Umrzem lub zwyciężym..., wojna Polsko - Ruska 1830/31 r. (część II)

Wiedza i życie - inne oblicza historii. Wojna niewykorzystanych możliwości Autor: Maciej Neumann (fot. oh.pl)

...gdy naród zawołał: "Umrzem lub zwyciężym!",
panowie w stolicy bawili.(...)
Armaty pod Stoczkiem zdobywała wiara
ręcami czarnymi od pługa,
panowie w stolicy kurzyli cygara,
radzili o braciach z za Buga...


Z pieśni "Gdy Naród do boju wystąpił z orężem"


29-11-2014

     Po uchwaleniu detronizacji cara przez połączone izby sejmowe w dniu 25 stycznia 1831 r. Mikołaj I zdecydował o zbrojnym rozstrzygnięciu. 6 lutego armia rosyjska pod dowództwem Feldmarszałka Iwana Dybicza przekroczyła granice Królestwa Polskiego pod Drohiczynem i kierowała się na Warszawę. Feldmarszałek Dybicz zwany Zabałkańskim zamierzał rozbić siły polskie na lewym brzegu Bugu albo prawym brzegu Narwi lub sforsować Wisłę poniżej Warszawy, otoczyć miasto i wziąć szturmem, co zapewne zakończyłoby wojnę. Jednak niekorzystne warunki atmosferyczne, odwilż i rozmoknięte drogi w których grzęzło zaopatrzenie, artyleria, tabory, kawaleria i piechota zmusiły Dybicza do zmiany zamiarów i posuwania się wzdłuż drogi siedleckiej w kierunku Pragi.

     Potęga rosyjskiego imperium i jego zasoby ludnościowe (52 mln ludności w I poł. XIX w.) obiecywały każdemu przeciwnikowi wojnę długą i wyczerpującą o ile nie przegraną na samym początku. Wojna takiej potęgi z małym Królestwem Polskim nie mogła trwać długo - w praktyce było inaczej.

     Liczna armia rosyjska - nosząca miano pogromczyni Napoleona, której w Europie bał się prawie każdy - w ogólnym rozrachunku prezentowała się fatalnie. Rozdęta administracja wojskowa nie potrafiła sprostać wyzwaniom aprowizacyjnym i mobilizacyjnym. Dodatkowo przeżarta korupcją nie stawała na wysokości zadania. Feldmarszałek Dybicz dwoił się i troił, nie mógł jednak stworzyć skutecznego systemu logistycznego dla swoich żołnierzy. Ubytek stanów osobowych w jego armii był szybki. W szpitalach brakowało wszystkiego: Opatrunków, lekarstw a nawet wyszkolonego personelu. Warunki sanitarne w jakich przebywali chorzy były fatalne. Ciężkie rany prawie zawsze kończyły się śmiercią. Wiosną w obozie Dybicza wybuchła epidemia cholery, która powodowała ubywanie z szeregów więcej żołnierzy niż polskie działania zbrojne. W skład armii głównej zgrupowanej w rejonie Siedlec wchodziły korpus piechoty gen. Pahlena, korpus grenadierów ks. Szachowskiego, korpus jazdy gen. Witta. Czterobrygadowa dywizja gwardii cesarskiej od połowy marca rozlokowana w widłach Bugo-Narwi.

gen. Jan Zygmunt Skrzynecki
(fot. pl.wikipedia.org)
gen. Józef Chłopicki
(fot. pl.wikipedia.org)
gen. Ignacy Prądzyński
(fot. pl.wikipedia.org)
feldmarszałek Iwan Dybicz zwany Zabałkańskim
(fot. pl.wikipedia.org)
     Piechota rosyjska była gorzej wyszkolona od polskiej. Nie zmieniała płynnie szyków. Wykazywała słabą zdolność bojową i małą spontaniczność na polu walki tak charakterystyczną dla armii obywatelskich. Celność ognia karabinowego była fatalna - głównie z powodu małej liczby amunicji przeznaczanej na roczne ćwiczenia - średnio trzy naboje na żołnierza. Karabiny były psute niepotrzebnym czyszczeniem z pogiętymi lufami i popsutymi zamkami. Ruch piechoty w polu utrudniało ciężkie oporządzenie. Wysoką wartość piechota rosyjska udowadniała w obronie poprzez uparte trzymanie pozycji. Atak prowadziła bez entuzjazmu ale z uporem. Służba rosyjskiego piechura była ciężka. Do wojska zaciągano wybiorczo na 25 lat. Dla przeciętnego chłopa był to wyrok porównywalny z odsiadką w więzieniu. Kary cielesne wymierzano żołnierzom niemal bez ograniczeń. Poprzez musztrę starano się sprowadzić żołnierza do poziomu, mającego na celu bez wahania wykonywać polecenia. Niweczyło to inicjatywę i umiejętności intelektualne.

