Radiotechnika i "konspiracja" w Proszowicach...

radioodbiornik kryształkowy Detefon z lat 30 XX w.
(fot. pl.wikipedia.org)

Proszowice, 18-12-2021

     Artykuł Karoliny Duszczyk zamieszczony w "ikp24" w dniu 4 listopada br., dotyczący początków polskiej radiotelegrafii w latach 1920-1930, wywołał we mnie wspomnienia o latach, w których starałem się nadążyć za rozwojem wiedzy w tej dziedzinie. Mimo, że lata wojny były okresem wielkiego rozwoju radiotechniki, ja startowałem w oparciu o możliwości uwarunkowane dostępnością wiedzy i sprzętu z lat 1930/39. Takie były ówczesne, powojenne możliwości!

     O istnieniu radia wiedziałem już będąc dzieckiem (lata 1938/390). Najpierw w Dubnie mieliśmy zamontowany przez dziadka aparat kryształkowy. Słuchaliśmy go kładąc słuchawki na dużym talerzu. Miałem 6 lat gdy moi rodzice zakupili bateryjny radioodbiornik lampowy, był bardzo drogi a bateria anodowa ciągle się wyczerpywała!

     Muzyki słuchaliśmy coraz rzadziej, najczęściej wiadomości! Wiedziałem, że radio oprócz programu muzycznego nadaje również wieści ze świata, przeważnie były one groźne. Najpierw było sprawozdanie z pogrzebu papieża Piusa XI na początku 1939 roku, potem ktoś przemawiał agresywnie po niemiecku, a tłum wiwatował (był to chyba Hitler).

     Do czasu powołania taty do wojska w dniu 15 sierpnia 1939 roku, rodzice słuchali radia codziennie, po wybuchu wojny mama i ja śledziliśmy sprawozdania z obrony Warszawy a w połowie września już tylko były audycje w języku rosyjskim i ukraińskim! Nasz dom w tym czasie został okradziony, pierwszym przedmiotem jaki zginął był radioodbiornik - w tym momencie z radiem zerwał mi się kontakt, aż do sierpnia 1944 roku, gdy żołnierz rosyjski podarował mi wyjętą z uszkodzonej radiostacji lampę radiową, pamiętam nawet jej symbol: "2K2M".

     Od tej lampy zaczęły się moje zainteresowania radiotechniką! W jesieni 1947/48 po różnych perypetiach, już z całą rodziną znaleźliśmy się w Proszowicach, zamieszkaliśmy w domu p. Migasa na Zagrodach.

     Dom był zbudowany tuż przed wojną, miał nawet założoną instalację elektryczną ale nie był podłączony do sieci energetycznej, jak zresztą całe Zagrody! Jeszcze przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego zbudowałem baterię ogniw do zasilania dzwonka elektrycznego.W ten sposób elektryfikacja wkroczyła do naszego domu! :)

     Z początkowych numerów czasopisma "Radjoamator" z lat 1938/39, które rodzina sąsiada przechowała jeszcze sprzed wojny, dowiedziałem się, że można zbudować we własnym zakresie całkiem proste radio słuchawkowe, wystarczyło kupić części!

     W Krakowie przy ulicy Floriańskiej był sklep, w którym było prawie wszystko czego potrzebowałem, nawet cyna i kolba do lutowania ogrzewana w ogniu! Drut nawojowy do wykonania cewki zdobyłem w Proszowicach, w warsztacie, który zajmował się reperacją rowerów i motocykli i znajdował się w narożu Rynku przy ul. Królewskiej.

     Wykonanie odbiornika, montaż długiej anteny i wykopanie uziemienia zajęło mi niewiele czasu. Pamiętam pierwszą audycję jaką usłyszałem - spiker właśnie zapowiedział godzinę 12, słychać było kroki trębacza, głos trąbki i hejnał mariacki nadawany na cztery strony świata a z dołu z rynku dochodziły dźwięki dzwonków tramwajów!! Ojciec był zadowolony, ale milczał, mama powiedziała: "zupełnie jak przed wojną". Nie zdawałem sobie sprawy jak ważny to był moment w naszym życiu, kończył się powojenny czas strachu, niepewności i wyczekiwania, rodzina była w pełnym komplecie, mieliśmy nawet RADIO! A z nim kontakt ze światem!

