Wykopaliska były już dawno, a legenda dalej żywa

(fot. źródło)

11-01-2019, (30-12-1911)

     Jest takie miejsce niezwykłe, które znajduje się w gminie Radziemice. Jadąc od Szczytnik w stronę Kowar, pojawia się wąwóz zagłębiony w obustronnym rzędzie drzew. Na jego szczycie, po prawej stronie, oczom ukazuje się kopiec. Imponujących rozmiarów, budzi zainteresowanie i podziw. W dzień, wyglądem przypomina "uśpioną oazę".

kurhan w Kowarach (fot. Marcin Szwaja)

     Ten stróż okolicznych pól, pilnuje swym zasięgiem rozległy horyzont. Gorzej było nocą, gdy różne odbywały sie tu paranormalne zjawiska. Do dziś, szczególnie starsi mieszkańcy tych ziem i okolicznych wiosek wspominają działalność duchów z przeszłości. Twierdzą krótko: To jest mogiła, tam kiedyś straszyło, działy się dziwne rzeczy. Ludzie bali się tędy wracać, szczególnie po północy. Opowieści przekazywane od pokoleń, utwierdziły w fakty to miejsce. To jest Kowarska legenda, a w każdej legendzie jest trochę prawdy. Dowodem może być ten opis z początków XX wieku.

Sprawozdanie archeologa Maryana [Mariana] Wawrzenieckiego z wykopalisk w Kowarach. Odkrył 13 szkieletów (11 osób dorosłych i 2 dzieci):

opracowanie: Marcin Szwaja   

Źródło: Ziemia. Tygodnik Krajoznawczy Illustrowany; 30 grudnia 1911; rok II. nr 52; Kurhan w Kowarach

(fot. źródło)

Kurhan w Kowarach

W niepowrotnych dniach młodości, ilekroć jechałem z Lelowic do Proszowic, tylekroć okiem dziecka spoglądałem na wielką, porosłą trawą mogiłę, rysującą się na tle nieba na polach wsi Kowary.

***

Niedobrą mają opinię u ludu tamecznego pola kowarskie. Wielkie, puste obszary, nigdzie drzew ni wioski (wsie Kowary i Szczytniki utopione w parowach są niewidoczne). Nocami pola te puste nabierają grozy-nieraz widziano na nich "omętrę" błądzącego, nieraz "spoleniec" ["Omętra" i "spaleniec" - ognik błędny, pojecie ludu z okolic Proszowic.] je przebiegał. Niejeden powracając z Proszowic, gdy go w tych miejscach zmrok zachwycił, doznawał "mrowia", biegającego po grzbiecie. Widywano "czarne psy", kołujące we zmroku po tych polach. Nareszcie mieszkańcy Kowar i Szczytnik na skrzyżowaniu się dróg dźwignęli "figurę".

Wielki murowany czworogranny słup z nyżami na "świątki". Około słupa posadzili "drzewiny", i raźniej się stało temu, kto zapóźniony pola te przebywał. Ustały też pospolite na krzyżowych drogach tany czarownic z dyabłami, podnoszących wysoko pył drożny.

Mogiła na wyniosłości stała i stała - urągając ulewom, burzom i wichrom. Oborywali ją ludzie - podkopywali motykami, spasali bydłem, słowem, czynili wszystko, by niepożądanego intruza śród pól nadanych przez "Ukaz" zatracić. Ale intruz rozsiadł się wygodnie i urągał mocy ludzi i żywiołów.

***

Co kryje ta góra ziemi, ten nasyp sztuczny na przegięciu pola? Rozmaici, stosownie do "poziomu" duchowego, rozmaicie twierdzili. Byli tacy, co nasyp odnosili do najść tatarów, byli, co imputowali go wojnom, byli co zaledwie odnosili go do czasów Kościuszkowskich epok lub 1830, a nawet 1863 r. Ale mogiła stała ponura, wyniosła, milcząca i tajemnicza. Ona sama nic nie mówiła. Może dumała nad brakiem pamięci ludzkiej, a może czekała na rękę, co się wedrze do jej wnętrza i powie światu, co tam znalazła.

Groza trupów, ciał zmarłych rycerzy, okropnych kości, broniła jednak mogiłę od nocnych nawiedzin poszukiwaczy skarbów.

Upiory tylko pono siadywały na jej szczycie nocami...

