Historia pewnego zegara, odc. 41 - sala ślubów i pochód pierwszomajowy

tytułowy zegar (fot. zbiory autora)

Donosy, 27-01-2017

Rozdział X, odcinek 41 - sala ślubów i pochód pierwszomajowy

     Okazało się, że to jednak milicja jedzie swą wysłużoną oznakowaną Nysą. A niech ich szlag pomyśleliśmy, wyszliśmy na asfalt i poszliśmy szybkim krokiem kawałek w kierunku zabudowań brata. Nagle stanęliśmy i odwróciliśmy się o sto osiemdziesiąt stopni. - Dalej już idź sam - powiedzieliśmy i wracamy, myśląc jak daleko oni pojechali.

     Jak blisko, to nie zdążymy dojść do domu, a jak daleko to się nie spotkamy, bo nie zdążą nadjechać. A może oni byli z Proszowic, a może nawet z Krakowa, to niech jadą w cholerę. Przyspieszyliśmy kroku i za każdym krokiem przybliża się nasz dom. Już zeszliśmy na boczną drogę prowadzącą do świetlicy, świateł od strony Skorczowa nie widać, to raczej jesteśmy bezpieczni, bo tu już łatwiej byłoby się schować, nawet za stojącą figurę świętego Jana. Zwolniliśmy kroku i spokojnie wróciliśmy do domu i od razu poszliśmy spać. Moja żona Terenia już spała, a o całej przygodzie opowiedziałem jej na drugi dzień.

     W trakcie upływu czasu i praktycznej ocenie nowego budynku Urzędu Miasta i Gminy w Kazimierzy Wielkiej okazało się, że jest za mały. Budynek dwupiętrowy, bardzo duży okazał się nie całkowicie przydatny dla potrzeb Urzędu Miasta i Gminy. Ktoś by pomyślał, że aż tak się administracja rozrosła. Może i tak, ale praktycznie drugie piętro zajmował Państwowy Zakład Ubezpieczeń i Miejski Zespół Administracyjny Szkół, a dość sporą część parteru zajmował Urząd Stanu Cywilnego.

     Były wymogi, aby sala ślubów była odpowiednio urządzona, miała odpowiedni wystrój i nastrój, aby podkreślić rangę zawierania cywilnego związku małżeńskiego. Musiała być cała zastawa do szampana, naczynia na ciasto, a nawet wędlinę. Chociaż z tych ostatnich nie wszyscy korzystali, ale na wyposażeniu musiało być. W związku z tym pomieszczenie musiało być duże, a drugie, przynajmniej jedno do spisywania akt małżeństwa, zgonu i innych oraz na odpowiednie szafy metalowe do przechowywania tych akt. W związku z tym okazało się, że nie ma sali konferencyjnej.

sala ślubów tuż po udzieleniu ślubu mojej córce Renacie, piąta od lewej, zięć Mirosław czwarty od lewej, pierwszy od lewej zięć Edek, rok 1982 (fot. zbiory autora)

     Nie było gdzie zrobić zwykłego zebrania z pracownikami. Początkowo urządzona sala ślubów była nietykalna, a na zebrania chodziliśmy do komitetu partii, a nawet sąsiadującego obok budynku Kółek Rolniczych. Taki stan rzeczy był nie do przyjęcia. W tym czasie naczelnikiem Miasta i Gminy został Władysław Migórski. Zastępcą był Tadeusz Radziszewski. Zaczęto myśleć o rozbudowie budynku. Kto o tym słyszał, nie mógł uwierzyć, że dopiero nowy i już jest za mały. Ale z biegiem czasu zamysły stały się faktem i zaczęto robić przygotowania do budowy. Najprzód sporządzono projekt, potem fundamenty i tak pomału wzrastał nowy gmach obok istniejącego, po uprzednim zlikwidowaniu parkingu. Według niektórych, to ten budynek był na wyrost, ale zawsze to lepszy większy niż mniejszy. Za kilka lat budynek stanął i jak się okazało stał się bardzo potrzebny.

     Do corocznych uroczystości, które musiały się odbyć bez względu na pogodę, należały pochody pierwszomajowe. Zbiórka o godzinie dziewiątej była przed Urzędem Miasta i Gminy. Tam zaopatrzeni w niewielkich rozmiarów flagi, zwane szturmówkami szliśmy na stadion. Tam ustawialiśmy się w czwórki na wyznaczonym dla każdej instytucji bądź zakładu miejscu, oznaczonym tabliczką i czekaliśmy na przemówienie. Na trybunie stadionu były rozmieszczone głośniki wysokiej mocy, aby to co będzie mówione każdy słyszał wyraźnie i dobrze go zrozumiał. Punktualnie o godzinie dziesiątej popłynął z nich głos I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR, którego z wielką powagą wysłuchać należało.

