Moje wspomnienia dzieciństwa cz. I - odcinek 13

Proszowice 7 września 1939, ulica Królewska na odcinku między Rynkiem, a ul. Racławicką, zdjęcie ze zbiorów Wojciecha Nowińskiego [fragment]
(fot. zbiory IKP)

Proszowice, 10-04-2020

odcinek 13
Rozdział XXVII. Podróż w towarzystwie wojsk radzieckich

     Wyjechali z miasta. Przed nimi ciągnął się już cały sznur pojazdów. Dotąd wszystkie pojazdy, w wielkim pośpiechu zmierzały na wschód, tak teraz, w wielkim pośpiechu uciekali na zachód. Sytuacja była niepewna. Ziemie ukraińskie były już opanowane przez wojska radzieckie. Przewodnicy znów popędzali do pośpiechu. Przynosili bardzo złe wieści.

     Za nimi na tyłach Ukraińcy nie poprzestawali już na rozbrajaniu pojedynczych polskich żołnierzy, czy mniejszych ich zgrupowań. Zaktywizowali się, atakując co mniejsze miejscowości zamieszkałe przez polską ludność, mordując ją i paląc jej domostwa. Kierujący się w stronę centralnej Polski uciekinierzy mieli okazję to zobaczyć przejeżdżając przez palącą się wioskę.

radzieckie wojska na polskich kresach
(źródło: wikiwand.com)

     Z wcześniejszych rozmów z lokalnymi mieszkańcami, ale także z innymi uciekinierami w lesie wyciągali wnioski, że tu zacznie się rzeź. Ukraińcy będą się chcieli mścić za krzywdy jakich doznali pod polską władzą.

     Uciekając wcześniej przed Niemcami mieli złudzenie, że na kresach wschodnich będzie bezpieczniej. Teraz starając się jak najszybciej opuścić wschodnie ziemie Polski przekraczając przeprawę na Bugu nie wiedzieli, co ich może czekać ze strony wojsk niemieckich. Ale mimo to byli zadowoleni, że w odpowiedniej porze zdecydowali się na ucieczkę z terenów, na których działały bojówki ukraińskie i sowieckie wojska po 17 września 1939 r.

przedwojenny Kowel, ul. Warszawska
(źródło: nawolyniu.pl)

     Wieczorem zajechali do Kowla. Jak wszędzie i tu miasto było zatłoczone uciekinierami. Szukali miejsca na nocleg. W rynku zauważyli sklep zegarmistrzowski. Weszli tam i okazało się, że właściciel był Polakiem. Przyjął ich i wysłuchał całej historii. Współczuł im bardzo. Widział, że byli zmordowani, wygłodzeni. Poczęstował ich konserwami wojskowymi zostawionymi przez cofających się Polaków. Konserwy były wspaniałe, miały niepowtarzalny smak. Ani przed tymi zdarzeniami, ani też później takich nie jedli.

wycinek ze wspomnień Romana Kaczmarczuka żołnierza oddziału Żandarmerii Wojskowej z Lublina skierowanego w rejon koncentracji Wojsk Polskich w Kowlu na początku września 1939 r., w których wspomina o przekazaniu przez wojsko polskie magazynów żywności w Kowlu miejscowej ludności, "Do Kowla i z powrotem, wrzesień 1939 r." WOŁYŃ Historia, 23 październik 2019 r. Wydawca Bogusław Szarwiło
(źródło: 1939.pl)

     Po kolacji zaprosił ich na nocleg. Mieli szczęście, że trafili na Polaka. Czuli, że nocleg będzie bezpieczny, mogą spokojnie spać po tylu trudach. Jednak noc nie okazała się taka spokojna jak przypuszczali. Ze snu obudził ich ciężki łomot, zgrzyt jadących po drodze ciężkich pojazdów. Były to ogromne czołgi radzieckie wjeżdżające do miasta. Dudnienie to trwało całą noc.

