Rzeczywistość przygotowań do wojny obronnej Polski w 1939 r. wobec przeszkód natury politycznej i psychologicznej

1 września 1939 (piątek) (fot. 1wrzesnia39.pl)

W Polsce nigdy nie zdawano sobie całkowicie sprawy, pomijając marsz. Józefa Piłsudskiego i niewielu rozsądnie myślących polityków, z niebezpieczeństwa sytuacji (...). Trudność położenia operacyjnego Polski wynikała z przebiegu granicy polsko - niemieckiej (...) Jeśli mimo tego polskie Naczelne Dowództwo skłonne było do osłony wszystkiego, to ukazuje to jedynie, jak trudno jest oczywiście dostosować rzeczywistość militarną do przeszkód natury psychologicznej i politycznej.

[Erich von Manstein - niemiecki feldmarszałek III Rzeszy, którego rady rząd RFN uwzględnił przy tworzeniu Bundeswehry]

Jeżeli dwaj nasi potężni sąsiedzi (...) prędzej czy później sięgną po własność Polaków, to obronić ją możemy talentem tworzenia i pracowitością.

[marsz. Józef Piłsudski]


3-09-2015

     Miesiąc wrzesień stał się w polskiej literaturze historycznej czasem refleksji nad losami państwa polskiego po przegranej kampanii 1939 r. Poza ocenami sytuacji politycznej i wojskowej II Rzeczypospolitej autorzy podkreślają męstwo żołnierza, co znajdywało także uznanie u przeciwników Wojska Polskiego po zakończonej kampanii. W opracowaniach autorów polskich niemalże od zakończenia wojny obronnej Polski zaczęto doszukiwać się przyczyn jej klęski. Spory i oskarżenia w tym zakresie nabierały różnych zabarwień w zależności od panującej koniunktury politycznej i społecznego zapotrzebowania. Przeprowadzone porównania zmagań militarnych państw Europy Zachodniej z III Rzeszą w roku 1940 dają korzystne porównania dla wysiłku i woli Narodu Polskiego dla obrony państwa we wrześniu 1939 roku.

     Wraz z upływem czasu rozważania nad przyczynami klęski wrześniowej są analizowane w świetle nowych źródeł wiedzy, których autorzy demaskują nie przygotowanie państwa do obrony swojej suwerenności także na tle charakterystyk personalnych i psychologicznych kierowników polityki i wojska okresu II Rzeczypospolitej. Wiedza z tego obszaru i wyprowadzane z niej wnioski powinna znajdować uzasadnienie dla potrzeb sprostania współczesnym zagrożeniom - także militarnym, których od dwóch lat pojawiło się niemało w pobliżu granic Rzeczypospolitej. Zmiany współczesnego środowiska bezpieczeństwa niewątpliwie stały się powodem opracowania nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej podpisanej przez Prezydenta RP w dniu 5 listopada 2014 r.

     Zapisy Strategii Bezpieczeństwa Narodowego wskazują jednoznacznie: Rzeczypospolita Polska jest suwerennym podmiotem bezpieczeństwa, suwerennie określającym własne interesy narodowe i cele strategiczne. Wynikają one z doświadczeń historycznych, istniejących warunków polityczno - ustrojowych oraz potencjału jakim dysponuje państwo.

     Wyzwania obowiązujące w dziedzinie bezpieczeństwa organizmów państwowych nie są wymysłem początków XXI wieku. Obowiązywały już w starożytności jako odpowiedź na potencjalne zagrożenia dla bezpieczeństwa. Ich istota była związana z polityką istnienia organizmów państwowych, w której uwzględniano szczególnie: terytorium, ludność, położenie geograficzne, warunki gospodarcze. Przygotowanie i wykonywanie strategii bezpieczeństwa w wymiarze praktycznym wymagało zawsze odpowiedzialnych, stanowczych i przygotowanych kierowników polityki na wszystkich szczeblach funkcjonowania państwa, a szczególnie pod względem charakteru, doświadczenia oraz wiedzy. Obszar bezpieczeństwa jest specyficzną potrzebą pojedynczych ludzi, lokalnych społeczności i organizacji państwa.

