Wspomnienia o księdzu wikarym
Stanisław Kudelski

(fot. tezeusz.pl)
Stanisław Kudelski
(fot. pianoeu.com)

Proszowice, 20-08-2019

     Wracam myślami do odległego już czasu i gdzieś pod pokładami narosłych latami zdarzeń i informacji pojawia się sylwetka księdza Stanisława Kudelskiego. W jednym z rozdziałów moich "Wspomnień" opublikowanych na portalu "24ikp.pl" w ub. roku wspomniałem o tej osobowości, która pojawiła się w proszowickiej parafii, jeśli mnie pamięć nie myli gdzieś w początku lat pięćdziesiątych ub. wieku.

     Ktoś zapyta, czemu akurat wspomnienia muszą dotyczyć tego księdza, a nie innego? Przecież w dziejach parafii proszowickiej było wielu znakomitych duchownych, choćby najbliższy mi czasowo i nie tylko, z najstarszych, jakich pamiętam proboszczów w Proszowicach, nie żyjący już ks. Kanonik Stanisław Bomba, postać zasłużona dla naszego miasta. Dla mnie szczególna postać, która udzieliła mi sakramentu Chrztu Świętego.

     No właśnie, może dlatego, że był kapłanem pracującym tu w parafii proszowickiej, a może dlatego, że byłem młodym chłopcem, dla którego każda nowa sytuacja mogła być ciekawa, lub, że osoba o której wspominam potrafiła trafić do mojego wnętrza, a sądzę, nie tylko do mojego, albo, że w trudnych warunkach tamtych czasów organizowała nam chłopcom, ministrantom czas, równocześnie budząc w nas zapotrzebowanie na poznawanie literatury polskiej, także w jakimś sensie nowej techniki.

     Myślę, że jest to również wewnętrzna potrzeba dania świadectwa o tym, że kościół w swojej historii, także w proszowickiej parafii spełniał pozytywną rolę w kształtowaniu młodych charakterów.

kościół parafialny p.w. Najświętszej Marii Panny i św. Jana Chrzciciela w Proszowicach
(fot. hiveminer.com)

     Ale jest w tym jeszcze coś, luka czasowa, jak wcześniej myślałem, odnosząca się do postaci ks. St. Kudelskiego. Niegdyś, w okolicach roku 2000, kiedy przypadkowo dowiedziałem, że coś, co dla mnie było pewnikiem, nie jest takie pewne, przyjąłem tą informację i pewnie w sposób nie do końca uświadomiony zamknąłem ją w swej pamięci.

     Okazuje się jednak, że to coś zapisane w pamięci, w określonych sytuacjach wraca. Taka sytuacja zaistniała przy okazji pisania moich "Wspomnień" z lat dziecięcych i młodzieżowych spędzonych w moim rodzinnym mieście Proszowicach. Stare obrazy związane z postacią księdza Stanisława Kudelskiego wróciły ze wzmożoną siłą i spowodowały, że zająłem się tym tematem, by uznać wewnętrznie sprawę za całkowicie wyjaśnioną. Czy to się udało?

     To tak na wstępie. Dla tych państwa czytelników, którzy nie mieli okazji do zapoznania się z odc. 16 moich "Wspomnień" opublikowanych na portalu 24ikp.pl przybliżę w miarę swoich umiejętności tło okoliczności, które w sposób nieoczekiwany dla mnie stanowiły dwie granice czasowe, splatające się w pewnym momencie, po latach w jedną cezurę.

     Przybycie księdza St. Kudelskiego do parafii miało miejsce gdzieś w okolicach 1948 lub 1949 r. a więc w I połowie ub. w. Do tego czasu kołem ministrantów zajmowały się siostry, a właściwie siostra. Wydaje mi się, że była to siostra Apolonia, ale nie jestem tego pewny. Była bardzo lubiana, ale nasze zajęcia skupiały się głównie na "służeniu do mszy", lub jak to dzisiaj jest nazywane w "pomocniczej służbie ołtarza", również w pomocy siostrze przy utrzymaniu czystości w kościele, szczególnie przy ołtarzach.

     Teraz po latach, kiedy próbowałem przywrócić pamięci tamten czas, w dużym stopniu spędzany w obszarze proszowickiego kościoła, myślałem również o podkreśleniu roli ówczesnych sióstr zakonnych spełniających posługę w nim. Zwróciłem się do siostry przełożonej Zakonu w Proszowicach z prośbą o informację, ale niestety nie uzyskałem w tej kwestii odpowiedzi.

     Wracając do głównego wątku, młody ksiądz, po przybyciu do Proszowic objął stanowisko wikariusza parafii i zamieszkał w budynku przy ul. wówczas Waryńskiego, obecnie Krakowskiej, na styku z ul. 3-go Maja zwanym potocznie. "Wikarówką", dziś już nie istniejącym.

nieistniejący już budynek Wikarówki w Proszowicach, lata 80-dziesiąte XX w.
(fot. facebook.com/historia Miasta, zdjęcia Proszowic do XX w.)

