Dlaczego przyspawujemy do stołków takich ludzi?...

"O krasnoludkach i o sierotce Marysi" wyd. II 1904r. (rys. Ludomir Illinicz)

Proszowice, 29-09-2014

     Od kilku tygodni można zaobserwować coraz więcej objawów nadchodzącej "jesieni wyborczej". W takim okresie zastanawiam się czy pomimo coraz niższych temperatur powietrza, "gorączka niedzieli 16 listopada" spowoduje wystarczający dopływ ciepła, aby niektórzy przymarznięci do "tronów" lokalni "książęta" zostaną wymienieni na "nowsze modele". Myślę, że jest to mało prawdopodobne, a dlaczego postaram się dowieść niżej.

     Wielu z "panujących władców" pełni swoje funkcje już kilka kadencji, dla niektórych to były pierwsze cztery lata, chciałbym jednak wprowadzić inną klasyfikację włodarzy, prostą i niezależną od okresu ich rządów. Podzieliłbym ich po prostu na takich, którzy piastują swój urząd "ochoczo i ze znawstwem" oraz tych, którzy robią to tylko "ochoczo", jednak nie chcę przypisywać konkretnych osób do którejś kategorii - będą protesty, oburzenia, obrazy itd... Są to ogóle spostrzeżenia, każdy dopasuje sobie konkretne osoby ;]].

     Podział ten jest bardzo subiektywny, do pierwszej grupy panujących zalicza najczęściej ich własny "dwór" oraz zaliczają się oni sami, natomiast wyborcy-poddani w skrytości ducha, po cichutku wpisują ich do kategorii drugiej. Jedno jest pewne podziałem tym i tak wyborcy przy urnach NIE KIERUJĄ SIĘ.

     Właśnie dlatego chciałbym się w sposób do bólu subiektywny i bardzo krytyczny, przerysowując niektóre wnioski, spróbować dać odpowiedź dlaczego właśnie takich sobie "przyspawujemy" przedstawicieli do samorządowych stołków. Takie nasze "rozczarowanie" bezpośrednio wynika z kryteriów, które stosujemy przy urnach, gdy nauczymy się wybierać najlepszego kandydata a nie..., to myślę, że "z ręką w..." będziemy budzili się rzadziej. A tak, to później dziwimy się, że jego działania (a właściwie brak działań) rozczarowują nas, tak jak "babę" z bajki "O krasnoludkach i sierotce Marysi": ... Przychodzi matka, patrzy, co za dziecko takie? Głowa jak dynia, twarz pomarszczona, oczy na wierzchu, a nogi krótkie jakby u kaczęcia. Przelękła się baba. - Tfu! Na psa urok! - mówi i oczy przeciera, bo myśli, że jej się tak tylko wydaje. A ten jak nie wrzaśnie: - Jeść! - ...! - mówi matka - ...! - a on patrzy tylko na nią spode łba i krzyczy: "jeść i jeść!". Nakarmiła go, ukołysała, myśli: spać będzie. Ale gdzie tam! Ledwie baba na krok od kołyski, ten w krzyk: "jeść i jeść!" (...)

Koszałek - Opałek (fot. migielicz.pl)
Karmi go biedne matczysko, a łzy jej kapią z oczu, gdy na dziecko spojrzy: tak jej się ... odmienił! Dawniej z nim przed chatą siadała na progu, a kto przeszedł, to chwalił, jako że takiego dziecka daleko było szukać. Teraz go ludziom pokazać nie śmie, takie się zrobiło poczwarne straszydło. Nie uśmiechnie się, nie zagwarzy, rączek do matczynych korali nie wyciągnie, tylko leży odęte, namarszczone, łyse, jakby co starego. Rość też nie rośnie, tylko ta głowa wielka i ciężka sterczy mu jak dynia...


     Jak to kronikarze krasnoludków mają w zwyczaju, postanowiłem swoje przemyślenia spisać "gęsim piórem" na internetowych kartach. Po głębokich analizach, obserwacjach i "licznych socjologicznych badaniach" ;] mogę z przekonaniem napisać, że przy typowaniu "swojego" faworyta przez stawianie "x"-a, bardzo rzadko jest on faktycznie naszym kandydatem na pewno o jego wyborze nie decydujemy się "swoim rozumem". Czym się kierujemy? - zapraszam do lektury ;].

Wiernopoddaństwo. Teren nasz jest niestety rolniczy, nie obfituje on w wielkie przedsiębiorstwa, które zatrudniałyby wielu mieszkańców Ziemi Proszowskiej. Największymi pracodawcami są urzędy, szkoły i inne instytucje wprost zależne od panujących lub ich dworzan, którzy zostali mianowani przez "najwyższego". Taka struktura zatrudnienia sprzyja zachowaniom lojalnościowym podczas podejmowaniu decyzji komu stawiamy "krzyżyk". Siedzi ciągle w głowie (szczególnie, że pamięć zostaje w tym temacie odświeżona) to on "dał mi pracę", a jak przyjdzie inny to mnie zwolni (to także zostaje przed wyborami odpowiednio zasugerowane). Niestety tak jesteśmy przekonani o tym, że tylko ten obecnie panujący musi być na tym stanowisku, iż namawiamy do głosowania na "naszego pana" swoich bliskich i znajomych.