     Rano niewyspani musieli jechać dalej. Zegarmistrz zaopatrzył ich na drogę w konserwy. Żywność mieli zapewnioną na jakiś czas. Z Kowla aż do Bugu jechali w towarzystwie czołgów radzieckich. Czołgi jechały po prawej stronie, a oni po lewej obok nich. Cały czas towarzyszył im łomot, do którego musieli się przyzwyczaić. Domyślali się, że czołgi, podobnie jak oni muszą dojechać do Bugu. Dziwnie się czuli w towarzystwie tych stalowych smoków, ale nie czuli, aby im groziło jakieś niebezpieczeństwo. Wojsko jechało bez nawiązywania jakichkolwiek kontaktów.

rosyjskie czołgi 17 września 1939 r. na polskich kresach wschodnich
(źródło: polskieradio24.pl)

     Tak dojechali do niemieckiej przeprawy pontonowej na Bugu we Włodawie. Przeprawa odbyła się spokojnie, w ciszy.

tymczasowa pontonowa przeprawa niemiecka we Włodawie na Bugu, wrzesień 1939 r., zdjęcie poglądowe
(źródło: muzeumwlodawa.pl)

     Jak dotąd nie natknęli się Niemców. Wydawało się, że jest to teren neutralny. Po przekroczeniu Bugu, opanowała ich niepewność. Wjeżdżali teraz na nowy teren. Co ich tu będzie czekać? Na początku podróży jechali sami., tylko w towarzystwie uciekinierów. Potem jechali z wojskiem polskim, z Ukraińcami, z wojskiem radzieckim, a teraz wjeżdżali na teren objęty przez Niemców.

     Przez miasto Chełm przejechali nie zatrzymując się. Ewa zdążyła tylko zauważyć i zapamiętać ogromną świątynię na wzniesieniu i wiele schodów prowadzących do niej.

Bazylika Najświętszej Marii Panny na Górze Chełmskiej w Chełmie - w czasie remontu, Ewa widziała ją oczami 14-to to letniej dziewczynki
(źródło: zbiory Stanisława Palucha)

     W Krasnymstawie zaopatrzyli się w żywność. Pogoda zaczęła się zmieniać. Zaczął padać drobny deszcz, ochłodziło się. Pookrywani kocami jechali już w ciemnościach. W ciemnościach, daleko przed nimi jarzyło się bardzo dużo świateł. Byli coraz bliżej tej jasności. Byli znowu w Annapolu. Ale nie było już drewnianego mostu, który miesiąc wcześniej pokonywali galopem obawiając się bombardowania niemieckiego lotnictwa.

     To było prawie to samo miejsce przeprawy przez Wisłę, ale różniło się od tamtej prostej drogi, również okolicznościami. Teraz byli tu Niemcy, przed którymi wcześniej cofała się Polska Armia, a Oni z Nią.

     Przytłaczający to był widok. Po obu stronach Wisła obstawiona była samochodami niemieckimi, które reflektorami oświetlały przeprawę. W ciemnościach majaczyły liczne pojazdy czekające na przeprawę. Deszcz padał, przemoczeni, wymarznięci cierpliwie czekali na swoją kolej. Światła reflektorów odbijały się w mętnych falach Wisły i oślepiały czekających.

tymczasowy most pontonowy na Wiśle w Annapolu zbudowany przez Niemców w miejsce starego mostu zniszczonego w miesiącu wrześniu 1939 r., na tym zdjęciu wykonanym przez niemieckiego żołnierza przez most prawdopodobnie przechodzą wzięci do niewoli niemieckiej polscy żołnierze, po tym moście wróciliśmy i my - do siebie?
(źródło: fotopolska.eu)

     Po długim czekaniu przyszła wreszcie kolej na ich przeprawę. Konie wolno wjeżdżały na pomost ułożony na pontonach. Śliski od padającego deszczu pomost kołysał się przy najmniejszym ruchu. Kopyta końskie ślizgały się na wszystkie strony. Trzeba było nie lada opanowania i umiejętności, aby doprowadzić wozy do brzegu, aby nie wpadły w mętne, zimne, głębokie odmęty Wisły.

cdn.

Wanda Łukomska   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/lukomska_wspomnienia01/20200410odc13/art.php