Biogram
Marian Makarski
(ur.: 16.02.1928 - zm.: 27.05.2020)

Rozmowa z profesorem Marianem Makarskim; architektem, wykładowcą na Politechnice w Lublinie, artystą malarzem, krytykiem sztuki, poetą i pisarzem...

Zbigniew Kresowaty, artysta - autor książki
(fot. ptmet.org.pl)
okładka książki "Między mythos a sacrum", z której pochodzi rozmowa artystów
(fot. kresowaty.com.pl)
Marian Makarski
(fot. marian-makarski.pl)

2-04-2010

Zbigniew Kresowaty: "postać tyle barwna co oryginalna. Z wykształcenia architekt, z zamiłowania i przekonania pisarz, krytyk Sztuki i naukowiec (autor rozprawy doktorskiej, poświęconej rozwojowi przestrzennemu Kazimierza Dolnego) wykładowca Politechniki Lubelskiej i profesor Wyższej Szkoły Społeczno - Przyrodniczej w Lublinie, a do tego jakby na przekór młodzieńczym marzeniem o pisarstwie - artysta malarz. Przede wszystkim twórca specyficznych obrazów plastycznych i natur kwiatowych, artysta - twórca jedyny i po prostu niepowtarzalny: Marian Makarski" - Oczywiście przytoczyłem na początku tutaj słowa krytyczne o Pańskiej osobowości profesora Lechosława Lameńskiego - kierownika Katedry Sztuki Współczesnej KUL w Lublinie. Taką kwintesencję o Panu zawarto jako wstęp do katalogu retrospektywnego wydanego w 1999 roku pt. "Zatrzymane w kadrze" z podtytułem - "samotność malarstwa Mariana Makarskiego" - To przepięknie i bardzo solidnie wydany katalog Pana prac malarskich (Format A - 4, twarda oprawa, s.62, kolor-kreda...) Pomyślałem sobie Panie Profesorze, że niech te słowa będą dobrą pożywką do naszej "artystycznej rozmowy" ku szukaniu klucza do Pańskiej osobowości bardzo oryginalnej zresztą, powiedziałbym pięknie plastycznej i z wielkim doświadczeniem nie tylko twórczym ale i doświadczeniem przede wszystkim życiowym... Jest pan artystą znanym, cenionym nie tylko w środowisku lubelskim ale w całej Polsce i poza granicami - Uzbierało się bardzo wiele już na Pana koncie, a są to: wystawy, projekty architektoniczne, książki, prace naukowe... Jest pan dziś swego rodzaju instytucją artystyczno - twórczą i pedagogiczną i już jakby dopełnioną, a jednocześnie działającą w środowisku lubelskim... Urodził się Pan w 1928 roku w Kolosach na ziemi kieleckiej obok Wiślicy nad Nidą. W 1935 roku rodzina Pana przeprowadziła się do Proszowic w krakowskim, a po powodzi która nawiedziła ten region w 1937 roku, ojciec nie czekając wyjeżdża do Lublina, przejmując zarząd nad majątkiem w Dzbeninie... Czyli i Pan wtedy jako młody człowiek, również ocalony z Potopu, powiem metaforycznie - przez Noego, przeszedł bardzo wiele - Są to jakby najczulsze rewiry Pańskiej wrażliwości, i rejony wciąż poznawcze: krajobrazowo, estetyczne ku kształtowaniu się pojęciowości artystycznej co nie jest bez znaczenia i bez wpływu na całą Pańską twórczość, o której wspomniałem przytaczając profesora Lameńskiego z Lublina - To jest oczywiście jasne. Ale zacznijmy od samego Kazimierza Dolnego, od samego rynku, gdzie właśnie jak się domyślić można zaczęło wiele: zauroczenie rejonem malarsko i twórczo, gdzie wpisał się