Wyprawa na posterunek żandarmerii niemieckiej w Niegardowie

bohaterski partyzant Oddziały AK "Fundament w Radziemicach porucznik Bronisław Wawrzeń, pochodzący z Przemenczan, zamieszkały obecnie w Słomnikach (fot. Zbigniew Pałetko)

Radziemice, 5-02-2010

Napięcie rośnie

     Opisana poniżej akcja miała miejsce w 1944r.
Partyzanci Armii Krajowej z Oddziału Fundament postanowili rozbroić Niemców na posterunku w Niegardowie. Do wyznaczonego zadania zgłosili się: Mieczysław Olech ps. Olcha, Benedykt Szastak, ps. Fundament, Wawrzeń Bronisław, ps. Warka, Luty Piotr, ps. Czarny i Rosjanin.

     Mieczysław Olech ps. Olcha i Benedykt Szastak, ps. Fundament, poszli wieczorem na rekonesans teren posterunku w Niegardowie. Posterunek znajdował się w Niegardowie, w przysiółku zwanym po dziś dzień Kresami, u rolnika o nazwisku Szopa. Olcha i Fundament podeszli pod sam posterunek.

     Na warcie stało 2 własowców - Ukrainców. Nawiązali z własowcami kontakt, próbując ich przekonać aby przeszli na stronę partyzantów i pomogli rozbroić niemiecki posterunek. Wszystko wskazywało, ze własowcy będą skłonni do współpracy.

     Benedykt Szastak pozostał z Ukraińcami, a Mieczysław Olech poszedł po Bronisława Wawrzenia, Piotra Lutego i Rosjanina, którzy w niedalekiej odległości od posterunku oczekiwali w okopach na dalszy tok postępowania.

Wspomina Bronisław Wawrzeń:
- Kiedy przyszedł Mietek i opowiedział nam to wszystko, jak się dogadali z wartownikami niemiecki, podeszliśmy pod posterunek niemiecki. Ja, Piotr Luty i Rosjanin schowaliśmy się w okopach, które były w pobliżu posterunku. Mietek poszedł z powrotem do własowców. Jak tylko podszedł do nich, to został wraz z i Benedyktem Szastakiem aresztowany przez Niemców. Po rozbrojeniu postawieni zostali pod ścianą z rękami podniesionymi do góry. Po nas do okopów przyszło trzech żandarmów niemieckich. Jednego z nich ludność przezywała "Kucharz". Rzeczywiście był kucharzem w Stützpunkcie w Dalewicach.

     Bronisław Wawrzeń siedział w okopie pierwszy, przy nim Piotr i trochę dalej Rosjanin. Żandarm niemiecki Kucharz mówił dobrze po polsku. Kiedy partyzanci wychylili się z okopów żeby zobaczyć kto zbliża się do nich - a byli przekonani, są to koledzy Mietek i Benedykt, wówczas do okopu wskoczyli żandarmi niemieccy, wołając: (...) ręce do góry!

     Rosjanin chciał strzelać do Niemców. Bronisław powstrzymał go, obawiając się o życie Mieczysława i Benedykta. Kucharz wystrzelił świetlną rakietę. Partyzanci, będący w Przemęczanach myśleli, że jest już po akcji. Partyzanci uciekali w stronę Łętkowic, najpierw okopami a potem polami. Niemcy gonili ich strzelając za nimi. Przed Łętkowicami natrafili na zasieki druciane.

- Słyszeliśmy jak po drutach kule dzwonią - wspomina Bronisław Wawrzeń.- Zasieki druciane były zrobione z polecenia niemieckiego okupanta, aby udaremnić przechodzenie ludności. Ja i Piotr pokonaliśmy zasieki bez większych przeszkód. Rosjanin miał trudności, ale również je pokonał. Dolecieliśmy do brodła ze zbożem. Nie mieliśmy już sił aby biec dalej. Zatrzymaliśmy się. Niemcy wrócili z powrotem na Kresy - mówi Bronisław.

