Historia pewnego zegara, odc. 46 - czy trzynastka jest pechowa?

tytułowy zegar (fot. zbiory autora)

Donosy, 6-04-2017

Rozdział XII, odcinek 46 - czy trzynastka jest pechowa?

     Jak wspominałem wcześniej moja data urodzenia, to trzynasty wrzesień, a moje nazwisko i imię składa się również z trzynastu liter. W związku z tym w wielu towarzyskich rozmowach tzw. na luzie mam dużo pytań, czy aby jak się to potocznie mówi, te pechowe liczby nie wpływają w moim codziennym życiu na jakiś niesamowity splot przykrych zdarzeń. Inaczej zadając pytanie: czy aby w związku z tym nie jestem jakimś pechowym człowiekiem?

     Otóż na tak postawione pytania odpowiem, że w moim życiu zdarzały się rożne ciekawe historyjki niezwykłe zdarzenia, ciekawe widoki, z których kilka w moich Wspomnieniach opiszę, które być może zainteresują czytelników. Ale czy one mają jakikolwiek związek z pechową liczbą w dacie mojego urodzenia i pechową też liczbą w sumie liter mojego nazwiska i imienia, nie umiem odpowiedzieć. A oto jedno z nich:

     Kiedy byłem jeszcze młodzieńcem w wieku około dwudziestu lat zarejestrowałem w mojej pamięci takie oto zdarzenie. W pewną czerwcową noc siedzieliśmy z dziewczyną na ławeczce przed jej domem. Rozmawiając wesoło snuliśmy w swoich marzeniach wspólne plany na przyszłość. Była piękna pogoda, gwiazdy migotały na niebie, cisza jak makiem zasiał tylko gdzieś w oddali od czasu do czasu słychać było ciche ujadanie psa.

     A my spoglądaliśmy w górę, aby pozwolić oczom nacieszyć się pięknym widokiem nieba i wyrazistym widokiem dużego i małego wozu, a widok był wspaniały. Albowiem miejsce gdzie siedzieliśmy było usytuowane na wzgórzu, to i widnokrąg dość duży, a horyzont wyznaczał jego wielkość gdzieś w oddali. W pewnym momencie skierowałem wzrok w kierunku północno - zachodnim nad przysiółek wsi Słonowice tzw. Budzyń i zawiesiłem go nad czerwoną jakby łuną na horyzoncie.

Zobacz Jasia pali się czy co? Powiedziałem pytająco. Po chwili już oboje wpatrywaliśmy się w ową łunę, która w rzeczywistości łuną nie była. Z upływem czasu to nietypowe zjawisko zaczęło się powiększać i zajmowało coraz to większe obszary nieba. Spojrzałem na zegarek, minęła północ. Trochę zaczęliśmy się bać, bo godzina dwunasta w nocy, to w różnych opowiadaniach, bajkach i przepowiedniach była czasem dla duchów, strachów, różnych złych wróżb i przestróg. Po nie długim czasie czerwień obejmowała już połowę nieba. W związku z tym jednogłośnie zdecydowaliśmy: idziemy do domu.

zorza polarna (fot. internet)

     Pożegnaliśmy się szybko i rozeszliśmy się, każde w swoją stronę. Kiedy szedłem do domu, to ten widok miałem za plecami, a przed sobą czyste niebo. Obejrzałem się dopiero gdy dochodziłem do domu. Łuna obejmowała trzy czwarte nieba. Niesamowity widok. Chociaż obejmowało mnie jakieś dziwne uczucie, lęk o to, czy to aby nie jest jakieś ostrzeżenie, to jednak będąc na swoim podwórku poczułem się pewny, stanąłem i zacząłem rozglądać się wokoło.

     Wszystko było czerwone. Dom, drzewa, trawa, uprawy na polu, a niebo było już prawie całe w "ogniu." Idę do domu. Wszedłem do domu, rodzice już przecież spali, nie mówiąc nikomu nic położyłem się spoglądając co chwilę w okno. Było czerwono. Długo nie mogłem zasnąć, ale zasnąłem, a gdy obudziłem się było widno i słonecznie. Rano opowiedziałem całe zdarzenie rodzicom, wysłuchali z zaciekawieniem i żałowali, że im nie powiedziałem w nocy, ale ja nie chciałem ich budzić ze snu.

     W następnych dniach opowiadałem jeszcze wielu osobom i pytałem czy nie widzieli tego zjawiska. Nikt nie widział, a na moje opowiadanie reagowali z niedowierzaniem i obojętnie. Ale nic dziwnego. Są ludzie, których nie interesuje nawet najbliższe otoczenie. Znałem jednego takiego delikwenta, który obok kasztanów mieszkał, ale nie widział nigdy w życiu jak kwitną kasztany. Tu przyczyną jego niewidzenia kwitnących kasztanów był zapewne alkoholizm, bo pił na okrągło, dopiero jak poszedł na odwyk, przejrzał na oczy. A tym zjawiskiem, które widzieliśmy z moją dziewczyną, później żoną była prawdopodobnie zorza polarna.

