Trudne drogi do wolności... cz. I

Władysław Belina-Prażmowski (fot. wikipedia)

Proszowice, 29-11-2012

     Trzeba było mieć ogromną wiarę, by marzyć o wolności w 1914 roku, w roku wybuchu Wielkiej Wojny i kolejnych jej etapach. Naprzeciw siebie stanęły potężne armie zaborców. Wygrana państw centralnych spowodowałaby dominację na ziemiach Polski, Niemiec i Austro-Węgier. Jeżeliby wygrała Ententa, swoją pozycję umocniłaby Rosja.

     Terenem działań militarnych I wojny światowej na froncie wschodnim stały się ziemie Polski. Spośród zmobilizowanych do trzech armii Polaków, na różnych frontach zginęło około 450 tys. żołnierzy. Niewielu Polaków wierzyło, że w wyniku tej wojny można odzyskać niepodległość. Do tych którzy niezłomnie wierzyli w "rzucenie na szalę dziejów szabli polskiej", należał Józef Piłsudski.

Z Krakowa, przez naszą ziemię, wiodła droga w głąb Królestwa "Pierwszego Patrolu" i "Kadrówki".

W dniu 3 sierpnia 1914 roku o godz. 4 rano siedmiu jeźdźców pod dowództwem Władysława Beliny - Prażmowskiego uderzyło na komorę w Baranie i podążyło z pięcioma końmi do Goszyc. Tu dołączył do nich Edward Kleszczyński zabierając ze stajni ojca trzy konie. Bocznymi drogami, nie traktem Kraków - Warszawa, ruszyli w kierunku Jędrzejowa, gdzie w ostatniej chwili rozpędzili komisję mobilizacyjną wcielającą młodzież w szeregi armii carskiej.

     W powrotnej drodze do Krakowa Beliniakom groziło niebezpieczeństwo ze strony stacjonującej w Słomnikach brygady straży granicznej w sile 800 żołnierzy. Zalegli na wznoszącym się wzgórzu w Prandocinie. Stwarzali wrażenie siły. Uzyskali cel. Wojska rosyjskie wczesnym rankiem wycofały się ze Słomnik. Beliniacy przemieszczający się w porannej mgle, obok kościoła w Prandocinie, pobłogosławieni zostali krzyżem przez księdza Wiadrowskiego. Oddział wracał w triumfie do Krakowa, jako Pierwszy Polski Patrol Kawalerii przez Skrzeszowice, Goszyce, Kocmyrzówi i Luborzycę.

grób księdza Romualda Wiadrowskiego w Prandocinie (fot. zbiory autora)
5 sierpnia 1914 roku Austria wypowiedziała wojnę Rosji, ale żaden jej żołnierz nie zdążył jeszcze wkroczyć na teren Królestwa, gdy 6 sierpnia rano zjawił się na komorze w Michałowicach uzbrojony oddział w sile 160 żołnierzy piechoty i 9-ciu jeźdźców. Ich mundury były niebieskie, takie jak żołnierzy austriackich, ale na głowach mieli "maciejówki" z białymi orzełkami. Nazwano ich "Kadrówką".

     W miejscu przekroczenia granicy, tych którzy jako pierwsi swoje życie rzucili "na stos", stoi skromny, niezauważalny dla mknących samochodów, kamienny obelisk. Tam powinien stać dumny i pełen determinacji pomnik zwycięskich Legionistów!!!

     Beliniacy, bo znowu oni byli pierwszymi, wyprzedziwszy piechurów, wymienili na granicy Słomnik, pierwsze strzały z zabłąkanymi żołnierzami straży granicznej, a potem obsadzili miasteczko i przejęli władzę. W godzinę później przybyła Kompania pod dowództwem Tadeusza Kasprzyckiego. Utrudzona marszem zajęła na kwatery budynek szkoły. W nocy padał duży deszcz. Utrudniał on zabezpieczenie tego pierwszego noclegu przed możliwym powrotem rosyjskiego wojska. Oddział otrzymał od mieszkańców i okolicznych ziemian pomoc.

     W niesieniu tej pomocy wyróżniał się hrabia Leonard Mieroszewski z Czech (stryj Juliusza Mieroszewskiego, bliskiego współpracownika Giedrojcia). W tym czasie z naszego regionu zgłosiło się 120 ochotników. Zapewne był wśród nich Henryk Dobrzański, w wolnej Polsce znakomity sportowiec a w czasie okupacji niemieckiej legendarny "Hubal".

Nie znamy ich nazwisk. Źle to świadczy o naszej rodzinnej i zbiorowej pamięci!

