Rozważania drogi krzyżowej ks.Henryka Makuły


Proszowice, 20-11-2009

     Rozważania drogi krzyżowej napisał proboszcz parafii Proszowice ks. Henryk Makuła. Nasza parafia prowadziła Tą Drogę 18 listopada 2009 roku w miejscu śmierci błogosławionej Karoliny Kózkówny w miejscowości Wał - Rudy. Okazją była kolejna, 95 rocznica śmierci Karoliny.

W opracowaniu zostały wykorzystane zdjęcia ze strony swieci.karolina.diecezja.tarnow.pl.

Zapraszam do głębokiej refleksji nad rozważaniami ks. Henryka. Wprawdzie zajmie to sporo czasu, ale warto.

     Andrzej Solarz

ROZWAŻANIA DROGI KRZYŻOWEJ

     Idąc drogą ku miejscu męczeńskiej śmierci bł. Karoliny, rozważając Panie Twoją ofiarę Krzyża, z której płynie cała nasza nadzieja, módlmy się:

  • o szacunek dla każdego życia, a szczególnie ludzkiego życia;
  • o poszanowanie godności człowieka we współczesnym świecie;
  • o zrozumienie wielkiej wartości cnoty czystości;
  • o zrozumienie sensu cierpienia szczególnie tych, którzy stali się ofiarami przemocy lub byli ofiarami wypadków drogowych;
  • o siłę do przeciwdziałania wszelkiej przemocy i zniewoleniu człowieka.
idź do góry

STACJA I - Jezus skazany na śmierć
Słowo, które zabija!

Nasze życie!
- Słyszałaś o Kaśce, ale afera (tu potok słów, och i ach, faryzejskie zgorszenie),
- Nie mów, przecież to tylko plotki,
- Jakie tam plotki, czysta prawda, Jolka to pewne źródło, a poza tym wszystko pasuje jak ulał. Nie może być inaczej (a jest)...


     Internetowe fora, kolorowe tabloidy: coś tam..., gdzieś tam..., wydaje się, że... Człowiek w ogniu domysłów, przypuszczeń zabarwionych "życzliwym" uprzedzeniem czyli cyniczną nienawiścią i chęcią dokopania mu. W jednej chwili skazany na "śmierć cywilną", na niebyt. Zaszczuty, kończy załamaniem, zgorzknieniem, czasem tragicznym krokiem porwania się na własne życie. Cóż z tego, że po jakimś czasie gdzieś tam na ostatniej stronie ktoś odwoła, przeprosi... bo musi. Złe słowo rzucone na wiatr zrobiło swoje. Posiało zło, poróżniło, zabiło przyjaźń, miłość, zniszczyło autorytet.


Chrystus!
     Twoje słowo, Panie dawało życie. Uczyło miłości, dobra, pomagało. Twoje słowo było Dobrą Nowiną o zbawieniu - było Ewangelią. Ty byłeś i jesteś w tym, co mówiłeś i co czyniłeś Bożym Słowem, które stało się ciałem. W Twoim życiu - Synu Człowieczy - była ta jedyna, cudowna zgodność słów i czynów.

     To bolało, drażniło, tych, u których był rozziew słów i życia, tych, którzy na zawsze pozostają faryzeuszami, ludźmi zakłamanymi, nieszczerymi. To oni przywiedli Ciebie, przeszkadzającego ich krzywym sumieniom przed sąd Piłata, aby Cię zniszczyć. Zniszczyć złym słowem, fałszywym świadectwem. Zniszczyć naciskiem, szantażem wywieranym na słabym, pragnącym świętego spokoju człowieku. Jego pytanie "Cóż to jest prawda?" idzie przez wieki, intryguje, zmusza do refleksji także i nas.


Karolina!
     Był panem jej losu, życia. Przynajmniej tak to czuł. Był zwycięzcą, który sięga po cudze jak po swoje. Coś mu się przecież od życia należało. Był na wojnie, gdzie huczą działa, karabiny, a milczy sumienie. Może myślał sobie: "To tylko prosta, wiejska dziewucha. Nic się nie stanie." Tak Karolina stawała się narzędziem źle pojętej, karykaturalnej wolności.


Prosimy Cię, Panie:

  • o zgodność naszych słów i czynów;
  • o słowa mądre, dobre, niosące miłość i przebaczenie;
  • o żal serdeczny za każde słowo, które zabija, pomniejsza godność;
  • o nawrócenie dla ludzi walczących za pomocą słów nie licząc się z prawdą i dobrem;
  • o sprawiedliwy osąd rzeczywistości, unikanie fałszywych i niepotrzebnych sądów;
  • o prawdziwie czyste ręce i czyste serca, bez teatralnych gestów umywania rąk;
  • o umiłowanie Bożego słowa, które jest źródłem prawdy.
idź do góry

STACJA II - Jezus bierze krzyż
Nasze krzyże codzienne

Nasza codzienność!
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść.
- Wiem, tak bardzo boli mnie głowa, taka jestem chora...

- Nigdy mu nie wybaczę. Zdradził mnie. Tak bardzo mnie zranił. Jakby ktoś wyrwał mi serce. Już nic nie czuję i nic nie rozumiem.

- Jaki sens ma życie? Starałem się, zabiegałem by dzieciom było lepiej. Teraz dogorywam samotny, a jeśli się mną ktoś interesuje to ludzie obcy.

- Proszę księdza, dlaczego tak cierpi mój kilkuletni synek? Już kilka operacji mózgu a mówią, ze końcem będzie tylko śmierć. To niesprawiedliwe!

- Po co to wszystko? Nasz ludzki kołowrót: marzenia, które nigdy się nie spełnią; plany, które nigdy nie zostaną zrealizowane... Wszystko idzie jakby na opak.


Chrystus!
     Stanąłeś, Panie, u początku tej ostatniej drogi. Byłeś przeraźliwie sam. Odeszli, rozproszyli się, zdradzili ci, dla których byłeś Mistrzem. Ci zaś, którzy szydzili, łapali za słowo, śledzili każdy krok - ci właśnie teraz triumfują. Wtłoczyli ciężką belkę na Twoje poranione barki, związali z innymi w szeregu skazańców. Zostałeś skazany na haniebną śmierć, zrównany z największymi zbrodniarzami.

     Przeżywałeś boleśnie każdy rodzaj ludzkiego cierpienia: fizyczny ból i duchowe sponiewieranie. Powiadają, że mimo wszystko ucałowałeś drzewo krzyża, jakby było upragnione i z ochotą wziąłeś je na siebie. Rozumiałeś to, czego my nie rozumiemy: potrzeba było, abyś cierpiał, aby się dopełniło dzieło Boże, potrzeba było...


Karolina!
     Cóż jest winna ta prosta, wiejska dziewczyna - chodząca dobroć i pokora - że stała się narzędziem w ręku zła? Cóż jest winna idąca w kierunku lasu popychana przez żołdaka, popędzana słowami pełnymi nienawiści i pogardy, pełna lęku o własny los. Widocznie trzeba było, potrzeba było, aby się dopełniła miara dramatu człowieka, który do końca idzie za Chrystusem razem z Nim niosąc krzyż.


