Poezja wysoka jak drzewa

Zjazd poetów w Pławowicach, czerwiec 1928 r. Na schodach dworu Morstinów siedzą: górny rząd (od lewej): Zofia Starowieyska - Morstinowa, Antoni Słonimski, Maria Morstin - Górska, Maria Pawlikowska - Jasnorzewska, Janina Morstinowa, Jarosław Iwaszkiewicz. W rzędzie dolnym (od lewej): Józef Wittlin, Leopold Staff, Jan Lechom, Ludwig Hieronim Morstin, Emil Zegadłowicz, Julia Tuwim.

Pławowice, 14-04-2005

     Jest 21 czerwca 1928 roku. Grupa dzieci pod opieką nauczycieli: Alicji Bryły, jej męża Franciszka i Józefa Reraka, maszeruje wyboistą drogą od Nowego Brzeska, przez Gruszów, do Pławowic, aby zobaczyć na własne oczy sławnych pisarzy, goszczących właśnie w pałacu L.H. Morstina na pierwszym zjeździe poetów polskich.

     W domu musiał zostać maleńki synek p. Alicji - Jurek, który ma dopiero miesiąc /dziś ks. infułat Jerzy Bryła/.Alicja i Franciszek Bryłowie to niezwykła para nauczycieli, a ta wycieczka to fantastyczna lekcja współczesnej poezji. Nie boją się trudów wędrówki: letniego upału i drogi, która nawet w czasie pokoju wyglądała jakby była zbombardowana działami najcięższego kalibru.

     Po drodze mijają czarne role, łany zbóż i rabaty kwiatów przed każdą zagrodą: ślazu, geranium, lewkonii, szałwii, malw, goździków, nasturcji, dalii i rudbekii. Od czasu do czasu odpoczywają - wtedy dziewczynki zbierają kwiaty na łąkach, a z oddali słychać ich śpiew. Po dwóch godzinach marszu są na miejscu.

     Z wycieczki do Pławowic zachowało się zdjęcie- pamiątka zrobione na schodach pałacu Janiny i Ludwika Hieronima Morstinów. Widać na nim w otoczeniu gospodarzy, ich krewnych i sławnych poetów (J.Iwaszkiewicza. J.Lechonia, J.Tuwima, A.Słonimskiego, L.Staffa, J.Wittlina, E.Zegadłowicza i M.Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej), sporą grupę nowobrzeskich uczniów. Wszyscy mają na sobie galowe stroje : dziewczynki białe bluzki, granatowe sukienki, chłopcy mundurki albo białe koszule. Jest odświętnie i dostojnie. Do dziś dnia, a minęło już od tego czasu 77 lat, żyje jeszcze przynajmniej czworo uczestników czerwcowego spotkania : Maria Staniszewska-Bednarska, Alfreda Staniszewska-Biernacka, Stanisława Palińska-Pająk i Ryszard Staniszewski.

     Zjazd poetów polskich został powtórzony również rok później. Pławowice stały się dla wielu literatów mekką- miejscem, do którego często powracali, aby zachłysnąć się pięknem tutejszej przyrody. Ziemię proszowską najbardziej pokochał od 1928 roku, i był jej wierny, Leopold Staff i to jemu będzie poświęcony ten artykuł. Do swojej Ziemi Obiecanej przyjeżdżał wraz z żoną każdego roku, zwykle w czerwcu, a pozostawał u Morstinów do września, czasami nawet do października. Ostatni raz gościł u nich w 1945 roku; w piwnicy pławowskiego domu, nad którą przelatywały radzieckie pociski, witał wraz z gospodarzem nadchodzącą wolność.

     L.Staff nazwany poetą trzech pokoleń, był w owych czasach wielkim autorytetem dla początkujących literatów, owianym już sławą i legendą, nieco starszym od pozostałych - "panem z bródką".

     Zachwyt nad pięknem pławowickiej ziemi utrwalił w strofach czterech zbiorów wierszy: "Wysokie drzewa" 1932, "Barwa miodu"1936,"Martwa pogoda"1946, "Wiklina"1954.

     Park pławowicki leży w dolinie Szreniawy. Wejścia do niego pilnowały dwa kamienne lwy przy bramie wjazdowej/dziś strzegą krakowskiego ratusza/.Dalej przechodził w stawy i łąki.Za domem koło kaplicy stała lipa i dąb, a kilkadziesiąt kroków dalej rosło wysokie drzewo tulipanowca, które latem pokrywało się kielichami złotych kwiatów.

O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,
W brązie zachodu kute wieczornym promieniem...

     Zachwycał się Staff, a opisywał nie tylko drzewa, ale wodę, co się pawich barw blaskiem rozlewa i łąkę, gdzie koniki polne tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygą ciszę. Prawie każdy współczesny gimnazjalista zapoznaje się z tym wierszem na lekcji języka polskiego, rzadko zdając sobie sprawę jak wyglądał w rzeczywistości ten swoisty spektakl natury.

