Napad na Przemyków, epizod z 1715 r. - część I


12-01-2016

     Niedawno dzięki operatywności jednego z współpracowników IKP udało nam się pozyskać książkę (niestety nie oryginał) Stanisława Piotrowicza z 1907 pod tytułem "Napad na Przemyków w r. 1715, epizod z dziejów swawoli saskiej w Polsce".

     Jest to wydarzenie związane z trwającym wówczas międzynarodowym konfliktem zwanym III wojną północną (1700-1721). Wprawdzie Rzeczpospolita nie była od początku oficjalnie uczestnikiem tej "awantury", jednak przez to, że była ona związana unią personalną z Saksonią - stroną konfliktu, przez osobę Augusta II Mocnego (król Polski 1697-1706 i 1709-1733 oraz elektor Saksoni 1694-1733), zostaliśmy wmanewrowani w tę wojnę. Znaczna część walk toczyła się na terytorium Polski i jej kosztem.

     Wiele ważnych wydarzeń w historii Polski i Europy z tego okresu miało miejsce na terytorium Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Nie chcę więc opisywać ich, gdyż są one szeroko znane. Jednak mało kto zna jeden z epizodów, który rozegrał się wiosną 1715 roku na Ziemi Proszowskiej, w Przemykowie (obecnie gmina Koszyce powiat proszowicki). O tym, że faktycznie takie zdarzenie miało miejsce możemy przeczytać w wydawnictwie "Konfederacja tarnogrodzka i jej tradycje", Tarnogród 1995, są to materiały z konferencji poświęconej konfederacji z lat 1715-1717.

Zapraszam do lektury (podział na części została wprowadzona przez IKP):

red.   

(fot. ikp)

część I

     Działo sio to na wiosnę r. 1715. Wysilona wieloletniemi, krwawemi zapasami nieszczęsna Rzeczpospolita ledwo dyszała; kraj cały przedstawiał jeden wielki obraz nędzy i zniszczenia.

I nie dziw.

     Wszak kilkanaście lat poprzednich, to nieprzerwane pasmo wojen, straszliwych, niszczących, którym równych szukaćby chyba w nieszczęsnej dobie Jana Kazimierza. A w parze z klęskami wojennemi waliły się klęski elementarne, więc przedewszystkiem straszliwy, wsie i miasteczka całe wyludniający, mór i głód [We współczesnych źródłach jest mnóstwo wiadomości o grasującem w Polsce powietrzu. Por. Parthenay: Dzieje panowania Fryderyka Augusta II. (Warszawa, 1854, str. 333-4 i passim); Listy z czasów Jana III i Augusta II, wydane przez Skrzydyłkę. (Kraków, 1870, str. 109); W. Rakowski: Pamiętniki, (Żytomierz, 1861, str. 78 i nast.); Otwinowski: Pamiętniki, na wielu miejscach. Lauda różnych województw.].

     Błagalne, po kościołach przed tron Najwyższego zanoszone modły, by zachować raczył swój naród "od powietrza, głodu i wojny", nigdy może nie brzmiały prawdziwiej i żałobniej, jak wówczas.

     Uciszyła się wreszcie sroga zawierucha wojenna, zabłysła nadzieja upragnionego wytchnienia, uśmiechać się zdawała lepsza dola. Ale nie nadszedł jeszcze kres utrapieniom i burzom.

     Rok 1714 był rokiem niezwykle mokrym. Ciągle deszcze niczego zebrać nie pozwoliły, wszystko gniło na polu, "nie pamiętane od ludzi starych" powodzie unosiły resztki dobytku [Otwinowski pod r. 1714, str. 214.].

     To też przednówek r. 1715 był ciężki: zabrakło chleba ludziom, paszy bydłu. I znowu straszliwy pomór rozpoczął obfite żniwo: wybuchł tyfus głodowy "Ludzie ubodzy marli od głodu. Widzieć było po miastach, miasteczkach i wsiach ludzi kupami po rynku i ulicach leżących, a od głodu umierających; matki dzieci porzucały na drogach, po gościńcach odchodziły, nie mając ich czem żywić, a nie chcąc na śmierć ich od głodu przychodzącą patrzeć" [Tenże pod r. 1715, str. 224.].

     Nie koniec na tem. Zbiedzony, nie mogący sam siebie wyżywić kraj, musiał karmić znaczną armię saską. August II, marząc o wprowadzeniu w Rzpltej rządów absolutnych, czuł potrzebę oparcia się o siłę zbrojną. Zależnym od hetmanów wojskom polskim ufać nie mógł, więc sprowadził Sasów, niby na wezwanie hetmana w. kor. Sieniawskiego, niby na obronę zagrożonych rzekomo od wschodu granic, a właściwie po to, aby przy ich pomocy trzymać w karbach szlachtę. Sasi, czując silne oparcie, pozwalali sobie jak w kraju zdobytym [Szczegóły o brutalnem postępowaniu Sasów wyjęte z Otwinowskiego (wydanie krakowskie z r. 1849, str. 207-212.].