     Zagrożenia oraz procesy konfliktogenne im towarzyszące mają charakter niszczycielski przez co stwarzają sytuacje nieodwracalne, a usuwanie ich skutków może trwać dekadami. Na tym tle jest wyjątkowo ważna umiejętność doboru celów strategicznych i sposobów ich wykonywania. Umiejętności te wynikają z osobowości kierującego.

     Publikacje i opracowania dotyczące klęski wrześniowej w swojej treści dociekają jej przyczyn, które odnoszą również do przygotowania i odpowiedzialności kierowników politycznych II Rzeczypospolitej. Bowiem ich decyzje polityczne i militarne podejmowane po śmierci marsz. Piłsudskiego, szczególnie w roku 1938 i 1939 przyczyniły się do przegranej kampanii i strat biologicznych, intelektualnych oraz materialnych. Zaś po zakończeniu II wojny światowej Polska odesłana została do strefy wpływów politycznych Rosji radzieckiej, która dominowała w powojennej organizacji Europy.

     Niedawno pojawiły się hipotezy działania alternatywnego, które mogły przynieść ocalenie a nawet zapewnić Polsce osiągnięcie statusu mocarstwa. Autorzy tych hipotez bezpośrednio sugerują, że w 1939 r. powinniśmy poddać się dyktatowi III Rzeszy i zgodzić się na proponowany pakt, a w konsekwencji ruszyć na Moskwę wraz z Wehrmachtem. Przeciwnicy koncepcji podnoszą, że przyjęcie niemieckiego dyktatu doprowadziłoby do sprowadzenia II Rzeczypospolitej do roli państwa kadłubowego w formie Królestwa Polskiego z XIX wieku zamkniętego po zakończeniu II wojny pomiędzy Rosją radziecką a państwem niemieckim - niezależnie od powojennej formy tego państwa.

     Zatem rozstrzygnięcie dylematu: bić się czy nie bić ogniskuje wokół istoty polskiej państwowości, odzyskanej ciężką pracą i wysiłkiem zbrojnym na początku XX wieku po ponad wiekowej niewoli rozbiorów. A jeśli tak, to znając uwarunkowania bezpieczeństwa międzynarodowego ówczesnej Europy, a szczególnie słabość sojuszników i zbrojenia sąsiadów należało zawczasu opracować skuteczne strategie i plany odpowiednio do skali zagrożenia. Były po temu wytyczne pozostawione przez marszałka Piłsudskiego obecne w myśli politycznej młodego państwa. Jeżeli dwaj nasi potężni sąsiedzi (...) prędzej czy później sięgną po własność Polaków, to obronić ją możemy talentem tworzenia i pracowitością.

     Ta myśl strategiczna marszałka i wielkiego męża stanu Polski została zdegradowana po jego śmierci w 1935 roku z osobistych powodów politycznych i cech psychologicznych jego następców. Wspomnienia pamiętnikarskie z tamtego okresu niektórych osób wojskowych zatrudnionych w Głównym Inspektoracie Sił Zbrojnych odpowiedzialnych za przygotowania obronne państwa, przedstawiają niekorzystne charakterystyki głównych moderatorów strategii obronnej II Rzeczypospolitej. Ze wspomnień gen. broni Leona Berbeckiego dowiadujemy się:

W niespełna 48 godzin po śmierci Józefa Piłsudskiego gen. dyw. Rydz Śmigły awansował na generała broni, a w kilka godzin potem prezydent mianował go marszałkiem Polski. Z chwilą gdy Rydz został mianowany Naczelnym Wodzem zwolnił natychmiast ze stanowiska pierwszego oficera sztabu GISZ - gen. Gąsiorowskiego, a na jego miejsce mianował gen. Stachiewicza. Gąsiorowski otrzymał rozkaz niezwłocznego wyjazdu do Częstochowy i objęcia dowództwa 7 Dywizji Piechoty.