     Kawaleria rosyjska składała się z huzarów, kozaków i ciężkiej jazdy kirasjerów. W trakcie walki była nieodpowiednio prowadzona. Oprócz słabych i nie wykazujących inicjatywy dowódców mściły się parady. Konie miały niepraktyczne oporządzenie. Wypieszczone szybko padały pod wpływem warunków polowych. Na większą swobodę operacyjną pozwalano sotniom kozackim, jednakże oficerowie darzyli ruchliwych kozaków pogardą.

     Rosyjska artyleria dowodzona była przez wielu zdolnych dowódców wyższej rangi. Nie zmieniało to jednak faktu że artylerzyści rosyjscy strzelali słabo i niecelnie. Głównym atutem tej broni była znaczna przewaga liczby dział.

     Opinia o kadrze oficerskiej Rosjan w całej ówczesnej Europie była krytyczna. Zarzucano im zupełny brak fachowości oraz zbyteczne szafowanie życiem podwładnych. Dowódcy korpusów, którzy uczestniczyli w wojnach z Napoleonem prezentowali dobry poziom. Wśród nich wyróżniali się generałowie Paweł Pahlen i Cyprian Kreutz, którego korpus operował w rejonie Lublina. Obaj myśleli samodzielnie, co nie było regułą wśród generalicji. Także w walce radzili sobie nieźle, kierując wojskami sprawnie i pewnie.

     Po złożeniu dyktatury przez Generała Chłopickiego nowym Wodzem Naczelnym powstania został mianowany Michał Radziwiłł. W dowództwie polskim ścierały się różne koncepcje obrony i nie od razu opracowano plan działań. Pierwotny zamiar Gen. Ignacego Prądzyńskiego polegający na wycofaniu się nad Wisłę i stoczeniu walnej bitwy na lewym jej brzegu pod Warszawą, porzucono na korzyść planu aktywnej obrony na linii Liwca - mniej więcej ok. 75 km przed Warszawą. Efektem ciągłych sporów Naczelnego Wodza i Gen. Chłopickiego, który pomimo złożenia dyktatury chciał wpływać na bieg wydarzeń oraz sporów pomiędzy Generałami Chrzanowskim i Prądzyńskim był brak jasnej strategicznej koncepcji prowadzenia obrony i spóźnione rozkazy dla wojsk.

     Pomimo to pierwsze większe starcia pod Stoczkiem, Zakrzewem, Dobrem, Wawrem przyniosły siłom polskim zwycięstwa, które dodatnio wpłynęły na morale całości i podtrzymały ducha walki. Stoczona pod koniec lutego pod Olszynką Grochowską - nie rozstrzygnięta - walna bitwa, w której uczestniczyło gros sił po obu stronach - ugruntowała determinację do dalszego prowadzenia wojny. Aczkolwiek nie wynikało to z woli polskiego dowództwa tylko ze zdecydowanych działań Rządu.