     Przy pomocy kolegów (Tadka Latosińskiego lub Cześka Chmury - nie pamiętam, który z nich to był) przeprowadziliśmy następujący eksperyment: ja ze słuchawkami na uszach i odbiornikiem w ręku szedłem ulicą wzdłuż domu w kierunku Jakubowic, na plecach miałem zamocowaną długą tyczkę, do której przymocowany był jeden koniec anteny, drugi jej koniec w odległości ok. 20 metrów był zamocowany do następnej tyczki, którą za mną niósł kolega! Byliśmy dumni bo radio działało całkiem dobrze! Dzisiaj miliardy młodych ludzi chodzą po ulicach miast i mają komórki działające na falach radiowych, oglądają obrazy, przetwarzają informacje i nie muszą dźwigać dodatkowej anteny!

     Wkrótce poznałem p. Kazimierza Chmielarza, który w tym czasie likwidował swoją wodną elektrownię, zasilała ona prądem stałym część Proszowic, a tato mnie u niego zarekomendował, on zaś potraktował mnie z koleżeńską życzliwością! Od p. Chmielarza dowiedziałem się, że wie jak można zbudować również radio lampowe nie wymagające kłopotliwego zasilania przy braku sieci, o parametrach lepszych od kryształkowego. Umówiliśmy się, że zgłoszę się do niego za kilka dni.

     Nie mogłem się doczekać spotkania, czułem że to będzie wkroczenie w świat prawdziwej radiotechniki. W oznaczonym dniu przyszedłem do domu p. Chmielarza, zdobył dla mnie u jakiegoś krakowskiego znajomego radiową lampę z podstawką, była ona głównym elementem przyszłego radioodbiornika.

odbiornik reakcyjny z lampą U409D firmy Valvo (fot. zbiory autora)

     Miał przygotowany schemat połączeń i spis części do jego zmontowania! Zauważyłem, że sam był mocno podniecony całym eksperymentem. Ustalenie kosztów części przyszło nadspodziewanie łatwo, płacić miałem zamiast gotówki pracą - polegała ona na przewiezieniu odpowiedniej ilości taczek ziemi przy budowie grobli jaką wykonywał w miejscu jego dawnej elektrowni koło parku! W ten sposób miałem na najbliższą przyszłość bardzo ułatwiony dostęp do wszelkich części elektronicznych!

     Wykonałem radioodbiornik według powyższego schematu, zakupiłem akumulator i trzy płaskie baterie do latarki, sprawdzałem kilkakrotnie prawidłowość połączeń i włączyłem zasilanie! Tylko ten, kto usłyszał głos własnoręcznie zmontowanego odbiornika, może słuchać radia z taką radością!

     To były czasy powojenne, wśród pisków i szumów reakcyjnego odbiornika można był usłyszeć polskie audycje z Londynu, Ankary, Tangeru, Madrytu, Wolnej Europy, Paryża i innych!

     Słowo reakcja określa tu zasadę działania odbiornika, nie ma nic wspólnego z polityką ;). Na falach krótkich nadawano wiadomości i komentarze polityczne dla słuchaczy w Polsce, wynikało z nich, że III wojna światowa może wybuchnąć w każdej chwili! Polityczna treść audycji krajowych nadawana na falach długich i średnich była zupełnie inna. Wynikało z nich, że w Polsce jest dobrze i będzie jeszcze lepiej! Wieczorami słuchałem audycji nadawanych na falach średnich z Krakowa, często budziłem się w nocy z odgniecionym uchem ponieważ zasypiałem zapominając zdjąć słuchawki!

     Byłem pod dużym wpływem zachodnich rozgłośni, jak zresztą wielu innych słuchaczy, często rozmawialiśmy w gronie zaprzyjaźnionych kolegów z klasy na te tematy! W tych latach młodzież wiedziała, że co innego mówi się w szkole a co innego w rozmowach prywatnych! Koleżeńskie spotkania w których brali udział: Zenek Sołek, Wiesiek Musiał, Julek Węgorzewski, Staszek Karbowniczek, Tadek Latosiński i ja zaczęły się powoli przekształcać w początki "konspiracji"!

     Mieliśmy do dyspozycji: radio, maszynę do pisania, rakietnicę oraz... dużo zapału! Tadek przyniósł nawet kiedyś sprawny karabin z obciętą lufą i składaną kolbą, który ktoś przechowywał w jego stodole! Na szczęście wieść o naszej grupce dotarła do ks. Stanka, naszego prefekta, to on uratował nas od dramatu, który sobie i naszym rodzinom szykowaliśmy! A były to lata 1949/50. Drogą perswazji spowodował, że niedoszła konspiracja upadła zanim naprawdę powstała!! Staszek został księdzem, inni pokończyli studia, nie wiem tylko co stało się z Tadkiem Latosińskim!

opracowanie: Włodzimierz Zbieranowski   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/felietony/wydarzenia/20211218radio/art.php