Należy podkreślić że Gąsiorowski jako pierwszy oficer sztabu był dobrze zorientowany w sprawach wojskowych. Był on głęboko wtajemniczony w plan obronny, gdyż od roku 1928 do roku 1935 był lojalnym, kulturalnym i koleżeńskim łącznikiem między zbieranymi przez inspektorów elementami a ogólnymi dyrektywami Piłsudskiego. Był szanowany przez obie strony za szeroką i głęboką wiedzę wojskową, nieustanną pracę naukową w tym zakresie i za zorganizowanie na wzór Lanrezaca, Schlieffena i Oburczewa [Teoretycy wojskowości, dowódcy i Szefowie Sztabów Generalnych Francji, Niemiec i Rosji.], lektury wśród inspektorów i wyższych dowódców oraz oficerów sztabu. (...) Rydz Śmigły odczuwał silną urazę do Gąsiorowskiego za to że referując Wodzowi Naczelnemu [Tu - marszałkowi J. Piłsudskiemu.] nasze prace, nieraz spowodował ostrą krytykę nieudolności poczynań inspektoratu Rydza Śmigłego [W latach 1921 - 1935 gen. Rydz Śmigły był inspektorem armii w Wilnie.].

Uraza ta wobec artystycznego temperamentu plastyka Rydza, była przyczyną, że nie przygotowany Stachiewicz bez pomocy Gąsiorowskiego nie rozumiał podstaw siedmioletniej pracy wielu wykształconych i obeznanych z praktyką byłych dowódców armii, dywizji, grup i jął tworzyć nowe dziwolągi oparte na nawykach wczesnej młodości, na podziemnej konspiracji i ciągłej obawie przed "wsypą". (...) Śmigły, wiedząc o swym braku wiadomości z zakresu strategii i organizacji wojskowej, starał się pozbyć wszystkich wykształconych ludzi, aby nie wykazać swego nieuctwa. Mianował pierwszym oficerem sztabu GISZ człowieka, który posiadał zaledwie dwuletni staż dowódcy kompanii na froncie oraz jedenaście lat pracy na stanowisku kierownika działu mobilizacyjnego w Ministerstwie Spraw Wojskowych, następnie rok dowodził dywizją i bezpośrednio potem stawał się szefem Sztabu Naczelnego Wodza, na wypadek wojny.


     W dalszej części wspomnień gen. Leon Berbecki przytacza różnicę pomiędzy planem operacyjnymi Piłsudskiego - Gąsiorowskiego, który był tworzony od 1928 do 1935 roku a planem Śmigłego - Stachiewicza tworzonym od marca 1939 r. - na potrzeby przeciwdziałania zagrożeniu wojennemu z zachodu. Jak sam mówi różnice wynikające z planów są poparciem dla surowej oceny Śmigłego i Stachiewicza.

Plan Piłsudski - Gąsiorowski był opracowywany latami, poczynając od wspomnianych już "klasówek" Klasówki - opracowania z dziedziny sztuki operacyjnej i współdziałania rodzajów broni na polu walki wykonywane przez sztabowców na rozkaz i pod kontrolą marsz. J. Piłsudskiego.], na podstawie szczegółowej analizy terenu własnego i terenu nadgranicznego od strony nieprzyjacielskiej, że wspomnę marsze piesze wzdłuż powierzonego odcinka i wdrożenia akcji wywiadu honorowego [Forma rozpoznania i studiowania właściwości terenu organizowana i realizowana z inicjatywy marszałka Piłsudskiego przez Inspektorów na powierzonych odcinkach odpowiedzialności i z udziałem nieprofesjonalnych informatorów.]. W przeciwieństwie do tego plan Śmigły - Stachiewicz został ułożony pod dyktando sztabów angielskiego i francuskiego. Przekreślał on prawdy zdobyte pracą wszystkich inspektorów "Zachodu", a powstał przy biurku. (...) To stało się jedną z przyczyn chaosu, który powstał przy zbliżaniu się i w chwili katastrofy.

Gen. Leon Berbecki przytacza dalej analizę obu planów pisząc w swoich wspomnieniach miedzy innymi:

Dział 1 - ocena nieprzyjaciela - w planie Piłsudskiego - Gąsiorowskiego opierała się na wiadomościach realnych Oddziału II [Oddział II Sztabu Głównego - wywiad (rozpoznanie)] przekontrolowanych przez wywiad honorowy. Analiza wiadomości doprowadzała do wniosku, że nieprzyjaciel przygotuje uderzenie główne od Wrocławia i możliwie od południa. Plan Rydza - Stachiewicza oparty na nie sprawdzonych wiadomościach z meldunków płatnych agentów bagatelizował natarcie od Wrocławia zakładając uderzenie główne od Piły i Krzyża. Gdy na odprawie omawialiśmy ten wniosek, wszelkie dowody oponentów Szef Sztabu zbywał pobłażliwie (...). Kiedy jednak na dalszych odprawach opozycja narastała, Szef Sztabu plan swój zakonspirował i dopiero po wybuchu wojny zorientowaliśmy się w jego treści.