Pan w klimaty i nastroje, którym towarzyszyła mocna wiara i wielka nadzieja a wyobraźnia ukształtowała swoje ujście, co zresztą być może promieniowało już od dzieciństwa, a są to: zaśpiewy krajobrazami, semantyka snu, ale i są też pewne rozterki, co opisał Pan jak wiem w książce "Dom Mojego Ojca" o czym będziemy mówić w dalszej części. Miło i serdecznie wspomina Pan tę stronę Wisły region południowo - wschodni i tak naprawdę nie rozjechały się miejsca dzieciństwa, jedynie powiększyły obszar dla wypowiedzi... I tu wracając do Kazimierza Dolnego do jego klimatów - domyślam się, że z ogromnym sentymentem wprost darzy Pan to miejsce, gdyż tutaj zaczęły się: przyjaźnie z wieloma wybitnymi malarzami i twórcami co promieniowało wieloma aktami twórczymi. Przyjaźnił się Pan z wtedy już z wybitnymi jak: Jerzy Nowosielskim zwąc go wprost: "Jurek", z innymi, o których powiemy później. I co ważne chcę tutaj powiedzieć, że nie bez kozery w pracę doktorską włożył Pan swoje serce i tak przepełnione ofiarował także rozprawie poświęconej rozwojowi przestrzennemu Kazimierza Dolnego. - Panie Profesorze - może zechce się Pan pokusić ku tej mojej dygresji i nakreślić początki swego tworzenia, gdyż było tego wiele, w tym duchowego zaangażowania, czyli: kontakty i zauroczenie, którego ledwo musnąłem. A było przecież ono wiodące ku dalszym ewolucjom i aspiracjom twórczym: spotkania z miejscami i ludźmi oraz towarzyszące temu refleksy. Może przebiegało to bardziej relatywnie do abstrakcji, z których też przecież trzeba umieć korzystać, ale i są w Pana malarstwie: tęsknoty wydobyte z potrzeby serca, zobaczone w marzeniach dziecinnych ciągle świeże, gdzieś przemycone w podświadomości po zmysłach poetyckich - Są takie akty nastroju: nostalgii, tęsknoty, poetyckiego snu i swego rodzaju uroku samotności. Wreszcie są całe "Miasta" ponumerowane i określone przymiotnikami oraz "martwe natury" jedne i drugie ogrodzone specjalną malarsko wyodrębnioną ramą jakby lustra, okna z ikonami - To jest "zobaczone" na wskroś wydobywane w kolejnych fazach (życia), na światło dzienne "non-stop". Są te obiekty światłem odbitym, które bardzo oryginalnie tworzy labirynt, z którego tylko Pan zna wyjście jako medium i klucznik. Celowo pytam, jakby od razu o malarstwo, gdyż jest w nim głównie to całe odbicie Pańskiej osobowości i jakby najważniejsza taka wizytówka mówiąca metaforycznie o Pańskich metamorfozach. Może dokonać zechce Pan na wstępie takiej odsłony śladów od początkom i ku ich semantykom de ja vou, jakby w inne rejony artystyczno - twórcze a myślę tu również o pisarstwie - Jak to jest po tylu trudnych przeprowadzkach, przejściach estetycznych a jednocześnie dramatów wzrasta iloraz twórczej wrażliwości... Czego tak naprawdę trzeba, żeby zdobywać się na takie właśnie demonstracje twórcze jak u Pana niezwykle energetyczne - Były przecież i wojny co nie jest bez wpływu na późniejsze działania ku odrębnej wypowiedzi... Zaryzykuję, żeby sprowokować Pana - powiem: Twórczość Pana jest takim dziennikiem pisanym z podświadomości...