     Następnym widokiem, z którym warto się podzielić z czytelnikami był obiekt nie zidentyfikowany. Otóż jesienną porą roku około tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego, około trzydzieści lat od tamtego zjawiska, kiedy to już dwie moje córki były zamężne i miały własne dzieci, a ja pracowałem w gminie w Kazimierzy Wielkiej, jedna z nich wraz z zięciem pojechali do Niemiec na miesiąc do pracy przy zbieraniu jabłek.

     Dzieci pozostały pod opieką mojej żony i moją, a ponadto ja musiałem dopilnować tynkarzy, którzy kończyli tynki w dwóch pokojach nowo wybudowanego domu córki i zięcia. Ta robota tak im szła jak "krew z nosa" i już myślałem, że ich tam zastanie zima. Na domiar złego zepsuła się betoniarka i nie było czym urobić zaprawy. Po dokonaniu jej oględzin stwierdzili, że coś się tam urwało i trzeba pospawać. Spawarka była, więc postanowili to zrobić we własnym zakresie.

kwitnące kasztany (fot. zbiory autora)

     Była noc, a dokładniej wieczór i tą czynność wykonywali w garażu. Ja tam z nimi byłem i patrzyłem im na ręce, ale jak zaczął jeden z nich spawać, to musiałem wyjść na pole, aby chronić oczy. Wychodząc spojrzałem w niebo. O, jaki piękny wieczór westchnąłem widząc na niebie miliony gwiazd. Ale pomiędzy tymi gwiazdami coś się rusza zauważyłem i zatrzymałem na tym "coś" wzrok. Patrzę i widzę jakiś dziwny obiekt poruszający się z południa na północ. Może to samolot pomyślałem, ale nie, to jest za wielkie i dziwnego kształtu.

     Samolot widziałem nie raz poruszający się nocą, to było całkiem inne i przynajmniej dziwne. Jakiś niekształtny obiekt ze światłami szeroko rozstawionymi tworzącymi jak gdyby wielokąt poruszający się niezbyt szybko, tak, że mogłem mu się dobrze przyjrzeć. Robotnikom nie powiedziałem, bo nie chciałem im przerywać spawania, a ponadto zanim by wyszli na pole, to pojazdu już by nie było w zasięgu naszych oczu. Nazajutrz opowiedziałem kolegom w gminie o tym co widziałem poprzedniego dnia, poruszyli ramionami, nikt nic nie widział, nikt niczego nie słyszał i tyle. Dopiero za kilka godzin, gdy wziąłem świeżą gazetę do ręki, wtedy jeszcze kieleckie Słowo Ludu niemal krzyknąłem: patrzcie tu o tym pisze. A tytuł był taki: niezidentyfikowany obiekt nad Kielcami. To mówiło wszystko, a ja byłem ucieszony, że widziałem to samo i nic mi się nie przywidziało.

     Natomiast to co opiszę w tym miejscu daje dużo do myślenia i zastanowienia się. Otóż jak pisałem wyżej w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku odbywało się na wsiach dużo zebrań, które obsługiwali pracownicy gromadzkiej rady. Wracając pewnego letniego wieczora wojewódzką drogą asfaltową Kazimierza Wielka - Proszowice do domu z zebrania w Słonowicach zobaczyłem coś niezwykłego.

     Było ciepło, pogodnie, na drodze żadnego ruchu, idę spacerkiem lewą stroną tej drogi i patrzę przed siebie. Do domu miałem niespełna kilometr, szedłem i rozmyślałem o wszystkim i niczym. Nagle w zasięgu wzroku zobaczyłem na asfalcie coś białego. Idę dalej, to coś mi się przybliża i widzę wyraźnie Świętą rodzinę namalowaną na jezdni: Święty Józef i Matka Boża z dzieciątkiem na ręku. O Jezu wyrwało mi się z piersi, w imię ojca i syna i ducha świętego, zrobiłem znak krzyża i szerokim łukiem obszedłem to malowidło i poszedłem dalej. Po ujściu paru kroków widzę Matkę Bożą samą, obszedłem łukiem po poboczu i idę dalej, a tu jacyś święci przede mną na asfalcie. Od wszystkich tych malowideł biła jasność bieli, wszystkie były bieluteńkie. Widzę je w mojej pamięci do dziś.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Dzierżawa

Kiedyś, gdy siądę na skraju Nieba
I popatrzę z góry na ziemię,
Zapewne się nie rozczaruję,
Widząc to piękno oddane człowiekowi,
Którego żaden malarz nie wymaluje.

Te piękne góry, strzelające w obłoki,
Rozlane szeroko morza i jeziora,
Połączone licznymi rzekami,
Dużo drzew i roślinności różnej,
Wszystko to ozdobione kwiatami.

To piękno zostało dane
W dzierżawę człowiekowi,
Aby jemu przez wieki służyło,
A w zamian, by się nim opiekował.
Ale czy to warto było?

Zdzisław Kuliś; Donosy, maj 2010

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/kulis_zegar/20170406zegar46trzynastka/art.php