Dział 2 - przygotowanie terenu do obrony - w planie Piłsudskiego - Gąsiorowskiego wyrażało się w budowie na głównych liniach komunikacyjnych, prowadzących w głąb kraju (drogi bite) szeregu żelazobetonowych punktów oporu na kompanię wyposażoną w ciężką broń maszynową i działa. Punkty te miały się bronić uporczywie aż do przybycia artylerii ciężkiej wroga. Celem punktów oporu było uniemożliwienie szybkiego posuwania się broni pancernej poprzez zatrzymanie jej na przeszkodach, miało to hamować szybkość ruchu czołgów, pojazdów transportowych i zaopatrzenia, tanków z benzyną. Plan Stachiewicza budowę punktów oporu odrzucił, natomiast na żądanie sprzymierzeńców rozpoczął budowę polskiej linii Maginota, która ciągnąć się miała (poczynając od okolic miasta Tychy) wzdłuż całej granicy zachodniej. Zdołano zbudować linię sześćdziesiąt kilometrów długości, niezupełnie wykończoną w części północnej. Grube miliony utopiono na próżno zamiast użyć je na uzupełnienie i unowocześnienie lotnictwa i obrony przeciwlotniczej.

Dział 3 - siły własne - wg planu Piłsudskiego - Gąsiorowskiego miały być podzielone w sposób jak niżej:

Szesnaście dywizji - tzw. osłonowych, miało w oparciu o przygotowanie terenowe (punkty oporu i niszczenia) opóźniać manewrowo marsz nieprzyjaciela na głównych kierunkach. Skuteczność ognia artyleryjskiego oddziałów opóźniających była oparta na opracowanych szczegółowo mapach i rozmieszczonych w terenie znakach - raperach oraz szkicach perspektywicznych. Główna linia oporu miała być rozbudowana w oparciu o przeszkody terenowe jak: San, Wisła, Narew, Biebrza. Na tej linii miały być skoncentrowane trzydzieści dwie dywizje, artyleria najcięższa i inne ciężkie środki techniczne. Osiem dywizji o najpóźniejszych terminach mobilizacji miało tworzyć ruchomy odwód Naczelnego Wodza, manewrujący za pomocą transportów kolejowych i samochodowych na prawym brzegu Wisły, Sanu i bagien Narwi oraz Biebrzy. Stachiewicz na kategoryczne żądanie sztabów sprzymierzonych planował rozciągnięcie trzydziestu dwóch dywizji na froncie zachodnim od Cieszyna do Gdańska. Francuzi i Anglicy musieli mieć czas na przygotowanie się do wojny, a wysunięcie trzydziestu dwóch dywizji na granicy miało zmusić Hitlera do ściągnięcia omal że wszystkich rozporządzalnych sił kadrowych na wschód. Gen. Ironside w Białej Księdze w 1940 roku napisał "Ze zgrozą myślałem o tym co będzie jeżeli Polacy nie zmuszą Hitlera do użycia znacznych sił na froncie wschodnim i Hitler uderzy od razu na nie przygotowane zupełnie Francję i Anglię".

Dział 4 - plan mobilizacyjny - (...) marsz. Józef Piłsudski referował na jednej z odpraw GISZ podstawy tego planu. Czas od alarmu do końca mobilizacji wynosił 12 godzin. Po 18 godzinach oddziały koncentrowały się na wyznaczonych pozycjach w pełnej gotowości bojowej. Osiągało się powyższe terminy dzięki temu, że (planowano - dop. autorski) ekwipunek, broń i amunicja znajdowały się w mieszkaniach rezerwistów. Oddziały artylerii i broni technicznych stacjonowały w miejscowościach położonych najbliżej pozycji. Piłsudski zdawał sobie sprawę, że jego rządy nie są tak popularne i kochane przez naród żeby broń nie mogła być użyta w celach zmiany ustroju, tj. przeciw rządowi. Dał jednak wskazówki Gąsiorowskiemu, ażeby ekwipunek, broń i amunicja były magazynowane w pobliżu miejsca zbiórki rezerwistów w alarmie (miejsc zbiórek alarmowych - dop. autorski) aby oddziały były od razu mundurowane i uzbrajane.

