Pełna wspomnień i rozmyślań droga na pasterkę
|
zdjęcie przed mostem w Rzędowicac (po lewej domniemane miejsce "strzechy" Bartosza Głowackiego przed zabytkowym młynem) (fot. Marcin Szwaja) |
Dalewice, 2-01-2015
Pasterka (świętowanie uroczystości narodzin Mesjasza). "Radujmy się wszyscy w Panu, dzisiaj narodził się nam Zbawiciel. Dzisiaj prawdziwy pokój zstąpił z nieba na ziemię" [Antyfona na wejście z Mszy zwanej Pasterką].
W Polsce jest to msza święta o północy 24 grudnia w dzień Wigilijny. Decyzję o podjęciu pieszej pielgrzymki do kościoła w Koniuszy, parafii mojego dziadka i babci z rodziny Szwaja i Płaszewska, podjąłem parę dni przed tegorocznymi świętami. Mimo niekorzystnej aury (silny wiatr), odległość siedem kilometrów..., analizując ten pomysł z "perspektywy stołka w ciepłym pokoju". Zagłosowałem na TAK! Czemu nie spróbować? Przecież to będzie ten sam szlak, który niejednokrotnie przemierza się w dzień, podróżując przeważnie samochodem, siedząc w nim wygodnie. Teraz będzie inaczej.
|
stara "chałupa" naczelnika OSP Antoniego Słupka w Dalewicach (fot. Marcin Szwaja) |
A zaczęło się tak... Tuż po godzinie 22-ej wyruszam z domu rodzinnego w Dalewicach numer trzynaście. Jeszcze niedawno, tradycją starszych mieszkańców było to, że z każdej zagrody, jeden przedstawiciel rodziny wspólnie z innymi mieszkańcami wioski, udawał się w dużym gronie na Pasterkę do kościoła parafialnego w Niegardowie, później do Radziemic. Wszystko zanikło. Szło się wówczas "w prawo", ja wybieram się na lewo. Po paru minutach, jestem na krańcu wsi, pod jedną z najstarszych chałup, z białego kamienia, liczącej 115 lat. Przypomina ona dworek, ma charakterystyczny drewniany ganek. Tutaj mieszkał Antoni Słupek (obecnie jego syn Zdzisław) długoletni naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Dalewicach i zasłużony społecznik. Jest to numer siedem gospodarstwa.
Przy "jedynce", przystaję pod szkołą podstawową imienia Bartosza Głowackiego w Rzędowicach - rodowitego mieszkańca, bohatera walecznych chłopów z bitwy pod Racławicami. Pośród ciszy nocnej zakłóconej szalejącym wiatrem, "słychać i widać" rozmowy kolegów i nauczycieli z przełomu lat 80 i 90-tych minionego wieku. Kiedy to uczęszczałem do tej placówki. Jak to dawniej było, a jednak pamięć ludzka jest nie zawodna, nie zbadana, bo działając na wyobraźnię, w danym momencie otwiera poszczególne szufladki z przedziału klas 0-VIII. Ukazując klimat tamtych lat. Można by tak długo medytować, ale krople deszczu stukające po puchowej zimowej kurtce, zmuszają do dalszej wędrówki.
Mijając przystanek i amfiteatr, obok ronda, na wprost pochylam głowę przed obeliskiem z 1969 roku - poświęcony kosynierowi Bartoszowi Głowackiemu. Posadowiony jest w miejscu gdzie mieszkała jedna z jego córek - Justyna ("z męża" Błaut). Jak wiadomo potomkowie żyją po dzień dzisiejszy, ale szkoda, że świadomość o tak rodzimej historii nie jest solidnie opracowana i upowszechniana. Z tego co wiem, "strzecha Bartosza" znajdowała się przed mostem obok zabytkowego młyna państwa Zarębów. To przekazy ustne, pozostałe w opowiadaniach, lecz potwierdzenie naukowe postawiłoby przysłowiową "kropkę nad i".
|
krzyż - mogiła żołnierzy z I wojny światowej w Chorążycach (fot. Marcin Szwaja) |
Co dalej? Znajduję się przy znaku z napisem RZĘDOWICE, przekreślone czerwoną kreską. To koniec tej osady, ale dla potrzeb dokumentacji fotograficznej, którą z tej "pielgrzymki" robię fotografuję znak z drugiej strony (nazwa bez przekreślenia). Droga tutaj rozgałęzia się, na lewo - jedzie się w stronę Gniazdowic. Opodal tej drogi do 1920 roku znajdowały się pozostałości rzędowickiego dworu. A raczej pałacu, o 12-stu komnatach, jak opisywano w różnych źródłach. Ja kieruję się cały czas prosto, na Chorążyce.
Tutaj na wzniesieniu i otwartej przestrzeni bardzo "doskwiera" szalejący wiatr. Podmuchy są tak silne, że czasami zatrzymują mnie. Gdybym w tej chwili posiadał pelerynę super bohatera Batmana, to odleciałbym z powrotem do domu, bez własnego wysiłku, napędzony siłą żywiołu. Co jakiś czas robię szybki obrót by oprzeć się plecami o napierającą falę powietrza i łapię lżejszy oddech. Oczywiście zachowując odpowiednie proporcje, uświadamiam sobie jak ciężkie warunki mieli zesłani na Syberię Polacy. W mojej rodzinie także była taka osoba, którą w tym momencie jeszcze bardziej podziwiam.