Prosimy Cię, Panie:

  • pozwól nam zrozumieć dramat Twojego Krzyża;
  • daj siłę, abyśmy umieli przyjąć nasz krzyż bez względu na to jak jest ciężki;
  • pozwól zrozumieć, że krzyż, cierpienie jest "materią pierwszą odkupienia człowieka";
Prosimy Cię:
  • o odwagę zgody na każde cierpienie;
  • o ducha walki z cierpieniem, które można i trzeba ograniczyć, odsunąć, ułagodzić;
  • o to, abyśmy nigdy nie nakładali krzyża cierpienia naszym braciom i siostrom.
idź do góry

STACJA III - Pierwszy upadek Jezusa
Czy to już grzech?

Nasze życie!
- Przychodził do domu coraz częściej późno i na lekkim rauszu. Wiedziała, że ucieka przed sobą. Nie radził sobie w nowej pracy. Żył lękiem, że go "wyleją". Odreagowywał wśród dawnych kolegów przy budce z piwem. Gdy delikatnie zwróciła mu uwagę bojąc się o niego, o rodzinę, licząc na to, że się otworzy, pogada - on wpadł w szał. Zaczął krzyczeć: "Pijaka ze mnie chcesz zrobić! Wiem, co robię, panuje nad sytuacją!"

- "Nie bój się, nic ci nie będzie, dorośli tak robią. Przecież to nie grzech." - przekonywał kolega namawiając go do pierwszego papierosa. Kusiło go, choć tak naprawdę nie miał ochoty. Uległ koleżeńskiej perswazji.

- Kochała go. Był jej pierwszym chłopcem. Była taka dumna, że ma chłopaka, że jest taka dorosła, że koleżanki jej zazdroszczą. Spotykali się z dala od ludzi. Wyczuł jak bardzo jej na nim zależy. Stopniowo posuwał się coraz dalej. Czułe słówka, namiętne pocałunki, coraz odważniejsze pieszczoty. Gdy broniła się niepewnie mówił: "Nie bój się głupia. Przecież się kochamy. Wszyscy tak robią. Przecież to nie grzech."


Chrystus!
     Szedłeś dźwigając belkę krzyża w szeregu skazańców przeznaczonych na śmierć tego dnia. Byłeś z nimi powiązany jednym sznurem. Każdy gwałtowny ruch, szarpnięcie powodował Twoje zachwianie. To właśnie w taki sposób nagle znalazłeś się na ziemi, twarzą w pyle drogi. Każdy z nas upadając nawet niespodziewanie odruchowo amortyzuje ten upadek wyciągając ręce. Ty nie mogłeś tego uczynić, bo ręce były mocno przywiązane do belki krzyża. Tym boleśniejszy był upadek, w czasie którego raniłeś sobie twarz i kolana. Tym trudniej było powstać i iść dalej.

     Twoje droga jest symbolem naszej drogi. Twoje upadki zwykliśmy rozpamiętywać nie tylko w kategoriach fizycznego zdarzenia i bólu z tym związanego, ale w kategoriach głębszych, dotykających naszych życiowych postaw, spraw sumienia i ludzkiego ducha, w kategoriach duchowych dramatów przeżywanych przez absolutnie każdego człowieka.

     Panie, największy dar, jakim obdarowałeś każdego z nas to wolność. Dar wymagający dojrzałości i odpowiedzialności człowieka. Egzamin z wolności zdajemy przez całe nasze życie. Wolność to nie samowolka, ale wybór tego, co lepsze, bardziej godne człowieka. Wolność wymaga określenia jasno przyjętych zasad, granic, których pod żadnym pozorem przekraczać nie wolno. Furtki, wyłomy w murze sumienia, które czasami czynimy w imię przekonania: to mi jeszcze wolno, to jeszcze nie grzech - kończą się tragedią upadku.


Błogosławiona!
     Twoim słowem, Twoją prawdą żyła Karolina. W Świętej Księdze szukała odpowiedzi na życiowe pytania. Twego słowa uczyła innych. W oparciu o Twoje słowo kształtowała wrażliwe sumienie. Dla Niej wszystko było po Bożemu proste, jednoznaczne. Twoje słowo dawało jej siłę w codzienności i przygotowało do wielkich rzeczy, do chwili próby.


Prosimy Cię, Panie:

  • dając nam wolność naucz nas mądrze z niej korzystać;
  • daj nam sumienie wrażliwe i czujne, abyśmy nie przekraczali granicy między dobrem a złem;
  • nie pozwól nam paktować ze złem, łatwo tłumaczyć swoje słabości, postępować w sumieniu niepewnym z pytaniem: to chyba jeszcze nie grzech?
  • daj siłę ducha, abyśmy ciągle na nowo powstawali z naszych upadków.
idź do góry

STACJA IV - Jezus spotyka swoją Matkę
Matki nasze cierpiące

Nasza codzienność!
- Wiesz, moja stara to chyba zwariowała. Stawia mi takie wymagania, jakby zapomniała, że to już XXI wiek.

- Mamo, proszę Cię, odczep się. To moje życie i ja wiem, co robić, nie jestem przecież dzieckiem.

- Proszę księdza, jak ciężko żyć obok własnego dziecka kilka lat bez słowa. Nawet wnuki nie mogą do mnie przychodzić. Najtrudniej jest w wigilię, gdy zza ściany słychać gwar składanych życzeń, śpiewanej kolędy.

- Dziś, gdy wciągałam go sponiewieranego przez próg, wycierałam twarz cuchnącą alkoholem pierwszy raz pomyślałam: "Lepiej żebyś nie żył..." Pomyślałam i przestraszyłam się samej siebie.

- Moja mama była najlepsza pod słońcem. Zawsze czułem, jak oddech, moc jej modlitwy. Gdy Bóg ją zabrał poczułem pustkę, zrozumiałem jak była ważna, jak potrzebna. Bez niej nie ma już domu rodzinnego. Kochana mama...


Chrystus!
     Stała na Twojej drodze. Sobór Watykański mówi jeszcze piękniej o Jej roli w Twoim życiu. Szła za Tobą w pochodzie wiary, aż pod krzyż, gdzie nie bez woli Bożej stanęła. Teraz patrzyła na Twój ból. Nic nie mogła uczynić. Tylko patrzyła. A przecież właśnie to było takie ważne. Te oczy, które mówiły o wszystkim: o współczuciu, nieustannej miłości. Oczy, które mówiły: "Tak trzeba Synu", "Jestem z Tobą", "Odwagi, bądź silny". Jej obecność to nie tylko jeszcze jeden ból, ale bardzo silne duchowe wsparcie.

     Twoja Matka. Bolesna, współcierpiąca. Nasze matki. Nasze matki cierpiące, odrzucane, deptane, współczujące, żyjące niegasnącą miłością do nas, czasami tak trudną i ciężką, jak Twój krzyż. Matki nasze cierpiące, dźwigające nieustannie nasz krzyż.