     Dla młodszych Proszowian, dawna "Wikarówka", to obecnie część terenu na którym usytuowany jest ogród biblijny w Proszowicach.

     Otóż, dla nas młodych chłopców, członków koła ministrantów przy proszowickim kościele parafialnym pojawienie się młodego księdza było niewątpliwie zdarzeniem nowym, trudno powiedzieć, że nie ciekawym, niosącym być może zapowiedź czegoś, co dla młodego człowieka w małym miasteczku mogło być atrakcją. Wydaje się, że podświadomie na to oczekiwaliśmy.

     Młody ksiądz okazał się ciepłym człowiekiem, zawsze z uśmiechem na ustach. Cechowała go duża energia w działaniu, umiejętność w podejściu do nas, myślę, że również do ówczesnych parafian. Oczywiście wówczas, my młodzi nie zdawaliśmy sobie pewnie z tego sprawy, zaabsorbowani tym, co nam nasz nowy opiekun oferował.

     A ksiądz, obejmując swoją pieczą kółko ministrantów, w sensie organizacyjnym stwarzał warunki na poszerzenia kręgu naszych zainteresowań. Wzbogacił i udostępnił bibliotekę w "Wikarówce", zorganizował dla nas pracownię fotograficzną, w stosunku do dzisiejszych możliwości technologicznych pewnie prymitywną, ale na tamten czas było to ewenementem. Organizował lokalne wycieczki, uczestnicząc w nich, podsuwał delikatnie literaturę religijną, również, co było ważne patriotyczną klasykę polską.

     Stworzył przy proszowickiej parafii coś stanowiącego pierwowzór późniejszych kół "OAZOWYCH". To prawda, że dziś oceniając te działania, były one ograniczone do grupy chłopców, ministrantów w lokalnym ujęciu, ale w sposobie realizacji wybiegające daleko do przodu.

     To był dla nas młodych dobry czas. Takie mam odczucie nadal, ale tą opinię wyrażam we własnym imieniu. Jak każdy dany czas, i ten dobiegł końca. Pewnego dnia, dokładnej daty nie pamiętam, ale wspominając "rześki" wieczór, noc i poranek późniejszej podróży z księdzem mogły to być końcowe m-ce lat 1950, lub 1951 r.

     Ksiądz wikary zakomunikował, że przenosi się z Proszowic do parafii w Sułoszowej. A ponieważ naszą reakcję odczytał jako duży zawód, starał się nam wytłumaczyć tą zmianę. Równocześnie, tak dzisiaj to odbieram, by złagodzić nasz zawód, zaproponował nam odwiezienie go do nowej parafii. Propozycja księdza wikarego spotkała się z gorącym entuzjazmem z naszej strony. Był jednak warunek, który ksiądz postawił, zgoda rodziców. W większości przypadków, jak pamiętam, nie było z tym problemu. Ksiądz Wikary zdążył sobie wyrobić w społeczności proszowickich parafian opinię dobrego i odpowiedzialnego człowieka.

     No i pewnego dnia (dokładnej daty niestety nie pamiętam) ksiądz przekazał nam wiadomość, że w dniu następnym, w godzinach popołudniowych wyjeżdża na nową parafię, zbiórka tych z nas, którzy chcą go odwieźć będzie na rynku w Proszowicach. Informując nas o tym przypomniał, że jedziemy wozami konnymi w nocy i trzeba się dobrze ubrać, by nie zmarznąć.

     W dniu następnym około godz. 17-18-tej, była już szarówka spotkaliśmy się w miejscu zbiórki. Nie jestem pewny, czy wszyscy zdecydowali się na tą jazdę, ale było nas wcale nie mało. Dawny Rynek Duży w Proszowicach i na jego "kocich łbach", niedaleko bramy kościelnej stały trzy duże drabiniaste fury wypełnione po brzegi snopkami słomy i wiązkami pachnącego siana, przykrytymi derkami i kocami. Każdy zaprzężony w parę dorodnych koni i na każdym wozie woźnica.

     Ksiądz z dwoma walizkami, ze skromnym mieniem wsiadł na pierwszy wóz i dał znak, byśmy się ładowali na wozy. Ja ulokowałem się z dwoma lub trzema kolegami na drugim wozie. Umościliśmy sobie gniazdka w sianie. Już dobrze się ściemniało, jak wozy wyruszyły z proszowickiego Rynku w podróż do Sułoszowej. Przejechaliśmy ulicą Kościuszki i wjechaliśmy na drogę w kierunku Słomnik. Wozy, mimo, że nie były nadmiernie obciążone toczyły się wolno. Pamiętam, że na początku podróży śpiewaliśmy razem z księdzem pieśni religijne, ale z biegiem upływu czasu zmęczenie i równomierny tupot koni po "szutrówce" niektórych z nas uśpił.

