Zapiski myśliwego - czerwiec, przyroda w pełni rozwoju cz.I

wiszące, kwitnące kępy macierzanki na skarpach drogi polnej do łąk nadwiślańskich w Hebdowie (fot. Jan Gorczyca)

Proszowice, 27-06-2011

     Koniec maja i początek czerwca niewiele różnią się od siebie, a przyroda jest już w pełni rozwoju. Łąki jeszcze kwitnące, zaczynają przerastać, pszenica się kłosi, a bardzo nieliczne dziś poletka żyta są już w fazie kwitnienia. Rolnicy zbierają wczesne warzywa spod folii, zbierane są też wczesne ziemniaki. Nadal trwają spóźnione opryski kukurydzy, zbóż i warzyw. Jednak zdecydowana większość pól jest już opryskana widać, że uprawy są czyste od chwastów. Nadal intensywnie kwitną czarne bzy i akacje. Wieczorem roznosi się duszący miodowy zapach. Mimo wciąż postępującego rolniczego zagospodarowywania środowiska są jeszcze w obwodzie mojego koła zakątki jak z bajki np. "skarpa" nad Wisłą w Hebdowie, czy "bagienko" w Gruszowie, które szczęśliwie do tej pory omija "cywilizacja". Myślę, że są to ostatnie już takie "obrazki", za kilka lat pozostaną już tylko w naszych wspomnieniach. Na resztkach dawnych łąk można jeszcze gdzieniegdzie zobaczyć wielokolorowe dywany kwitnących roślin zielnych zmieniających swe barwy wraz z upływem czasu.

kilkudniowe pisklę czajki na łące koło stawów w Pławowicach, pisklęta czajki kilka godzin po wykluciu biegają i zdobywają pokarm, usamodzielniają się po 5 tygodniach, kiedy to umieją już latać, włóczą się wtedy stadami po okolicy (fot. Jan Gorczyca)
     Z końcem maja rozpoczęły się sianokosy, w części pokoszone łąki napełniają balsamiczną wonią powietrze. Lecz dzisiejsze sianokosy nie odbywają się tak jak dawniej, kiedy to wszyscy rolnicy, prawie jednocześnie rozpoczynali koszenie, a następnie suszenie i zbiór siana. Dzisiaj te resztki łąk koszone są w różnych terminach i w różnych celach. Jedni koszą bo mają jeszcze krówkę, inni aby spełnić warunek do otrzymania dopłat do posiadanych gruntów, a jeszcze inni nie koszą wcale. Niestety wraz z rozpoczęciem koszenia traw rozpoczął się trudny i niebezpieczny okres dla zwierzyny gniazdującej na ziemi. Na skoszonych łąkach widoczne są szczególnie rano i wieczorem myszkujące lisy, kuny, tchórze i domowe koty. Szukając dniem i nocą żeru czynią wielkie szkody zwierzynie gniazdującej na ziemi. Otrzymuję również informacje o wykoszonych już trzech gniazdach bażantów. Sarny, zające, jeże, a nawet kury bażancie giną także na szosach pod kołami pędzących samochodów.

     Przełom maja i czerwca to czas intensywnego rozrodu zwierzyny. Część bażantów nadal tokuje, w tym roku widoczne jest dużo kogutów. Są również widoczne zające, nadal odbywają się kolejne parkoty. Trwają także wykoty saren; w Pławowicach koło miejsca zbiórek przed polowaniami widzę kozę z bliźniakami, urodzonymi zaledwie przed kilkoma dniami, w Bobinie za Ośrodkiem Zdrowia dwie pary ubiegłorocznych koźląt bez matek, które je opuściły na czas wykotów.

Pławowice, parkoty zajęcy zaczynają się w zależności od pogody - od połowy stycznia lub początku lutego i trwają do sierpnia, najintensywniej w maju, czerwcu (fot. Jan Gorczyca)
     Chór wiosennych ptasich śpiewów słychać jeszcze w całej sile, ale w miarę jak się z jaj klują pisklęta, ścisza się, a zamiast niego słyszymy krótkie czułe głosy rodziców przylatujących z wyżywieniem, lub trwogi, gdy do gniazda zbliża się człowiek, albo drapieżne zwierzę. Oprócz głosów rodziców; czułości, radości, troski i trwogi, słychać teraz również piszczenie i świergotanie głodnych żeru piskląt, które szeroko rozdziawiają dzióbki. Jeszcze w puchu lub pałkach na gnieździe, albo już upierzone obsiadają gałązki blisko gniazda, lub też tulą się pod skrzydła kwoczącej matki która grzebie i wodzi.