Błogosławiona!
     Nie było matki Karoliny, gdy ta rozpoczynała swoją ostatnią drogę. Była w kościele. Ból dopadł tę matkę dopiero później. Jednak Karolina nie była sama. Razem z Nią szła ta Matka z krzyżowej drogi Chrystusa. Ta, z którą zawsze rozmawiała po dziecięcemu, którą wychwalała śpiewem "Godzinek". Nikt z nas nie jest sam na swojej krzyżowej drodze. Zawsze jest z nami Matka Jezusa.


Prosimy Cię, Panie:

  • o nieustanną obecność Maryi w naszym życiu "teraz i w godzinę śmierci naszej";
  • o poszanowanie godności każdej ludzkiej matki;
  • o ulgę w cierpieniu dla matek odtrąconych przez dzieci;
  • o siłę dla matek walczących o dobro dla swoich dzieci uwikłanych w nałogi i zło;
  • o dar życia wiecznego dla naszych matek dających życie, żywicielek, wychowawczyń i świadków naszych życiowych zmagań.
idź do góry


STACJA V - Szymon z Cyreny pomaga Jezusowi
Przed krzyżem nie uciekniesz

Nasze życie!
- Tam leży człowiek na chodniku, może trzeba pomóc?
- Pewnie za dużo wypił i film mu się urwał, a ja mam się nad nim litować.

- Słuchaj, ona wrzeszczy jakby ją ktoś ze skóry obdzierał. Dzieciaki także krzyczą. Chodźmy tam, zapukaj chociaż w ścianę.
- Ile razy ci mówiłem, nie wtrącaj się w życie innych ludzi.

- Ci młodzi ludzie zachowują się jak wandale. Demolują wszystko. Popatrz zniszczyli przystanek autobusowy, ich słowa są brudniejsze niż rynsztok. Powiedz im coś, zareaguj.
- Ich jest tylu a my sami. Chcesz awantury? Albo chcesz wrócić do domu z rozbitą głową? Oni mają swoich rodziców, nauczycieli. Niech inni ich wychowują. To nie nasza rzecz.


Chrystus!
     Idąc zmęczony z pola natknął się na korowód ze skazańcami. Spojrzał obojętnie. Jeszcze jedna egzekucja. Chciał ukryć się w tłumie, ominąć, bo z rzymianami nigdy nic nie wiadomo. No właśnie. Woła go dowódca kohorty: "Hej, ty, zbliż się tutaj!" Idzie, bo musi, nie chce awantury - "Pomożesz temu w środku!" - "Ale dlaczego?" - "Bo ja tak rozkazuję!" - "Nie znam Go, spieszę się, ja nie mam z tym nic wspólnego..." - "Bierz krzyż i nie dyskutuj. Idziemy!"

     Zobaczył wreszcie cierpienie tego skazańca. Poczuł pełne miłości spojrzenie. Zrobiło mu się głupio. Ale nieść krzyż to tak, jakby przyznać się do winy. Taki wstyd. Gdy szedł obok Jezusa, gdy wspierał Go silnym ramieniem, zaczął myśleć inaczej. Krzyż wcale nie był ciężki dla niego przyzwyczajonego dźwigać większe ciężary. Co więcej, stawał się dziwnie lekki, jak piórko. Myślał intensywnie: "Ten obok to przecież też człowiek, pomogę mu". Myślał: "A jeśli jest niewinny?" Słyszał o tym, czego On nauczał, że wzywał do szacunku do drugiego człowieka, do miłości. Jezus czynił tyle dobrego. A on? Myślał tylko o sobie, uciekał przed problemami innych. Teraz zrobiło mu się wstyd. Szedł już spokojny. Tak dziwnie rozpoczęła się jego przygoda z Chrystusem. Potem, gdy uwierzy do końca będzie dumny: "Niosłem krzyż Chrystusa. Pomagałem Jezusowi."


Karolina!
     Szła samotnie wśród równiny pól, ku lasowi. Czuła za sobą obecność żołnierza. Co myślała? Może kurczowo szukała dróg ucieczki, jakiegoś ratunku, pomocy. Nie było nikogo. Dwaj przestraszeni, trochę od niej starsi koledzy, ukryci w gęstych krzakach nie mieli odwagi pomóc, choćby krzyczeć. Bali się. Ona tyle razy pomagała innym, służyła jak mogła. Teraz była samotna w swojej drodze ku śmierci. To było smutne.


Prosimy Cię, Panie:

  • o obecność dobrych ludzi na naszej życiowej drodze;
  • o to, abyśmy nie uciekali przed krzyżem innych, ale starali się pomóc, zaradzić;
  • o oczy otwarte na cierpienia innych i ręce gotowe podjąć cudzy krzyż;
  • o umiejętność zobaczenia Ciebie w drugim człowieku szczególnie w tym chorym cierpiącym, odepchniętym;
  • o zrozumienie, że nikt z nas nie jest samotną wyspą i mamy dźwigać brzemiona innych.
idź do góry


STACJA VI - Weronika pomaga Jezusowi
Oblicze Chrystusa w tobie

Nasza codzienność!
- Tak wszyscy nadawali na tego dyrektora. Było w tym tyle emocji, fałszywych sądów, chęci przypodobania się innym. W gruncie rzeczy to nie jest zły facet. Wiem to…, ale nie miałem odwagi powiedzieć prawdy, milczałem.

- Próbowała mieć inne zdanie. Nie zostawili na niej suchej nitki. Zagadali, zakrzyczeli. Stała bezradna wśród rozwrzeszczanej grupy. Nikt nie chciał słuchać jej argumentów. Nie chcieli zrozumieć, że człowiek jest jak góra lodowa - tylko jej część jest widoczna na powierzchni.

- Na podłodze rozbity w drobny mak flakon. Stali wszyscy ze spuszczonymi głowami. Pani spytała: "Kto to zrobił?" Winni byli wszyscy, a tylko on jeden miał odwagę powiedzieć: "Ja. Nie chciałem tego, jestem gotowy jakoś to wynagrodzić."


Chrystus!
     Szedłeś z krzyżem wśród wrogiego tłumu. Tłum wyzwala najgorsze instynkty. Nikt nie pytał czy byłeś winien. Twoja słabość budziła u nich poczucie siły, wyzwalała agresję. Poszły w niepamięć dobre słowa i czyny. Teraz zostałeś zrównany ze złoczyńcami i tak jak oni traktowany. Ci, którzy Ci współczuli cierpieli w milczeniu, albo byli po ludzku bezsilni wobec opinii większości. Jakże boli ludzka pogarda, jak boli bezsensowna nienawiść, uprzedzenie, niesprawiedliwe zrównanie pod wspólny mianownik.