     Pogoda wieczorem i w nocy była dobra, tzn. nie było zimna, ale im dalej w noc, tym bardziej odczuwaliśmy na wozach chłód. Pledy i koce przezornie zabrane przez woźniców okazały się przydatne. Leżąc na sianie obserwowaliśmy pięknie tej nocy wygwieżdżone niebo, przesuwające się przed naszymi oczami. Gdzieś, około północy, pamiętam zatrzymaliśmy się na postój na Rynku w Skale. Zeskoczyliśmy z wozów, by się trochę poruszać i rozgrzać. Oświetlony dwoma lampami, stosunkowo duży rynek wyglądał bardzo tajemniczo.

nocny widok Rynku w Skale w momencie, kiedy odwoziliśmy ks. St. Kudelskiego do Sułoszowej niewiele różnił się od tego na zdjęciu
(fot. google.com)

     Postój nie trwał długo, woźnice też chcieli jak najszybciej wrócić do domu. Od Skały drogą w dół, w kierunku Sułoszowej wozy toczyły się wartko. Mimo nocy, za sprawą księżyca i wygwieżdżonego nieba widok był wspaniały. Dla nas, którzy pierwszy raz jechaliśmy tą drogą zarys konturów skał i występów skalnych wznoszących się nad drogą tworzył groźny, ale i wspaniały widok.

droga do Sułoszowej-Ojców, w tle Maczuga Herkulesa i Zamek w Pieskowej Skale, zdjęcie z lat przedwojennych
(fot. google.com)
fragment drogi w dolinie Prądnika
(fot. ojcowskiparknarodowy.pl)

     Pewnie było około 2-giej w nocy, gdy dotarliśmy do Sułoszowej. W pewnym momencie wozy zatrzymały się na małym placyku. Rozbudzeni zeskoczyliśmy z wozów. Plac nie był oświetlony, a na tle oświetlonego gwiazdami nieba rysowała się wysoka sylwetka wieży kościoła.

kościół parafialny w Sułoszowej nocą
(fot. mapio.net)

     Obok kościoła widoczne były zabudowania mieszkalne i gospodarcze. Była to, jak się okazało plebania w Sułoszowej. Weszliśmy za księdzem do budynku plebanii, gdzie gospodyni podała nam po garnuszku gorącej herbaty i kromce chleba z masłem. Później zaprowadziła nas do stodoły, gdzie do godzin rannych mogliśmy się jeszcze przespać na sianie.

kościół parafialny pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sułoszowej
(fot. pl.wikipedia.org)

     Rano, około godz. 7-mej Gospodyni zrobiła nam pobudkę. Następnie mycie przy studni i przygotowanie do mszy. Po mszy śniadanie na plebanii. Do stołu podano pajdy chleba z masłem, jeszcze skwierczącą gorącą jajecznicę na słonince, herbatę. Jak to wtedy smakowało!!!

     Jakiś czas po śniadaniu ksiądz Stanisław zebrał Nas i powiedział, że idziemy na wycieczkę po Sułoszowej. To tak naprawdę było wędrowanie po skałkach w tej miejscowości. Taki spacerek trwał do obiadu. Po obiedzie nastąpił moment pożegnania. Nasz opiekun zabezpieczył dla nas transport do Proszowic ciężarowym autem. Innej regularnej komunikacji na tej trasie wówczas nie było. Po około dwóch godzinach jazdy po ówczesnych dziurawych drogach byliśmy w swojej miejscowości.

     Nigdy więcej księdza Stanisława Kudelskiego nie miałem widzieć. I na tym można by właściwie tą opowieść zakończyć. Ale, jak to czasem w życiu bywa, pojawia się moment, w którym niespodziewanie wracają stare, wydawałoby się zapomniane sprawy. Tak było także w tym moim przypadku.

     W latach dziewięćdziesiątych i do 2006 pracowałem w Dyrekcji Okręgu Poczty w Krakowie na stanowisku z-cy, a następnie dyrektora Okręgu Poczty. Z racji obowiązków służbowych bywałem również w Sułoszowej. Był tam problem nowego lokalu dla Urzędu Pocztowego, który wymagał rozwiązania. Gdzieś około 1999 i 2000, a więc na przełomie XX i XXI w. pojawiła się inicjatywa wójta Gminy Sułoszowa budowy nowego centrum Administracyjnego w tej miejscowości, i umieszczenia w tej lokalizacji także Urzędu Pocztowego. Z naszej strony tzn. Dyrekcji Okręgu Poczty ta propozycja została zaakceptowana. Zabezpieczono na realizację tego zadania stosowne środki finansowe. Wspominam te okoliczności, bo one stanowią jakby tło nowego impulsu w sprawie wspomnianego księdza.

     Przyznam, że mimo dość częstych moich wizyt z racji nadzorowania inwestycji w tej miejscowości, obrazy tej dziecięcej jeszcze wtedy eskapady z księdzem St. Kudelskim, o której wcześniej wspominałem, nie odezwały się wtedy w pamięci.