Plan Rydza Śmigłego - Stachiewicza gromadził zaopatrzenie bojowe w magazynach mobilizacyjnych przy pułkach, dywizjach a częściowo w siedzibach dowództw okręgów korpusów, dokąd transporty ze wschodu dowoziły rezerwistów na zachód i odwrotnie - zachodnich rezerwistów do oddziałów na wschodzie. (...) Stachiewicz nie dowierzał lojalności żołnierzy i dlatego w myśl zasady dziel i rządź mieszał rezerwistów zachodnich ze wschodnimi. Wszystko to musiało stworzyć nieunikniony chaos, nawet przy ewentualnym wykonaniu przez sprzymierzeńców zobowiązań o odciągnięciu na front zachodni połowy dywizji kadrowych faszystowskich, a nawet przy ziszczeniu się proroctwa Szefa Sztabu i min. Becka, że wojna nie może wybuchnąć przed rokiem 1946, a więc Rajski przez dwa lata zagospodaruje niebo polskie i nie dopuści do zakłócenia porządku biurokratycznej mobilizacji przez bombowce i myśliwce wroga.


     W przywołanych wspomnieniach gen. Leona Berbeckiego czytelnicy odnajdą szczególnie krytyczną ocenę strategii a zwłaszcza nie przygotowania kierowników wojska odpowiedzialnych za przygotowania obronne II Rzeczypospolitej. Berbecki nie jest odosobniony w krytyce. Personalny i psychologiczny obraz wojskowych najwyższych stopni w GISZ okresu przedwojennego - odpowiedzialnych za organizowanie i prowadzenie planistycznych prac obronnych - kreśli w swoich dziennikach płk Aleksander Pragłowski - oficer operacyjny od 1936 r. na stanowisku w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych Pisze on między innymi:

(...) Znakiem zapytania był dla mnie natomiast nowy generalny inspektor, generał a następnie marsz. Edward Śmigły - Rydz. Choć cieszył się w armii najlepszą opinią, był ludzki i miły, choć znalem go dość dobrze z całego szeregu spotkań służbowych, nie miałem o nim urobionej opinii w zakresie wielkich operacji.

A w GISZ i na tym miejscu, które on wypełniał, szło właśnie o to, żeby był autorem koncepcji oraz głową, kierującą życiem i twórczością dużego aparatu dowodzenia, który stał do jego dyspozycji. Aparat był to zaiste pokaźny. (...) Istniała duża ilość inspektoratów. Powody, dla których one powstały, były liczne i różnorodne. (...) Stanowiło to organizację kosztowną i dublującą, której celu nigdy nie rozumiałem: faktem jest, że ona istniała w tej formie do końca i nigdy nie została zmieniona.

Były także względy personalne: dwóch albo trzech generałów trzymano na synekurze. Zadaniem generałów była inspekcja wojsk: pierwsi oficerowie opracowywali sprawy operacyjne, a drudzy oficerowie mieli pod sobą wyszkolenie. (...) Gdyby minie ktoś zmusił do opiniowania i kazał uczynić to z ręką na sercu, to znaczy rzetelnie i rzeczowo, to musiałbym stwierdzić, że jedna trzecia naszych zacnych i przemiłych generałów w GISZ nie posiadała żadnych kwalifikacji do dowodzenia na tym szczeblu. Jedna trzecia posiadała kwalifikacje zupełnie nie sprawdzone i dlatego wątpliwe, a dopiero to co pozostaje, stało na wysokości zadania. Ci ostatni pochodzą z armii zaborczych. (...) muszę podkreślić, że opuszczam w mojej klasyfikacji dwóch świetnych generałów, z których jeden gen. Sikorski jest w niełasce i w stanie nieczynnym, a drugi, choć pracuje w GISZ jest odstawiony siłą na drugi plan: jest to gen. Sosnkowski. Nawet jak wybuchnie wojna nie dostanie on żadnego dowództwa z wielką szkodą dla działań.