     Egzekwowali wielkie sumy w pieniądzach, brali jeszcze więcej w naturaliach, "kwitowe sowite wyciągali", "za szkody w marszach poczynione żadnej rekom pensy" nie dawali, na egzekucye wysyłali po kilkaset ludzi, którym "musiano dawać na każdy dzień egzekucyjnych pieniędzy po celnym szóstaku, do tego wikt wymyślny i dla koni owsa, co chcieli. Unteroficerowie i oficerowie jako wiele porcyj u regimentu brali, tyle na dzień szóstaków exekucyalnych wydzierali z ludzi ubogich". Co gorsza, "szelągów nie brano, tylko złotą i srebrną monetę, a tę drogo przepłacać ludzie musieli, dając za tynfy po 40 groszy, a talary bite po półdziewięta złotych kupowali". "Oficerowie wyganiali gospodarzów z domu i kazali sobie podłogi w izbach i okna wielkie, nawet i w stajniach, sporządzać, co z niemałym kosztem obywatelów przychodziło". W dodatku dobra wielkich magnatów i ich przyjaciół były wolne od kontrybucyj, więc cały ciężar utrzymania Sasów spadł na uboższą szlachtę, która i tak ledwo wyżyć mogła.

     To też po całej Polsce rozbrzmiewały skargi, szlachta burzyła się na sejmikach, słała posłów ze skargami do króla, ale bezskutecznie. Nie zmniejszało się złe, nie ubywało nędzy, raczej jej przyrastało.

     A tymczasem szły coraz głośniejsze, w oczach narodu szlacheckiego stokroć groźniejsze niż głód, mór i wojna wieści, jako król umyślnie tak czyni, bo zgnębić chce stan szlachecki, "chce wolności polskiej zajrzeć w oczy" [Otwinowski, str. 200 i 202] i "absolutum wprowadzić dominium" [Otwinowski, str. 200 i 202].

     Hasło: "złota wolność zagrożona" brzmiało donośnie w Rzpltej i potęgowało jeszcze bardziej niechęć ku Sasom i ku samemu królowi.

     Jakby na dowód owego lekceważenia szlachty i jej wolności zdarzył się wypadek, który głośnem odbił się echem w Rzpltej i był bezwątpienia jednym z owych bodźców, które pchnęły wreszcie szlachtę w kilka miesięcy później do zbrojnego ruchu przeciw wojskom saskim, do zawieruchy tarnogrodzkiej.

     Mam na myśli napad na Przemyków i zamordowanie starosty pilznieńskiego, regimentarza Turskiego i kasztelana Bełchackiego [Daleki jestem od przeceniania ważności i wpływu na wybuch konfederacyi zamordowania Turskiego i Bełchackiego; nie waham się jednak twierdzić, że sprawa ta musiała wiele przyczynić się do wzburzenia umysłów szlacheckich. Że tak było, dowodzi niezwykły pośpiech ze strony króla w wysadzeniu komisyi śledczej, samo śledztwo i wielkie zainteresowanie Augusta całą aferą. Robiono to celem ugłaskania opinii szlacheckiej. Zresztą nie należy zapominać, że Krakowskie (gdzie leży Przemyków) było jednem z pierwszych w buncie i ruszyło się o wiele wcześniej, nim nastąpił związek wojska. (Por. Pamiętniki Otwinowskiego, wydanie krakowskie z r. 1849, str. 227 i nast.). Dotychczas epizod ten nigdzie nie był opracowany. To, co podaje Otwinowski, jest w szczegółach fałszywe. W opracowaniu niniejszego szkicu oparłem się na materyale śledczym, zebranym przez komisarzy królewskich i znajdującym się obecnie w Haupt-Staats-Archiv w Dreźnie: Loc. 3636, IV, 18, Kriege, Die anbefohlene Untersuchung derer zwischen einigen Commandirlen vom Scissanischen Regiment und dem Starosten Turski vorgefallenen Handel und dessen Ermordung betr. 1715. Są w nim, co prawda, pewne luki, brak n. p. wyroków, ale do ujęcia istoty rzeczy materyał aż nadto wystarcza.].

I

     W niedzielę przewodnią, która w r. 1715 wypadała na dzień 28 kwietnia [Napad na Przemyków odbył się dnia 28 kwietnia 1715 r. Otwinowski. za nim Bartoszewicz, przenoszą zajście w środek lata.], maszerował ku Koszyczkom oddział piechoty komendy jenerała Seissana [Pułk Seissana składał się głównie z Francuzów, byli w nim jednak i Polacy. Oddział szedł z Opatowca.]. Droga była fatalna; roztopy wiosenne zamieniły ją w jedną wielką kałużę, w dodatku deszcz lał jak z cebra. To też żołnierze ledwo się wlekli. Komendant oddziału, kapitan Freissinet, dobrawszy sobie 8 ludzi, wysunął się znacznie naprzód celem przygotowania kwater, resztą, około 38 ludzi liczącą, dowodził w jego zastępstwie podporucznik Gondria [Deposition du Sr. de Gondria.].

     Było już południe, gdy Gondria doszedł do wsi Przemykowa [Wszystkie wspomniane w niniejszym szkicu miejscowości leżą po lewym brzegu Wisły. Są to: Opatowiec, Przemyków, Koszyczki, Brzesko.], dzierżawy regimentarza Turskiego. Wtem dano mu znać od idących przodem pod opieką kilku żołnierzy i już za wsią będących wozów z chorymi, że się biją. Gondria był pewny, że bójka toczy się między żołnierzami, więc co tchu popędził, aby uspokoić powaśnionych. Tymczasem zastał co innego: żołnierze bili się z kilkunastu szlachcicami...

cdn.


Stanisław Piotrowicz   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/piotrowicz_przemykow/20160112przemykow01/art.php