     Inwestycja dobiegła do końca. Jak zaznaczyłem, z racji obowiązków służbowych na uroczystości oddania nowego Centrum Administracyjnego w Sułoszowej, której podmiotem współfinansującym byliśmy, reprezentowałem Pocztę Polską.

budynek Urzędu Gminy w Sułoszowej
(fot. bip.malopolska.pl)
budynek Urzędu Pocztowego w Sułoszowej (z prawej)
(fot. pl.wikipedia.org)

     Po oficjalnej części oddania do eksploatacji obiektów Gminy i Poczty, przy okazjonalnej kawie w gronie uczestników uroczystości tak się złożyło, że obok mnie siedział proboszcz miejscowej parafii rzymsko-katolickiej, jak się okazało później ksiądz Styczeń. Nigdy wcześniej nie miałem okazji poznać księdza proboszcza, choć, jak się okazało nie byliśmy sobie całkiem obcy.

     Nawiązała się pomiędzy nami rozmowa o historii Sułoszowej, o nowej inwestycji. W pewnym momencie rozmowa zeszła na bardziej osobiste tematy. Wspomniałem, że moją miejscowością rodzinną są Proszowice. Ksiądz proboszcz ożywił się i stwierdził, no to jesteśmy krajanami, bo Ja również w Proszowicach kończyłem Liceum Ogólnokształcące. Okazało się, że ks. Styczeń kończył maturę w naszym ogólniaku rok wcześniej. Ale blisko 50 lat od tamtych szkolnych lat trochę się zewnętrznie zmieniliśmy, by móc się rozpoznać od pierwszego wejrzenia.

     I wtedy pojawił się obraz mojej bytności w Sułoszowej blisko 50 lat wstecz z ks. St. Kudelskim. Zauważyłem, że dawno temu, jako młody chłopiec - ministrant odprowadzając naszego opiekuna ks. wikarego St. Kudelskiego z Proszowic byłem w Sułoszowej. Opowiedziałem o tym pobycie na tamtejszej parafii. Zapytałem ks. proboszcza, czy pamięta takiego księdza na tej parafii. Ksiądz proboszcz na długą chwilę zawiesił głos, widać było, że intensywnie myśli, by po chwili stwierdzić, że nie pamięta nazwiska takiego księdza i nie spotkał go w rejestrach parafii. Wynikało z tej odpowiedzi, że ksiądz Stanisław Kudelski nigdy w tej parafii nie pracował. To było jednak sprzeczne z tym, co ja zapamiętałem. Pojawiła się myśl "a może mnie pamięć zawiodła?".

     Dodam, że w ostatniej dekadzie ub. wieku i w początkowej części I dekady b. wieku w grupie żyjących jeszcze maturzystów proszowickiego Liceum Ogólnokształcącego - rocznik 1959 spotykaliśmy się na Zjazdach. Była to okazja do różnych wspomnień z młodych lat wspólnie spędzonych w naszym "Ogólniaku".

     W tej naszej grupie mieliśmy/mamy/ kolegę księdza Jana. Jedno z naszych spotkań zlokalizowane było w Pieskowej Skale. Wtedy wróciło po raz kolejny wspomnienie księdza St. Kudelskiego. Przy jakieś okazji zapytałem Jasia (był proboszczem w jednej z parafii diecezji kieleckiej), czy może miał okazję na swej kościelnej drodze spotkać księdza Kudelskiego. Odpowiedział, że nie. Opowiedziałem mu historię związaną z tym księdzem, naszej podróży i pobytu w Sułoszowej i informacji, jaką pozyskałem o braku wpisów w rejestrach o jego pobycie i pracy w tej parafii.

     Kolega, ksiądz Jan przedstawił swoją hipotezę, co do tej sprawy. Nie będę jej przytaczał, ale przyznam, że pozostałem nieprzekonany. Dla mnie ta sprawa nadal pozostawała zagadką. Cóż, spotkania minęły, codzienne sprawy przykryły odległe wspomnienia do kolejnej odsłony. A były nią moje wspomnienia Proszowic z lat 50,60 - tych ubiegłego wieku, gdzie w sposób ogólny wróciłem do postaci księdza wikarego proszowickiej parafii rzymsko-katolickiej tamtych lat Stanisława Kudelskiego.

Tym razem postanowiłem te wątpliwości ostatecznie wyjaśnić. Czy to się udało? Zostawmy to na koniec.

     Zwróciłem się z zapytaniem o ks. St. Kudelskiego do ks. dr Jana Zwierzchowskiego proboszcza Parafii Rzymsko-Katolickiej w Proszowicach. Odpowiedź w formie elektronicznej otrzymałem prawie natychmiast. Jeszcze raz, w tej formie, przekazuję serdeczne podziękowania ks. dr J. Zwierzchowskiemu. Przytaczam treść odpowiedzi: w wydanej książce: "Dzieje Parafii i kościoła proszowskiego", Proszowice 1997, która powstała na podstawie kroniki parafialnej, czytamy na stronie 213, że ks. Stanisław Kudelski był wikariuszem parafii Proszowice od 2 lipca 1947 do 30 czerwca 1951 roku.