Generalny Inspektor jest oceniany jako dobry dowódca liniowy i ma zaufanie wojska. Ale równocześnie z tą pochlebną opinią kursuje pocztą pantoflową plotka, że jest on miękki i ulega wpływom wielkiego triumwiratu, który ujął władzę po śmierci pierwszego marszałka. W skaldzie tego triumwiratu powtarzają się nazwiska płk Becka i gen. Kasprzyckiego. Zwolennicy gen. Sosnkowskiego, a było ich niemało, dają do zrozumienia, że został on pominięty właśnie dlatego, że ma charakter i silną rękę'. Dalej Pragłowski pisze Powyższe podaję jako plotkę, za którą nie przyjmuję odpowiedzialności. Trzyletni pobyt w GISZ dał mi natomiast dość spostrzeżeń, aby uznać, że w powyższych plotkach musiało być coś prawdy.


W dalszym ciągu wspomnień płk Pragłowski pisze:

Patrząc na personalia armii przez pryzmat GISZ pragnę zaznaczyć że mieliśmy w wojsku pierwszorzędny element, dowódców dzielnych i wykształconych, stojących na europejskim poziomie wszystkich wymagań. (...) Chcę przez to powiedzieć, że mieliśmy wielki wybór i mogliśmy obsadzać w 1939 roku wszystkie dowództwa jak najlepiej. Ale niestety, polityka personalna w armii nie kierowała się dobrem sprawy, ale jedynie interesem klanu. Zdumiewające jest, że na wojnę wychodzą niektórzy dowódcy z Bożej łaski, o których wiadomo od lat, że nie są nic warci.

W naszej armii pokutowało specyficzne pojęcie o tajemnicy wojskowej. Powstało ono z wymogów legionowej konspiracji, zostało podhodowane, wyolbrzymione i stało się karykaturą streszczającą się w zasadzie, że nikt nie ufa nikomu. Wobec tego, że w normalnych wojskowościach, szczególnie na szczeblach wyższych, podstawę współpracy stanowi zaufanie jako czynnik absolutny i stały, musiały razić obyczaje GISZ związane z tajemnicą. Inspektoraty nie miały prawa komunikować się ze sobą w zakresie swoich prac. Nie było mowy o tym żeby sąsiedzi porozumiewali się w sprawie swego wspólnego skrzydła. (...) Gdy przyszła marcowa mobilizacja, nie znaliśmy położenia naszych sąsiadów. Armia Poznań przysłała nam do wiadomości swój pierwszy rozkaz operacyjny (do Armii Łódź), co jest obowiązkiem każdego przyzwoitego sąsiada i należy do abecadła wojskowego. Dowiedział się o tym marszałek, kazał nam natychmiast rozkaz odesłać, a dowódca Armii Poznań dostał reprymendę.

Jakby na ironię naszych tajemnic Niemcy urządzili sobie na Śląsku w parę tygodni później wielką grę wojenną, gdzie bez żadnej żenady przećwiczyli swój prawdziwy plan ataku na Polskę z pełną obsadą dowództw. Nawet na myśl im nie przeszło, że może na tym ucierpieć tajemnica wojskowa. Dowództwa niemieckie wiedzą na parę tygodni przed wojną wszystko, co ich może ich dotyczyć. Ja nie wiem do dnia dzisiejszego czego Naczelny Wódz chciał od Armii "Łódź". Kazał nam się bić z pięciokrotną przewagą Niemców wspartych setkami samolotów i czołgów, nie przysłał nam nikogo do pomocy, a jak powiedzieliśmy po pięciu dniach bitwy, że już nie możemy dłużej i musimy się cofać, to był bardzo zgorszony.

Wielkim mankamentem naszego systemu pracy GISZ był zupełny brak gier wojennych na szczeblu najwyższym, odpowiadający kompetencjom marszałka. Byłby to przecież najprostszy sposób dla wyrażenia jego zapatrywań czy żądań, a równocześnie dałby mu możność sprawdzenia, czy jego podkomendni stoją na wysokości swych zadań. Problemy przed którymi los postawił nasze dowództwo, były tak skomplikowane i trudne, że należało wykorzystywać wszystkie istniejące molziwości dla ich analizy, celem poszukiwania środków zaradczych. W każdym konflikcie należało się liczyć z ogromną przewagą przeciwnika, a nadto brać jeszcze i to pod uwagę, że przeciwnik będzie posiadał drugi czynnik przewagi w środkach technicznych. Jeżeli mieliśmy się decydować na wojnę, to musieliśmy z konieczności obmyślić i przygotować strategię, odpowiadającą naszym realnym środkom i siłom.


