"Przygody Franka karierowicza tom II" odc. 36 - narodziny i przygotowania do chrztu
    Dzisiaj jest środa, 24 kwietnia 2024 r.   (115 dzień roku) ; imieniny: Bony, Horacji, Jerzego    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   M.Fatyga   |   zrzęda p.   |   A.Powidzki   |   H.Pomykalski   |   Z.Grzyb   |   W.Nowiński - wrześniowe...   |   Magda K.-G. - prawo dla...   | 

serwis IKP / działy autorskie / przygody franka karierowicza II (Z.Kuliś) / "Przygody Franka karierowicza tom II" odc. 36 - narodziny i przygotowania do chrztu
O G Ł O S Z E N I A
Money.pl - Serwis Finansowy nr 1
Kursy walut
NBP 2023-01-24
USD 4,3341 +0,23%
EUR 4,7073 -0,24%
CHF 4,7014 -0,22%
GBP 5,3443 -0,38%
Wspierane przez Money.pl


"Przygody Franka karierowicza tom II" odc. 36 - narodziny i przygotowania do chrztu

(fot. ikp)

Donosy, 18-02-2020

odcinek 36 - narodziny i przygotowania do chrztu

     Nadeszły czasy, kiedy to nasz kraj zaczął się powoli, aczkolwiek systematycznie podnosić z przedwojennych zaniedbań i wojennych zniszczeń. Oczy rządu, zresztą już dużo wcześniej zostały skierowane na wieś i rolnictwo, a szczególny nacisk kładziono na zwiększenie plonów, czyli zwiększenie wydajności z jednego hektara. W tym celu zajęto się produkcją maszyn dla rolnictwa. Kładziono nacisk na zakup traktorów jako siły pociągowej na wsi, a redukcję koni.

     Uzasadniano, że tą paszę którą karmiono konie można by przeznaczyć na wyżywienie bydła z których jest pożytek w postaci mleka, a w dalszym ciągu przetworów mlecznych. Natomiast koń jest jak oceniano darmozjadem, ponieważ czy pracuje, czy nie, to żreć musi, a traktor zużywa paliwo tylko wtedy kiedy pracuje. Jednakże traktory były najbardziej pożądane w dużych gospodarstwach, które w ramach pomocy sąsiedzkiej obrobiły też i te małe gospodarstwa. Właścicieli małych gospodarstw nie było stać na zakup traktora, a dużych gospodarstw we wsi w której mieszkał Franek i okolicy było niewiele.

     Aby w jakiś sposób pomóc rolnikom w zakupie traktorów Państwo dało im możliwość dostania taniego kredytu z wieloletnim terminem spłaty. Skoro zadbano o możliwość zakupu traktorów przez rolników, to równocześnie zaczęto dbać o poprawę stanu dróg gminnych. Nie były to jakieś drogi asfaltowe, ale zwykłe drogi wysypane kamieniem, aby ulżyć rolnikom dojazd do pól i do pobliskiego miasteczka. Aż wreszcie nadszedł dzień, że i we wsi Gruszyna Wielka rozpoczęto taką budowę, a udział w niej brało całe społeczeństwo wioski i z dnia na dzień z tygodnia na tydzień widać było duże postępy robót, aż po pewnym czasie droga do środka wsi była gotowa, a w późniejszym terminie aż pod Frankową cegielnię.

droga do wsi (fot. regionszamotulski.pl)

     W związku z tym otworzyły się możliwości zakupu przez młodych Koziarów wymarzonego od wielu lat samochodu. I właśnie teraz dokonali jego zakupu kiedy jest im bardzo potrzebny chociażby dowiezienia Justynki do lekarza. Był to fiat 125p kilkuletni bardzo dobrze utrzymany, a przede wszystkim dość pojemny, zarejestrowany na pięć osób z dużym bagażnikiem. Wygoda była niesamowita, ponieważ cala ich rodzina łącznie z rodzicami mieściła się do niego. Ale w związku z tym musieli zmienić niektóre zwyczaje jak np. godziny uczestniczenia w niedzielnej mszy Świętej. Dotąd młodzi chodzili zazwyczaj na sumę, a rodzice na mszę ranną, a teraz chcąc razem jechać samochodem musieli się dostosować jedni do drugich. Ta jazda do kościoła samochodem nie była taka oczywista, bo nie na całym odcinku drogi, którym musieli jechać była ona utwardzona i kiedy był deszcz, było błoto, jechać się nie dało.

     Wiosną następnego roku Justynka urodziła pięknego syna i już od dawna wiedziała, że nada mu imię Franek. Pomimo sprzeciwu Franka zrobi to i już, bo chce mieć dwóch Franków. Tata Franek chodził z podniesioną głową, dumny ze swojego syna, ale nie bardzo mu to imponowało, że Justynka chce mu nadać jego imię. Jednakże do chrztu jeszcze daleko więc wszystko może się zmienić. Tymczasem od tej pory całe dnie kręciły się wokół nowo narodzonego Franusia, nie zaniedbując w żadnym wypadku bieżących obowiązków tak w cegielni jak i w gospodarstwie, a wolne chwile były zdominowane rozmowami na temat chrztu. Dużo niejasności mieli z wybraniem terminu, ale to była bagatela w stosunku do problemu z wybraniem kandydata na ojca chrzestnego. Niezaprzeczalnym było to, że matką chrzestną będzie Krystyna siostra Franka, ale drugiej osoby ze strony Justyny nie mieli. Był wprawdzie mąż Marii siostry Justyny Andrzej, ale on tak jak i Maria był za granicą konkretnie w USA.