     Wątpliwości co do ewentualnej pomyłki w przypadku pracy wspomnianego księdza w naszej parafii zostały rozwiane, jakkolwiek we wcześniej opublikowanych na portalu 24 ikp.pl "Wspomnieniach Proszowic z lat 50 i 60-tych XX w." popełniłem błąd sytuując to zdarzenie w późniejszych latach pierwszej połowy lat pięćdziesiątych. Tu pamięć nie do końca dopisała.

     Idąc dalej sięgnąłem do pokładów wszystko wiedzącego internetu. Nie musiałem długo szukać. Na oficjalnej stronie Parafii Rzymsko-Katolickiej w Sułoszowej znalazłem nazwiska byłych proboszczów, w tym wspomnianego przez mnie ks. Leszka Stycznia, ale rzeczywiście nazwisko ks. Stanisława Kudelskiego tam nie figuruje.

     Ale już w Wikipedii nazwisko księdza Stanisława Kudelskiego, oraz skrócony opis jego drogi życiowej i jego dorobku intelektualnego jako kapłana kościoła rzymsko-katolickiego pokazuje nietuzinkową osobowość. Myślę, że warto za Wikipedią przybliżyć ten opis potencjalnym czytelnikom.

Stanisław Kudelski ur. 10 lipca 1919 r. w Kielcach, polski duchowny rzymskokatolicki, publicysta. W zarysie jego biografii czytamy, - był synem Franciszka i Bronisławy z domu Książek. Ukończył Gimnazjum im. Śniadeckiego w Kielcach. W chwili wybuchu II wojny światowej służył w 2 Pułku Artylerii Lekkiej w Kielcach. Był ranny w rękę (ranę otrzymał w Grodzisku Mazowieckim). Po odbyciu leczenia szpitalnego w Warszawie powrócił do Kielc.

     W 1940 rozpoczął naukę w seminarium duchownym. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1946. W Piekoszowie pracował rok czasu. Z dniem 2.lipca 1947 r. jak wynika z informacji otrzymanej z parafii proszowskiej podjął obowiązki wikariusza 2 w tej parafii. Formalnie, jak wynika z tej samej informacji z dniem 30 czerwca 1951 r,, a więc po 4 latach pracy w tej miejscowości został przeniesiony do innej parafii. Tą parafią była Sułoszowa, miejscowość niezbyt odległa od Proszowic, ale na tamten czas, gdy komunikacja międzymiastowa praktycznie nie istniała pewnie to miało znaczenie.

trzy świątynie, w których posługiwał młody ks. St. Kudelski w latach 1946-1951 w charakterze wikariusza
kościół Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Piekoszowie
(fot. pl.wikipedia.org)
kościół pw. Wniebowzięcia NMP i św. Jana Chrzciciela w Proszowicach
(fot. google.com)
kościół pw. Św. Piotra w Sędziszowie
(fot. pl.wikipedia.org)

     W materiałach informacyjnych do jakich udało mi się dotrzeć nie znalazłem żadnej wzmianki na temat jego pobytu i ewentualnej posługi duszpasterskiej w parafii Sułoszowa. Ten temat nadal pozostaje dla mnie zagadką, bo to, że uczestniczyłem w przeprowadzce duchownego do wspomnianej parafii jest poza dyskusją.

Kolejnym miejscem posługi w charakterze wikariusza parafii był Sędziszów.

     W 1951 będąc jeszcze młodym kapłanem objął probostwo w parafii Makoszyn, by po 17 latach, w 1968 r. przejść na kolejne probostwo w parafii w Sokolinie. Stąd po 3-ch latach w 1971 r. przeniesiono ks. Stanisława Kudelskiego na jego ostatnią placówkę jako czynnego kapłana, także na stanowisko proboszcza parafii w Bolminie.

kościół pw. Św. Piotra i Pawła w Mąkoszynie
(fot. polskaniezwykla.pl)
kościół pw. Św. Michała Archanioła w Sokolinie
(fot. ug.opatowiec.pl)
kościół pw. Narodzenia NMP w Bolminie
(fot. polskiekrajobrazy.pl)

Jerzy Daniel w swoim opracowaniu internetowym o księdzu Kudelskim (Ks.Kudelski/Kudelski.html), wspomina że w 1986 r. po 15 latach probostwa w Bolminie ks. Stanisław został przeniesiony w stan spoczynku i zamieszkał w Domu Księży Emerytów w Kielcach, a przez jego pokój nieustannie przewijali się liczni goście, mimo, że w wykazie mieszkańców tego szczególnego hospicjum jakoś nie figurował. Nie tylko jego dawni parafianie, którzy szukali u niego rady i pocieszenia i przychodzili się "wygadać" (i wyspowiadać), zapytać o zdrowie, ale też liczni Wierni, których przywodziła do jego tymczasowego domu szerząca się legenda ks. Stanisława.

