Święta Wielkanocne - staropolskie święcone
    Dzisiaj jest czwartek, 25 kwietnia 2024 r.   (116 dzień roku) ; imieniny: Jarosława, Marka, Wiki    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   ludzie ZP   |   miejsca, obiekty itp.   |   felietony, opracowania   |   kącik twórców   |   miejscowości ZP   |   ulice Proszowic   |   pożółkłe łamy...   |   RP 1944   | 
 |   ostatnio dodane   | 
 gazety 
 |   zdjęcia, filmy   |   dokumenty   |   skarby archiwów   | 

serwis IKP / Skarby Ziemi Proszowskiej / pożółkłe łamy / gazety / Święta Wielkanocne - staropolskie święcone
 pomóżcie!!! ;)  
Jeżeli posiadacie informacje, materiały dotyczące prezentowanych w Serwisie artykułów,
macie propozycję innych związanych z Ziemią Proszowską,
albo zauważyliście błędy w naszym materiale;
prosimy o kontakt!

skarby@24ikp.pl.

Inne kontakty z nami: TUTAJ!
Redakcja IKP
O G Ł O S Z E N I A
Money.pl - Serwis Finansowy nr 1
Kursy walut
NBP 2023-01-24
USD 4,3341 +0,23%
EUR 4,7073 -0,24%
CHF 4,7014 -0,22%
GBP 5,3443 -0,38%
Wspierane przez Money.pl


Święta Wielkanocne - staropolskie święcone


24-03-2015, (7-04-1860)

     Zbliżają się Święta Wielkiej Nocy, "zobaczmy" jak świętowano w dawnej Polsce. Proszę nie dziwić się, błędom ortograficznym i innym, w wieku XIX obowiązywały inne zasady pisowni, zachowaliśmy je w poniższym artykule, zgodnie z tekstem oryginalnym. Felieton ten był publikowany 7 kwietnia 1860 roku w 28 numerze Tygodnika Illustrowanego.

Zapraszam do lektury:

Andrzej Solarz   

Źródło: Tygodnik Illustrowany; nr 28; Warszawa, dnia 7 kwietnia 1860 r.; "Święta Wielkanocne - staropolskie święcone"; s. 244-246

Święta Wielkanocne - staropolskie święcone

Staropolskie święcone (skomponował i rysował Polkowski, rytował Styli w Warszawie)

     Kiedy kościół katolicki obchodził z uroczystością pamięć męki i zmartwychwstania Chrystusa Pana, gdy po świątyniach obnażone z ozdób stoją ołtarze, a od Wielkiego czwartku umilkły organy i dzwony, w całej Polsce ruch niezwykły obudzał się zarówno w ludności miejskiej, jak po wsiach i dworach szlachty.

     W XVI, XVII i na początkach XVIII wieku, przygotowywano się wcześnie do misteryów, czyli dialogów pobożnych, mających na celu przypomnienie męki Pańskiej i radosnego a zbawiennego zmartwychwstania. Żaki szkolne, przy pomocy młodzieży miejskiej czy wiejskiej, wybrawszy na to jak dawniej kościół, później plebanię lub domostwo oddzielne, robiły przybory do tych widowisk, które zwykle zaczynały się w Wielki czwartek, a kończyły w kilka tygodni po świętach wielkanocnych, z przerwami w czasie nabożeństwa kościelnego.

     Płakał lud pełen prostoty pobożnej, patrząc na żywe obrazy cierpień i męki Zbawiciela, oblewał gorącemi łzami boleści wraz z Najświętszą Matką Boską, śmierć niewinną i grób jego; wybuchał radosnym okrzykiem, gdy ujrzał z martwychpowstającego, ze zwycięzką chorągwią w ręku, jak otwiera nią wrota piekielne, jak w ostatku ukazuje się swej matce i apostołom, a przekonawszy ich o swojem zmartwychwstaniu, wstępuje w niebiosa.

     Gdy te misterya zbierały gromady ciekawych widzów, gospodynie polskie przez ciąg całego tygodnia zajmowały się przyrządzaniem święconego, a głównie pieczeniem ciast uprzywilejowanych na te święta, jak babek, placków i mazurków. Pracę ich uwieczniło dawne przysłowie, na określenie trudów i zajęcia wielkiego: "Mieć więcej roboty, niż piece na Wielkanoc."