***

(fot. źródło)
Grzmiały działa pod Portem-Artura, pod Laojanem, gdy latem 1904 r. pod mogiłę podjechała bryczka krakowska, z bryczki wysiadło dwu ludzi w białych kitlach. Ludzie ci ostrożnie przeszli przez zagony kartofli chłopskich, wdarli się na kurhan. Chwilkę postali, coś rękami wskazywali, zamyślili się, następnie szybko zeszli, siedli do bryczki i odjechali.

Dnia tego wieczorem pod cienistemi [W 1911 r. lipy parcelanci wycięli w pień, a ogród zaorali.] lipami Kościuszkowskiego dworu w Lelowicach dwu tych ludzi zdecydowało o losie mogiły.

Zimą 1904-5 szły listy z Warszawy do Kowar i odwrotnie. P.Stanisław Suchecki, rządca tej wsi [Zmarł w Proszowicach około 1909 r. jako 80 paroletni starzec po 40 latach pobytu w Kowarach; byl niegdyś słuchaczem Uniw. Jagiel.; wmieszany w sprawę zabicia szpiega, Cielaka, musiał uciekać i zmienić całą swoją karyerę.], pośredniczył u właściciela hrabiego Morsztyna. Negocyacye te uwieńczył pomyślny skutek.

Dnia 11 lipca 1905 roku o 2-ej w nocy, błogosławiony przez matkę moją, siadłem przed gankiem dworu w Lelowicach na bryczkę i w noc mglistą śpieszyłem do Kowar.

W mrokach i mgłach około 3-ej w nocy ukazała mi się mogiła. Wyglądała groźnie i majestatycznie, ale stalowa sonda moja raz wraz zapuszczała się w jej łono. Macałem teren i układałem plan postępowania. Na piersiach miałem piśmienne zezwolenie właściciela na dokonanie badań, jednak zadanie było niełatwe. Oto mogiła stanowiła "wyspę" dworską na terenie chłopskich pól ukazowych. Należało wykop prowadzić tak, by broń Boże ziemi nie uronić na pola włościan. To mogło wywołać nieobliczalne następstwa.

Rozmierzyłem przestrzeń 12 kwadratowych metrów tak, aby do rzucania ziemi zostało sporo miejsca, a gdy około 5-ej zjawił się mój "majster", Śliwa, chłop rodem z Chrobrza, specyalista od robót ziemnych, oraz 9 kopaczy, a w ich liczbie 2 dziewczyny, rozpoczęliśmy prace śród mgieł leżących dokoła i słabych promieni słońca. Zaledwie wieś utopiona w jarach zauważyła ludzi na szczycie mogiły, wnet powstał w niej gwar, potem gromadki ludzi poczęły groźnie napływać dookoła. Najpierwej baby podniosły wrzask, że jakoby ich "ziomki" są zagrożone, następnie mężczyźni groźnie mruczeć poczęli, następnie wszystko to otoczyło kurhan i wcale niedwuznacznie wrogie przeciw "obcym" poczęło kierować uwagi.

Nie zważałem na to, ale ulżyło mi, gdy nadszedł miejscowy "polowy", Kocioł, i nieco odciągnął gromadę. Naraz w głębi 0,6 m. rydel kopacza wydał niemiły zgrzyt, wszyscy nadstawili uszu, kowarscy chłopi poczęli wołać do mnie, że jeśli to "kocieł" z pieniędzmi, to ani mnie ani moich ludzi żywcem nie puszczą z miejsca. Spojrzałem na moich kopaczy, mieli rydle i motyki, a tamci tylko gołe ręce, i otucha mi sie serce wstąpiła. Z wyniosłości kopca oświadczyłem rzeszy, że pieniądze należą do właściciela ziemi, p. hrabiego Morsztyna, zgrzyt zaś powstał z tego, że rydel trafił na kości.

Kopanie szło dalej, i oto wkrótce 11 szkieletów ludzi dorosłych oraz 2 szkielety dziecięce obnażone leżały na czarnej ziemi wnętrza mogiły. Rozpocząłem pomiary i zdejmowanie planu układu szkieletów oraz notaty niezbędne do naukowego referatu [Zob. T. X 1907 r. Materyałów antropolog., archeolog. i etnograf. Ak. Umiejętności w Krakowie str. 64.], i tak się w tem zatopiłem, że dopiero szept Śliwy: "panie, chłopy nas zdały" (denuncyowali) zmusił mnie do podniesienia oczu. Właśnie na kurhan wdzierał się sołtys z blachą na piersi (znak roli oficyalnej) oraz 2 zbrojnych strażników.