Szczególnie przygnębiające wrażenie robią dalsze wspomnienia płk Pragłowskiego:

Nikt na kuli ziemskiej nie był dalszym od tego podejścia, jak nasz generalny inspektor. Stosunkiem sił oraz wykonalnością zadań, które sam stawiał przejmował się bardzo mało. Pracowaliśmy w oderwaniu od rzeczywistości. Gier wojennych nie ma bo marszałek nie umie ich prowadzić na szczeblu, o którym ja piszę. Nie umie operować armiami, nie ma w tej dziedzinie ani szkoły ani doświadczenia. Nie ma daru ujmowania wielkich położeń operacyjnych, oświetlania ich przebłyskiem swego talentu. Tchnienia w nie mocy swojej indywidualności. Wobec tego oddala się od nas, kryjąc się w skorupie zazdrośnie strzeżonych tajemnic, które jak to objawi przyszłość okażą się pustką.

     Niezwykle krytyczne charakterystyki kompetencji przedstawicieli najwyższego dowództwa okresu II Rzeczypospolitej oraz psychologiczny obraz ich osobowości naświetlony w przywołanych wspomnieniach przedwojennych oficerów GISZ każe jeszcze raz analizować przyczyny klęski wrześniowej. Dodatkowym materiałem źródłowym dla celów analitycznych mogą być wspomnienia marsz. Ericha von Mansteina, który tak pisze w swoich opracowaniach o polskim planie operacyjnym:

(...) Z drugiej strony nie brakowało po stronie polskiej trzeźwych rad. (...) z propozycji generała L.M. Weyganda ustanowienia obrony za linią Niemna Biebrzy, Narwi, Wisły i Sanu. Ta propozycja z operacyjnego punktu widzenia była szczególnie właściwa, gdyż wykluczała niemieckie możliwości oskrzydlenia i jednocześnie wzmacniała znaczenie obronne dzięki przeszkodom wodnym przed niemieckimi jednostkami pancernymi. Przede wszystkim linia ta miała 600 kilometrów długości w przeciwieństwie do szerokiego łuku 1800 km tworzącego granice Polski od Suwałk do przeleczy karpackich. Przyjecie tej propozycji oznaczałoby jednak oddanie całej Polski zachodniej wraz z bogatymi rejonami przemysłowymi i rolniczymi kraju. Jest wątpliwe czy rząd Polski przeżyłby taką decyzję? Oprócz tego tak głębokie cofniecie się na początku wojny nie spotęgowało by chęci Francuzów do ofensywy na zachodzie i otwartą kwestią pozostawałoby stanowisko Związku Sowieckiego, który w wyniku odstąpienia Niemcom całej Polski zachodniej, został by jednocześnie zachęcony do zabezpieczenia swego udziału w Polsce wschodniej. Pytaniami wciąż otwartymi pozostają: Co stałoby się gdyby nie zrezygnowano z planu operacyjnego Piłsudskiego - Gąsiorowskiego i w wyniku jego stosowania jednostki pancerne i motorowe Wehrmachtu uwikłałyby się w walki na głęboko rozbudowanych systemach zapór inżynieryjnych, zaporowych ogni artyleryjskich? Poszukując odpowiedzi na to pytanie powinniśmy szczególnie zastanowić się nad zapisami ze wspomnień pułkownika Pragłowskiego. Jeżeli mieliśmy się decydować na wojnę, to musieliśmy z konieczności obmyślić i przygotować strategię, odpowiadającą naszym realnym środkom i siłom.

Piotr Staniszewski   

plany agresji III Rzeszy na Polskę i rozwój działań militarnych 1-28 września 1939 (fot. pl.wikipedia.org)

ŹRÓDŁA, BIBLIOGRAFIA:
  1. Erich von Manstein; Stracone Zwycięstwa - wspomnienia 1939-1944; wyd. MON; Warszawa 1989
  2. Wrzesień 1939 w relacjach i wspomnieniach; wyd. MON; Warszawa 1989

  3. pl.wikipedia.org
  4. 1wrzesnia39.pl

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/piotr/20150903rzeczywistosc/art.php