     Tymczasem po kościołach przystrajano groby, które pobożni tłumnie zwidzali przez Wielki piątek i sobotę. W ten dzień ostatni, przy zmroku wieczornym, pod kościołami następował obrzęd religijny święcenia ognia. Na dany znak, gaszono świece i lampy; poczem kapłan, przy skrzesanym z krzemienia ogniu i poświęceniu go, zapalał je napowrót.

     Nadchodzi wreszcie wielka, uroczysta chwila rezurrekcyi na pamiątkę zmartwychwstania Pańskiego. Gdy kapłan wychodzi od grobu Chrystusa Pana i niesie Przenajświętszy Sakrament, wszystko uderza kornie czołem, a następnie w uroczystej processyi obchodzi trzykrotnie kościół, przy wtórze pieśni nabożnych o Zmartwychwstaniu. W czasie tego obchodu niesiony jest krzyż stulą czerwoną przepasany i figura Chrystusa zmartwychwstałego z chorągiewką w ręku, jako godłem zwycięztwa nad śmiercią. Wtedy to równocześnie na oznakę radości, skoro tylko pieśń wesoła Alleluja rozległa się w kościele, brzmiały wystrzały z armat, moździerzy lub ręcznej broni, które wstrząsały sklepieniem i ścianami świątyni. [Gdzie kwaterowało wojsko rzpltej, ono wypełniało ten zwyczaj strzelania z dział i ręcznej broni; gdzie go nie było, mieszkańcy różnych cechów, lub na wsiach parobcy ze strzelby rzęsiste dawali ognie. Że zaś, jako niewprawni, nie razem lecz po jednemu lub po kilku dawali ognia, powstało przysłowie pomiędzy myśliwemi, kiedy w kniei gęsto do zwierza strzelano: "Strzelają jak na rezurrekcyą."]

     Pobożni Polacy większą część nocy przepędzali w kościele na modlitwie, lub wracali o północy, napiwszy się tylko za cały pokarm wody dnia tego poświęconej, ażeby po krótkim spoczynku, po twardym i ściśle zachowywanym poście, wysłuchawszy nabożeństwa porannego, zasiąść do suto zastawionych stołów ze święconem.

     Tu na czele zajmował miejsce baranek pieczony z chorągiewką, jako godłem religijnem świąt obecnych. Obok niego napełniały stoły babki pieczone, placki i mazurki, między któremi odznaczały się przyprawne szafranem, owym ulubionym specjałem dawnej kuchni polskiej; sterczały stosy jaj na twardo gotowanych, kiełbas wędzonych i gotowanych, szynek z dzików i swojskich, prosiąt pieczonych i domowego ptastwa.

     Wielkie knieje dostarczały obficie grubej zwierzyny, bo ziemianie-myśliwcy, (a któż w owe czasy łowcem nie był?) od świtu do nocy, upędzali się w ogromnych borach i puszczach za dziczyzną. Ztąd też stoły w ubożuchnym nawet dworku uginały się od pieczeni łosi, sarn i szynek z dzika. Łby ich z białemi kłami, tak strasznemi w kniei dla każdego myśliwca, że wolał zapasy z niedźwiedziem, niż z dzikim wieprzem, wedle starego przysłowia: "Kiedy idziesz na niedźwiedzia, gotuj łóżko, a gdy na dzika, mary" były ozdobą w pośród święconego. Ciasto i wszelkie mięsiwo, przystrajano jak i dotąd w zielone gałązki bukszpanu. W Wielką sobotę przed rezurrekcyą, lub w piątek nawet, plebani poświęcali zastawione stoły.

