Władysława ze Srzednickich Macieszyna - pseudonim Sława
Władysława Srzednicka
(ur.: 30.06.1888 - zm.: 21.06.1967)

Żeński Oddział Wywiadowczy

Władysława Srzednicka najprawdopodobniej na tle dworu w Karwinie (fot. zbiory autorki)

6-08-2010

     Józef Piłsudski był przeciwny służbie kobiet w oddziałach frontowych, ich miejsce widział na tyłach armii we wszystkich pracach. Tymczasem kobiety doskonale sprawdzały się w roli kurierek, które wyruszały przed frontem. 2 sierpnia 1914 roku w okolicach Słomnik taki wywiad przeprowadziła Zofia Zawiszanka, 7 sierpnia w kierunku Miechowa ruszyła Aleksandra Szczerbińska. Służba wywiadowczyń trwała aż do września 1914 roku, gdy został wydany rozkaz, aby wszystkie kobiety idące z armią wróciły do Krakowa. Pozostały jedynie te, które otrzymały przydział do Żeńskiego Oddziału Wywiadowczego. Ich służbą zawiadywała Aleksandra Szczerbińska, która przydzielała zadania wyznaczone przez Jaworowskiego i udzielała pomocy przy przygotowaniach do misji.

     Kurierki rekrutowały się z różnych środowisk. Wśród nich były studentki, nauczycielki, publicystki, ale i krawcowe. Ich wiek był różny, najmłodsze miały po dwadzieścia lat, najstarsza sześćdziesiąt pięć lat. Początkowo oddział nie miał stałej siedziby, później po misjach kobiety wracały do domu państwa Wrzosków w Zagórzu koło Będzina. Czasie pełnienia swej misji musiały być elegancko ubrane, a ich bagaże nie mogły wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń. Poruszając się po określonym terenie kobiety badały głębokość frontu i dyslokację wojsk. Do ich zadań należało też budowanie zaplecza i pozyskiwanie zwolenników dla idei Piłsudskiego. Później charakter ich zadań uległ zmianie. Musiały nawiązać łączność z Warszawą, gdzie Piłsudski począł tworzyć Polską Organizację Wojskową.

     Najtrudniejszym zadaniem dla kurierki było przekroczenie linii bojowej. Przy tej próbie aresztowane zostały dwie kobiety, a pięć kolejnych w następnym czasie. Trzeba zaznaczyć, że żadna z kurierek nie zginęła podczas pełnienia swej misji. Dwadzieścia zostało wyróżnionych odznaką I Brygady "Za Wierna Służbę", siedemnaście Krzyżem Walecznych, siedem Krzyżem Virtuti Militari. Wśród uhonorowanych tym ostatnim odznaczeniem była Władysława Srzednicka.

     Materiały zgromadzone w Bibliotece Jagiellońskiej przez pana doktora Czesława Srzednickiego obejmują wspomnienia przyjaciół i znajomych Władysławy. Pozwalają szczegółowo odtworzyć przebieg misji kurierki, trudności z jakimi musiała się borykać, dawały obraz jej zaradności w trudnych chwilach. Przy werbunku badano wprawdzie stopień znajomości języka rosyjskiego i opanowanie, ale podczas misji liczyła się też aparycja, brawura i umiejętność zachowania zimnej krwi w najtrudniejszej sytuacji.

     Ze swoją pierwszą misją ruszyła Sława w październiku 1914 roku. Zadanie polegające na przewiezieniu z Piotrkowa do Warszawy wiadomości oraz rozpoznanie jednostek rosyjskich wypadło doskonale. Drugą misję rozpoczęła w grudniu. Tym razem koleżanką miały przedostać się do Warszawy, by przewieźć pieniądze dla organizującej się Polskiej Organizacji Wojskowej, nominacje i rozkazy. Oprócz przepisowego stroju i bagażu dziewczęta zabrały też wyżła Reksa. Wbrew rozkazom Sława zapakowała do walizy dużą ilość nielegalnych druków.

     Do stolicy miały dotrzeć przez linię frontu w okolicach Płocka. Zadanie mieli ułatwić im Niemcy. W komendzie Sława przedstawiła odpowiednie dokumenty, a oficer przewiózł obydwie kurierki do ostatnich placówek w okolice zniszczonego mostu. O świcie przeniosły swoje bagaże pomiędzy puste okopy i wśród padającego śniegu oczekiwały zmroku. Wtedy rozpoczęły nawoływania chcąc nawiązać kontakty z Rosjanami po drugiej stronie rzeki. Sława twierdziła, że chce się dostać do chorej matki. Po wielu pytaniach kilku żołnierzy przeszło wreszcie przez zniszczony most i przeprowadziło dziewczęta na drugą stronę.