     W pierwszych godzinach po bitwie nastoje wśród generalicji, gwardii narodowej i władz miejskich Warszawy były fatalne. Myślano nawet o kapitulacji, przed jak sądzono gotowym do dalszego marszu Iwanem Dębiczem. (Bitwa pod Olszynką Grochowską ze względu na użyte masy wojsk z obu stron była jedną z największych w XIX w. - pisał wybitny historyk wojskowości w II Rzeczypospolitej Gen. Marian Kukiel). Wraz ze stanowczym działaniem rządu przyszło otrzeźwienie, które pozwoliło inaczej spojrzeć na skutek bitwy. Pomimo sporów polskiego dowództwa w trakcie trwania bitwy o zdecydowane rozstrzygnięcie na stronę polską poprzez szarżę kawalerii, do której ostatecznie nie doszło - co zamierzał przeprowadzić dowodzący wojskami w bitwie Gen. Chłopicki. Następnie wycofania całości wojsk polskich przez most na lewy brzeg Wisły do Warszawy - osiągnięty został sukces na poziomie co najmniej operacyjnym. Jego istota polegała na zahamowaniu impetu rosyjskiej ofensywy i utracie inicjatywy. Po stronie rosyjskiej wyrobiono przekonanie o wyższości powstańczego Wojska Polskiego nad żołnierzem rosyjskim. Pozwoliło to na planowanie operacyjne dalszego okresu wojny.

     Skuteczność żołnierza polskiego w bitwie o Olszynkę Grochowską legła u podstaw sukcesów polskiej ofensywy wiosennej podjętej w marcu 1831 r. Genialny Plan Gen. Ignacego Prądzyńskiego pomimo, że nie zrealizowany do końca doprowadził do rozbicia odosobnionych korpusów Gen. Rosena pod Dębem Wielkim a następnie korpusu Gen. Geismara pod Iganiami. Wiosenna ofensywa polska, doprowadziła do znaczących strat po stronie rosyjskiej - ok. 7 tys. zabitych, rannych, zaginionych i 9 tys. wziętych do niewoli - za cenę tysiąca strat własnych.

     Wynikiem ofensywy była poprawa położenia operacyjnego wojsk powstańczych i kryzys po stronie przeciwnika. Sukcesy dobrze komentowała ówczesna prasa europejska i salony polityczne Europy Zachodniej. Za niepodległością Polski orędowali parlamentarzyści belgijscy nawołując do podobnych działań w Anglii i Francji. Jednak korzyści uzyskane w wiosennych zmaganiach militarnych nie gwarantowały rozstrzygnięć strategicznych w wojnie i nie szły w parze z umiejętnościami Polskiego Dowództwa Naczelnego planującego dalsze działanie wojsk. A nade wszystko umiejętności Wodza Naczelnego.

     Uzyskanie strategicznego rozstrzygnięcia i doprowadzenie do zwycięskiego zakończenia wojny po stronie polskiej warunkowały posiadane zasoby konieczne do prowadzenia działań zbrojnych. Dla rządu było to wielkim wyzwaniem, zwłaszcza, że nie istniały już formalne możliwości porozumień na drodze dyplomatycznej z uwagi na uchwały sejmowe o detronizacji cara. Natomiast oficjalne koła rządowe państw Europy Zachodniej, które zapewne nie rozpaczałby z powodu osłabienia pozycji Rosji na kontynencie europejskim, stały jednak na stanowisku że jeśli Polacy chcą liczyć na pomoc to najpierw muszą pomóc sobie sami. Tym samym nie wykazywały chęci narażania swojej polityki międzynarodowej stawiając na słabszego.

     Inaczej postrzegano sytuację po stronie rosyjskiej. Prędzej lub później spodziewano się poskromienia buntu i pomyślnego zakończenia wojny. Dowodem tego było skierowanie do Królestwa Polskiego gwardii cesarskiej dowodzonej przez carskiego brata - Wielkiego ks. Michała, w której służyli synowie znamienitych arystokratów rosyjskich. Formalnie gwardia cesarska osłaniała od północy siły główne feldmarszałka Dybicza przebywające w rejonie Siedlec. Jednak jej zadaniem było raczej wyczekiwanie na zajęcie Warszawy i triumfalne wejście do zdobytego miasta. Od czasu pojawienia się na ziemiach Królestwa Polskiego gwardia stała się przedmiotem rozważań w polskim dowództwie, mających na celu opracowanie planu jej pokonania osobno. Oceniano że rozbicie gwardii powinno przynieść poza sukcesem wojskowym sukcesy polityczne. Jak sądzono - ujęcie do niewoli oficerów gwardii rekrutujących się spośród rosyjskich rodzin arystokratycznych zmusiłoby cara do negocjacji warunków pokojowych.