     Na przełomie maja i czerwca kuropatwa składa 10-15 jaj, a czasem więcej, w gnieździe na ziemi, na które wyszukuje małe wgłębienie, najczęściej na łące lub w polu zasianym koniczyną, rzepakiem, zbożem lub mieszanką, a następnie wyściela je trawą. Młode kury znoszą więcej jaj, a stare mniej. Również po zniszczeniu pierwszego gniazda kury znoszą jaja jeszcze raz, ale wtedy już mniej, 6-8 sztuk. Jaja są koloru oliwkowo-brunatnego. Wysiadywanie trwa 24-25 dni. Gdy widać pojedyncze samotne kogutki kuropatw świadczy to, że druga połowa siedzi na gnieździe. W okresie wysiadywania samice siedzą na gnieździe bardzo wytrwale i często giną zabijane przez drapieżniki (w tym koty), lęgi często ulegają zniszczeniu wskutek zalania oraz wyjadania przez wrony, sroki, kuny, gronostaje, łasice, jeże, wydry i inne drapieżniki. Gdy ostatnie młode opuści skorupkę rodzice natychmiast wywodzą całą gromadkę w "szeroki świat". Ich przyjście na świat odbywa się w najlepszym dla nich okresie, mają pod dostatkiem pokarmu, a bujna roślinność zapewnia dobre ukrycie dla całej rodziny.
kuropatwa szara, coraz rzadszy mieszkaniec naszych pól i łąk (fot. Jan Gorczyca)
     Pisklęta są niezwykle samodzielne, już od pierwszego dnia same pobierają pokarm - drobne owady, poczwarki mrówek z rozgrzebywanych przez rodziców mrowisk, drobne nasiona chwastów, a także skubią młode listki. Zarówno kura, jak i kogut są troskliwymi rodzicami w wychowywaniu młodych, codziennie swoim przykładem uczą je wyszukiwania odpowiedniego pokarmu i obrony przed zagrożeniami. Pod troskliwą opieką rodziców młode rosną intensywnie i po dwóch tygodniach potrafią już fruwać. Funkcję wartownika pełni kogut, samica zaś zwraca uwagę na zachowanie się młodych. W razie zagrożenia na sygnał rodziców stadko przylega do ziemi i staje się prawie niewidoczne. Jest to ich podstawowa forma obrony, w przetrwaniu zagrożenia pomaga im też wydalanie słabszej woni od dorosłych osobników. Pełną dojrzałość osiągną po 5-6 miesiącach.


3 czerwca. Przed południem obserwuję interesujące zjawisko. Około 80 bocianów wykorzystując prądy ciepłego wznoszącego powietrza szybuje nad Mysławczycami. Młode nielotne jeszcze bociany nadal przebywają w gniazdach. Na stawie Zarzecze, wystające z wody wysepki porośnięte roślinnością, tworzą idealne warunki do bytowania i rozrodu ptactwa wodnego. Widać tutaj kilka gatunków dzikich kaczek takich jak głowienki, czernice, cyranki, cyraneczki, oraz łyski, perkozy a nawet mewy. Gniazdują tutaj również błotniaki stawowe. Pojawiły się jak co roku chmary szpaków. Widoczne są liczne czaple siwe które po wycięciu starej topoli tzw. czaplińca, pozakładały natychmiast kolonie gniazd na olchach nad Szreniawą oraz na wysepce na stawie piekarskim.

pisklęta łyski na stawie Zarzecze w Pławowicach. Młode opuszczają gniazdo zaraz po wykluciu, a samodzielność uzyskują po około 8 tygodniach, żywią się roślinami wodnymi zarówno częściami zielonymi jak i nasionami, oraz różnorodnymi zwierzętami wodnymi np. małżami (fot. Jan Gorczyca)
6 czerwca. Nadal parno i burzowo. Jadąc rano do pracy zauważyłem jakieś 150 m przed samochodem czajkę przeprowadzającą młode z łąk na pola. Zwolniłem i zatrzymałem się bezpośrednio przed nimi. Stara poderwała się i odfrunęła a dwie małe, wystraszone puchowe kuleczki przywarły do asfaltu. Po chwili jedna wróciła w trawy na pobocze skąd wyszły, a druga szybkim truchcikiem pognała na drugą stronę za matką. Gdy odjechałem matka natychmiast wróciła do pierwszej i przeprowadziła ją na drugą stronę drogi. Droga Proszowice Koszyce biegnie pograniczem pól i łąk, równolegle do rzeki Szreniawy. Co jakiś czas szosę przecina naturalny ciek wodny, odprowadzający nadmiar wód opadowych z pól do rzeki. To właśnie doliny tych cieków wodnych wokół których kiedyś rozpościerały się łąki śródpolne są naturalnymi korytarzami ekologicznymi którymi do dziś przemieszcza się zwierzyna z pól na łąki nad Szreniawą i odwrotnie. Niestety te korytarze ekologiczne przecinające nie tylko ruchliwe szosy, są najbardziej niebezpiecznymi miejscami w których corocznie giną tysiące ssaków i ptaków pod kołami pędzących samochodów. W moim obwodzie o powierzchni czterech tysięcy hektarów znajduje się gęsta sieć dróg gminnych, powiatowych i krajowych o powierzchni asfaltowej, długości 177 kilometrów, po których samochody poruszają się ze znacznymi prędkościami o każdej porze dnia i nocy.

