Transport masła z Klimontowa do Dziemierzyc
Bronisław Wawrzeń ps. Warka
(ur.: 24.09.1919 - zm.: 2012)
biogram
|
(fot. zp) |
16-03-2009
Porucznik Bronisław Wawrzeń, pseudonim Warka, w okresie okupacji niemieckiej był partyzantem, żołnierzem Armii Krajowej. Należał do Oddziału AK Fundament, którego dowódcą był Benedykt Szastak. Oddział ten działał na terenie byłego powiatu miechowskiego, a to szczególnie w rejonie: Radziemic, Pińczowa, Nasiechowic, Racławic. Najwięcej akcji przeprowadzał w rejonie Radziemickiej Doliny.
Porucznik Bronisław Wawrzeń, Warka, urodził się 24 września 1919 r. w Premęczanach i należał do najodważniejszych partyzantów. Brał udział wielu akcjach zbrojnych przeciwko niemieckiemu okupantowi. Tak, jak wielu jego kolegów z Oddziału Fundament, tak i on był blisko wroga, można powiedzieć, że dzielił ich krok od niemieckiego okupanta, którego przecież śmiertelnie nie nawiedzili.
Najbardziej Bronisław zapamiętał akcję, jak wieźli 2 wozami konnymi masło z Klimontowa do Dziemierzyc. Masło, które zamiast trafić do niemieckich żołnierzy na wschodni front, zostało przez partyzantów zarekwirowane w mleczarni w Klimontowie, przeznaczeniem na zaopatrzenie dla partyzantów i ludności cywilnej. Każdorazowo za pobrane masło pozostawiali pokwitowania, które służyło księgowości mleczarni do rozliczenia się przed niemieckimi władzami okupacyjnymi.
Wydarzenie to miało miejsce w listopadową noc w 1944 roku. Masło z Klimontowa transportowało 3 partyzantów, a dowódcą drużyny był przybyły z poznańskiego Witold Alekcewicz, nazywany przez ludność miejscową i kolegów partyzantów Watykanem.
Wspomina Bronisław Wawrzeń, Warka: Kiedy dojeżdżaliśmy do miejscowości Smoniowice, wówczas Alekcewicz powiedział: Słuchajcie chłopaki, musimy sobie bron przestrzelać. Wyrwał kartkę papieru, powiesił na drzewie, abyśmy strzelali nie koniecznie do kartki, ale w tym kierunku.
W tym czasie, kiedy przestrzeliwali broń to przez Dziemierzyce przejeżdżała kolumna żołnierzy niemieckich. Jechali w kierunki Proszowic. Noc była w tedy mroźna, temperatura wynosiła około minus 15 stopni. Ziemia była zmarznięta. Turkot kół rafiowych było słychać bardzo daleko. Żołnierze niemieccy usadowili się w rowach za Dziemierzycami od strony północnej i tam czekali na przyjazd partyzantów.
Za Smoniowicami w stronę Dziemierzyc, znajdowała się rzeczka, wzdłuż której po obu jej stronach brzegu rosły drzewa i zarośla. Było zimno, partyzanci zmieniali się powożąc końmi. Jeden z nich był zawsze w patrolu czułkowym i szedł na przedzie, wzdłuż rzeki pośród drzew. W pewnym momencie partyzant z patrolu podniósł rękę do góry, co oznaczało niebezpieczeństwo. W tym samym czasie powożący końmi partyzanci zauważyli również leżących w rowach niemieckich żołnierzy. Zeskoczyli z wozów i zaczęli uciekać w kierunku drzew rosnących nad rzeką. Żołnierzy niemieckich, jak się później okazało było 72, otworzyli bardzo duży ogień. Kule świeciły nad ich głowami. Co piąta kula była świetlna. Jedna kula zestrzeliła czapkę Bronisława Warzenia. Na rzece był mostek, nie udał się przez niego - ale jak wspomina Bronisław Warzeń: Przejście przez mostek było bardzo niebezpieczne. Wskoczyłem do rzeki, aby przedostać się na druga stronę, wówczas druga kuła zraniła mnie w rękę. Puściłem rewolwer, który jak się potem okazało znaleźli żołnierze niemieccy. Pokazuje bliznę na ręce.