     W rosyjskiej kwaterze ogrzały się, a wśród tych, którzy zaciekawili się ich losem był lekarz, który zbadał kaszlącą Sławę. Po pytaniach, wyjaśnieniach i tłumaczeniach nadszedł wreszcie czas na rewizję. Gdy przystąpiono do przeglądu kompromitującej walizy Sława nagle rzekła:

- Ach prawda! Przecież ja mam ze sobą rewolwer.

     I wyciągnęła broń. Poczynił się taki rwetes, że sprawa dalszej rewizji zeszła na plan dalszy, a dziewczęta wraz z psem zostały zamknięte w areszcie. Następnego dnia jako mocno podejrzane osoby przewieziono je do sztabu pułku. Tutaj jednak spotkały się z iście rosyjską gościnnością. Nie zabrakło szampana, ani kawioru. Nagłym afektem do Sławy zapalał młody Rosjanin, który począł przekonywać pozostałych, że musi ona być szczególnie niebezpieczną osobą. W sztabie spędziły cztery dni, nie wiedziano bowiem, co z nimi zrobić.

Władysława Srzednicka i Stanisław Długosz (fot. zbiory autorki)
     Dopiero twierdzenie jednego z oficerów, że Sława ma zbyt uczciwe oczy by być szpiegiem spowodowało, że odwieziono je na stację. Przezornie zapisano jednak adres pod który miały się udać, a kilka dni później żandarm rosyjski skrupulatnie sprawdził ich obecność. W tym czasie nawiązanie kontaktów z Warszawą udało się tylko trzem osobom. Jedną z nich była Sława Srzednicka.

     Trzecia, samotna, ale nie ostatnia wyprawa rozpoczęła się 15 lutego 1915 roku. Nie wiadomo gdzie i w jaki sposób przekroczyła linię frontu, ale powierzone zadanie w Warszawie wykonała. Tam też otrzymała propozycję wyjazdu do Kijowa, gdzie trzeba było zawieźć nie tylko instrukcje i fałszywe dokumenty, ale i transport pistoletów. Mimo pożaru w pociągu, który groził rewizją, braku znajomości hasła i nieufności z jaką ją przyjęto udało się wykonać misję. Przed powrotem zawiązała jeszcze we Lwowie komórkę POW i trasą Odessa - Rumunia - Austria wróciła do kraju na początku lipca 1915 roku.

     W tym czasie oddział kurierek był już rozwiązany, wobec tego, że nie wolno było wywiadowczyniom nikomu niepowołanemu udzielać informacji z jej przebiegu postanowiła zdać raport samemu Piłsudskiemu. Dotarła do miejsca postoju I Brygady. Spieszyła się, gdyż gdzieś tutaj był jej ukochany Stach. Została powitana ze zdumieniem i niedowierzaniem. Kurierki, która ruszyła ze swoją misją tak dawno, już nikt nie oczekiwał, po zdaniu relacji mogła wreszcie się spotkać ze swoim Stachem. I to było ich ostatnie spotkanie. Stanisław Długosz, jeden z najzdolniejszych poetów legionowych zginął 6 sierpnia pod wsią Samoklęski koło Lubartowa.

     Po tym zdarzeniu niewiele wiadomo o życiu Sławy. Załamana, szukała zapomnienia pracując w szpitalu przy froncie. Nie wiadomo, gdzie świętowała odzyskanie Niepodległości. Stanęła jednak do służby w 1920 roku pomagając jeńcom i repatriantom wracającym ze wschodu. I musiała być nadal piękną kobietą, bo z tego czasu pochodzi wiersz, którego pierwsze wersy zostały przytoczone na początku.

Adolf Maciesza (fot. zbiory autorki)
     Są w jej życiorysie sprawy tajemne i niejasne. Nie wiadomo jakie zadania wykonywała jako urzędniczka do spraw specjalnych poza granicami kraju od 1922 do 1923 roku. Zaświadczenie o jej pracy wśród robotników w Bochum i Essen wystawił ówczesny szef Wydziału Wywiadowczego. Z tej pracy wyniosła doskonałą znajomość języka niemieckiego.

     Nie dążyła do uporządkowania życia osobistego. Zofia Zawiszanka pisze, że w 1926 roku udało się skłonić ją do ślubu pułkownikowi Adolfowi Maciesze, osobistemu lekarzowi Józefa Piłsudskiego, ale dodaje również:

- "Nie był to wiosenny powiew serca, ale solidne przymierze dwojga ludzi".

     Wychodząc za Macieszę znalazła się wśród dawnych towarzyszy walk, którzy tworzyli bliski, ciepły krąg ludzi powiązanych nie tylko wspólna ideą, ale i więzami sympatii. W tym kręgu znalazła zrozumienie i ukojenie. Ale Sławie przeznaczone było samotne borykanie się z przeciwnościami losu. Adolf Maciesza zmarł w 1929 roku i Sława pozostała z pasierbem. Nie załamała się, po ciężkiej chorobie zajęła się działalnością polityczną i weszła w skład senatu.

opracowanie: Bożena Kłos   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/ludzie/krajanie/srzednicka_wladyslawa/art03.php