     Skąd ta niska samoocena? Dlaczego tak ślepo ufamy w nieomylność i wszechobecność aktualnego "władcy"? Czy myślimy, że wybory nie są tajne i panujący dowie się jak głosowaliśmy? Gdzie wiara w naszą Konstytucję i uczciwość Komisji Wyborczych? Może jak przyjdzie ktoś nowy to wcale nie zwolni nas, nie będzie się czepiał? Może będzie lepszym urzędnikiem?

Niestety kiedy przychodzi stawiać "iksa" to i tak postawimy przy "NASZEMU PANU"...

Powiązania rodowe. To także jest "odprysk rolniczości" naszego regionu. Oczywistą sprawą jest, że rolnik pomimo zlikwidowania paręset lat temu ograniczenia swobody osobistej chłopów, która między innymi obejmowała: przywiązanie ich do ziemi i tak niezbyt chętnie korzysta z tego przywileju. Występuje teraz dobrowolne przywiązanie do roli, czego efektem jest, raczej niezbyt częsta zmiana miejsca zamieszkania przez naszych rolników. Przez dziesięciolecia rozrastający się "rodzinny system korzeniowy" wypuszczał pędy (następne pokolenia) coraz dalej jednak odległości te nie są zbyt duże. Zamyka się to w obszarze gminy, powiatu.

     Jeżeli, ktoś z rodziny stanie w wyborach na jakieś eksponowane stanowisko, to my jako członkowie rodziny (nawet bardzo odległej) chociaż w ogóle nie znamy naszego "kuzyna" i słyszymy o nim pierwszy raz, jesteśmy zobowiązani wspierać go z całych sił, chociaż wcale nie mamy na to najmniejszej ochoty.

     Zaczyna nagle obowiązywać dziwne prawo "plemienne", które zobowiązuje nas do głosowania na kandydata z naszej wsi, ulicy, dzielnicy, chociaż znając go nie powiedzielibyśmy o nim nigdy dobrego słowa. Jednak jak są wybory to krajanie stają za nim murem. Dlaczego?...

     Tutaj to akurat łatwo znaleźć przyczynę. Jak już na tronie będzie NASZ CZŁOWIEK ("kuzyn, sąsiad") to pewnie odwdzięczy się nam, jakieś okruchy z pańskiego stołu i nam się dostaną. Zresztą jak popatrzymy po "zależnych jednostkach" może i coś w tym jest. Będzie wybrany OBCY to pewnie wprowadzi swoich ludzi, a dla nas nic nie zostanie.

     Nikomu nawet do głowy nie przyjdzie zastanowić się nade kompetencjami NASZEGO i OBCEGO, nikogo nie zainteresują ich programy wyborcze (zresztą te programy nie interesują także kandydatów jak już dostaną się do "wodopoju").

Niestety kiedy przychodzi stawiać "iksa" to i tak postawimy przy "KUZYNIE-SĄSIEDZIE"...

Partyjne namaszczenie, ten powód wyboru na "stolec gminny" (czy też jakikolwiek inny), to moim zdaniem najgorszy z możliwych, nie będę zbytnio go analizował bo od razu skacze mi ciśnienie ;[[. Ale cóż, obraz "naszych" niech będzie, że wyborów wymaga niestety rozpatrzenia i tego aspektu, "łyknę" więc tabletkę i zaczynam...

     Nie od dziś wiadomo (oczywiście będzie to uproszczenie), że od czasu upadku monarchii na różnych szczeblach władzę trzymają "zorganizowane grupy... polityków" potocznie zwane partiami. Jak to się mówi, ktoś rządzić musi, a w kupie raźniej... A propos, znaczenia wyrazu "kupy", gdy słucham (czytam) o działaniach przedstawicieli tych zorganizowanych grup... mam nieodparte wrażenie, że wyraz ten w tym powiedzeniu oznaczający zespół ludzi, zmienia swoje znaczenie na bardziej prozaiczne... - nie wypada w takim felietonie dokładniej wyjaśniać tego częściej spotykanego synonimu słowa "kupa".

     Jest takie powiedzenie (pewnie przesadzone), że ze złego nic dobrego nie powstanie, więc trudno spodziewać się, że partie do wyborów wniosą coś pozytywnego. Wzorem kukułki, podrzucą nam jakieś dziwne "jajko", a to co się z niego wylęgnie, rozpycha się, stroszy piórka, wyrzuca z gniazda tych, którzy tam powinni być, dobierze sobie jakieś inne "kukułki" i rządzą na całego...