     Wtedy pojawiła się ona. Nie była w stanie niczego zmienić, przekrzyczeć innych. Pomogła tak, jak umiała. Chustą zdjętą ze swojej głowy delikatnie otarła Ci twarz. To tak niewiele i tak wiele jednocześnie. Ona miała odwagę być dobrą. Miała odwagę zrobić coś wbrew powszechnej opinii. Nie bała się, że ją ośmieszą, że zostanie brutalnie potraktowana za ten ludzki gest. Weronika - prawdziwe oblicze. Nie tylko to, które według tradycji zostawiłeś na skrwawionej chuście. Prawdziwe oblicze, Twoje oblicze, które winniśmy nosić w naszym sercu. Twoje oblicze, które winniśmy sobą pokazywać my chrześcijanie - ludzie Chrystusa - gdziekolwiek jesteśmy, cokolwiek robimy.


Błogosławiona!
     Jak wyglądała Karolina na swojej krzyżowej drodze? Czy była tylko prostą, zastraszoną, wiejską dziewczyną? Chyba nie. Świadoma obecności Boga w sobie pewnie szła dumnie, bez lęku. Zrozumiała, że ten, kto jest obliczem Chrystusa nie może żyć w lęku, nawet gdy nadchodzi śmierć. Miała odwagę, która płynęła z żywej wiary.


Prosimy Cię, Panie:

  • o odwagę przyznawania się do Ciebie w każdej sytuacji;
  • o trafne rozeznanie każdej sytuacji naszego życia i umiejętność opowiedzenia się po stronie prawdy i dobra;
  • o zdolność pomagania nawet przez małe rzeczy każdemu potrzebującemu;
  • o zdolność pójścia nawet pod prąd, jeśli jest to słuszna droga
  • o wyobraźnię miłosierdzia w naszym życiu
idź do góry


STACJA VII - Jezus powtórnie upada
Trzeba się nieustannie podnosić - nasze zniewolenia

Nasze życie!
- Jestem człowiekiem!, mówisz, a po wódce wychodzi z ciebie bestia, dzikie zwierzę.

- Jestem wolny, mogę zrobić ze sobą, co chcę! "Na głodzie", za "działkę" oddałbyś wszystko. Wyniosłeś na handel całą bibliotekę ojca i ślubną obrączkę matki. Nie ma takiej podłości, takiego świństwa, którego byś nie zrobił byle tylko zdobyć upragniony towar, by znowu "dać sobie w żyłę" i poczuć upragniony spokój… aż do następnego razu.

- Marek, alkoholik, razem z takim jak on kolegą szukali forsy na wódkę, bo ich "suszyło". Poszli do domu jego babci. On ją zagadywał a tamten penetrował zakamarki szafy. Zauważyła to i zaczęła krzyczeć. W szale, lęku uderzył mocno. Zabił ją. Uciekli w panice. Po kilku dniach zobaczył siebie na liście gończym. Schwytali go. Dostał 25 lat. W więzieniu wyleczył się w grupie AA. Także jako więzień skończył studia. Teraz jest wychowawcą pośród tych, którzy tak jak on zbłądzili. Daje świadectwo, że jednak można powstać. To jest trudna, prawdziwa historia z dobrym zakończeniem.


Chrystus!
     Znowu upadłeś. Jeszcze boleśniej niż za pierwszym razem. Usiłowałeś podnieść się o własnych siłach i iść dalej. Co bolało bardziej? Razy po biczowaniu ocierane teraz drzewem krzyża, potłuczone kolana, zmasakrowana twarz, obręcz cierni na skrwawionej głowie?

     A może jeszcze bardziej bolały szturchańce pospólstwa, popychanie i słowa ostrzejsze niż bicze pełne wzgardy, buty i braku miłości bliźniego? Bolało tak bardzo to, że słowa Twojej Dobrej Nowiny wypowiedziane tak niedawno i wzbudzające ich zachwyt teraz nic już nie znaczyły wobec zła, które wyzwalało się w tym tłumie.

     Nasze ludzkie upadki, te mniejsze czy większe dramaty. Nas przekonanych o własnej sile, mądrości, pełnych tupetu i pewności siebie. Zapatrzonych w swoją gwiazdę, zaślepionych uczonością, chcących za wszelką cenę imponować innym, kierujących się instynktem stada. Bezsens, nuda, szukanie wrażeń za wszelka cenę. Co dalej? Jakże często nadmiar alkoholu i powolne uzależnianie się. Jakże często "trawka", po której robi się cudownie, a potem już równia pochyła w dół, aż do totalnego zniewolenia i chęć skończenia z sobą przez "złoty strzał". Jakże trudno poranionym, zniewolonym wyjść z zaklętego kręgu, powstać na nowo do normalnego życia. Uwierzyć, że jest się potrzebnym. Uwierzyć, że Bóg ciebie kocha nawet wtedy, gdy błądzisz.


Błogosławiona!
     Karolina była 16 letnią dziewczyną wychowaną w atmosferze żywej wiary i prawdziwej pobożności. Była nawet jak na tamte czasy dziwna: nie dbała o piękne stroje i atrakcyjny wygląd. Życzliwa i chętna do pomocy stroniła od zabaw i zalotów tak normalnych dla rówieśników. Daleka była od zmysłowości, która ogarnęła uzbrojonego żołnierza tak, że gdy ją zobaczył miał powiedzieć: "Jesteś ładna, ty mi drogę pokażesz." Jakże różne były ich drogi, jakże różne pragnienia.


Prosimy Cię, Panie:

  • daj nam siłę, abyśmy dar życia mądrze wykorzystali i nie zmarnowali;
  • nie pozwól zejść z drogi wierności Tobie, zabłądzić wśród wielu dróg, które daje świat;
  • chroń nas przed zniewoleniem ciała i duszy przez nałogi i grzech;
  • daj tym, którzy upadli siłę do powrotu;
  • nam wszystkim daj siłę, abyśmy nieustannie powstawali.
idź do góry


STACJA VIII - Jezus pociesza płaczące niewiasty
Po prostu bądź!

Nasza codzienność!
- Gdy się żaliła koleżance na męża, dzieci, na trapiące ją choroby usłyszała tylko jedno: "Wiesz, a ja... a mnie…" Po jakimś czasie przestała mówić cokolwiek. Nie było warto. Tamta miała swoją twierdzę, która nazywała się "ja".

- Weszli do szpitala na sale pełne bolesnej ciszy ze śpiewem, żartami, gwarem młodości, która z nich tryskała. Przyszli dumni, że robią tyle dobrego, bo chcieli się połamać z chorymi opłatkiem, zaśpiewać kolędę. Starszy, chory człowiek skarcił ich; nie chciał tego wszystkiego. Chciał być samotny w swoim cierpieniu. Jeden z młodych usiadł przy jego łóżku, serdecznie przeprosił i nagle wziął jego rękę i pocałował ją. Wtedy zobaczył na twarzy chorego łzy wzruszenia. Coś pękło.

- Przecież ty mnie wcale nie słuchasz. Tyle razy ci to mówiłem, a ty nic nie rozumiesz. Zrozum, trzeba nie tylko mówić, mówić, jakby chciało się zagadać ciszę, zapełnić pustkę jak jest w nas. Dużo trudniej jest usiąść u cudzych stóp, jak kiedyś Maria przy Chrystusie i cierpliwie słuchać. Umieć słuchać.