Bolesław Kobiński na przepustce (?) - zdjęcie z epoki (fot. zbiory autora)
     Jesienią 1914 roku kontrofensywa wojsk rosyjskich zbliżała się do Krakowa. Wydawało się, że to miasto - twierdza zostanie zdobyte, a zaczątek wojska polskiego pod dowództwem Józefa Piłsudskiego ulegnie rozbiciu. Szczególnym symbolem tego okresu było przemieszczanie się Jego oddziału wśród dziesiątek tysięcy wojsk rosyjskich od Wolbromia przez Czaple, Ulinę, Władysław, Poskwitów do Michałowic i dalej do Krakowa. Nikt spośród mieszkańców tych miejscowości nie zdradził ich. Służyli pomocą! Wspomnienia J.Piłsudskiego z tego wydarzenia (Moje Pierwsze Boje - Ulina Mała), czyta się jak pasjonującą powieść.

     Ten etap wojny niósł dotkliwe zniszczenia naszego regionu. Uległa zniszczeniu kopalnia gipsu i siarki w Koniuszy, folwark w Damienicach, stanowiący dziś część Piotrkowic Małych, kościół w Proszowicach, zabudowania, niegdyś rezydencji królów Polski na Zagrodach, czy fabryka cukru w Szreniawie.

     Nie ma w naszej pamięci faktu, iż wiele okolic naszego regionu uległo doszczętnemu zniszczeniu. M.in. wiele ucierpiał dwór w Goszycach. Sztab rosyjski dowiedziawszy się, że córka właścicieli, Zofia Zawiszanka bierze czynny udział w wojnie jako wywiadowczyni Legionów, zemścił się na majątku. Wywiadowczynią Legionów była również Srzednicka z Karwina, cicha bohaterka polskiego wywiadu również z okresu II wojny światowej.

     W naszym regionie toczyło się wiele bitw i potyczek. O tragicznej sytuacji wielu miejscowości na linii frontu świadczy fragment wspomnień Adama Grzymały - Siedleckiego zawartych w książce "Rozmowy z samym sobą" dotyczący walk w Wierzbnie.

Tam w parku dworskim nadal istnieje skromna mogiła z napisem "Polegli w I wojnie światowej", są tam pewnie Polacy walczący w mundurach zaborców.

Wierzbno (fot. zbiory autora)
     W 1914 roku Szczytniki były terenem zaciętych walk rosyjsko - austriackich. Do lat 60 - tych XX życiem wieku tą bitwę upamiętniała zbiorowa mogiła poległych żołnierzy. Przed II wojną światową dbał o nią ostatni właściciel Makocic. Mogiła ta, podobnie jak znajdująca się na cmentarzu proszowskim w pobliżu grobów żołnierzy polskich poległych w bitwie pod Proszowicami 6/7 września 1939 roku, uległa zniszczeniu.

     W okolicy Łososkowic znajdują się groby wojenne z 1914 roku. Jeden z ilością 800 żołnierzy znajduje się przy lesie w odległości 3-4 kilometry od wsi. Drugi z ciałami 400 żołnierzy znajduje się za wsią od strony południowo - wschodniej. Trzeci, z 150 żołnierzami był obok zabudowań majątku Kleszczyńskich w Skrzeszowicach. Najpełniejszą wiedzę o mogiłach poległych na tym terenie, dysponuje historyk Jerzy Pałosz.

     Po wypędzeniu z naszego regionu Rosjan, władzę przejęła Austria. Z chwilą powołania Rady Regencyjnej, szczególną w niej rolę odgrywał Julian Zdanowski ze Śmiłowic. Pełnił on funkcję komisarza w rządzie Józefa Świeżyńskiego na terenie okupacji austriackiej. Jako Komisarz Julian Zdanowski, coraz pełniej przejmował w październiku 1918 roku kontrolę nad odradzającym się życiem Polski. To na ręce Juliana Zdanowskiego gen. Anton Liposzczak, dowodzący okupacją austriacką przekazał administrację "kraju wraz z całym aparatem urzędniczym".

Generał - gubernator wyjechał z Lublina do Wiednia wczesnym rankiem 8 listopada 1918 roku. Procesowi opuszczenia Polski przez Austriaków towarzyszył grabieżczy wywóz wszystkiego co stanowiło jakąkolwiek wartość materialną. 1 listopada w Baranie, przysiółek w Luborzycy, Austriacy zaczęli na gwałt wszystko wywozić. Przybyli na to chłopi z wójtem i pisarzem zażądali oddania tych dóbr. Oficerowie austriaccy najpierw "hardo się wstawili", ale gdy dostrzegli nadciągający oddział peowiaków - choć czterech miało tylko dobre karabiny - spuścili z tonu i skapitulowali. Do wieczora okupanci wynieśli się " zostawiając pełne zboża magazyny, 8 lokomobil, 40 karabinów, stosy koców" itd. Podobne sceny rozegrały się w Łętkowicach, Proszowicach i w Miechowie.

W Proszowicach dwaj oficerowie austriaccy broniąc się przed rozbrojeniem, ranili dwóch miejscowych żołnierzy Polskiej Organizacji Wojskowej.

cdn.

Henryk Pomykalski   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/felietony/opracowania/20121129trudne_cz1/art.php