     Panowie polscy przesadzali się w wystawnem święconem; ale na całą Polskę i Litwę najsławniejszem było za panowania króla Władysława IV święcone wojewody wileńskiego Sapiehy, na które zjechało się mnóstwo zaproszonych gości z Litwy i Korony. Na samym środku ogromnych stołów był baranek wyobrażający Agnus a Dei [Agnus Dei - Baranek Boży red. IKP] z chorągiewką, z samych marcypanów i cukrów, który rozdawano tylko damom, senatorom, dygnitarzom i duchownym. Stało czterech ogromnych dzików, to jest tyle, ile pór roku. Każdy dzik miał w sobie szynki, prosięta, kiełbasy. Kuchmistrz nadworny wojewody, pokazał cudowną sztukę w upieczeniu całkowitem tych odyńców. Dwanaście jeleni, całkowicie także pieczonych, przedstawiało dwanaście miesięcy. Wewnątrz nadziane były rozmaitą zwierzyną, zającami, cietrzewiami, dropiami, pardwami i kuropatwami, a rogi ich całe złocone ozdobnie; naokoło stołu, tyle ile tygodni w roku, 52 ogromnych placków, przeplecionych jeszcze mazurkami i żmudzkiemi pirogami lub wysadzanych bakaliami. Za niemi 365 babek, to jest tyle ile dni w roku. Ogromne te babki, na hojnem oblukrowaniu, nosiły rozmaite napisy, a zebrani goście ochotnie czytali na nich to wierszyki dowcipne, to zdania i przysłowia. Niejeden ze skromniejszym apetytem więcej czytał niż zajadał.

     Z napojów stały cztery puhary staroświeckie srebrne, napełnione winem z czasów jeszcze Batorego, jako cztery pory roku; obok dwanaście konewek srebrnych, jako dwanaście miesięcy, z winem po królu Zygmuncie III; dalej 52 baryłek srebrnych, jako godła 52 tygodni, z winem cypryjskiem, hiszpańskiem i włoskiem; przy nich 365 gąsiorków z winem węgierskiem, ile dni w roku; wreszcie dla czeladzi dworskiej 8760 kwart miodu syconego w Berezie, to jest tyle ile godzin w roku.

     Goście sproszeni ucztowali cały tydzień; po nabożeństwie porannem obsiadali stoły, a częstowanie z małemi przerwami trwało do północy, bo nadworna kapela wojewody brzmiała ciągle ochoczo, młodzież wywijała dzielnie, starszyzna zaś w zajmującej gawędzie, przy gąsiorkach węgrzyna przypominała świetne czasy Batorego, lub pełne zawichrzeń i wojen Zygmunta III. W czerstwem jeszcze zdrowiu żyli towarzysze z pod buławy Jana Zamojskiego, Chodkiewicza, Żółkiewskiego i Lubomirskiego. Większa część zebranych miała udział w sławnej wyprawie chocimskiej, kiedy Polska sama własną piersią zastawiła Europę od najazdu bisurmanów. Niejeden miał się czem pochlubić, bo nosił ciężkie blizny, odniesione w krwawych walkach z Turczynem.

     Rozgłos tego święconego poszedł po całej ziemi rzeczypospolitej, dyaryusze domowe i silva rerum [las rzeczy - forma piśmiennictwa popularna w okresie staropolskim, zwłaszcza w kręgach szlacheckich, red. IKP] zapisały je jako osobliwość niezwykłą, a przechowane długo w żywem słowie podania, bywało w pogawędkach szlachty celem podziwu i uwielbienia.

     Na dowód jak wielkie było wtedy zebranie gości u Sapiehy, dość nadmienić że w ciągu tygodnia całe święcone spożyto i wypróżniono puhary, gąsiorki konewki i baryłki z winem.

     We współczesnym rękopiśmie czytamy, że pan Jacek Jarzyna Mazur, dzielny wojownik i mający poważanie niemałe u wojewody Sapiehy, przybył zaproszony na to święcone z żoną. Po kilku dniach ochoty zasłabł, a doktór nadworny, Niemiec, zabronił mu wina. Jarzyna smutnie opuścił głowę i ciągle tęskne oczy zwracał na zapleśniałe gąsiorki węgrzyna. Wznoszono różne wiwaty, Mazur tylko wzdychał; ale gdy pić zaczęto zdrowie samego wojewody, i jemu przyniesiono puhar. Troskliwa małżonka posadziła go pod oknem sali, i dostrzegłszy że w gwarze nikt nań nie zwraca uwagi: "Jacusiu, rzekła, wylej to wino, a nikt nie zobaczy." To było nad siły starego hussarza. "Moja dzieweczko, wina się takiego nie wylewa, i zdrowia się takiego nie pomija. Zaklęli mnie jak węża, żebym wypił." - Przecież nikt nie widzi, mówiła z cicha żona.
- Ale pan Bóg widzi!
rzekł uroczyście Jarzyna, a gromkim głosem zawoławszy:

"Zdrowie pana wojewody, a mego osobliwego dobrodzieja!" spełnił do ostatniej kropli i z choroby wyzdrowiał, orzeźwiał od razu, śmiejąc się z przepisanej dyety Niemca.