     Prezes Rządu Narodowego ks. Adam Jerzy Czartoryski przynaglał na przełomie kwietnia i maja 1831 r. Wodza Naczelnego do przejęcia inicjatywy strategicznej motywując swoje wymaganie stanem posiadanych zasobów do prowadzenia wojny. "Rząd oceniał, że zapasów amunicji, żywności, mundurów i prochu starczy jeszcze na cztery miesiące. Jeśli w tym czasie nie doszłoby do rozstrzygnięcia, wojna musiałaby się zakończyć klęską i to bez honoru, bez chwały, lecz owszem wśród przekleństwa i hańby" - pisał do Wodza Naczelnego Gen. Jana Zygmunta Skrzyneckiego.

     Wiosenna wyprawa wojsk powstańczych przeciwko gwardii cesarskiej jest przedmiotem rozważań wojskowych strategów i historyków Powstania listopadowego niemal od samego jej niepomyślnego zakończenia i przegranej bitwy pod Ostrołęką.

     W głównym nurcie krytyki poddaje się w wątpliwość zdolności polskiego Dowództwa Naczelnego. Opieszałość w podejmowaniu decyzji i brak wystarczających umiejętności do prowadzenia wojskowych działań zorganizowanych. Wódz Naczelny dorobił się rozległej krytyki. Na tym tle jego decyzje wojskowe dotyczące wykorzystania sił podczas wyprawy na gwardię postrzegane są jako na przemian ostrożne a następnie obarczone nadmiernym ryzykiem. Przyczyn takiej postawy dostrzega się w stylu dowodzenia - czuł się dobrze, gdy mógł ogarnąć wzrokiem wszystkich swoich podwładnych. Dowództwa wyższego szczebla wymagające planowania, organizacji, ustalania współdziałania i pilnowania szczegółów dezorientowały generałów tego typu i wpędzały ich w przesadną ostrożność.

     Przeciwieństwem Wodza Naczelnego był Generalny Kwatermistrz Wojsk Polskich Gen. Ignacy Prądzyński. Obok Generała Wojciecha Chrzanowskiego był najlepiej przygotowany do operacyjnego i strategicznego planowania użycia wojsk oraz rozporządzalnych zasobów dla osiągnięcia sukcesów. Obaj generałowie konkurowali ze sobą. Skrzynecki wobec tego stworzył ciekawy styl dowodzenia, który był dla niego najbardziej odpowiedni. Obydwu generałów wyznaczył na odpowiedzialne stanowiska: Gen. Chrzanowskiego na Szefa Sztabu a Gen. Ignacego Prądzyńskiego na Generalnego Kwatermistrza. Ich wzajemna rywalizacja pozwalała Wodzowi Naczelnemu odgrywać rolę decydenta, który według tylko sobie znanych zasad zatwierdzał albo odrzucał plany opracowywane przez obydwu generałów.

     W taki sposób planowano działanie wojsk polskich w bitwach w czasie zwycięskiej ofensywy na wiosnę 1831 r. Aczkolwiek już w XIX wieku historycy oceniali że odniesione zwycięstwa były możliwe dzięki niesłychanej przezorności feldmarszałka Dybicza, który niezrozumiałe w świetle sztuki wojennej działanie wojsk powstańczych postrzegał jako przemyślne pułapki strony polskiej. Niemniej zasady sztuki wojennej są nieubłagane. Dowódcom nie znającym lub nie stosującym tych zasad przychodzi zapłacić dług w momencie najmniej oczekiwanym. Dla polskiego dowództwa moment taki nadszedł podczas majowej wyprawy na cesarską gwardię. Działanie strony polskiej nie odniosło zakładanych celów ani wojskowych ani politycznych. Ostatecznie zakończyła się przegraną bitwą pod Ostrołęką i odwrotem na Pragę.