- Nie musisz mi nic tłumaczyć, wyjaśniać, gadać bez sensu. Wystarczy, żebyś był tuż obok. Chcę tylko, abyś po prostu był.


Chrystus!
     Na Twojej ostatniej ziemskiej drodze cały korowód postaci, charakterów, sposobów zachowań. Zwyczajna obojętność, szukanie sensacji, wrogość a wręcz nienawiść i ludzka bezsilność wobec niezawinionego cierpienia. Ukrywane czy też okazywane współczucie i próba pomocy. Była tam także ta grupa zawodzących niewiast.

     Nie były to rytualne płaczki zamawiane na pogrzeby bogaczy. Na Twoją drogę przywiodło je chyba autentyczne współczucie. W sposób właściwy dla kultury Wschodu zawodziły głośno, łamiąc ręce i zwracając na siebie uwagę. Uciszyłeś krótko to pełne emocji towarzystwo. Jak zawsze zwróciłeś uwagę na to, co najważniejsze.

     Ty nie potrzebowałeś litości, bo to głupie i dziwne uczucie. Obejrzeć, pokiwać głowami, uronić łezkę, powiedzieć "szkoda" i ... iść dalej. To zbyt mało wobec dramatu, który dokonywał się na ich oczach. Dramatu odrzucenia Boga, sponiewierania ludzkiego serca i dobroci. Owszem to ważne, że były, że współczuły, ale "Nie płaczcie nade Mną, płaczcie nad sobą i nad synami waszymi." Cóż znaczy ich współczucie wobec tłumu, w którym byli ich bliscy, a który jeszcze niedawno krzyczał: "Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go!", "Krew Jego na nas i na syny nasze!" To one, matki, tak wychowały swoich synów, że ci zaślepieni nienawiścią tak łatwo dali sobą manipulować i odrzucili tego, o którym jeszcze niedawno mówili: "Hosanna Synowi Dawidowemu!" Trzeba umieć słuchać Boga, zwracać uwagę na to, co najważniejsze. Trzeba umieć być, po prostu być na krzyżowej drodze naszych bliźnich.


Karolina!
     Nie było nikogo na jej krzyżowej drodze w lesie. Nikt nie płakał, nie zawodził. No, może gdzieś tam ojciec miotał się w bólu przeczuwając to, co najgorsze. Szła jednak za nią cała dobroć ludzi, którym pomagała, których wspierała jak mogła czynem, uśmiechem i dobrym słowem.


Prosimy Cię, Panie:

  • o dar mądrego uczestniczenia w życiu i problemach naszych bliźnich;
  • o miłość prawdziwą okazywaną cierpiącym, o to coś więcej niż puste słowa i tanie, nic nie znaczące współczucie;
  • o umiejętność słuchania drugiego człowieka, o obecność przy nim i czas dla niego;
  • o wyłuskanie ze skorupy obojętności, plotek tego, co w drugim jest najważniejsze;
  • o odwagę obecności bez słów przy człowieku przeżywającym dramat konania.
idź do góry


STACJA IX - Trzeci upadek Jezusa
Bezsilność wobec konieczności śmierci

Nasze życie!
- Młody, kontaktowy, zdolny. Młodzież za nim szalała. Grał w tenisa stołowego a nade wszystko w nogę. Był dobry na obronie. Grał na gitarze i klawiszach - to było rodzinne. A przy tym był mądrym i odpowiedzialnym księdzem. Pierwsze symptomy choroby i wyrok: rak żołądka. Wszyscy walczyliśmy o to, aby żył. Nieustanna modlitwa, dwie operacje, trzy indywidualnie dobierane chemie. Trwało to niecałe pół roku. Szarpał się wewnętrznie. Trudno się było pogodzić z rzeczywistością i jemu i nam. Pod koniec było to już wzajemne oszukiwanie się w imię miłości. Wszyscy wokół niego: -"Tylko mu nic nie mówcie", a do niego: -"Już niedługo wrócisz do domu." On do innych: -"Tylko nie mówcie o tym, że wiem rodzicom i proboszczowi. Niepotrzebnie będą się martwić." 18 grudnia 2003r. Piotrek odszedł do Pana. Byłem przy jego konaniu.

- Cierpienie, cierpienie, cierpienie. Jak morze rozlane szeroko. Ileż tego? Ofiary zamachów terrorystycznych i wypadków na drodze. Nieuleczalnie chorzy i konający w ciszy hospicjów. Nieuchronna konieczność śmierci.


Chrystus!
     Leżałeś w pyle drogi tak niedaleko celu. To był najcięższy upadek. Twoje zmęczenie graniczyło z krańcowym wyczerpaniem, potworne cierpienie przechodziło w agonię. Najchętniej byś się już nie podnosił. Inni, ci z boku, pewnie też z lękiem myśleli, że to już koniec. To psułoby im wcześniej zaplanowany scenariusz zdarzeń. Dlatego wściekli szarpali Cię, bili i kopali krzycząc: -"Dalej! Podnieś się! Musisz iść dalej!" To były nie tylko oznaki zła, lęku przed tym, że umrzesz za wcześnie. To był, u każdego z nich z osobna, przede wszystkim lęk przed samym sobą. Przed choćby resztką sumienia, które się w nich budziło i potępiało za udział w tym krwawym spektaklu.

     Brak ludzkiej godności, brak wiary w dobro, poczucie absurdu, brak celu i sensu życia. Także nasza niemoc fizyczna i duchowa wobec nieuchronności śmierci. W przypadku człowieka umierającego w wielkim cierpieniu lęk przed tym, co będzie dalej, lęk przed samotnością i pustką. Czyż nie doświadczałeś tego już wcześniej, tam na samotnej modlitwie w Ogrójcu, gdzie wołałeś tak po ludzku: "Ojcze, oddal ode mnie ten kielich!". Tam gdzie Twój pot był jak krople krwi. Zawsze cierpienie konania jest po ludzku straszne a chwila odejścia pełna leku i niepewności co dalej. Panie, pozwól nam nie tylko mądrze żyć, ale też mądrze umierać. Niech w naszym zmaganiu się ze złem, w naszej walce o dobro, w naszym spotkaniu z Tobą w godzinie śmierci towarzyszy nam mocna wiara, żywa nadzieja i wielka miłość do Ciebie.


Błogosławiona!
     Karolina walczyła o swoje życie. Później odnaleziono na drodze jej buty i kurtkę, którą zgubiła uciekając przed żołnierzem. Pewnie potykała się niejednokrotnie. To wtedy otrzymała bolesne cięcia szablą. Czy teraz, gdy ostatecznie upadła powtarzała te słowa, którymi wcześniej pocieszała innych: "Pan Jezus więcej cierpiał."