     Życie społeczne w dawnych czasach nic objawiało się w miastach, tylko, jako w narodzie rolniczym, po dworach szlachty, zamkach i pałacach panów polskich na wsi.

     Miasta zwabiały szlachtę jedynie na sejmiki, sejmy lub jarmarki. Prawdziwy karmazyn miał sobie za hańbę opuszczać siedzibę i gniazdo rodzinne, aby na bruku miejskim zamieszkiwać.

     Ze wszystkich świąt Wielkanoc obchodzono w całej Polsce najuroczyściej: bo w niej łączyły się wielkie pamiątki chrześciaństwa, i była zarazem sposobność okazania wrodzonej Polakom cnoty gościnności.

     Całe rodziny zbierały się w jedno grono, u najstarszych wiekiem i powagą. Krewniacy z odległych okolic, z żonami i dziećmi, wystawnie czy ubogo zajechali, jednakowego doznawali przyjęcia u gospodarstwa, które wcześnie dla każdego obmyśliło wygodny i spokojny zakątek. Obszerne dwory i oficyny pomieszczały wszystkich. Z dalszych stron nadjeżdżała rodzina na parę tygodni przed świętami: wtedy niewiasty pomagały gospodyni w urządzaniu święconego i zajęciach codziennych, a krewniacy towarzyszyli do kniei gospodarzowi i sami zajmowali się połowem ryb w stawach, jeziorach i rzekach, na dni wielkiego postu.

     W wielki piątek zwykle całe męzkie grono trzymało się na ustroni, bo w dniu tym kończyło się pieczywo ciasta. Gdy się udało, radość z kółka niewieściego udzielała się wszystkim, gdy przeciwnie, smutek zasępiał każdego czoło. Ale przypadki te złego wypieku były bardzo rzadkie, przy troskliwości i staraniach zacnych naszych gospodyń.

     Po rannem nabożeństwie zbierali się wszyscy w jeden wieniec. Wtedy gospodarstwo oboje, obchodząc gości swoich z kolei z pokrajanem jajkiem, częstowali każdego, winszując wesołego alleluja i życząc ażeby przez długie lata mogli sobie wzajemnie to samo powtarzać. Od tej chwili zaczynała się, rzec można, ciągła uczta; na obiad dawano tylko ciepłe zupy, reszty dopełniało święcone.

     Nie mniejsza radość i gościnność i w skromnej chacie włościan naszych bywa, chociaż przy nieporównanie skromniejszem święconem. Nie znają na stole kmiotka bab, ale za to placki, starodawne kołacze zdobią drewniane stoły, przy jajach, kiełbasach i prosiętach pieczonych, lub wieprzowinie. Dawniej u każdego niemal kmiecia stał dzban miodu syconego doma z własnej pasieki, nie brakło i wybornego piwa z gęstych a sławnych browarów, zanim je trująca wódka wygnała z progów wieśniaczych.

Staropolskie święcone (skomponował i rysował Polkowski, rytował Styli w Warszawie)

     Drzeworyt który tu podajemy przedstawia sute staropolskie święcone, w zamożnym dworze; w górze unosi się postać Zbawiciela, z chorągwią w ręku występująca z grobu. Z prawej strony widzimy uroczystą chwilę rezurrekcyi, gdy brzmi już wesołe alleluja, z lewej, powrót w nocnej porze kmiotków z kościoła do domu. Niżej zacny ziemianin i dziedzic, nawidza chorą, ubogą wieśniaczkę i przynosi jej święcone; z przeciwnej zaś strony widać kmiotka wracającego do domu z koszem pełnym święconego, które nosił do kościoła dla poświecenia; obok dary boże na stole, i wiązanki palmowe, i modnej młodzieży tegoczesnej powinszowania świąt. Tak mamy w tym rysunku zespolone i najważniejsze uroczystości wielkanocne, i połączenie braterskie szlachty z ludem, i owę wydatną różnicę między obrzędami naszych przodków a obecnemi.