     Można z tych stwierdzeń wysnuć wniosek, że zmiana miejsca zamieszkania i otoczenia nie przeszkodziła księdzu St. Kudelskiemu w utrzymywaniu nadal aktywnego kontaktu z ludźmi potrzebującymi duchowego wsparcia i pomocy. Pewnie też zdawał sobie sprawę, że dany mu przez Boga czas ucieka, i trzeba go odpowiednio wykorzystać.

okładka I i II wyd. książki księdza St. Kudelskiego
(fot. allegro.pl)

     To w tym czasie, jak wynika z materiałów informacyjnych wyraził zgodę na uporządkowanie swoich zapisków i przemyśleń z okresu czynnego kapłaństwa i złożenia ich w jedno II tomowe dzieło ukazujące jego drogę do kapłaństwa oraz pracę duszpasterską, pisze Pan Jerzy Daniel.

W jego dorobku publicystycznym "Wikipedia: wymienia takie poz., jak:

  • Z pamiętnika wiejskiego proboszcza (Czyściec wszystkich świętych t.1) wyd. "Scriptum" Kielce 1999 r.
  • Bezgrzeszne spowiedzi (Czyściec wszystkich świętych, t. 2). wyd. "Scriptum" Kielce 1999 r.
  • Czyściec wszystkich świętych (wyd. II zmienione). Wyd. Scriptum, Kielce 2001 r.
     Na kartach tej książki autorstwa ks. St. Kudelskiego, zdaniem komentatora jego życiorysu "czytelnicy znający tego kapłana i mający z nim styczność, ale także inni mogą odnaleźć słowa i opinie, które często rodziły się w ich myślach, ale napawały obawami".

     Z tej samej "Wikipedii" płynie informacja dotycząca ks. Stanisława Kudelskiego o uhonorowaniu jego życiowej działalności jako patrioty żołnierza w wojnie obronnej z Niemcami w 1939 r. odznaczeniami wojskowymi, pracy kapłańskiej i pracy na rzecz swojego otoczenia społecznego, odznaczeniami państwowymi i społecznymi.
  • 1974 Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
  • 1984 Medal 40-lecia Polski Ludowej
  • 1988 Medal "za udział w wojnie obronnej 1939"
  • 1995 Odznaka Weterana Walk o Niepodległość
  • Odznaka honorowa " Zasłużony Honorowy Dawca Krwi (I stopnia).
     Przywołany wcześniej pan Jerzy Daniel w anonsie o zgonie napisał "zmarł ksiądz Stanisław Kudelski, uwielbiany przez wiernych duszpasterz, niepospolity człowiek", a dalej "Ks. Stanisław urodził się 10 lipca 1919 w Kielcach jako czwarty z sześciorga rodzeństwa, w rodzinie właścicieli niewielkiego sklepu - ludzi pracowitych, szlachetnych, wspomagających biednych i pokrzywdzonych; ludzi - do tego - głęboko religijnych. Czworgu ich dzieci pisana była służba boża: dwie córki wybrały życie zakonne, dwaj synowie - Seminarium Duchowne".

     Niewątpliwie, ta głęboka wiara i miłość do ludzi, chęć niesienia im pomocy duchowej i nie tylko była owocem klimatu w jakim się wychowywał w rodzinie, ale pewnie też autentycznego powołania do realizacji zadań kapłańskich.

     "Otaczała go opinia przyjaciela grzeszników, Kapłana, który nie potępia i nie grozi ogniem piekielnym, a jest pełen wyrozumiałości, na codzień nie tylko głosi, ale i czyni Miłosierdzie, jako pokornego serca emisariusz Prawdziwej Dobrej Nowiny.

     Ks. Kudelski nie znosił pobożności na pokaz, nie akceptował hipokryzji. Jego poglądy i styl sprawowania duszpasterskiej posługi wywoływały krytyczne komentarze pośród braci w kapłaństwie.

     Ks. Stanisław ludzi krzepił, dodawał im otuchy, ujmował umiejętnością słuchania, nie prawił "kazań", ale mówił do nich prosto z głębi swojego bynajmniej nie "gołębiego", ale iście "orlego" serca"(Jerzy Daniel).

     W innym opracowaniu Siostry Alicji Rutkowskiej CHR zatytułowanym "Logika Życia a Spotkanie z Panem" w 3 części zatytułowanej "Padnięcie Krzyżem w ukorzeniu się" znajdujemy odniesienie do ks. St. Kudelskiego "Na wieść o śmierci ks. Stanisława jeden z internautów tak o nim napisał "Nawracał na wiarę uśmiechem i dobrocią! Spowiadał w drodze, na ulicy - wszędzie, gdzie należało, bo wszędzie wypadało mu być kapłanem miłującego wszystkich Chrystusa Pana".