     "Pan z bródką" często chodził na stawy słuchać tzw. "mszy wodnej" (pracownicy gospodarstwa rybnego traktowali go wręcz jak intruza, bo im po prostu przeszkadzał). Był wielkim samotnikiem i jednocześnie nieudacznikiem, bał się nawet kałuży, ale jakaś ciekawość pchała go do siedzenia nad wodą i przepychania kijem rzęsy wodnej pokrywającej grubym kożuchem taflę wody.

W starym, zapuszczonym parku
Stałem nad stawem
Pokrytym grubym kożuchem rzęsy.
Myśląc,
Że woda była tu niegdyś przejrzysta
I dziś by być taka powinna,
Podjętą z ziemi suchą gałęzią
Zacząłem zgarniać zieloną patynę
I odprowadzać do odpływu...

Zastał go przy tym zajęciu Jan Parandowski- wielki znawca mitologii i antyku, mocno się z tego uśmiał, by jak napisał żartobliwie Staff ...

Wróciwszy nazajutrz
Na to samo miejsce
Ujrzałem nad stawem,
Pokrytym grubym zielonym kożuchem,
Mędrca z czołem wygładzonym,
Który spokojnie,

Porzuconą przeze mnie gałęzią,
Zgarniał z powierzchni wody rzęsę
I odprowadzał do odpływu.

     Poeta ludzkich spraw, trochę zdziwaczały mieszczuch był jednak znakomitym obserwatorem ludzi. Szczególnie upodobał sobie starą służącą Gałdynkę nie umiejącą czytać ani pisać, a na pytanie ile jest kurcząt w kurniku odpowiadającą "małowiela." Za to stara kobieta lubiła wódkę z pieprzem, uważała ją za lek uniwersalny i to właśnie lekarstwo połączyło tajemniczą przyjaźnią tych dwojga tak odmiennych ludzi, bo alkohol był również nieobcy sławnemu poecie.

     Alkohol czynił go bardziej rozmownym i wyzwalał w nim jakąś energię. Kiedy pewnego razu wracał z Krakowa i wysiadł z autobusu w Nowym Brzesku, gdzie czekał na niego L.H. Morstin, trzymał w ręku dość duży krzyż. Z tym krzyżem postanowił wstąpić do knajpy na rynku, a położywszy krucyfiks na stole, kazał sobie podać kufel piwa. Jakież mogło być zdziwienie siedzących przy sąsiednich stolikach nowobrzeszczan, bo wyglądał jak pątnik chłodzący się ożywczym napojem po długiej podróży. Nawiasem mówiąc, krzyż ten -prezent dla matki L.H. Morstina - stanął potem nad Szreniawą, strzegąc tutejszych mieszkańców od powodzi.

     Był Staff rodzajem chodzącej encyklopedii. Razem z gospodarzem, znakomici poligloci, studiowali dzieła klasyczne i tworzyli potem sami łacińskie maksymy, ryjąc je w kamieniach na wieczną pamiątkę. Na mnichu wodnym było napisane:

Silentium aureum est, piscis tacet.(Milczenie jest złotem, ryby głosu nie mają.),
a na zegarze słonecznym stojącym w parku: Horas non numero nisi serenas (Znaczę tylko jasne godziny).

Spróbujmy "poszukać" śladów zegara, idąc tropem staffowskiego wiersza:

Zegar słoneczny

Pani Ninie i Ludwikowi Morstinom
Wśród zieleni trawnika, na deszczu i skwarze
Stojący w starym parku, chwalisz się, zegarze
Słoneczny ,że ze wszystkich na świecie jedyny
Liczysz tylko pogodne, szczęśliwe godziny.
Jakże to? Już nie mówiąc, że w przechwałce gaśnie
Zasługa, godzin szczęścia ty nie licz nam właśnie.
Czemuż to skąpstwo, które liczy, gdy wydziela
Słodkie chwile miłości, przyjaźni, wesela?
Na domiar, choć już łaska twoja nas nie cieszy,
Niedomówieniem skrytym twoja chwalba grzeszy:
Wskazówka twa, godziny pogodne licząca,
Nie liczy tych, co płyną nam w cieniu, bez słońca

A może lepszym drogowskazem będzie utwór o tym samym tytule, autorstwa Emila Zegadłowicza, wspomnianego na początku uczestnika zjazdu poetów:

Zegar słoneczny

Szary kamienny zegar-dookoła znaki
zodiakalnych symboli: ryby, smoki, ptaki.

Na straży - czarna rota-przystrzyżone tuje-
ich cień godziny życia na tarczy wskazuje.

Wskazówka, rdzą zrudziała, przed wiekiem odpadła;
czas - bezczas, zegar - wieczność - tajnia nieodgadła.