Marian Makarski: Na pewno te pytania i nakreślenie w nich mej sylwetki prowokują do spojrzenia w głąb własnego życia, sennych powrotów ku dzieciństwu i wszystkiemu co od niego się zaczęło. Bo wie pan sztuka, twórczość jest naszym życiem i jego zapisem, jest nami... To podkrakowskie Proszowice, które pan wymienia, to miasto nad Szreniawą stało się dla mnie miejscem odniesień, do których wciąż wracam, potęguję w sobie, smakuję te dobre "powidoki" dziecięcą nostalgię, nadaję temu nowe wartości pełne przeobrażeń i to jest najważniejsze. Tak dzieje się z twórczością, inspirowaną przede wszystkim własnym życiem, które u mnie miało dość specyficzne uwarunkowania i losy. Trzeba powiedzieć wprost ,że każda pisana dużą literą Sztuka jest na autopsji a moja wręcz zaborcza, i nic nie jest tutaj za darmo, a za cenę talentu płaci się całym bytem, o ile twórczość traktujemy serio. Sztuka jest w każdym z nas i dla nas domaga się objawiania, dla kogoż więcej? - Zatem wracając do pana pytań, a głównie do tego - "jak to się zaczęło?!" - Wie pan to długa droga, od takiego zwykłego dzieciństwa, do pierwszych prób twórczych, to coś co się czuje i myśli już oczami dziecka, czyli jest się w takim marzeniu... Najpierw może nieco biografii, a więc wyjazd z Proszowic do Lublina, lata szkolne biedne i lepsze, okupacja hitlerowska pełna grozy i trwogi, a później "wyzwolenie", które przyszło do mnie także w podlubelskim Dzbeninie, i jakby zaczęło się wszystko na nowo - na czymś wolnym, w wolnym kraju jakby prowizorycznie wolnym, któremu towarzyszył entuzjazm - ja to widziałem ! - A później trzeba było robić swoje: nauka w Liceum i pierwsze zaskoczenie: Gazeta "Młoda Rzeczpospolita" ogłasza Konkurs Literacki na powieść, opowiadanie... Co mnie podkusiło - tego do dziś nie wiem, że wysłałem na ten konkurs krótkie opowiadanie, i o dziwo! - otrzymałem nagrodę! - Moje nazwisko ukazało się w gazecie w gronie laureatów... Ale wtedy spadła na mnie jakaś groza, lęk obawa - tak odebrałem ten akt wyróżnienia. Nosiłem tę gazetę z sobą, lecz jakbym się wstydził tego wyróżnienia eksponować, i nie pokazałem tego nawet w szkole. Czułem, że jest to COŚ w rodzaju uśmiechu losu, lecz także jakaś tu odezwała się we mnie odpowiedzialność ale i dziwne wezwanie ... Pragnąłem, i byłem w takiej potrzebie odnalezienia się w świecie - Ale jak? i gdzie? - Nie wiedziałem do końca czy sztuka i jej twórczość jest właśnie takim miejscem? - Ale o tym dowiedziałem się znacznie później, jakby dojrzewając do takiej refleksji po czasie. Wpierw zdany na zwykłe zrządzenie losu, bo tutaj o wszystkim decydował przypadek, kontakty... Kiedy znalazłem się w Krakowie na studiach architektury - z jednej strony był to początek socrealizmu, lecz tu w Krakowie panował jeszcze nieustannie i tradycyjnie duch młodopolski, i wszędzie można było te tradycje odnajdywać wręcz w różnych miejscach kultury, np. w "Jamie Michalika" na Floriańskiej, poza tym nie było jeszcze Nowej Huty wielkiej przemysłowej aglomeracji krakowskiej... Ale wróćmy jeszcze na chwilę do podkrakowskich Proszowic - Dziwne! - bo nie chciałem tam wracać, bojąc się, że zniknie mi klimat, tamten obraz, przechowywany w pamięci, jakbym przeczuwał, że coś stracę i powinienem tylko dotykać tych pamiątek i czerpać jakby z zatrzymanego pozytywu pod powiekami, wiedząc już dużo o swoim malarstwie - Ono było, czekało tak jak literatura. Ale wpierw pomyślałem o architekturze, która była celem i pragnieniem młodego człowieka idącemu jakby w odbudowę powojennych zgliszcz ... I tak też się stało, że owszem malarstwo - czy literatura, choć w pewnym czasie zaczęło dominować, to jednak architektura upomniała się o swoje miejsce i ma we mnie swój oddzielny rozdział. Od architektury wszystko się zaczęło! - Należy dodać, że jeżeli malarstwo czy literatura mają jakąś zbieżność zmysłową, to architektura różni się na pewno diametralnie w tym względzie i wymaga wyobraźni konkretu przestrzennego, takiego jakby fundamentalnego myślenia. Dlatego u mnie uprawa tych dodatkowych dyscyplin twórczych wymagała czasu, i dzielił je czas na pewno dobrze i jak się okazało nawet skutecznie...

