Lokalny alkoholizm - czy mogę coś zmienić na lepsze?

(fot. pixabay.com)
Dalewice, 18-07-2017

     W krajowej tabeli statystycznej zapisano 3 miliony osób uzależnionych od alkoholu. Liczba ta stanowi może niewielki procent w skali Polski na 38,664 mln. mieszkańców. Jednak trzeba zaznaczyć że każdy przypadek to inna osobista tragedia. Szczególnie można to zauważyć na szczeblu lokalnym, w małych miejscowościach, gdzie istnieje obojętność i tolerancja na ten narastający problem. To tam, najpopularniejszym napojem jest tanie piwo i wino.

     Codziennie, powtarza się typowy obrazek, gdzie w centrum wsi funkcjonuje sklep ogólnospożywczy. Sam widok osób spożywających taki trunek przeważnie wzbudza uśmiech na twarzy przykładnych klientów. Szczególnie wtedy, gdy są już w końcowej fazie upojenia, czyli bezradni ruchowo i słownie. Traktują to miejsce jak tymczasową izbę wytrzeźwień bez względu na warunki atmosferyczne. A ci odważniejsi decydują się na powrót do domu, zajmując całą szerokość jezdni. Takie próby samodzielnie przebytej trasy znajdują też finał w pobliskim rowie. Te wyprawy i rozterki anonimowych bohaterów są ogólnodostępne potem w internecie. Lub dokumentowane na filmach cieszących się nietopniejącą frekwencją przed ekranami komputerów. Jednak nie jesteśmy do końca świadomi, że te bezradne eskapady wiążą się z ryzykiem utraty zdrowia lub życia.

     Alkoholizm to także problem społeczny, cierpi nie tylko sam uzależniony, ale też jego rodzina i sąsiedzi. Jest chorobą, która zaburza kontrolę nad ilością spożywanego alkoholu. Nadmierne jego spożywanie i w dużej dawce doprowadza do uzależnienia organizmu. Osoba ta staje się niewolnikiem nałogu, ponieważ uwarunkowane jest to przymusem psychicznym i somatycznym. Ma działanie rakotwórcze, nadmierne spożywanie zwiększa ryzyko nowotworu gardła, układu trawiennego, wątroby, żołądka i piersi. Blokuje przyjmowanie pełnowartościowych pokarmów, co skutkuje ogólnym wyniszczeniem. A to doprowadza coraz częściej do nagłej śmierci. Skutki dotyczą także ich rodziny, prowadząc do dezorganizacji i rozpadu. Obok problemu w kontaktach z ludźmi, obserwujemy przemoc wobec bliskich, konflikt z prawem, komplikacje finansowe.

     Sam uzależniony nie traktuje tego zbyt poważnie. Nie jest świadomy tych szkodliwych czynników kwituje to krótkim zdaniem: Piję, bo nie myślę o problemach i czas miło leci. Patrząc z perspektywy kilkudziesięciu lat na ten problem, nie zauważam poprawy. Wyodrębniają się tylko trzy grupy, które uważają, że niosą pomoc tym pokrzywdzonym przez los osobom.

"Sędziowie", którzy krytykują i potępiają to zjawisko. Uważają, że tacy ludzie to "margines społeczny", który psuje wizerunek danej miejscowości. Wykluczają go ze wspólnoty sąsiedzkiej, są bierni i obojętni. Ich odwieczne hasło to: Ten X zeszedł na psy, nic z Niego nie będzie.

Pseudo-filantropi: ofiarowują pieniądze, kupują i spożywają wspólnie zakupiony trunek. Robią to dla świętego spokoju, gdy są życzliwie poproszeni o przysłowiowa złotówkę do piwa lub wina. Czuja się dobrze w tak doborowym towarzystwie, traktują to jako integrację, wzmocnienie więzi koleżeńskich. To czas na wspomnienia z dawnych lat, narzekania na obecne czasy i kreowania idealnego świata. Są tolerancyjni, wyrozumiali, uczynni i w pełni tolerują patologię, uważając, że to tylko dziedziczona atrakcja. Rzeczywistość jest okrutna, bo sami są poniekąd uzależnieni, starając się pić inteligentnie, w zaciszu domowym. Zazwyczaj w trakcie takich libacji lub na drugi dzień, wyśmiewają się ze swoich kompanów spod sklepu. Czekają z niecierpliwością na kolejną biesiadę niedzielną, tę przy okazji stypy pogrzebowej lub innej lokalnej uroczystości.

Lokalni wolontariusze: Te osoby naprawdę chcą pomóc uzależnionym to się nieraz udaje. Choć jest ich bardzo mało, powinny być wzorem do naśladowania. Z anielską cierpliwością i życzliwym słowem podejmują trud nawracania. Najczęściej słownie, bo do każdej osoby trzeba mieć indywidualne podejście. Dają wskazówki, przekonują i pokazują inną drogę. Twierdzą że: wystarczy tylko trochę wykrzesać chęci i silnej woli od wychowanka. Musi sobie znaleźć wartościowe zajęcie lub hobby. Samo podjęcie pracy zawodowej jest doskonałą alternatywą. Czas wolny można zapełnić np.: uprawiając sport. Udaje się im ta sztuka, bo wiele owoców ich mozolnej pracy teraz funkcjonuje idealnie w rodzinie. Scalają zerwane ogniwo we wspólnocie administracyjnej, religijnej i sąsiedzkiej. Skromne, ich dokonania nie są nagłaśniane publicznie i często zapominane. Same chcą pozostać anonimowe i uważają to jako zwykły czyn - pomoc dla bliźniego. Do którego zobowiązany jest każdy z nas.

     Państwo Polskie oferuję różne rodzaje pomocy: Ośrodki Terapii Uzależnień i Współuzależnienia, Samopomocowe grupy Wspólnoty Anonimowych Alkoholików, Kluby Abstynenta. Istnieje także ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Takie programy naprawcze posiadają także gminy i powiaty. To wszystko jest, ale czy widać poprawę w ukrytych zakamarkach małych wsi?

     Alkoholizm to także nasz problem, dzieje się to wszystko w środowisku, w którym przecież egzystujemy. Czy nie lepiej wspólnie złączyć siły, a słowa zamienić w czyny? Póki co cieszy fakt istnienia takich lokalnych wolontariuszy, czekających na nowych członków. Alkoholizm to problem, który powinno się wspólnie rozwiązywać.

Marcin Szwaja   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/redakcja/archiwum/2017/07/20170718szw_alkoholizm/art.php