Dostrzegam płonący znicz, ustawiony pod krzyżem mogiły żołnierzy z okresu I wojny światowej. To miejsce zawsze jest starannie pielęgnowane przez dobrych ludzi. Drogę w głębokim wąwozie otoczonym po dwóch stronach rosnącymi na brzegu akacjami, kieruję się w dolinę pełną domostw. Przy jednym z nich, na słupie energetycznym znajduje się bocianie gniazdo. Symbol i znak rozpoznawczy Chorążyc. Przechodząc różne ciekawe i tragiczne perypetie trwa ono tutaj. Jest od ponad 50-ciu lat w tym samym miejscu. Ile to rodzin bocianich się wychowywało, przekazując doświadczenia następnym pokoleniom.
Odbijam na zakręcie w prawo (za drogą jak to się mówi). Do niedawna było na drzewie oznaczenie z trasą kościuszkowską, zawierając odległości w kilometrach do poszczególnych miejscowości. Witają mnie dwa sąsiadujące domy z bali drewnianych - obecnie rzadki widok. Na górce znajduje się kapliczka odremontowana staraniem mieszkańców wsi. Posadowiona jest na miejscu wcześniejszej, wzniesionej z inicjatywy byłego powstańca roku 1863 - A.Gorczycy.
|
Dąb Kościuszki w Koniuszy (fot. Marcin Szwaja) |
Po chwili skręcam w lewo. Na łuku drogi w pobliżu, "sterczą" samotnie słupki, które już dawno nie miały kontaktu z naprężoną siatką. Naprzeciw siebie, dwa zespoły rozgrywały mecze siatkówki, która dla tutejszej młodzieży była główną atrakcją niedzieli. Organizowane były tutaj hucznie dożynki i zabawy ludowe, ich czas też bezpowrotnie minął. Obok jest obecnie sklep i świetlica, tworząc do 1950 roku, dawną sześcioklasową szkołę. Obecnie, pomieszczenia przerobiono na mieszkania (dobrze, są przynajmniej pod opieką).
Poniżej o parę kroków idąc z górki, w dawnym budynku mleczarni, obecnie własność prywatna, odnowiony przypomina swym kształtem piękny pałac. Na wprost, między dwoma polami (grunty ziemskie) rośnie stara jabłoń, żywa pamiątka rodzinna. Dająca jak zawsze soczyste owoce i cień podczas żniw. To z tego miejsca gdzie widoczne są pozostałości dawnych zabudowań (przeważnie biały kamień, czerwona cegła) - mieszkała rodzina Szwajów. Moi pradziadkowie.
Z tego co mi wiadomo, kiedyś były tutaj domy służby w tzw. "czworaki" - folwarku przydworskiego. Tak jak kilkadziesiąt lat wstecz, tak dzisiaj ja w tą wigilijną noc wyruszamy na pasterkę. Łączę się duchowo, jakoś tak lżej na duszy i ciele, serce się raduję, czuję tę więź pokrewieństwa. Trudno to opisać w tych ciemnościach. To jest w człowieku.
Po krótkiej zadumie "dostaję obstawę" w postaci dwóch mieszkańców Chorążyc, którzy też podążają w tym samym kierunku. Trochę wzmocnieni ..., mimo tego z humorem podczas wspólnych rozmów docieramy pod kopiec przy drodze Proszowice-Słomniki, zwieńczony pomnikiem z krzyżem. Wyżej, biała figurka pamiętająca jeszcze czasy najazdów szwedzkich z XVII wieku.
|
kościół w Koniuszy, wejście od strony dzwonnicy (fot. Marcin Szwaja) |
Po wdrapaniu się na pierwszą górkę, na lewym skręcie do lasu (tam też jest parę domów mieszkalnych) zatrzymuję się przy dumnie szumiącym dębie, gdzie w kwietniu 1794 roku "Naczelnik w sukmanie" - Tadeusz Kościuszko przyjmował zapisy do swych oddziałów okolicznych włościan. Teraz spaceruje się wyjątkowo, ponieważ ten odcinek jest dobrze oświetlony, jest wybrukowany kostką chodnik z barierką bezpieczeństwa od strony lasu.
Godzina 23.40, finał - kościół w Koniuszy p.w. św. Piotr i Pawła. Lepiej, że wcześniej, bo wnętrze świątynia już prawie pełna. Po ponad godzinnej mszy nocnej odwiedzam pobliski cmentarz, który cały migocze kolorowymi blaskami zniczy. Nawet melodie słychać z oddali, pewnie z kartki grającej, ktoś zostawił na grobie bliskich. To kolęda - "Chwała na wysokości". To Ona mi towarzyszy podczas symbolicznego płomyczka i modlitwy którą zostawiam mej rodzinie.
Wracam, obierając trasę na Przesławice - "Pagórek" - Dalewice tuż obok mojej kaplicy, kościółka z 1652 roku który jest schowany w ciemnościach do godziny 9.15. Kiedy to znów, jak co niedzielę i święta mieszkańcy wioski, przypomną sobie że tutaj JEST, uczestnicząc w porannym nabożeństwie. Jest godzina 2.30, stoję chwilę przed domem. Szczęśliwie odbyłem bez przeszkód "pielgrzymkę", bo też miałem swoje prośby, intencje, podziękowania, które niosłem jako bagaż podręczny. Tak zostałem wychowany: patriotycznie, chrześcijańsko, moralnie. Jak powiadała moja babcia: "Zawsze z Bogiem, bez Boga ani do proga".
Myślę, że z czystym sumieniem mogę otwierając teraz drzwi i ten PRÓG przejść.
Społeczny Opiekun Zabytków; Marcin Szwaja
|
trasa mojej pielgrzymki - pasterki (fot. Marcin Szwaja) |
|