     Czytamy dalej, że "Spełnione życie ks. Kudelskiego wynikało z autentycznej więzi z Jezusem, z wiary, która nie bała się ryzyka i lekcji upokorzenia, była wbrew logice tego świata. Ks. Stanisław przekonał się już na początku swego kapłaństwa, że nasze życie zaczęło się w Bogu i w Bogu się dokonuje. Siła i owocność naszego oddziaływania powiada autorka leży nie tam, gdzie nam się wydaje i przytacza, to co sam o tym mówił ksiądz". Jest to duży fragment opracowania, ale myślę, że warto go zaprezentować w całości. Wojna się wreszcie skończyła. Zdałem już ostatnie egzaminy z teologii dogmatycznej. Byłem przekonany, że w rozmowie z niewierzącym poradzę sobie z obroną tajemnic naszej wiary. W czasie wakacji niemal każdego dnia udawałem się do baraków dla bezrobotnych, aby się zająć dziećmi tam mieszkającymi. Raz, gdy wracałem do domu, zaczepił mnie pijany, proponując, abym udał się do jego mieszkania i wypędził stamtąd szatana, bo jego pomocnicami są żona i córka, która dopiero wróciła z Niemiec, ale razem z chłopakiem, którego jeszcze nie poślubiła.

Chcąc jak najszybciej przerwać rozmowę, bezmyślnie obiecałem, że przyjdę nazajutrz, jak on wytrzeźwieje, a ja będę miał więcej czasu niż obecnie. Nie upierał się wcale. Odszedł powtarzając: "A więc jutro o tej samej porze". Początkowo nie brałem tej obiecanki poważnie, ale w miarę zbliżania się terminu tej wizyty nie mogłem się wyzwolić od powracającej z uporem myśli, że będąc w sutannie nie mogę sobie pozwolić na okłamanie człowieka.

Nie pomogły samo usprawiedliwienia, że ten pijak już na pewno nie pamięta naszej rozmowy, że nie jestem jego proboszczem, bo przyjąłem zaledwie święcenia diakonatu. Poszedłem, ale z wielkimi oporami.

Zapukałem do drzwi. Zastałem pokój wysprzątany, jak przed wizytą kolędową. Pani domu przywitała mnie bardzo uprzejmie oświadczając, że mąż ją zawiadomił o moim przyjściu. Nie tylko ona była ciekawa tego spotkania, bo zaczęli się schodzić sąsiedzi i sąsiadki, aby popytać Stasia Kudelskiego, jak mu się udało przeżyć okupację (...).

Gospodyni, bez ogródek wobec otoczenia, oznajmiła mi, że jej mąż, który mnie tu właśnie sprowadził, nie tylko jest alkoholikiem, ale co gorsza - bluźniercą w nic nie wierzącym. Mąż zakpił z księdza (...). Widać się zawstydził, bo na księdza czekał, ale jak zobaczył, że ksiądz nadchodzi, uciekł z domu. My z córką, jak ksiądz widzi, jesteśmy wierzące, wiszą święte obrazy na ścianach.

Po serdecznych wspominkach, gdy miałem dom opuścić, nagle stanął w drzwiach gospodarz i zaraz z progu, nim podaliśmy sobie ręce na przywitanie, tonem drwiącym zwrócił się do wszystkich gości: "Patrzcie, jaki ten księżulek słowny, zobaczymy, czy on we wszystkim jest taki solidny". Mówiąc to chwycił kota z okna, i tak mi go podał niefortunnie, a może celowo, że zostałem lekko zadrapany. Na to czekał ten człowiek i z miejsca odsunął fajerki, pod którymi palił się ogień, proponując mi, abym kota wrzucił za karę do pieca.

Kiedy zdziwiony odpowiedziałem, że za żadne skarby tego nie uczyniłbym, on tonem kaznodziejskim zaczął przemówienie: "Patrzcie wszyscy, bo oto przed nami stoi człowiek lepszy od samego Boga. On kota nie mógłby wrzucić do pieca, a Pan Bóg człowieka gotów wrzucić w ogień piekielny i to na zawsze".

Poczułem się jak bokser znokautowany już w pierwszej rundzie. Wydawało mi się, że własną nieporadnością kompromituję naukę Kościoła. Popatrzyłem na obraz Serca Jezusowego przypominając sobie, że Chrystus w objawieniach przyobiecał, że czcicielom Jego Serca da moc kruszenia zatwardziałych serc.

Panie Jezu - pomyślałem - ja już się z moją wiedzą teologiczną dosyć wygłupiłem, teraz kolej, abyś Ty zadziałał. Nie namyślając się padłem na ziemię, rozkładając na krzyż ramiona.

Towarzystwo rozbawione przyjęło widać tę scenę jako dalszy ciąg komedii, bo wyraźnie usłyszałem: "No, nie śmiejcie się, lepiej chodźmy już do domu". Gospodarz dotknął mego ramienia i cichutko szepnął: "Księże, niech ksiądz wstanie". Nie odpowiedziałem. Zerkałem spod ramienia czekając, aż ostatnia para nóg znajdzie się za progiem.

Wreszcie wstałem i zacząłem otrzepywać sutannę z kurzu. "Księże! Ja cię tu widziałem, jak się modliłeś krzyżem leżąc, ja naprawdę we wszystko wierzę".

Wziął mnie za rękę i zaprowadził do małego pomieszczenia, które niegdyś było spiżarnią. Tam usiedliśmy na jego słomianym barłogu nic nie mówiąc. On płakał po swojemu i ja po swojemu. Przyjdź do mnie jeszcze - usłyszałem na pożegnanie. Przyjdę - odpowiedziałem, a gdy po kilku dniach stanąłem w progach jego domu, żona oznajmiła: "To ksiądz nie wie? Wczoraj był jego pogrzeb.