Prosimy Cię, Panie:

  • o siłę podnoszenia się nawet z największych upadków;
  • o siłę ducha dla nieuleczalnie chorych, którzy muszą pogodzić się ze śmiercią;
  • o odwagę dawania świadectwa wiary i chrześcijańskiej nadziei wobec umierających;
  • o dar modlitwy już teraz o dobrą śmierć dla nas i naszych bliskich;
  • o wiarę żywą i silną w Twoje zmartwychwstanie;
  • o umiejętność mówienia o rzeczach ostatecznych tak by oswoić się z faktem śmierci.
idź do góry


STACJA X - Jezus odarty z szat
Nie można zabić tego, co najważniejsze

Nasza codzienność!
- Świat obrazów, świat nachalnych reklam. Wszak tyle jest towarów do sprzedania. Samochód, sprzęt elektroniczny, środki czystości a wszystko to w rękach pięknych, roznegliżowanych pań. Wiadome skojarzenia. Skróty myślowe ocierające się o dobry smak, wręcz wulgarne i te pozy kuszące, drapieżne. Blond wamp z dużego bilbordu patrzy zmysłowo, wyzywająco. Zdaje się mówić: "Tylko zbliż się a będziesz kolejnym, którego zniszczę" - ta pani reklamuje lody znanej firmy.

Piękno ciała, które nie zachwyca, ale wyzwala zło, pożądanie, najniższe instynkty. Wystarczy zwyczajna wycieczka po sieci, klikniesz tu i tam i kuszące zaproszenie nie liczące się z wiekiem odbiorcy. Jedna chwila i jesteś w świecie wybujałych zmysłów, erotyki, pornografii. Trzeba mieć siłę woli i odwagę by wyjść z tego zaklętego kręgu. Tyle tego - szał ciał. Gdzie w tym świecie ludzie dojrzali, starzejący się pięknie? Gdzie jedno zapomniane słowo: "osobowość"? Nie lalka Barbie, bezbrzeżna głupota i pustka, ale osobowość, osobowość człowieka.


Chrystus!
     Obdarli Cię z szat. Zabrali wszystko. Nagi Król. Szyderstwo i pośmiewisko pospólstwa. Zabrali wszystko? Nie! Mimo pęt, drwin nie zabrali Ci godności. Chciałbym widzieć Twoje spojrzenie tam wtedy. Mimo nagości dostojeństwo i wewnętrzny spokój. To nic, że nie masz szat. Jesteś sobą. Jesteś Królem. Nie da się zabić duszy, zabrać wbrew woli człowieka jego godności. Tak, można być nagim Królem wbrew oczekiwaniom szydzących.


Błogosławiona!
     W czasie swojej drogi Karolina dorastała do wielkiego czynu. Wzrastała w odwadze. Za nią czaiło się zło, które chciało zabrać Jej najcenniejszy skarb: godność. Nie, Ona nigdy na to nie pozwoli. Teraz nie może stchórzyć. Podejmie walkę mimo, iż wie, że po ludzku przegra. Wygra, na pewno wygra jej duch.


Prosimy Cię, Panie:

  • o czystość naszych ciał i serc;
  • o świętość wewnętrzną naszych dziewczyn i matek - nas wszystkich;
  • o kres nawale nagości, która gorszy i budzi demony;
  • o lepszy los dla tych, którzy ulegli zmysłom i weszli w tryby zła w świecie rozrywki, konsumpcji, czynienia rzeczy z ludzkiego ciała;
  • o poszanowanie ludzkiej godności o odwagę w walce o tę godność;
  • o prawdziwe piękno, które emanuje z oczu dziecka.
idź do góry


STACJA XI - Jezus przybity do krzyża
Teraz ty - twoja kolej

Nasze życie!
- Był zdrowy, silny, tryskający energią. Jeden fatalny skok do wody. Złamał kręgosłup. Kalectwo. Wózek inwalidzki. Co dalej? Ciemna rozpacz? Chęć skończenia ze sobą? Na początku tak a potem odnaleziona wiara w Boga i odzyskana wiara w siebie. Nie poddaje się, walczy, pisze, tworzy, działa społecznie. Ma dom i rodzinę. Dziś mówi, że ten skok był potrzebny. Skoczył wtedy w inny, piękny, bardziej ludzki świat.

- Jest nieuleczalnie chora. Nie wychodzi z domu od wielu lat. Wcale nie jest nieszczęśliwa i samotna. Jej skromne mieszkanie tętni życiem. Przychodzą do niej ze swoimi biedami jak do księdza do konfesjonału. Ona z właściwym dystansem do wielu spraw wysłucha, doradzi, pomodli się. Otrzymuje tyle, tyle listów, emaili, że nie starcza sił by wszystkim od razu odpisać. Dzwonią także znajomi księża: -"Wiesz, jutro zaczynam rekolekcje. Pomódl się." -"Mam taki trudy do rozwikłania problem pewnej rodziny. Proszę cię o wsparcie." Pomaga jak umie. Jest potrzebna. Żyje życiem tylu ludzi. A przecież kiedyś myślała z bólem: -"Dlaczego mnie Bóg jeszcze trzyma na tym świecie?"


Chrystus!
     Rozpoczął się ostatni etap Twojej męki. Już tam na Golgocie. Nagiego, skrwawionego powalili na ziemię i rozłożyli ręce szeroka na belce krzyża. Badania Całunu Turyńskiego dowodzą, że przypadkiem czy też celowo zostawili jedną rękę bardziej zgiętą, co potem, po podniesieniu krzyża wraz z Tobą sprawiło, że zawisłeś niesymetrycznie, a to powodowało tym większy ból.

     Wbrew temu, co przedstawiają stare, czcigodne krucyfiksy przebito Ci nie wnętrze dłoni - wtedy ciężar ciała rozerwałby dłoń, ale nadgarstki. Tamtędy biegnie główny splot nerwowy ręki i dłoni, każde jego dotknięcie powoduje niemiłosierny ból. Pomijając postaci oprawców zajętych swą krwawą robotą miałeś przed sobą rozświetlone słońcem czyste niebo.

     Przemierzyłeś w wędrówce całą ojczystą ziemię. Docierałeś do wszystkich potrzebujących pomocy, pochylałeś się nad każdą ludzką nędzą. Twoje słowa i Twoje ręce przynosiły pociechę, ratunek. Przywracały zdrowie, życie, dawały nadzieję. Byłeś tak bardzo aktywny, dynamiczny, a teraz leżysz bezradny, unieruchomiony na krzyżu - ołtarzu Twojej ostatecznej ofiary. Zdajesz się mówić do nas, do mnie: -"Teraz ty. Twoja kolej. Ja już więcej nie mogę po ludzku działać. Aby nadal, na zawsze czynić dobro potrzebuję ciebie. Twoich nóg, twoich dłoni. Ty możesz, powinieneś być narzędziem miłości, moim przedłużeniem w dzisiejszym świecie."


Błogosławiona!
     Karolina pokłuta, poraniona szablą leżała na mokrej ziemi. Oprawca poszedł sobie. Czuła jak wraz z krwią ucieka z niej życie. Gasnąc patrzyła w niebo. Co myślała? Kto to wie. Znając styl jej życia możemy przypuszczać, że gorąco się modliła, że łączyła swoje cierpienie z ofiarą krzyżową Chrystusa.