Z.K.: Jak sięgnąć w głąb Pańskiej Sylwetki - od początku lat sześćdziesiątych toczy się Pańska ODYSEJA - A może zaryzykuję tu temat z Pańskiego cyklu obrazów; Don Kichot'e? - Gdzie w tym wędrowaniu twórczym, nie odzyskane są jeszcze wszystkie "miasta z przestrzeni"... Odnajdywane są: place, w tym i "Czerwony" w Kazimierzu i inne, a właściwie są to miejsca takie "białe plamy" zamalowywane po czasie stopniowo twórczo ekspresyjnie odzyskiwanym. To jest chyba tym co Pan mówił - o "zatrzymaniu pod powiekami". Jednak na takim dotyku buduje Pan własny świat, ożywia Pan jego moce witalne, żeby trochę przebarwić i nie brudzić koloru tego z dzieciństwa, choć były i grozy: czernie i brązy... Może tutaj wielką rolę odgrywa właśnie Kazimierz Dolny, gdyż tam kulminuje ekspresja Pańska. Są też na pewno zamalowywane wycinki innych miejsc, których klimaty witalne przeplatają się nawet z życiem naukowym - To inne błyski, bliki, ślady... Tworzy się na pewno tutaj pewna chronologia myślowa - takie ciągłe: rejestrowanie, spis, prawie katalogowy - Chcę powiedzieć, że na pewno ten zmysł poetycki, który Pan posiada w nadmiarze, a wibracje przestrzeni mają swoje odzwierciedlenie w zawodzie podstawowym czyli architekta - Czy może Pan jakoś ustosunkować się do takiej sugestii: budowanie w przestrzeni... Przecież zaprojektował Pan wiele wspaniałych obiektów, w tym pięknych dobytków kościelnych, innych cennych, choćby tych z profesorem Zinem, który był promotorem Pańskiej pracy doktorskiej. I jak przyglądać się Pańskim cyklom malarskim są one takimi multiplami z tymi pięknymi rekwizytami postarzałymi z przeszłości, ale tutaj naocznie merytorycznie pięknie podniesionym jakby do chwały i wzniesionymi ku górze i niebu wydostającymi się z ziemi pomnikami bryłami poetyckimi, z otwartymi oknami w których to oknach od czasu - do czasu czeka ikona kobiety, lub jakiś duch, być może los, czekają krzesła na małych placykach, jakieś duchy sylwetek ludzkich rozwibrowane teatralnie, sceny teatralne czasem nawinie się skrzypek, albo kataryniarz, a innym czasem są to place: opuszczone, samotne jakby pożegnane na nowo i znów na nowo odnalezione...Widzę "Trzy krzesła"- to czekający na mnie dialog - A jedno, to na pewno monolog z sobą - Może Pan się ustosunkować do tak poetycko nakreślonych metaforami sugestii przeze mnie jako odbiorcy przychodzącego z daleka? - Jest Pan poetą obrazów z marzenia sennego z dalekiego a jednocześnie bliskiego Panu czasu jedynego czasu...