Ks. Stanisław Kudelski, Bezgrzeszne spowiedzi.

     Ksiądz Stanisław Kudelski odszedł z tego świata już wiele lat temu, ale pamięć o nim wśród społeczności kieleckiej, gdzie mieszkał przez ostatnie 18 lat swego życia, ale także w tych miejscach, gdzie kierował parafiami i prowadził działalność kapłańską wciąż jest żywa. Został pochowany, zgodnie ze swoim życzeniem, jak wynika także z innych źródeł, na cmentarzu parafialnym w miejscowości Makoszyn, jego pierwszym probostwie, miejscu, które szczególnie ukochał.

widok cmentarza w Makoszynie od strony Belna, na którym spoczął ks. Stanisław Kudelski
(fot.upload.wikimedia.org)

     Warto wspomnieć, że parę lat temu, w 2015 r. ukazało się kolejne opracowanie książkowe o Ks. Stanisławie Kudelskim autora już wymienianego przez mnie pana Jerzego Daniela pt. "Cieszmy się każdą chwilą", wyd. "Scriptum" Kielce.

     Ciekawostką jest, że ks. Stanisław Kudelski, który jak to zaznaczyłem w "Wspomnieniach" starał się nam przybliżyć w odległych czasach technologię fotografii, po pożarze zabudowań plebanii w Makoszynie wykorzystał pracownię fotograficzną i swoje umiejętności obróbki fotografii, produkując widokówki, kartki pamiątkowe z komunii św. i z innych okazjonalnych uroczystości dla pozyskania środków finansowych na jej odbudowę. Odbudowa stała się faktem, ale kosztowała ks. St. Kudelskiego rozprawę sądową, na której był traktowany jako przestępca gospodarczy, jak wynika z relacji o tym zdarzeniu.

     Kończę te "Wspomnienia" w dniu dzisiejszym tj. 10 lipca 2019 r. dokładnie w 100-lecie narodzin ks. St. Kudelskiego i okazuje się, że Stowarzyszenie Ziemi Świętokrzyskiej, jak wyczytałem z jego anonsów organizuje w dniu 13 lipca 2019 r. wycieczkę z Kielc poprzez Piekoszów, Sędziszów, Makoszyn, Bolmin szlakiem ks. Stanisława Kudelskiego dla uczczenia 100-lecia jego urodzin.

     No i czas wreszcie odpowiedzieć na pytanie, czy wątpliwości dotyczące pobytu ks. St. Kudelskiego w Sułoszowej zostały rozwiane. Otóż, jak zaznaczyłem wcześniej, nie znalazłem żadnej informacji o pobycie i pracy tego kapłana we wskazanej parafii. A jednak odwoziliśmy księdza do tej miejscowości, tam się z nim pożegnaliśmy, tam wtedy pozostał.

     Tą lukę czasową w początkowych etapach drogi kapłańskiej ks. St. Kudelskiego można tłumaczyć tylko w jedyny sposób. Prawdopodobnie Parafia w Sułoszowej to było krótkie zastępstwo urlopowe lub inne, bez adnotacji o tym pobycie w jej dokumentach. To mógł być m-c lipiec lub sierpień 1951, a z oficjalnych dokumentów wiadomo, że w tym r. 1951 Ks. Stanisław Kudelski objął probostwo w Makoszynie. Pewnie w archiwach Diecezji kieleckiej jest jakaś wzmianka na ten temat, ale tak daleko w swoich ustaleniach nie sięgałem. Jeśli tak było, to do początków drogi kapłańskiej ks. Stanisława Kudelskiego można dodać parafię Sułoszowa.

     Nie wiem, czy jestem uprawniony, ale mógłbym to spuentować w taki sposób, że wiedziony wewnętrzną potrzebą szukałem potwierdzenia obecności i pracy tego księdza w Sułoszowej, a znalazłem w opiniach ludzi, którzy mieli z nim styczność, ich wypowiedziach, informacjach encyklopedycznych sylwetkę kapłana kościoła katolickiego, który zachował tą swoją wrażliwość z lat służby bożej w Proszowicach na człowieka, jego potrzeby i słabości wszędzie tam, gdzie było mu dane pracować.

     Może ktoś z tamtej grupy chłopców, a dzisiaj dorosłych, odprowadzających księdza Stanisława Kudelskiego w ten niecodzienny sposób w letnią noc do Sułoszowej coś doda do tych wspomnień?

opracowanie: Stanisław Paluch   


ŹRÓDŁA, BIBLIOGRAFIA:
  1. pl.wikipedia.org
  2. kielce.wyborcza.pl
  3. pianoeu.com
  4. liturgia.wiara.pl
  5. niedziela.pl
  6. lubimyczytac.pl
  7. makoszyn.prv
  8. ziemiaswietokrzyska.net

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/ludzie/zwykli/k/kudelski_stanislaw/art.php