7 czerwca. Po wczorajszej burzy kolejny słoneczny, a nawet upalny dzień. Ambona myśliwska nad strumykiem odprowadzającym wodę ze źródełka w Modrzanach do rzeki Szreniawy stoi na łąkach spółdzielni produkcujnej w Majkowicach. Łąki te o powierzchni ponad 4 ha użytkowane są zgodnie z programem rolno-środowiskowym - ochrona siedlisk lęgowych ptaków - wariant 4.1. Koszone są tylko raz w roku po 1 sierpnia, z pozostawieniem corocznie w innym miejscu 5% powierzchni nie koszonej. Od południa i zachodu otaczają je zagajniki odległe o kilkadziesiąt metrów. Od wschodu graniczą bezpośrednio z łąkami rolników z Modrzan. Od północy granicą łąk spóldzielczych jest rzeka, a za nią dalej położone są łąki koczanowskie. Trawy są w pełni kwitnienia, soczysta zieleń liści drzew miesza się z białymi plamami kwiatów akacji i czarnego bzu. Tutejsze łąki upstrzone są bujnymi kępami łozy. Wzmaga się wiatr, który miesza rozgrzane powietrze z fetorem unoszącym się z wody stojącej w trawach.

     W czasie podchodzenia do ambony (18,20) spłoszona koza umyka do zagajnika w którym corocznie odbywają się wykoty i gdzie najprawdopodobnie znajduję się jej koźle. Chwilowe bajora na łąkach skwapliwie wykorzystują wszystkie gatunki kaczek lęgowych. Co chwilę widzę przelatujące i zapadające stadka rodzinne. Nad trawami śmigają jaskóki, korzystając z żeru jakim są roje komarów wirujące nad mokradłami. Na obrzeżach tafli wody stojącej na zalanym polu kukurydzy żerują czajki, czaple i szpaki, a nawet bażanty. Na tafli unoszą się kaczory krzyżówki już w szacie letniej. Zewsząd słychać radosne śpiewy kosów, sikor, słowików i całej plejady drobnego ptactwa. Odzywa się wilga i kukułka. W trawach grają świerszcze, górą przelatują szpaki, grzywacze i wrony, szybują pustułki zatrzymując się co chwilę i wypatrując przysmaków. W śród traw co chwilę lądują bażancice i walczące koguty. Idąc na tą ambonę miałem wątpliwości czy w tych mokradłach zobaczę dzisiaj sarnę. Okazuje się jednak, że znajdują tutaj suche wysepki na których zalegają.

     O 18.35 jakieś sto metrów na wschód widzę mocnego szóstaka. Wstał, porozglądał się i znów się położył. Odzywa się piewszy derkacz, wygwizduje słowik, wtóruje mu wilga. Słońce wisi już nad koronami drzew, powoli ochładza się, wiechy kwitnących traw kołyszą się we wszystkie strony mieszając odcienie zieleni runi łąkowej. Zaczyna się żabi koncert, zakłóca go ryk syreny zwołującej na zbiórkę strażaków z Koczanowa. Szóstak znów podniósł łeb, po piętnastu minutach obok pojawia się kózka. Na łąkach modrzańskich pojawia się pierwszy ciągnik z kosiarką rotacyjną rozpoczynając sianokosy. Od zachodu w kierunku capa odważnie zmierza druga koza. Słowik wytrwale wygwizduje swoje trele, znów odzywa się derkacz. Druga koza zbliżyła się do capa na jakieś pięć kroków, ten udaje że jej nie widzi, co chwilę potrząsa łbem opedzając się od komarów. Ta pierwsza krąży z tyłu jakieś 20 kroków i wyrażnie boi się zbliżyć do capa. Wszystkie trzy sztuki powoli oddalają się w kierunku kęp łozin.

