Okiem Tubylca - lipiec 1991
|
(fot. Gazeta Lokalna) |
|
(fot. Gazeta Lokalna) |
Proszowice, 26-04-2016 [4-07-1991 (nr 14)]
W budynkach wielorodzinnych, popularnych "blokach" spółdzielczych czy też komunalnych mieszka większość Proszowian. Dlatego nieobojętne powinny być im poruszone niżej problemy.
Rzecz dotyczy rozwiązania przez Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej w Proszowicach umowy o administrację zleconą budynków i kotłowni, stanowiących własność, komunalną.
W 1976 roku ówcześni decydenci doszli do wniosku, że zbyteczne jest utrzymywanie dwóch administracji zarządzających budynkami położonymi obok siebie w odległości kilkudziesięciu metrów z bliźniaczymi problemami, powiązane wspólną siecią grzewczą, wodną i kanalizacyjną, wspólnymi drogami i urządzeniami komunalnymi. Podjęta 15 lat temu decyzja przekazania spółdzielni mieszkaniowej w ramach tzw. administracji zleconej zasobów komunalnych była, co należy podkreślać, decyzją słuszną i celową. Potwierdziła ona koncepcję jednego gospodarza w jednym osiedlu.
Upłynęło kilkanaście lat w czasie, których mimo faktycznej dwuwładzy (Urząd Miasta podejmował decyzje o przydziale mieszkali komunalnych i wielkości dotacji), administrowane zasoby uległy naturalnej symbiozie.
Jest prawdą, że ostatnie, niełatwe lata, w których zaczęło brakować środków finansowych, a przekazywane okrojone dotacje docierały okrężną drogą z dużym opóźnieniem, zmuszając do okresowego angażowania środków własnych spółdzielni. Ale generalnie byłoby nieuczciwe twierdzenie, że spółdzielnia zmuszona była utrzymywać zasoby komunalne na podstawie li tylko decyzji administracyjnej. Umowa o powiernictwo gwarantowała jej 10% prowizję od ogólnych kosztów utrzymania zasobów, którą można było przeznaczyć na najpilniejsze potrzeby, w tym także remonty, na które nie byłoby jej stać bez znaczącej podwyżki czynszów.
Co więc przemawia za nonsensownym rozdziałem proszowskiej mieszkaniówki, niekorzystnym dla każdej ze stron? Przecież spółdzielnia, okrojona do 8-miu budynków, stanie się słabym ekonomicznie karłem, przykładem firmy-ewenementu z perspektywą stagnacji a nie rozwoju. Firmy zmuszonej coraz w szerszym zakresie sięgać do Jedynego źródła utrzymania - kieszeni członków spółdzielni.
Można zadać kolejne pytanie: czy tak ważka decyzja nie powinna zostać poddana weryfikacji przez ogół członków spółdzielni? Jednakże w sytuacji powszechnego zobojętnienia mieszkańców, jest to pytanie nierealistyczne. A szkoda, gdyż gremialne wystąpienie członków w tej sprawie mogłoby wpłynąć na zmianę niekorzystnych dla mieszkańców budynków spółdzielczych, a także (o czym być może nie wiedzą) mieszkańców budynków komunalnych - decyzji.
Stajemy przed kolejnym Zebraniem Przedstawicieli członków spółdzielni, jej najwyższym organem i władzą. Jest to tym bardziej symptomatyczne po likwidacji wojewódzkich i centralnych szczebli spółdzielczych. Minimalna frekwencja na zebraniach grup członkowskich świadczy, że większość spółdzielców nie zdaje lub nie chce zdawać sobie z tego faktu sprawy.
I na koniec kilka uwag natury ogólnej. Nasza, polska spółdzielczość jest ciężko chora - jej reanimacja wymaga przemyślanych działań reformatorskich. Dobry początek winien zrobić parlament i rząd, wychodząc z inicjatywą tworzenia korzystnych rozwiązali legislacyjnych. Wydaje się, że na pasywną postawę władz w tej kwestii, wpływa brak silnego lobby spółdzielczego i ogólna apatia członków - spółdzielców.
Mam duże obawy, że w dobie powszechnej manii prywatyzacyjnej i tworzenia antyspołecznych ustaw mieszkaniowych, możemy obudzić się Już nie jako spółdzielcy lecz lokatorzy czynszowych kamienic, ci natomiast najbardziej "zaspani" na ulicy, bez dachu nad głową.
Edward Wypych
|
|
|