     Jako "zorganizowana grupa..." ma SWOICH ludzi (swój elektorat), którzy zrobią wszystko dla "barw". Jeżeli więc zobaczą oni swoje umiłowane logo, wyłącza się im ważny przy podejmowaniu decyzji organ, a włącza się dyscyplina partyjna. Nic nie jest ważniejsze od organizacyjnego znaczka, cóż z tego, że będziemy (albo już to trwa) jeździli po dziurawych drogach, inwestorzy omijają gminę szerokim łukiem. Cóż z tego, że w urzędach traktują nas jak krasnoludki (w moim przypadku nie dziwię się ;] ), "wszelkie" informacje o działaniu instytucji i podejmowanych tam "dla nas" decyzji są "ściśle tajne", dostanie się przed oblicze panującego z uniżoną prośbą jest prawie niemożliwe, inicjatywy społeczne są utrącane przez "gwardię przyboczną" (czytaj radę), lub przez samego księcia, itd., itp...

     Jak już coś łaskawie zostaje zrobione (kawałek drogi, trochę rur się położy, kilka kostek na chodniku, itp.) to trąbi się naokoło, jaka ta władza sprawna i dobra, bo "aż tyle" zrobiła. Dziwi mnie, że normalne działanie, za które biorą oni pieniądze traktuje się jak wielkie wydarzenie!!! Przecież po to są oni wybierania i za to niemałe wynagrodzenia otrzymują.

Niestety kiedy przychodzi stawiać "iksa" to i tak postawimy przy "PARTYJNYM DZIAŁACZU"...

Milcząca większość. Żyją pośród nas także tacy, którzy czytają programy wyborcze, poznają sylwetki kandydatów, żeby spróbować wybrać NAJLEPSZEGO. Próbują zagłosować na tego wartościowego kandydata, próbują raz, próbują drugi, trzeci,... a po pewnym czasie dochodzą do wniosku, że szkoda próbować i przestają chodzić na wybory. Jako ludzie posługujący się głową nie tylko "do noszenia kapelusza", widzą, że wymienione wcześniej motywy głosowania są niemoralne, jednak bardziej skuteczne, a więc MAMY TO CO MAMY. Nie chcą wspierać swoją "frekwencją" tej koślawej, partyjnej demokracji, gdzie zdrowy rozsądek i odrobina myślenia przy urnie tylko przeszkadza.

     Ach trudny jest los szaraczka-wyborcy na Ziemi Proszowskiej, który powód wybrać? kogo poprzeć? U nas w świecie krasnali nie mamy takich problemów, mamy swojego króla, który jest najlepszy i najmądrzejszy a nie musieliśmy go wybierać, huuuura!

     Jednak gdy obserwuję to co na tym świecie się dzieje, chociaż niby macie demokrację to jak popatrzę na zasady funkcjonowania WŁADZY, to jakbym był u siebie na dworze króla Błystka i obserwowałbym życie dworzan i samego władcy. Popatrzcie jak opisała to pani Konopnicka w bajce o nas (wprawdzie u nas król nie jest przyspawany tylko biedaczysko przymarzł i krasnoludki mają czerwone ubrania - na naszym terenie pasowałby raczej inny kolor, ale to tylko drobne różnice):

... Zima była tak ciężka i długa, że miłościwy Błystek, król Krasnoludków, przymarzł do Zima swojego tronu. Siwa jego głowa uczyniła się srebrną od szronu, u brody wisiały lodowe sople, brwi najeżone okiścią stały się groźne i srogie; w koronie, zamiast pereł, iskrzyły krople zamarzniętej rosy, a para oddechu osiadała śniegiem na kryształowych ścianach jego skalnej groty. Wierni poddani króla, żwawe krasnoludki, otulali się jak mogli w swoje Strój czerwone opończe i w wielkie kaptury. Wielu z nich sporządziło sobie szuby i spencery z mchów brunatnych i zielonych, uzbieranych w boru jeszcze na jesieni, z szyszek, z huby drzewnej, z wiewiórczych puchów, a nawet z piórek, które pogubiły ptaszki, lecące za morze.

Ale król Błystek nie mógł się odziewać tak ubogo i tak pospolicie. On zimą i latem Król, Obyczaje musiał nosić purpurową szatę, która od wieków służąc królom Krasnoludków, (...)

Grzał się tedy król Błystek przy blasku złota i srebra, przy płomieniach brylantów, wielkich jak skowrończe jaja, przy tęczach, które promyk dziennego światła zapalał w kryształowych ścianach tronowej sali, przy iskrach lecących z długich mieczów, którymi wywijały dzielne Krasnoludki, tak z wrodzonego męstwa, jak i dla rozgrzewki. Ciepła wszakże z tego wszystkiego było bardzo mało, tak mało, że biedny stary król szczękał zębami, jakie mu jeszcze pozostały, z największą niecierpliwością oczekując wiosny...

Skłonił tylko ze swego majestatu złote berło nad uczonym mężem, a gdy ten rękę królewską całował, stoczyło się po królewskim licu kilka jasnych pereł, które z brzękiem na kryształową posadzkę upadły. Były to zamarznięte łzy dobrego króla. Podjął je natychmiast skarbnik państwa, Groszyk, i w szkatułę drogocenną włożywszy, do skarbca zaniósł...


No proszę ile nas łaczy... ;]]

koszałek-opałek   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/zrzeda/20140929przyspawanie/art.php