Ostania misja rodzinna, wypełniona...

tablica jaką zastał Marcin - po wstępnym oczyszczeniu przez niego - po renowacji ostatecznej przez prawnuczka zmarłej
(fot. Marcin Szwaja)

25-09-2015

     Pozwolę sobie na łamach serwisu Internetowego Kuriera Proszowickiego przedstawić pewną historię z przed kilku lat. Na wstępie głośno zaznaczam, że materiał ten, nie ma na celu promocji mojej osoby, chłopskiego - chwalenia się czym, tylko cichym głosem podpowiedzi i może skromnym polem do działania dla innych osób. Dla takich, które choć trochę fascynuje temat: historia i zabytki, utrwalanie pamięci.

     Był rok 2011, miesiąc wrzesień. A jak to bywa jesienną porą, gdy pogoda zmienna, to w człowieku przeplata się nastrój gorszy i lepszy. Jest dużo możliwości na spędzenie niedzielnego popołudnia. Ja wtedy wybrałem wariant wycieczki, a nie siedzenie w domu. Jak się wkrótce okazało, to była decyzja odpowiednia.

     Trasa mojej wycieczki wiodła na stary cmentarz w parafii Chotel Czerwony - powiat Wiślica. Nie dosłownie - "w miejsce wiecznego spoczynku", bo w drodze było oczywiście zwiedzanie ciekawych miejscowości. Kazimierza Wielka z zabytkową, chylącą się ku ruinie cukrownią "Łubnia", Wiślicą tak bliską memu sercu (a to za słynną sprawą Rycerza Gniewosza z Dalewic, który musiał odszczekać pod ławą, niesłuszne zarzuty podane wobec królowej Jadwigi).

     Wracając do tematu, od dawna intrygowało mnie życie, biografie dawnych mieszkańców, właścicieli okolicznych dworów Ziemi Proszowickiej. Taką osobą była Ludwika Antonina Zofia Wiesiołowska z Błogocic - wioski sąsiadującej z Dalewicami. Oprócz kilku wzmianek w internecie, nie spotkałem praktycznie niczego. Tak więc, z ciekawości pomyślałem - może odwiedzę jej dwór w Hołudzy? Odszukam grób, skoro znam miejsce urodzenia?

zarys pomnika w krzakach (fot. Marcin Szwaja)

zagubiony grobowiec (fot. Marcin Szwaja)
     Jak się okazało to nie była prosta sprawa, cmentarz jest bardzo zaniedbany, pełno na nim krzaków, drzew samosiejek, pokrzyw i chwastów. Ale jak to bywa u mnie, silny upór, ciekawość i determinacja, spowodowała, że po zmaganiach z przeszkodami osiągnąłem swój cel. Moim oczom ukazał się pomnik trudny do odczytania, trzeba było usunąć gęsto porośnięty zielony mech który prawie złączył się z piaskowcem tworząc doskonały kamuflaż wśród tej gęstwiny zarośli.

     Czytam: Ludwika z Wiesiołowskich Byszewska, zm.18 stycznia 1907 r. w 85 roku życia. Prosi o zdrowaś Marya. Na ile mogłem, oczyściłem najbliższe otoczenie i wróciłem do domu. Tutaj, mając już nowe nazwisko w kolekcji - Byszewscy, zacząłem drążyć temat. Tak dotarłem do informacji łączącej to nazwisko z cmentarzem rakowickim w Krakowie. Po tygodniu już tam byłem, znalazłem grobowiec rodziny Byszewskich z Hołudzy. Zostawiłem tam kartkę z prośbą o kontakt.

     Moja niezawodna metoda w poszukiwaniach. Na odpowiedź długo nie czekałem. Po paru dniach, wieczorem zadzwonił ktoś z Warszawy. Jak się okazało, odczytał kartkę, przy kolejnych odwiedzinach swych bliskich na krakowskiej nekropolii. Był to prawnuk Ludwiki Wiesiołowskiej. W rozmowie wspomniałem, że znalazłem jej grób. On zdziwiony, ponieważ był tam na miejscu już dwa razy, nawet z tamtejszym proboszczem i nie udało się zlokalizować pomnika prababci.

     Tym razem trzecia wyprawa pana Władysława Byszewskiego zakończyła się pozytywnie i "wydała piękny owoc". Ostania misja rodzinna wypełniona, pomnik prababci został odnowiony, wraz ze sporym terenem wokół niego. Tutaj chciałbym podkreślić, jestem dumny z tego, że mogłem w taki sposób pomóc drugiemu człowiekowi, nie ważne jaki status społeczny posiada. Ważne, że spełnił swoją misję, niejako testament, jak wspominał mimo już sędziwego wieku, będzie teraz mógł żyć spokojnie że zachował pamięć i utrwalił dla dalszych pokoleń.

     Fragment listu Władysława Byszewskiego z dnia 31.12.2011 r. - Warszawa: Teren wokół grobu został oczyszczony, grób odkryty i trumny w Nim zachowane. Podstawa marmurowa z pod krzyża odnowiona wraz z napisami, krzyż zrobiony. Grób został przykryty płytą, na której stoi krzyż. W ten sposób powinien być zabezpieczony na wiele lat...

grobowiec po renowacji (fot. Marcin Szwaja)

     Prócz podziękowań, otrzymałem materiały dotyczące rodziny Wiesiołowskich i Byszewskich. Dzięki którym mogę odtworzyć, zapisać nie dokończoną kartę dziejów rodziny związanej z moją najbliższą okolicą - dawnym powiatem miechowskim, dzisiaj proszowickim.

     Teraz jest rok 2015, też nastała już jesień, choć już upłynęły cztery lat od tego wydarzenia, to miło wspominam ten czas. Traktuję to jako siłę napędową w gorszych dniach, lekcję do odrobienia z działu świadomości o bezinteresownej pomocy i sprawdzian z tych cech charakteru, które posiadam i stale muszę pielęgnować. Ponieważ zaniedbywane, jak te z pamiętnego cmentarza - "krzaki i chwasty" zaśmiecają naszą duszę i serca.

Zachęcam i czekam na większe grono miłośników tradycji, dla których historia, pamięć i pomoc nie jest przykrym doświadczeniem a powodem do dumy oraz radości!

Społeczny Opiekun Zabytków - Marcin Szwaja   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/redakcja/archiwum/2015/09/20150925misja/art.php