Prosimy Cię, Panie:

  • abyśmy byli dobrymi samarytanami dla wszystkich potrzebujących pomocy;
  • o siłę, odwagę życia także wtedy, gdy przychodzi choroba i ograniczenia;
  • o umiejętność traktowania trudnych kolei życia jako ofiarę podejmowaną w jedności z Tobą;
  • o to by nasze życie było przedłużeniem Ciebie w dawaniu tego, co dobre;
  • o powszechne zrozumienie i pomoc dla ludzi obarczonych kalectwem.
idź do góry


STACJA XII - Jezus umiera na krzyżu
Wielka miłość. Czy jesteśmy jej warci?

Nasza codzienność!
- Był taki biedny z tym swoim lękiem, że aż śmieszny. Panicznie bał się śmierci. Mozolnie parzył sobie ziółka, łykał porcje tabletek skrupulatnie pilnując określonych godzin. Dbał o właściwe ubieranie się. Nigdy nie jadł "byle czego". Skrzętnie podliczał kalorie by niczego nie było za dużo. I bezradnie pytał bliskich: "Trzeba umrzeć? Co wy mówicie!"

- Pan Zygmunt długo już leżał w szpitalu. Dopóki chodził starał się pomagać innym, pocieszał, budził wiarę i nadzieję. Sam czerpał ją z codziennej Komunii Świętej. Gdy jego stan się pogorszył i gasł w oczach to inni nad nim się pochylali i użalali. Zaskoczył wszystkich słowami: -"Co wy mówicie. Jaki żal, smutek. Przecież ja idę do Pana. Dopiero tam będzie mi dobrze." Jego dziecięca wiara budziła podziw i dawała innym dużo do myślenia.

- Wszystko sobie ułożył, zaplanował. Wiedział, że musi odejść, że nie ma ratunku. Wybrał czytania mszalne i ułożył modlitwę wiernych na swój pogrzeb a także wszelkie komentarze liturgiczne. Wyznaczył kolegę, który miał powiedzieć kazanie. W tym wszystkim ani cienia żalu, nadmiernych wzruszeń. Tylko wiara w zmartwychwstanie i nadzieja życia wiecznego. Gdy ks. Janusz umarł wszystko odbyło się tak jak tego pragnął.


Chrystus!
     Teologowie poświęcili opasłe tomy analizie każdego Twojego słowa wypowiedzianego z wysokości krzyża. Nawet wtedy myślałeś o innych, byłeś człowiekiem dla drugich. Jeden z psalmów przytacza słowa: "Nie człowiek ja a robak." Tak, Ty po prostu wiłeś się w bólu. Coraz bardziej bolały zadane rany, ubywało sił. Coraz trudniej było oddychać. Twoje ostatnie słowa: "Wykonało się."

     Dopełniła się miara cierpienia, dokonała się krwawa ofiara Baranka. Najważniejsza, najpiękniejsza ofiara, z której jak ze źródła płynie cały sens naszej wiary i cała nasza moc. Jest taki stary radziecki film: mały chłopiec zauważył rozmyty, zniszczony tor. Za chwilę tędy będzie pędził pociąg. Zginą ludzie. Co robić? Chłopiec pobiegł naprzód, stanął na środku toru rozpaczliwie dając znak rękami. Maszynista zauważył go w ostatniej chwili. Ostro hamował. Pociąg zatrzymał się tuż przed wyrwą w ziemi. Niestety chłopiec zginał w zderzeniu z lokomotywą. Gdy ludzie w milczeniu stali nad ciałem bohatera, ktoś zadał pytanie: "Czy jesteśmy warci tej śmierci?" No właśnie. Panie Jezu, czy jesteśmy warci Twojej ofiary? Twojej śmierci? Jak odpowiadamy na Twoją wielką miłość? Czy ta wielka miłość mobilizuje nas do naszej choćby małej?


Karolina!
     Umarła z dala od ludzi. W wielkiej ciszy. Dopiero po kilku dniach odnajdą jej ciało, rozpoczną żałobę. Umarła dziewczyna, która ze swej godności uczyniła wartość największą. Wolała życie stracić niż oddać tę godność głupio i bezsensownie. Kierowała nią zawsze, także w godzinie śmierci wielka miłość do Boga, który jest Panem życia i zwycięzcą śmierci. Dlatego mamy prawo przypuszczać, ze ona nie bała się śmierci, była gotowa na wieczną przygodę z Bogiem, źródłem miłości.


Prosimy Cię, Panie:

  • o dar mądrego życia i jeszcze mądrzejszego umierania;
  • o nadzieję życia wiecznego, którą wyrażamy słowami prefacji żałobnej: "Życie nasze zmienia się, ale się nie kończy";
  • o umiejętność jednoczenia naszych cierpień z Twoim krzyżem, tak by łatwiej było umierać;
  • o traktowanie naszego życia w każdym jego przejawie jako ofiary, którą nieustannie Tobie składamy.
idź do góry


STACJA XIII - Jezus zdjęty z krzyża
Znowu na kolanach Matki - zatoczone koło

Nasza codzienność!
- Amerykanie obliczyli, a ci umieją liczyć, że fizyczna wartość ludzkiego ciała to raptem kilka dolarów, bo główny jego składnik to przecież tylko woda.
- Kto policzy wartość ludzkiego życia, które dokonuje się przecież w ciele. Kto policzy wartość ludzkich czynów, ludzkich wzruszeń, uczuć, tego wszystkiego, co dla nas najważniejsze.

- Ileż siły jest w matkach walczących o życie dzieci tych, które uległy wypadkowi, tych, które urodziły się z jakąś wadą, ograniczeniem, tych chorych nieuleczalnie, gasnących w oczach. Ileż bólu jest w matkach, które po ludzku tę walkę przegrywają, bo dziecko umiera. Kto, jakie słowa, jaki wydarzenia mogą przywrócić im nadzieję, chęć życia?


Chrystus!
     Wydawałoby się, że przynajmniej po śmierci powinni zostawić Cię w spokoju, uszanować Twój zgon i ból Matki. Nie. Oni chcieli być pewni. Przebili bok by mieć pewność, że umarłeś. Dziś widzimy w tym symbol Bożego życia, które nieustannie trwa. Krew i woda, które wypłynęły z Twojego serca to znak Chrztu i Eucharystii - sakramentów rodzących Kościół - wspólnotę wierzących. A pod krzyżem ciągle stała Maryja. Patrzyła jak bezwładnie opada na ziemię Twoje Ciało oderwane od drzewa krzyża. To Ciało złożyli w Jej ramiona. Na kolanach Matki, w Jej ramionach doświadczałeś jako dziecko ciepła i miłości. Teraz z tą sama miłością znowu tuliła Twoje Ciało. Z miłością i bólem: -"Synu, co oni z Tobą zrobili?"

     Dopełniła się ziemska miara Twojego życia. Dopełniła się miara miłości, troski i bólu Twojej Matki. Od Betlejem, Nazaretu aż tu na Golgotę. Zegar ziemskiej przygody Jezusa - Syna Człowieczego, tego, który był prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem zatoczył pełny krąg. Żłobek w Betlejem i ramiona Matki - ramiona Matki i grób. Była z Tobą zawsze. Zawsze kochała, chroniła przed złem. Przeżywała Twoją śmierć. Współcierpiała. Miała, ma swoje trwałe miejsce w historii zbawienia każdego z nas. Jest Matką naszych ludzkich dróg. Matką każdej dobrej drogi.