M.M.: Na pewno już odpowiedziałem na część pytań, dodam jeszcze, że obraz jako obiekt jest na pewno zapisem, jak pan powiada - głównie stanów emocjonalnych, ich rekwizytów dzieciństwa - napięć... Sama twórczość to złożony proces przedsiębiorący nasze uczucia z głębi metafizycznej i wolnej. Ja juz próbowałem łączyć malarstwo z własnym tekstem literackim, w przekonaniu, że mają wspólny mianownik, rodowód. Organizowałem wystawy pt. "Obraz i Słowo" - I zastanawiało mnie, czym jest czekanie? - Napisałem, że zabrać nam czekanie to tak jakby pozbawić nas nadziei, to tak jakby zabrać nam wszystko, jakąś pamięć, którą odziedziczamy na później. Kobieta w oknie, puste krzesła na obrazach, jeździec brnący ku sacrum - to przecież symbole do zastanawiania nad chwilą czekania - metafora... Don Kichot to wprost enigmatyczność naszych marzeń, tęsknot i pragnień... Malarstwo może zawierać pewne literackie podteksty i odwrotnie, ta czy inna, literatura może bywać, a i bywa! - malarską przestrzenią dla słowa. Tuwim wyszperał taki prosty wiersz nieznanego autora: Przez okno spojrzy się czasem W szlak dróg żelaznych daleki I czoło się dłonią podeprze I łzami zajdą powieki. Przecież to jest symbol czekania i samotności, niespełnionych nadziei, jest to refleksja nad czasem osobnym i dla każdego inaczej trwającym... Ale to o czym tu mówimy do mnie przyszło znacznie później. I myślę wtedy, gdy każdy z nas coraz częściej ogląda się za swoim dzieciństwem... Poza tym ja żyłem w czasie, w którym się działo wiele, było szczęście i dramat była wrzawa i pokój... Pamiętam okres dominującego w malarstwie koloryzmu okres narzuconego socrealizmu, a potem powrót do całej "awangardy", czerpanie z tego dorobku sztuki i przyswajanie sobie tych osiągnięć, teorii, nowinek, tej zachodniej sztuki jako wiedzy - Był Jazz i inne imaginacje, jako prawo i protest tajny... Działo się - i nadziało się z różnym skutkiem.