(fot. pl.wikipedia.org)
Komisya ta najpierw poszła do moich worków, zbadała ich zawartość, t.j. czaszki i kości, jakie tam zebrałem, potem dziwnie jakoś rozczarowana spojrzała na mnie. Ja śród szkieletów z książką i sondą oraz miarą. Przy mnie Śliwa, a dokoła moi kopacze oraz mieszkańcy Kowar. Naturalnie, nie czekając zapytań, podszedłem do reprezentantów władzy. Ci, niby to o coś pytali, niby to szukali mego nazwiska w jakimś spisie urzędowych nazwisk, wreszcie przyznali, że "stoskij" przyjechał po nich do Proszowic z wiadomością, że w mogile znaleziono "szklaną trumnę, a w niej panienkę śpiącą i dużo złota, że oni widzą tu kości tylko, że nie wiedzą, jakie to kości i t.p."

Ale oto na mogiłę wkracza pan Stanisław Suchecki, rzecz się wyjaśnia, władza zaczyna mi nawet okazywać "zakonnoje sodiejstwie" i rozpraszać zbiegowisko, przyczem zachodzą takie epizody, że młodszy strażnik mierzy z rewolweru do pasterza, a pastuszek wali go bryłą ziemi miedzy oczy, na co uderzony woła: "a postoj ty, japoniec proklatyj!". Rozumie się, że na taki zwrot poczynamy robotę dalej. Za warstwą szkieletów 2,4 metr. czysta czarna ziemia, a w niej niemal, że nic. Dochodzimy do calizny - glina, jak podłoże pól okolicznych.

Wyeksploatowawszy wykop i ukończywszy pisanie raportu, oraz wydzieliwszy to, co z naukowych względów zabrać wypadało, poleciłem pozostałe kości złożyć razem, a gdy to uskuteczniono, przemówiłem do moich kopaczy, by zmówili wieczny odpoczynek za tych oto ludzi. To zrobiło wyborne wrażenie. Następnie poleciłem wykop zasypać. Zaledwie do tego przystąpiono, ściemniło sie nagle, upadł piorun, burza przeszła o kilkaset metrów ku Imbramowicom (folwark Gruszowa). Pomyślałem, gdyby tak grom uderzył w którego z nas, lud widziałby w tym zapewnie karę za naruszenie spokoju nieboszczyków.

O 5-ej popołudniu ukryłem w bryczce worki z łupami i ruszyłem do domu.

Wyznaję, iż gdy rącze konie uniosły mię w nasze krakowskie wąwozy, w te wąwozy które ocaliły Kościuszkę pod Racławicami, zrobiło mi się lekko na sercu.

W hamaku śród lip lelowskich, w towarzystwie kochanej mej matki, uporządkowałem i dopełniłem notaty. Kowarska mogiła pozwoliła wydrzeć sobie tajemnicę swego łona.

Kopacze, p. Suchecki, strażnicy, sołtys i chłopi, wszyscy byli rozczarowani: myśleli o skarbach, a mogiła dała kości. Czyż dać mogła coś nadto?

***

W 1907 r. w gabinecie dr. Włodzimierza Demetrykiewicza piszący słyszał te słowa:

"Badania pańskie nad kurhanami okolicy Proszowic rzuciły ważne światło na epokę pojawienia się słowian na tych ziemiach. Badania te zbiegły się z mojemi i dały mi niemal pewność, iz kurhany Proszowskiego, Szkalbmierskiego, Pińczowskiego i Wiślickiego zawierają cenny naukowy materyał i że winny być naukowo a nie dorywczo badane, gdyż materyał ten uledz może łatwo zatracie, a jest pierwszorzędnej dla nas doniosłości".




Maryan Wawrzeniecki   


PS
Prace archeologiczne przeprowadzone w październiku 2013 roku, odsłania kilka szkieletów. Sam Kurhan, posłużył do pochówku ofiar epidemii cholery z XVII-XVIII wieku. Powstanie kurhanu datuje się na 1600 a 1300 rokiem przed naszą erą. Są to czasy kultury trzcinieckiej na naszych terenach.

Kowary, widok z kurhanu (fot. Marcin Szwaja)
Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/lamy/gazety/20190111_ziemia_tygodnik_kurhan/art.php