     Wódz Naczelny - w opinii swoich współpracowników a następnie historyków wiele razy wykazywał się dyletanctwem operacyjnym. Ubolewali nad tymi cechami jego najbliżsi współpracownicy. "Co do strony nieprzyjacielskiej - pisze A.K. Puzyrewski w "Wojnie polsko - ruskiej... " - to bezczynności Polaków tłomaczy się osobistemi właściwościami naczelnego ich wodza. Skrzynecki, szybko z dowódcy pułku wyszedłszy na generała dywizyi, nagle ujrzał się następnie na czele armii; nie posiadając wrodzonych zdolności strategicznych, nie miał również żadnego doświadczenia w dowodzeniu wielkimi masami wojska, - otrzymawszy więc dowództwo armii, nie wiedział, jak sobie z nią począć. Jeśli i był w stanie oceniać i przyjmować w gabinecie rady i plany Prądzyńskiego, to wykonanie ich przechodziło już siły jego: komplikacye kierownictwa działaniami armii i konieczność stosowania się do szybko zmieniających się warunków akcyi, które podczas wojny wypada przewidzieć nieraz, splątały go zaraz z początku. Łatwość nawet odniesionego pierwszego powodzenia mogła się przyczynić do tego. Zabrawszy się do sprawy zupełnie dla siebie nowej, a której ważność pojmował oczywiście, Skrzynecki wszystkie zdolności swoje wytężył na początek przedsięwzięcia, ale następnie nie był już w stanie objąć całej rozmaitości wynikających niezbędnie następstw, aby bezzwłocznie stosować do nich dalsze działania swoje. Stąd pochodziła niesłychana jego chwiejność."

     Jego brak strategicznej koncepcji szybkiego pobicia osaczonej w dniach 17 - 19 maja cesarskiej gwardii doprowadził ostatecznie do jej wyrwania się z okrążenia a następnie do połączenia z siłami głównymi feldmarszałka Dybicza. Od tamtego czasu znawcy tematu mierzą się z poszukiwaniem odpowiedzi na pytania o to czy możliwe było zaistnienie innych przyczyn, które doprowadziły do wypuszczenia pewnego zwycięstwa nad gwardią, które w konsekwencji mogło doprowadzić do rozpoczęcia rozmów pokojowych w celu pomyślnego zakończenia wojny, albo co najmniej doprowadzić do stałego utrzymywania inicjatywy strategicznej po stronie polskiej. Zwłaszcza że na Litwie i w Lubelskiem można było prowadzić działanie nieregularne co powinno przekładać się na zaopatrywanie i morale wosk rosyjskich, których ogółem zaangażowani 1/3 z całości rozporządzanych sił Rosji.

     Prawdopodobne jest że Wódz Naczelny nie wierzył że car Mikołaj na wieść o zniszczeniu jego doborowej jednostki nie osłabi nacisku na Królestwo Polskie ale przeciwnie, ugruntuje się jego nienawiść do Polaków i nie będzie wcale możliwy powrót do negocjacji. Jako inną przyczynę podaje się złą organizację polskiego dowództwa, które zasady pracy wywodziło z organizacji sztabów na wzór rosyjski z czasu Wielkiego Ks. Konstantego. Gdzie było nagminne przydzielanie głównodowodzącemu do sztabu oficerów mających kontrolować jego poczynania i o każdym działaniu donosić albo wprost monarsze albo wyznaczonemu powiernikowi.

     Historycy podnoszą także że wybrany na Wodza Naczelnego Generał Skrzynecki obiecał posłom na sejm że nie ma zamiaru wydawać walnych bitew jak to czynił wcześniej Generał Chłopicki. Polityczną siłę powstania dostrzegał w jego trwaniu z rządem, sejmem i silną armią. Tak dostatecznie długim by zachodnie mocarstwa musiały w końcu wyjść z propozycjami arbitrażu. Tym bardziej zastanawia chwiejność i niezdecydowanie podczas wyprawy na cesarską gwardię. Doprowadziło to ostatecznie do zaprzepaszczenia sprzyjających okoliczności i szans na wywalczenie zwycięstwa, a także było przyczyną utraty możliwości w których car Mikołaj musiałby zgodzić się na pokojowe rozmowy, albo możliwy byłby arbitraż państw zachodnich.

Piotr Staniszewski   


ŹRÓDŁA, BIBLIOGRAFIA:
  1. Michał Leszczyński; Ostrołęka 1831
  2. A.K. Puzyrewski; Wojna polsko - ruska 1831
  3. Zwycięstwa oręża polskiego; Wydawnictwo RM

  4. pl.wikipedia.org

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/piotr/20141129umrzem02/art.php