- Partyzanci doszli do miejscowości Knieje. Tam wybrali trzech mężczyzn, polecając im zabrać ze sobą kenkarty i udać się na Kresy aby dowiedzieć się co stało się z Mietkiem Olechem i Benedyktem Szastakiem. Doszli do połowy drogi i zawrócili. Nie chcieli iść dalej, ogarnął ich strach. Zostali jednak przez partyzantów zmuszeni ponownie zmierzać na Kresy. Kiedy zbliżyli się do Kresów spotkali mieszkańców Błogocic, jadących z węglem. Napotkani woźnicy opowiedzieli, że przy posterunku niemieckim na Krasach zostali zatrzymani przez Niemców, byli wylegitymowani i widzieli jak dwóch ludzi stało z rękami podniesiony do góry. Partyzanci byli pewni, ze był to Mietek Olech i Benedykt Szastak. Partyzanci przyszli do Przemęczan i natychmiast udali się do zastępcy dowódcy Oddziału Fundamet - Franciszka Karczmarka, mieszkającego na Podgórzu. Opowiedzieli mu w szczegółach zaistniałej sytuacji. Decyzja była jedna: Należy ich uwolnić.

     Na drugi dzień rano, Niemcy wywieźli Mieczysława i Benedykta do Miechowa, skąd przewiezieni zostali do Krakowa na Montelupi. W styczniu 1945 roku przez otwór po wyrwanych deskach w podłodze wagonu, skutecznie uciekli z transportu kolejowego jadącego z Krakowa w nieznanym im kierunku. Powrócili do domu i byli nadal aktywnymi partyzantami w Oddziale Fundament.

Rosjanin

     Rosjanin był przyprowadzony z Markocić do Oddziały AK "Fundament". W partyzantce w Markociach było kilku rosyjskich żołnierz. W 1941 roku, po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej na terenie powiatu miechowskiego zaczęli pojawiać się jeńcy radzieccy. Uciekali oni z niemieckich transportów kolejowych lub zbiegli z obozów, w jakich przebywali na okupowanych ziemiach polskich lub w głębi Niemiec. Pomoc otrzymywali od gospodarzy, gdzie chętnie pomagali w pracach polowych. Większość z nich przebywała u rodzin partyzantów. W każdej gminie było od kilku do kilkunastu jeńców radzieckich. Udzielanie jakiejkolwiek pomocy i przechowywanie Rosjan było przez okupacyjne władze niemieckie surowo zabronione. Większość jeńców włączała się aktywnie do współpracy z lokalną partyzantką do walki z nienawidzonym okupantem niemieckim.

"Kucharz" - Kindler

     Kindler - były policjant granatowy, który przed 1939 r. pełnił funkcję komendanta policji państwowej w Przeworsku, pochodził rodem z Łodzi. Urodził się w rodzinie niemieckiej, chodził do polskiej szkoły. Praktykował u rzeźnika. Z wybuchem wojny uciekał przed Niemcami aż pod granice wschodnią, skąd jeszcze szybciej powrócił do rodzinnego miasta Łodzi, wstępując do żandarmerii niemieckiej. Ożenił się z Polką, mieli dwóch synów, mieszkali w Łańcucie.

     Świadkowie określali go na wiek około 30 - 35 lat. Był średniego wzrostu, szczupły. W dniu 6 grudnia 1944 r., nie podzielił losu Baumgartena, ponieważ w tym czasie przebywał na leczeniu ucha w szpitalu w Krakowie. Po przyjeździe z Krakowa spakował swoje rzeczy i następnie wyjechał z Dalewic. Imienia Kindlera nie ustalono. Kindler - umiejący mówić po polsku - i Szmidtke, przebrani w cywilne ubrania, z doklejonymi wąsami, upozorowani na handlarzy udawali się na wsie. Powracali zadowoleni. Zaraz po ich powrocie wyjeżdżało kilku żandarmów i przywozili skutych i związanych mężczyzn.

     Po wojnie zamieszkiwał prawdopodobnie we Wrocławiu. Nie został odnaleziony. Miejsca zamieszkania Kindlera nie zdołano ustalić.

Zbigniew Pałetko   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/rp44/art/20100205niegardow/art.php