. Towary zastane w magazynach ZPT (cukier, papierosy itp.) zostały rozwiezione do poszczególnych placówek ruchu oporu.

     Już pierwszego dnia pobytu w Proszowicach, z telefonu w budynku stacji kolejki wąskotorowej, udało się partyzantom skontaktować z Rosjanami. Mieli powiedzieć, że znajdują się w Wiślicy i nazajutrz dotrą do Proszowic. Jak się później okazało, na ich przybycie trzeba było czekać do stycznia następnego roku...

przedruk z ''Gońca Proszowskiego''; Aleksander Gąciarz   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/rp44/art/20110618proszowice_wej/art.php