firletka poszarpana, typowa roślina łąkowa, porasta łąki wilgotne lub mokre wiosną, a obsychające latem, często tworzy duże łany, na zdjęciu nieistniejące już siedlisko firletki na łąkach w Koczanowie, w 2010 roku łąka została zamieniona na pole uprawne (fot. Jan Gorczyca)
     Zagajnik przyległy bezpośrednio do zabudowań gospodarczych spółdzielni jest miejscem lęgowym saren, zajęcy a także lisów. W dziuplach starych kasztanowców lęgną się sowy, szpaki i wiewórki, w koronach olch i lip zakładają gniazda grzywacze, paszkoty, sroki i wrony, a w plątaninie gałęzi czarnego bzu, kruszyny, wierzby wiciowej i łozin zakłada swoje gniazda cała plejada drobnego ptactwa śpiewającego. Ze spółdzielczego zagajnika wychodzi młoda kózka z bliźniakami. Ich wiek to najwyżej kilka dni. Za nimi młody szóstak, podskakuje i czemcha poroże o krzewy. Ze wschodniej ściany zagajnika już o zmroku na łąkę wychodzi stara ciężarna koza. Wyraźnie widać zapadnięte boki i nabrzmiałe grzęzy (wymię), to już ostatnie chwile przed wykoceniem. Po chwili znika w zagajniku. Tutaj w tym niewielkim zagajniku koci się corocznie co najmniej jedna koza, a w tym jak widać dwie, chyba mama i córka. Robi się coraz bardziej szaro. Schodzę z ambony i jadę utwardzoną drogą polną z Bobina do Pławowic.

     Po prawej stronie na jęczmieniu zauważam sylwetkę sarny w dziwnie skręconej nienaturalnej pozycji. Biorę lornetkę, sarna po chwili podnosi łeb, bacznie rozgląda się i wraca do poprzedniej pozycji. Jest jakieś osiemdziesiąt metrów od drogi, na której zatrzymałem samochód. Jestem dla niej niewidoczny, gdyż pobocze drogi w tym miejscu porośnięte jest wysokimi roślinami zielnymi i krzewami. Po jakimś czasie znów podnosi łeb, znów bacznie lustruje okolicę. Widzę na jej pysku i nozdrzach pianę, to koza. Acha, czyli mam do czynienia z dopiero co przed chwilą odbytym wykotem! Koza ponownie schyla łeb, a ja próbuję dojrzeć noworodka leżącego w niewielkim jęczmieniu, gdyż z minuty na minutę robi się coraz ciemniej. Niestety koźlę jest jeszcze w pozycji leżącej i w dodatku przysłania go sobą koza. Po kilkunastu minutach koza próbuje nakłonić malca do podniesienia się. Ten niezgrabnie wstaje, chwieje się i ponownie pada na ziemię. Matka uparcie powtarza próby podniesienia malca.

     Któraś z kolei próba udaje się, noworodek przemieszcza się kilka kroków w moim kierunku i przewraca się. Koza dalej liże go i poszturchując pyskiem zmusza do podniesienia się. W tym momencie nad nimi pojawia się duża sowa. Koza natychmiast całym ciałem osłania leżące bezbronne koźlę. Gdy mija bezpośrednie zagrożenie ponownie przystępuje do masażu koźlaka swoim pyskiem. Po kilku próbach i upływie pół godziny malcowi wreszcie udaje się utrzymać na nogach przez dłuższy czas, a nawet trafić do cycka grzęz matki.

     Po krótkim karmieniu koza robi powoli kilka kroków, a koźlak zmuszony jest podążać za nią. Jego dalsze życie uwarunkowane jest tylko możliwością sprawnego poruszania się. Po kolejnych kilkunastu minutach zbliżyły się do mnie na czterdziesci metrów. Uznałem, że już pora wycofać się zanim zbliżą się do mnie jeszcze bardziej i uruchomiłem silnik. Koza natychmiast wyczuła zagrożenie i odskoczyła na jakies pięć metrów, malec również zrozumiał jej reakcję i szybko pognał w jej stronę. Koza znów odskoczyła o kolejne pięć metrów, koźlak zrobił to samo, widać było, że już nieźle trzyma się na cewkach czyli sarnich nogach. Tak oto po raz pierwszy byłem przypadkowo naocznym świadkiem narodzin dzikiego zwierzącia. Niestety późna pora nie pozwoliła mi utrwalić opisanego zdarzenia na zdjęciu.

cdn.

Jan Gorczyca   

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/zapiski/20110627zapiski06_1/art.php