Błogosławiona!
     Martwa Karolina leżała spokojna pośród jesiennych drzew na podmokłej ziemi. Dopełniła się Jej życiowa droga. Może po ludzku wydawało się to niesprawiedliwe, nikomu nie potrzebne, bezsensowne, ale któż z nas zna zamiary Boga i ma prawo stawiać Jemu warunki? Krąg życia Karoliny zamknął się. Od chwili narodzin aż po śmierć, którą w tradycji chrześcijańskiej nazywamy narodzinami dla nieba. Tu, przynajmniej na razie nie było ramion matki, lecz na pewno w tej męczeńskiej śmierci, w tym udręczonym ciele młodziutkiej dziewczyny było podobieństwo do ofiary krzyżowej Chrystusa.


Prosimy Cię, Panie:

  • o szacunek dla ludzkiego ciała od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci;
  • o godne traktowanie ludzkiego ciała po śmierci, bo przecież było ono świątynią Ducha Świętego;
  • o ulgę w cierpieniu dla matek, które muszą przezywać śmierć swoich dzieci;
  • o ludzi na miarę Matki Teresy z Kalkuty, która zbierała konających z ulicy tylko po to, by godnie umierali;
  • o odwagę przyjęcia cierpienia i śmierci naszych bliskich;
  • o dobrą śmierć w Twojej obecności dla nas wszystkich, gdy kiedyś trzeba będzie odejść;
  • jeśli nie o łaskę męczeństwa to przynajmniej o łaskę dobrego życia, tak abyśmy mogli się kiedyś z Tobą spotkać w wieczności.
idź do góry


STACJA XIV - Jezus złożony w grobie
To już koniec czy dopiero początek?

Nasza codzienność!
- Umarł pan Leon, kiedyś lider wspólnoty Odnowa w Duchu Świętym. Wspólnie z żoną Esterą wychowali czterech synów. Jeden jest kapłanem, drugi katechetą. Na pogrzebie to synowie przygotowali liturgię. Ksiądz Kazimierz mówił w czasie homilii o ojcu jak o żyjącym. Mówił ciepło, jak o przyjacielu. Żadnych łzawych scen, nadmiernych wzruszeń. Tylko modlitwa i nadzieja, wielka nadzieja, wyrażona słowami: -"Do zobaczenia w niebie." Tak trzeba.

- Niech mi ksiądz odpowie: Czy po śmierci tam coś jeszcze jest? - Jak możesz zadawać takie pytanie? Niby wierzysz. Codziennie powtarzasz: "wierzę w życie wieczne". Jaka w końcu jest ta twoja wiara?

- Chciał skończyć ze sobą. Był przecież niepotrzebną nikomu, cierpiącą, bezradną kukłą, kłodą drzewa. Nagłośnili sprawę, aby mógł to zrobić w majestacie prawa. Wtedy znaleźli się ludzie, którzy chcieli pomóc, ofiarowali pieniądze, czas, serce. Odzyskał wiarę w ludzi. Odzyskał nadzieję. Mimo ograniczeń i bezradności chce żyć dalej. Widzi sens życia i swojego cierpienia. Wierzy w ciąg dalszy po śmierci.


Chrystus!
     Twoim miejscem konania, ołtarzem ofiary z życia - tej jedynej, niepowtarzalnej ofiary był krzyż. Byłeś do nas podobny we wszystkim. Także w tym, że Twoje umęczone ciało, ledwie przygotowane - bo był pośpiech, presja żołnierzy, a nade wszystko nadchodziło święto - złożono do grobu.

     Wykuta w skale grota, a w niej nisza skalna na ułożenie ciała i koniecznie ciężki kamień opadający na wejście, aby chronić przed dzikimi zwierzętami i nie mniej dzikimi ludźmi, którzy okradali groby. Niewielu było żałobników. Obok Matki tylko kilkoro tych najwierniejszych. A przecież gromadziłeś nieprzeliczone tłumy. Czy ci, którzy tam stali, gdy opadał grobowy kamień myśleli "to już koniec"? Kto to wie. To my spuszczamy głowy nad mogiłami naszych bliskich. Sami grzebiemy ich w naszym sercu mówiąc: "był..., była..., to już nie wróci..., jaka szkoda..." A przecież w świetle Twojej Ewangelii nie ma śmierci, jest tylko przejście, jak przez bramę ku innej rzeczywistości.

    "Życie nasze zmienia się, ale się nie kończy". Ty powiedziałeś: "W domu Ojca jest mieszkań wiele. Idę przygotować wam miejsce". Ty jesteś życiem i zmartwychwstaniem naszym. To nie był koniec. To był dopiero początek. Rozerwałeś więzy śmierci, odsunąłeś kamień, powstałeś z grobu, stanąłeś między osłupiałymi Apostołami i powiedziałeś: "Pokój wam!" To jest cała nadzieja mojego życia. "Twym zmartwychwstaniem żyję".


Błogosławiona!
     Odszedł oprawca Karoliny. Skulona agonią leżała na trzęsawisku. Dziwny koniec dla młodej dziewczyny. Dopiero po kilku dniach dobrzy ludzie podnieśli ze czcią udręczone ciało. Przygotowali do chrześcijańskiego pogrzebu. Wszyscy mówili: "To święta." Żyje w sercach ludzi. Nigdy nie umarła. Męczeństwo jest najprostszą i najpewniejszą drogą do nieba. Jest łaską, na którą trzeba zasłużyć. Jak ona.


Prosimy Cię, Panie:

  • o umiejętność pogodzenia się ze śmiercią naszych bliskich nawet wtedy, gdy wydaje się niesprawiedliwa;
  • o żywą wiarę w Twoje zmartwychwstanie;
  • o nadzieję, że nikt do końca nie umiera;
  • o ulgę w cierpieniu dla tych, którzy nie umieją się pogodzić ze śmiercią;
  • o dar życia wiecznego dla wszystkich, którzy odchodzą do Ciebie;
  • o prawdziwą świętość dla nas wszystkich, którzy jeszcze jesteśmy w drodze.
idź do góry


Módlmy się:

     Najłaskawszy Boże, który sprawiłeś, że młoda dziewczyna poświęciła swoją czystość wyłącznie Tobie przez ofiarę swego życia, ginąc z rąk nieprzyjaciela, spraw prosimy, abyśmy za jej wstawiennictwem umieli podejmować codzienną walkę z pokusami.
     Wzbudź w nas mocne postanowienie życia czystego i szlachetnego. Spraw, abyśmy umieli rozpoznawać cnoty bł. Karoiny, a spełniając Twoją wolę oczyszczali swoje intencje i służyli Tobie z radością.

Amen.

idź do góry




opracował: ks. Henryk Makuła   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/skarby/felietony/opracowania/20091120droga/art.php