"Pustelnik" z gminy Koniusza - historyjka z lat 90-tych ubiegłego wieku

(fot. Krzysztof Karolczyk)

Proszowice, 19-05-2020, (2-04-1994)

     Nie przejmuje się niczym, ale żeby ktoś mną rządził, to se nie pozwolę. Do siostry chcą mnie wziąć. Pieniądze oddam, jeść dadzą, ale na papierosy nie będzie. Każdy się z własnym losem musi zgodzić. Jak jest, tak jest, ale u siebie. A nie żeby ktoś mnie budził i był zły, że śpię - mówi samotnik z Przesławic.

Ze źródełka, zasilającego rzeczkę bez imienia, Mieczysław Warzecha nabiera bańką wodę pitną. Gdyby do bańki wpadła złota rybka, życzyłby sobie zdrowia, "bo wtedy to się radę daje, nawet jak nie ma co jeść", eleganckiego mieszkania z prądem, "a jakby był dom to i jakiejś kobity".

opracowanie: Marcin Szwaja   

Źródło: Świat bez świata; Gazeta Wyborcza; 2.04.1994 r.

(fot. Krzysztof Karolczyk)

ŚWIAT BEZ ŚWIATA

Bez drogi

- Jak ludzie to zakącie nazywają, to ja nie wiem. Tu jest koniec wsi- oznajmia Mieczysław Warzecha, lat 61. Postawny, szczupły, z twarzą, na której wiatr zostawił większe ślady niż czas. Do jego zagrody nie dotarła ani wojenna zawierucha ani władza ludowa ani elektryfikacja. Jedyna droga to polna, miedza, przejezdna tylko wtedy, gdy jest sucho.

Chodzi własną ścieżką przez patycek- kładkę rzeka porwała, deskę ukradli, a takiego patycka nie zabierze nikt - tłumaczy lichą przeprawę na drugi brzeg. Na łąkach sąsiadów ma swoje najważniejsze rozdroże: w lewo do Gnatowic w prawo do Niegardowa. W prawo skręca częściej, gdyż w Niegardowie dwa razy w tygodniu robi zakupy.

- Policja u mnie nigdy nie była, ksiądz dawno już nie kolędował, a organista to starszy facet i nie dojdzie, bo niedostępne. Dopiero co dotarł wójt z Koniuszy. Mówił, że mnie wołają pustelnik. Uciecha na całą gminę.

Bez dachu

Chałupę ulepił z gliny i pokrył słomianą strzechę ojciec Mieczysława. Na polepie dwóch izb wychowywał czworo dzieci. W oborze trzymał konia, krowę, świnie i kury. Ziemi było 3 hektary, 6 morgów. Uprawiali na niej żyto, ziemniaki oraz tytoń.

- Jak dach się zawali, trza będzie bunkier kopać- myśli bez lęku samotnik z Przesławic. Na jego chałupie pod numerem 85 jakimś cudem trzymają się jeszcze ostatnie słomiane wiechcie. Workami po nawozach zasłonił co większe dziury. Spruchniałe krokwie nie dźwigną blachy ani dachówek.

Zrobiłby mieszkanie w suszarni. - Ale tam trza pieniędzy. Okien nie ma, ściany cienkie należy ocieplić. Jeden mi radził poniewczasie, żebym, jak odpisywałem ziemię, zażądał tego wyposażenia. Teraz to już po śliwkach.

Jamnik Maciek śpi z wyboru w stodole. Jego matka wolała miejsce w izbie pod piecem. Stodoła dachu prawie nie ma. - Jeszcze Niemcy dach spalili. Kulkę na górkę puścili. Tu walnęła i tak zostało. Wśród poskładanej słomy stoi stara młockarnia i drewniany młynek do oddzielania ziarna od plew.

Bez prądu

- Wieczór bez prądu? Ciemno i tyle - zbywa sprawę Mieczysław. Kiedyś chciał z sąsiadką założyć elektryczność, ale ona kupiła gospodarstwo pod Miechowem, więc sam robót nie zaczął, bo nie miał pieniędzy.

- Jak państwową linię budowali w Przesławicach, to mnie nie dali, bo mówili, że za daleki teren. Zresztą ja do prądu nie przyzwyczajony i oczy bolą - tłumaczy.

Mrok izby rozświetla naftowa lampa i płomienie z piecyka. Oknem z czterema szybkami wpadają ostatnie promienie dnia, ku którym wyginają się dwa asparagusy. Pod ścianą drewniane łóżko napełnione słomą bez siennika. Obok pieca wiązka patyków na podpałkę - "chabineczka" i pusty dymion na wino. Nie napełnia go od trzech lat, bo śliwki nie obrodziły, choć grzany trunek przydałby się w zimne wieczory.

- Przy okularach czytam gazetę. Siedzę, palę, ale tytoń trzeba frygnąć, bo szkodzi. Idę spać o dziewiątej. Kury mnie budzą o świcie. Ale jak jest na polu niż, to i usnąć nie można. Na półce cykają dwa budziki. Jeśli któryś stanie, Mieczysław Warzecha pilnuje drogi prowadzącej przez Niegardów do Nowej Huty. Gdy zobaczy autobus, wiadomo, musi być 12:30.

Jakbym miał prąd, tobym kupi mały telewizor, pooglądałbym, posłuchał. Ale o czym tu gadać, renty mam milion czterysta.

Bez ludzi

Mieszka samotnie od 12 lat. Starsza siostra przeniosła się po wojnie na ziemie zachodnie, młodsza wyszła za mąż w pobliskich Łyszkowicach. Brat mieszkał w Nowej Hucie, ale zginął pod kołami pociągu potrącony w stanie nietrzeźwym. Gospodarstwo odwiedza czasem młodsza siostra z mężem albo ich syn Ireneusz, któremu Mieczysław zapisał ziemię.

- Pewnie, że do Maćka co człowiek powie. Jak ktoś w pole przyjedzie to robić musi, a nie gwarzyć. A jak się kogo w Niegardowie spotka - pogwarzymy. Znowu Gnatowice to dobra wieś, ale się ze mnie naśmiewają. Pustelnik mówią. Jak komuś lepiej, naśmiewa się z biedniejszego na boku, ale nic złego nie robi.

Na gospodarce ciągle było charowanie. Z rzeczki nadźwigał pod górę tysiące wiader wody dla gadziny. Sieczkarnią ciął i ciął paszę.

     - Przez tę robotę do pań mnie nie ciągnęło. Teraz myślę kobitę wziąć, ale mówią, żem stary. Są wdowy, rozwódki, ale jak popaść źle, to lepiej samemu być.

O Wielkanocy myśli o tyle o ile. - Tak ino poocieram, pozamiatam, pospycham. Stół przykryje nową gazetą. Przetrze okienne szybki. - Siostra zaprasza, ale nie idę, bo kury mam. Przyjdzie kto tu na ustronie i wybierze mi wszystko. To wolę nie.


Bogumił Kurylczyk, Małgorzata Wosin   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/lamy/gazety/20200519gazeta_wyborcza_pustelnik/art.php