O "dråbach" wspomina już Jan Długosz, średniowieczny historyk naszych dziejów. Otóż, kiedy na ziemiach polskich lokowano miasta na prawie chełmińskim czy magdeburskim, to bardzo silną pozycję miał wójt, który praktycznie brał w arendę (dzierżawę) miasto lub miasteczko, ściągał podatki, z których się utrzymywał i których część musiał odprowadzać do skarbca władcy, jeżeli to była królewszczyzna lub właściciela - możnowładcy. Ale do obowiązków wójta należało też zapewnienia spokoju i poszanowania lokalnego prawa. Zatem musiał zatrudnić ludzi, pachołków, którzy stanowili przedłużenie jego karcącej ręki. Powiedzielibyśmy dziś, że zatrudniał funkcjonariuszy, którzy pilnowali siedziby władz miejskich, zajmowali się ściąganiem podatków i opłat, dbali o porządek w mieście, na jego przedmieściach i gościńcach prowadzących do miasta. Jeden z owych pachołków, trębacz dyżurował w pomieszczeniu na szczycie wieży ratuszowej, odtrąbiał godziny, czuwał nad bezpieczeństwem pożarowym i natychmiast alarmował, jeżeli zauważył jakiekolwiek zagrożenie. Natomiast wieczorem owi pachołkowie zamykali bramy miejskie, przez całą noc patrolowali ulice, strzegli własności, interweniowali w przypadku nocnych napaści czy burd. Później kompetencje wójta przejęły Rady Miejskie, na których czele stał burmistrz, czy jeszcze później prezydent miasta, ale miejskie siły bezpieczeństwa pozostały. Zapewnie droga Czytelniczko czy drogi czytelniku domyślasz się kogo mam na myśli. Oczywiście, że tak piszę o ówczesnej Straży Miejskiej - zwanymi "Dråbami" lub "Cepåkami", którymi dowodził Komendant, czyli hetman ratuszowy, zwany też hutmanem. Z biegiem lat owe kompetencje "dråbów" zostały podzielone między Straż Miejską, Policję Państwową, Straż Pożarną i wyspecjalizowane państwowe i gminne służby finansowo - skarbowe.
Zresztą, w czasach późniejszych, dråbami nazywano również szeregowych żołnierzy polskich armii, o których np. Andrzej Frycz Modrzewski w dziele "O poprawie Rzeczypospolitej" pisał iż "Onym pieszym żołnierzom, które draby zowiemy, nie ma być taka swawola dawana, iż pospolicie żebrzą". Skoro chodzili po prośbie, to widocznie ich "lafa" (pensja/żołd) nie była satysfakcjonująca. Ślad drabów znajdujemy również w staropolskim przysłowiu, które jest synonimem zdrady "Ave Rabbi a za płotem drabi". "Dråb" występował również w szachach. Hmm, w szachach? Zapytasz. Tak, tak! Przecież sam Jan Kochanowski pisze, iż "W szachach drab na prost chodzi, ale z boku kole, ale jego wszystek skok na pierwsze pole". Czyli szachowa figura "drab" wówczas, pionkiem jest dzisiaj zwana.
Narzędziem tym była krótsza część cepów bojowych, okuty żelazem "bijåk" lub inaczej "cepåk" właśnie. Dråby mieli oczywiście również krótką broń białą, ale w większości interwencji czy rozpędzania nieuzbrojonych, awanturujących się obywateli miasta wystarczały im właśnie "cepåki". Nie trzeba nikogo przekonywać, że w rękach dråbów, okute żelazem cepåki były skuteczną bronią uczącą moresu. Nie jednemu zrobiły sporą krzywdę. Dzisiejszy potomek "cepåków", czyli pałka policyjna, nawet teleskopowa, to przy nich dziecinna zabawka. Dość powiedzieć, że bojowe cepy, w rękach wojennych "dråbów" z łatwością roztrzaskiwały zakute w hełmy głowy średniowiecznych rycerzy. Zatem ich część czyli cepåk na nieuzbrojonych, chojrakujących mieszczanach zostawiał również niezapomniane wrażenia. Dlatego też echa ich skuteczności przeniosły się w społecznej pamięci aż do dnia dzisiejszego, w postaci niezbyt chlubnego określenia "dråb" czy "cepåk". Nie bez kozery dråbem nazywamy dziś silnego, rosłego mężczyznę o nie najlepszych cechach charakteru, a "cepåkiem", dodatkowo jeszcze niezbyt rozgarniętego. Średniowieczni "dråbi" nie posiadali jakiegoś jednolitego umundurowania. Ponieważ w większości pochodzili ze stanów niższych, dlatego też ubierali się również wedle stanu swego, a jedynie na czas służby wpinali w nakrycie głowy cześć łuczniczej strzały z lotką wykonaną z ptasiego pióra. Później, co prawda, nosili blaszane napierśniki i hełmy, ale ponieważ musieli nabyć je własnym sumptem, zatem były one raczej marnej jakości. Z tychże powodów, prosty krakowski lud, który akurat tę formację uzbrojoną raczej nie kochał, odgrywając się na niej w karnawale, kiedy odgrywał "drabów" chodzących od domu do domu z prośbą o wsparcie, prześmiewczo odziewał się z zbroję ze słomy. I w ten sposób tradycja wyśmiewania się z "drabów" dotrwała aż do dnia dzisiejszego. Zbigniew Grzyb "Wiślon" | |||||||||||||
Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/godka/20171110draby/art.php | |||||||||||||