W szeleście zblakłych liści drżą wyblakłe słowa
skośnookich poetów. Czas płynie od nowa.

Nadszedł sierpień 1939 roku. W wigilię wyjazdu Staff żegnał się na kilka lat ze swoją Ziemią Obiecaną wierszem pełnym złych, zapowiadających wojnę przeczuć:

Na niebie chmury hiobowe,
Ziemię zaraza pożera
I strach uderzył mnie w głowę
Jak Bóg niewidny Homera.

      Po powstaniu warszawskim powrócił jeszcze na krótko do Pławowic, ale to nie były już łaskawe czasy ani dla niego, ani dla gospodarza, przygotowującego się do przymusowego opuszczenia na zawsze ukochanej ziemi.

     Po latach L. H. Morstin napisał, że u stóp góry Koniusza /Monte Cavallo/, którą widać było w pogodne dni z najwyższego wzniesienia na drodze z Pławowic do Mniszowa (nazywaną żartobliwie Via del Tradimento - Droga Zdrady- od słynnej ucieczki wilczura Rexa do Piekar, w czasie spaceru z poetą), powinien stanąć jego pomnik.

     Minęły lata, pustką świeci dwór Morstinów, tylko nad nim unosi się duch sławnego poety, który na pewno ucieszyłby się, gdyby jedna z okolicznych szkół nosiła jego imię i przypominała o czasach świetności tego miejsca. Chciałoby się zobaczyć, jak młodzież szkolna-prawnuki dzieci z fotografii z 1928 roku, kroczą, asfaltową drogą w kierunku Pławowic, by w cieniu wysokich drzew zadumać się nad życiem i twórczością sławnych poetów.

P.S. Do Pławowic po raz pierwszy trafiłam z licealną wycieczką szkolną w latach siedemdziesiątych XX wieku, aby nie przeszkadzać starszym ode mnie kolegom, zdającym właśnie maturę .W pałacu, dość już wtedy zniszczonym, mieszkali jacyś ludzie. Spacerowałam po parku i po okolicznych groblach, robiłam koleżankom zdjęcia w słynnej "dziupli' wielkiego dębu, tego samego , pod którym prawdopodobnie zakopane są polskie korony, przywiezione z Wawelu w czasie insurekcji kościuszkowskiej. Nad stawami "wisiał" majowy skwar. I ten skwar zapamiętałam na całe życie. Czuję go za każdym razem, kiedy co roku, od nowa, czytam moim uczniom wiersz pt. "Wysokie drzewa".

Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza
I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,
Z których widmami rośnie wyzwolona dusza...
O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa!

Zjazd poetów polskich w Pławowicach, 21 czerwca 1928 r.
Od lewej: Morstin (brat Ludwika Hieronima), Jarosław Iwaszkiewicz, Jan Lechoń, Maria Pawlikowska Jasnorzewska (Lilka), Maria Morstin - Górska, Emil Zegadłowicz, Julian Tuwim, Leopold Staff, Paul Cazin (tłumacz języka francuskiego), Ludwig Hieronim Morstin, Józef Wittlin, Zofia Staromiejska - Morstin.
Nauczyciele nowobrzescy: Franciszek Bryła, Alicja Bryła, oraz Józef Rera.
Wśród młodzieży (rozpoznano): Jan Zawarta, Ryszard Staniszewski, Maria Staniszewska (później Bednarska), Maria Bednarska (później Trzepałka), Wanda Fudalej (później Cęckiewicz), Honorata Machnicka (później Lipnicka), Janina Jasińska (później Skura), Maria Zimny (później Mączka), Janina Trzepałka (później Chodacka), Jadwiga Jasińska (później Kamińska), Helena Krzyk (później Jędrychowska), Alfreda Staniszewska (później Biernacka), Leokadia Zawarta (później Korepta), Pieniążkówna z Wawrzeńczyc, Witold Biernacki, Maria Królikowska (później Łakomska, Bławacka), Zofia Kaczmarczykówna, Jadwiga Zarębianka (później Brzeska), Barbara Zarębianka (później Brzeska), Zenobia Palińska, Maria Zającówna, Stanisława Palińska (później Pająk), Helena Zawarta (później Kwiatek), Helena Zawarta (później Jeziorko), Helena Krzykówna (później Jędrychowska), Alfreda Kubikówna, Aleksander Bednarski, Sławomir Stankowski, Tateusz Biernacki.

     Dziękuję serdecznie p. Lilce Cęckiewicz-Michalik za podarowanie mi zdjęcia ze zjazdu poetów, odszyfrowanie najważniejszych postaci i inspirację do napisania tego tekstu. Wykorzystałam w nim również wspomnienia L. H. Morstina pt. "Z Leopoldem Staffem w ziemi obiecanej".

Anna Chojka   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/felietony/wydarzenia/20050414plawowice/art.php