     Po przemówieniu wychodziliśmy czwórkami ze stadionu według kolejności ustalonej przez organizatorów i w zwartych szeregach maszerowaliśmy ulicami Kazimierzy Wielkiej, aż przed bramę główną cukrowni, gdzie była zbudowana trybuna. Zazwyczaj najpierw szli najmłodsi, czyli przedszkolaki, później najmłodsze klasy szkół podstawowych, potem starsze, następnie szkoły średnie, a za nimi instytucje i zakłady pracy. Pochód zamykały straże pożarne ochotnicze z terenu wsi należących do gminy Kazimierza Wielka, a także straż zawodowa z Kazimierzy Wielkiej i z cukrowni "Łubna".

     Na czele pochodu szła oczywiście orkiestra dęta cukrowni, która nadawała krok marszowy pochodu i podnosiła na duchu maszerujących. Orkiestrą dyrygował w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Edward Zawiliński założyciel i szkoleniowiec orkiestry w cukrowni "Łubna". Wszystko w różnorodnych kolorach, a najczęściej w kolorze biało czerwonym. Na trybunie stały władze partyjne z I sekretarzem Komitetu Powiatowego PZPR na czele, przewodniczącym Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, władze powiatowe, gminne, dyrektorzy i kierownicy zakładów pracy, straży i milicji, którzy brawami dopingowali maszerujących, a spiker wyczytywał przodowników pracy, a jego głos płynął z głośników zawieszonych na słupach elektrycznych na terenie miasta.

pochód pierwszomajowy, na pierwszym planie w białym płaszczu moja żona Teresa, z lewej dziewczynka to moja córka Renata, rok 1974 (fot. zbiory autora)

     Po pochodzie można było spotkać się w gronie towarzyskim na piwie, porozmawiać i pożartować, co było odskocznią od szarego dnia pracy. Po południu odbywały się festyny i różne występy rozrywkowe, najczęściej w parku, a zabawa taneczna, która trwała do późnych godzin nocnych należała do punktu stałego programu.

Rozdział XI

     Aż wreszcie nadszedł rok 1989. W Polsce zaszły wielkie zmiany ustrojowe, a w niedługim czasie powołano do życia powiaty. I tak w Kazimierzy Wielkiej powstał znów powiat. Zlikwidowano naczelników miast i gmin, a powołano wójtów i burmistrzów. W Kazimierzy Wielkiej burmistrzem Miasta i Gminy został Adam Bodzioch, jego zastępcą Krzysztof Nurkowski, skarbnikiem Ryszard Wątek. Stanowisko głównego księgowego zlikwidowano, a utworzono stanowisko skarbnika. Ja zostałem starszym inspektorem, a nieoficjalnie zastępcą skarbnika. Sekretarzem Miasta i Gminy została Maria Gołdyn, która na tym stanowisku była bardzo krótko.

     Okazało się, że wybudowany drugi budynek stał się bardzo przydatny, bo znalazło się miejsce na powiat. Gdyby tego budynku nie było, to tak naprawdę w Kazimierzy Wielkiej nie byłoby pomieszczenia na siedzibę powiatu. Tymczasem urząd gminy przeniósł się do nowego budynku, a poprzedni budynek przekazano na siedzibę powiatu. I znów była następna przeprowadzka Tym razem szaf już nie przenosiliśmy, tylko same dokumenty. Między jednym, a drugim budynkiem było wewnętrzne przejście, które zresztą jest do dziś i łączy korytarze. Tędy to trzeba było te wszystkie akta przenosić w różny sposób: w reklamówkach, torbach, workach i na naręczu, jak komu było wygodniej. Mebli raczej nie przenosiliśmy, ponieważ były zakupione nowe.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Rozmaryn

- Dlaczego cierpisz rozmarynie?
Czego ci brak?
Żołnierskiej pieśni, mundurów, butów
i łachmanów zdartych w Oświęcimiu?
Odpowiedz!

- Trzeba mi pracy, rozsądku, rozwagi, spokoju,
abym się rozwijał jak kiedyś, marząc o pokoju.

Zdzisław Kuliś; Donosy, grudzień 1981

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/info/prossoviana/online/kulis_zegar/20170127zegar41sala/art.php