Z.K.: Tak iście było! - Ale może tylko nawiasem dodam, że właśnie ta "Awangarda" była protestem przeciw socrealizmowi i cenzurze, przeciw zamodryzmowi lat 68-tych. To i tamto było przemycaniem pewnych rzeczy z tego ukrytego krzyku na zewnątrz przeciw tępej gomułkowszczyźnie, przeciw kacykom i stupajkom, którzy deptali wszędzie... Sztuka zawsze była buntem i reakcją, protestem inteligencji i jej wiedzy... A Polska Sztuka, ta z dużej litery jakby mało uczestniczyła w kulturze światowej i środkowoeuropejskiej, gdyż naprawdę - co tu mówić! - "Polonia" nie była wcale reprezentatywna w sprawie Sztuki jako całej Sztuki Polski w świecie! - A to, że się nadziało wiele - to skutki, bo nawlokło się do Nas postmodernizmu i konceptualizmu, który się nie przyjmuje latami choć ciekawił - śmiem twierdzić, że to na naszym gruncie naszej (nad-romantycznej) tradycji jest osobną sprawą, bo przerodziło się to mizerstwo w potworki i straszy Główne Galerie Miast i odstrasza widza, nawołując jedynie na snobów! - Dużo jeszcze by o tym, ale zostawmy to na inny czas Panie Profesorze - Nie wiem tylko czy Pan się choć trochę z tym zgadza? - Czy czasem się Pan nie obrazi na takie stawianie kwestii - Ale pogłębiając świadomość jaka mi towarzyszy w stosunku do Pańskiego malarstwa, a czego nie można ukryć, tak jak i mojego entuzjazmu - dostrzegam więcej, i proszę o wybaczenie za tę prowokację, że Pański przyjaciel artysta "Jurek" Nowosielski - profesor, ale i taki niepisany profesor wraz ze swoim malarstwem na pewno miał wpływ na Pańską: estetykę, może i formę, chociaż myślę, że nie wprost. Nowosielski, uważam: "męczył długo kąt prosty", wytaczał linie i wektory uliczne, bo przecież malował cykle zaułki miast także, zanim przyszły ku niemu "akty kobiece", z których prawdopodobnie wyłoniły się ikony - i całe proikonostasy... Proszę, broń Boże! tutaj nie pomyśleć, że to jakiś zarzut ale są i u Pana też czasem ostre kolory, zniwelowane linie skrzywione brył domów, ale są i kolory dla ikon dla przestrzeni metafizycznych bardzo odważne, choćby czerń, które w nas samych drzemią chcąc się wyrwać ku furiatywności... Są u Pana piękne: mocne ugry, czerwienie pomieszane z żółciami. Często wydobywa Pan swoje miasta z szarego tła z błękitu - aż po kolory mistyczne, zmieszane po gór horyzontalność nałożoną metaforycznie, jak np. na płótnie "Złudzenie świata" z 1980 roku. Domy pną się w tutaj w niebo - a to niebo ślad pozostawiony trwale pod powieką dziecka. Są też obrazy "Ziemia I" - z 1985 roku, "Ziemia II" - (także z tego roku), takie z czernią , wprost z Jawy z zawirowaniem... Gdzieś TAM stoi namalowany znak "zakazu ruchu" wszelkich innych pojazdów... Weźmy "Miasto z oknem" - z 1986 roku, to również o ziemi, tyle że nakłada Pan prawem nowego spojrzenia warstwy krajobrazu na siebie i tutaj trzeba przebyć to spojrzenie patrząc jakby z drugiej strony tego obrazu. Przytaczam to w taki sposób, gdyż chce drążyć tematy w cyklach, być może sprowokować, które są niczym innym jak poezją. Pan jest poetą plastycznym! Te zamierzone wyoblenia, które idą dołem i w nagle zrywem w jakby na przekór architekturze są: poezją samą w sobie - Widzę tu nawet Chagalla, który na pewno miał również wpływ na Pańskie malarstwo - dużo u Pana lewitacji i ruchu, choć to skrzętnie schowane, a przede wszystkim przestrzeń jako ciąg zdarzeń odtwarzający się na nowo, dadaistycznym ruchem z przekorą ku pasji...

M.M.: Wydaje mi się, że wpływy innych twórców nie są zakazane, są wiedzą i historią sztuki a sama historia malarstwa, jak i w literaturze czy innych profesjach twórczych musi mieć swoje miejsce, czasem mimo woli. Weźmy G.Brague i Picasso w pewnym okresie malarstwa w jednej pracowni z sobą bytowali i często sami nie odróżniali swoich obiektów, nie tylko na obrazie ale i samych obrazów! I na pewno w moim malarstwie można dostrzec jakieś wpływy to jest zawsze zdrowe... Nie obce jest mi malarstwo Jerzego Nowosielskiego czy Chagalla, którego Pan przytacza i lubi, ale interesuje mnie głównie świat, który tworzą ci artyści, i ich wyobrażenia nadając im nowy byt, życie. Sposób komponowania obrazu Jerzy Nowosielski tłumaczył mi tak: że w obrazie tak jak w ikonie, może być kilka obrazów, to temat główny i uboczny. Ale ten problem i ocenę mojej twórczości zostawiam zawsze krytyce, odbiorcom...


Z.K.: ...

rozmawiał Zbigniew Kresowaty - (wiosna 2006 r.)   


Cały wywiad z Marianem Makarskim, który jest zamieszczony w książce Zbigniewa Kresowatego "Między mythos a sacrum" do pobrania (kliknij na ikonę)



Redakcja Internetowego Kuriera Proszowickiego, dziękuje Panu Zbigniewowi Kresowatemu za wyrażenie zgody na publikację tego wywiadu na łamach IKP. Dziękujemy także za udostępnienie innych materiałów pomocnych w redagowaniu biogramu Mariana Makaskiego.

Andrzej Solarz - Redaktor Naczelny Internetowego Kuriera Proszowickiego
Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/ludzie/przyjaciele/makarski_marian/art02.php