     Czas wszystko zmienia, wpłynął też przeważnie na zatracenie wielu zwyczajów zachowywanych tak w czasie wielkiego tygodnia jak i świąt samych. Pomiędzy innemi trwał długo obyczaj w całej Polsce, że w wielki piątek śmiercią karano Judasza, co Chrystusa zaprzedał. Robiono bałwana na podobieństwo człowieka, przybierano go w stare łachmany, kładziono mu w zanadrze worek z 30 kawałkami szkła, jakoby tyląż srebrnikami, a powtarzając imię Judasz! Judasz! klątwie wieków oddane, oprowadzano po drodze wioski, po ulicach miasta, wśród bicia i obelg; poczem palono go na stosie, albo też topiono [Zwyczaj ten najdłużej przetrwał w Warszawie. Gromadka dziatwy ludowej takiego bałwana, po oprowadzeniu po ulicach miasta, wciągała na wieżę kościoła Panny Maryi, poczem go zrzucała na bruk, a w ostatku topiła w Wiśle.]. Zgasł piękny zwyczaj, który widomie nauczał, jaką jest podłością nikczemna zdrada, obrzydzając ją młodemu plemieniu!

     W dwóch ostatnich wiekach zmieniła Polska wielce i swoję postać zewnętrzną. Puszcze i ogromne lasy padły pod siekierą przemysłowców zmarnowane, a z niemi i knieje z grubym zwierzem. Gdzie łosie, jelenie, sarny i dziki swobodnie bujały, dziś pustkowie, lub zrzadka rozrzucone sioła. Obszerne dwory modrzewiowe, świadki długoletnie życia praojców i serdecznej ich gościnności, rozsypały się próchnem lub zgorzały w pożarach. Przy nich w gruzy poszły obronne zamki i wspaniale pałace dawnych panów polskich. Wszystko jednak przetrwał zwyczaj pobożny obchodu świąt wielkanocnych i zastawy święconego, które, chociaż skromniejsze dziś niż dawniej, bo zwierz gruby w ogóle stal się osobliwością, a bogate piwnice z beczkami wystałego węgrzyna do podań prawie należą, polskie gospodynie, wierne przekazowi swych matek, dochowują.

     Kiedy wojownicy nasi w Hiszpanii walczyli za Napoleona I, pielęgnując rodzinny obyczaj, zastawili święcone, które im przypominało oddaloną ojczyznę. Niemało mieli trudności aby tameczni kapłani poświęcili przygotowane stoły, gdyż nie znajdowali po temu przepisanego w swoich książkach obrządku. Zaproszeni Hiszpanie, chętny wzięli udział w święconem u nich nieznanem, dziwiąc się i pobożności i gościnności Polaków.

     Nie zaginęła i teraz w sercach polskich ziemian dawna cnota gościnności, i chociaż w mniejszych kółkach zbierają się rodziny razem, aby dnie tej uroczystości przepędzić społem, pomni na te piękne i znaczące naszego poety słowa:

"Życie w domowych ścianach się zamknęło,
Dziś się krew wszystka do rodziny zbiega
Niby do serca, zkąd się życie wzięło.
I z tego serca, ma się rozejść ciepło
Po wszystkiem ciele, gdy boleść przeminie,
I przy tym cichym, ojczystym kominie
Ma się znów ogrzać, co w życiu zakrzepło."

K. Wł. W.   


idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Nie da się zobaczyć mózgu człowieka, ale widać kiedy go brakuje.
(internet)
kwiecień  25  czwartek
kwiecień  26  piątek
[9.30-13.30]   (Skalbmierz)
8. Akcja Honorowego Krwiodawstwa "Krew darem życia 2024"
[12.00]   (Piotrkowice Małe)
Dzień Integracji Pokoleń w Zesple Szkół im. E. Godlewskiego
kwiecień  27  sobota
kwiecień  28  niedziela
[17.00]   (Proszowice)
spektakl komediowy Żona do adopcji
[17.00]   (Kraków)
koncert orkiestry dętej "Sygnał" z Biórkowa Wielkiego "na Szklanych Domach"
DŁUGOTERMINOWE:


PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