Witold Alekcewicz, ps. Watykanem, wydał rozkaż ucieczki w stronę Zielenic. Watykanem nie znał terenu, bowiem pochodził z poznańskiego. Mnie - mówił Bronisław Warzeń - w Lesie Sancyngnowskim uczyli, że jeżeli rozkaz jest zły to należy go zmienić. Wówczas powiedziałem: za mną uciekać w stronę Smoniowić. Tak też zrobili. Wawrzeń znał bardzo dobrze te tereny. To im uratowało życie. Niemcy strzelali bez przerwy. Partyzanci również od czasu do czasu ostrzeliwali się, aby powstrzymywać atak Niemców. Nieco z tyłu pod górkę pozostał Piotr Luty ps, Czarny. Jedna kula również raniła mu rękę. Piotr Luty był ubrany w niemiecki płaszcz. Kiedy pozostał z tyłu za nimi to pozostali partyzanci początkowo myśleli, że goni ich żołnierz niemiecki.Dobrze się stało, że w porę go rozpoznaliśmy Czarnego - mówi Bronisław Wawrzeń.
Dobiegli do Smoniowić, a następnie udali się w stroną Lelowic. W Lelowicach prawdopodobnie u gospodarza Labisia przebywali partyzanci z oddziału Skała, popularnie przez partyzantów i ludność miejscową nazywani Skałowcami. Jak Skalowcy zobaczyli partyzantów, a już wcześniej słyszeli strzelanin, to się pospiesznie spakowali i opuścili Lelowice. Widocznie obawiali się przyjścia Niemców i nie chcieli podejmować akcji bez zgody dowództwa, które w tym czasie znajdowało się w Bolowcu koło Pałecznicy - wspomina porucznik Bronisław Wawrzeń.
Partyzanci zatrzymali się u rodziny Banacha w Lelowicach. Otrzymali ciepłą wodę do picia. Kiedy odpoczęli udali się do Przemęczan do swoich rodzin. Mieszkańcy Przemęczan byli wystraszeni, bowiem słyszeli bardzo dużą strzelaninę, jaka dochodziła spod Dziemierzyc.
Około godziny 10-tej z okien mleczarni Przyszłość w Radziemicach pracownicy zobaczyli jak od strony Przemęczan, łąkami zbliża się kolumna kilkudziesięciu niemieckich żołnierzy w hełmach i broniom w ręku. Otoczyli budynek mleczarni. Weszli do środka budynku - hali produkcyjnej - i zażądali rozmowę z kierownikiem zakładu. Kierownik mleczarni Gabriel Włodzimierz nie znał języka niemieckiego i nie potrafił dogadać się z Niemcami. Wysłał pracownika po Wawrzyńca Szarawary, pracującego wówczas w dziale księgowości, który umiał mówić po niemiecku. Jeden z Niemców zapytał Szarawarę czy dzisiaj w nocy byli partyzanci w mleczarni i zabrali masła. Szarawara Wawrzyniec odpowiedział: Her Komendant. Ich bin Buchalter diese Molkerei. Hier ist gut. In usere Torf ist Polizeiwache (...). Co oznaczało: Panie komendancie ja jestem księgowym tej mleczarni. Tutaj jest spokój. W naszej wsi jest posterunek policji i oni pilnują. Niemiec krzyczał, że w nocy odebrali bandytom masło i mają beczki z masłem na wozie. Wówczas Szarawara wyjaśnił, że na każdej beczce jest numer mleczarni, z której pochodzi masło. W dalszej części rozmowy Niemiec powiedział, że maja broń i pokazał duży rewolwer. Na pytanie Szarawary czy złapali partyzanta odpowiedzieli, że nie, ale jeden z nich został trafiony i upuścił tą broń. Poprowadzili Szarawary do wozu, gdzie leżały 3 duże, 50 kilogramowe beczki z masłem. Po odczytaniu numerów Wawrzyniec Szarawary odpowiedział: Diese Buter ist aus andere Molkerei Klimontów bei Stadt Proszowice. Masło to jest z innej mleczarni, z Klimontowa koło Proszowic, wyjaśnił Niemcom Szarawara Wawrzyniec.
Niemcy zażyczyli sobie wydania alkoholu, którego kilka litrów wypili na miejscu, popijając maślanką. Mleczarnia posiadała alkohol w litrowych butelkach, jako zapłatę dla ludności za dostarczone mleko - kontyngent.
Zmarł w 2012 roku, został pochowany na cmentarzu w Słomnikach.
Powyższy fragment pochodzi z przygotowywanej do druku książki pt. Druga wojna światowa w rejonie Radziemic.
opracowanie: Zbigniew Pałetko
|