     Niespełna osiem miesięcy po ślubie Justyny i Franka, Maria i Andrzej wzięli ślub w Stanach Zjednoczonych. Wesele nie było zbyt huczne, było to przeciętne zwykłe przyjęcie wśród znajomych poznanych przez ich obojga w Ameryce. Dużo wcześniej Justyna i Franek wysłali do nich list prosząc Andrzeja na ojca chrzestnego, ale w odpowiedzi otrzymali list w którym było napisane nie tylko to, że Andrzej nie może spełnić ich prośby, ale na chrzciny nie mogą przyjechać w ogóle i chrzest małego Franusia musi się odbyć bez ich obecności. Skoro tak, to muszą się zastanowić kogo o tą tak bardzo zaszczytną przysługę poprosić. Nie było wyjścia, tej osoby muszą szukać wśród kolegów Franka z pracy. Wybór padł na Zenka, którego Franek bardzo lubił. Był uczynny i koleżeński, nie raz służył Frankowi pomocą.

     Dyskutowali jeszcze o innych osobach, nawet o prezesie Gminnej Spółdzielni i o dyrektorze Banku, ale te osoby odrzucili, żeby nie narobiło się niepotrzebnego gadania, że przełożony jest ojcem chrzestnym u podwładnych i może chcą by byli u nich bardziej tolerancyjni. Te kandydatury jednoznacznie odpadają. Na chrzciny ich poproszą, a jakże, bo przecież tak wypada, a czy przyjdą, to ich wola. Po przeanalizowaniu wszystkich propozycji za i przeciw ostateczny wybór padł na Zenka.

     Pozostał jeszcze jeden problem - czy nie odmówi? Kiedy już ustalili ostateczny termin chrztu, poszli pewnej niedzieli po sumie do księdza proboszcza, aby z nim ustalić ten termin. Z tym problemu nie mieli, bo chrzty odbywały tylko raz w miesiącu w pierwszą niedzielę o czym młodzi Koziarowie wiedzieli i taki termin wybrali. Zapłacili księdzu za chrzest z góry i w taki oto sposób przygotowania do tej jakże ważnej uroczystości ruszyły. Na następny dzień poszedł Franek do kolegi Zenka poprosić za ojca chrzestnego dla Franusia. Zenek zaskoczony taką propozycją początkowo myślał, że to jakiś żart Franek wymyślił, bo z tego był znany, ale kiedy zrozumiał, że to nie żart, tylko poważna prośba, ucieszył się i omal nie wykrzyknął: pewno Franek, będę. To przecież dla mnie duży zaszczyt, dodał.

     Tymczasem w miasteczku rozbudowywano centralę telefoniczną, bo telefonów tak w samej Kalinie Wielkiej jak i w okolicy było tyle, że można by je policzyć na palcach. W pierwszej kolejności planowano doprowadzić linie telefoniczne do wszystkich sołectw, a telefony zainstalować u sołtysów. W ramach posiadanych wolnych numerów instalowano też telefony u osób najbardziej potrzebujących, którzy złożyli w tej sprawie specjalny wniosek. Doprowadzenie linii i zainstalowanie telefonu osobie prywatnej było odpłatne. Załapał się Franek na ten program telefonizacji wsi i w jego domu rozbrzęczał dzwonek telefonu. Na tej samej przedłużonej linii telefonicznej zainstalowano Frankowi telefon też w cegielni o tym samym numerze co w domu. Radość była wielka. W cegielni telefon był bardzo potrzebny, bo gdyby nie daj Boże stał się wypadek, to bardzo szybko można by powiadomić pogotowie ratunkowe. A i w sprawach urzędowych też rozmów telefonicznych było dużo.

     Równocześnie z tymi wszystkimi pracami bieżącymi prowadzono budowę domu. Powoli, ale prace posuwały się na tyle, że na zimę będzie można wybudować dach, a to już jest specjalność ojca Justynki Władysława. Roboty murarskie przy budowie domu były wykonywane przez znajomego murarza, który budował główny budynek cegielni. Był to dobry fachowiec, umiał zorganizować robotę, to i przestoju w budowie nie było. Dom nie był zbyt wielki, ani mały, był średni, taki w którym swobodnie mogłaby funkcjonować pięcioosobowa rodzina jedna i druga kilkuosobowa ze starszego pokolenia.

noworodek (fot. pixabay.com)

     Kiedy zbliżał się dzień chrztu bieganiny było wiele, jednakże nie związanej z samym chrztem lecz z przyjęciem gości zgodnie z tradycją u nich panującą od wielu pokoleń. Aż wreszcie nadeszła oczekiwana niedziela. Ranek był wspaniały, pogoda zapowiadała się znakomita, więc samopoczucie wszyscy domownicy mieli dobre. W przeddzień Franek wypucował samochód, który błyszczał w letnim słońcu, że można się było w nim przejrzeć co niektórzy robili kiedy zajechał pod kościół. Stanisław i Zofia przypomnieli sobie chrzest Franka w czasie wojny i rozmyślali jak to czasy się zmieniły. Małego Franusia do chrztu musieli nieść taki kawał drogi do kościoła, a teraz ten Franuś swojego synka własnym samochodem powiezie.

     Wszyscy młodzi zmieścili się do samochodu tzn. rodzice i chrzestni, a i ojciec Franka Stanisław się załapał, bo samochód był zarejestrowany na pięć osób. Natomiast Zofia została w domu dokończyć przygotowanie obiadu dla gości, którzy po sumie przyjdą, a ponadto musiała pilnować obejścia, bo sporo sprzętów było na polu, a w ogrodzie przygotowane stoły dla gości, których się spodziewano ponad czterdzieści. Dziesięć osób przyjechało z gór w góralskich strojach i wszyscy ku zdumieniu tutejszej ludności tak wystrojeni poszli do kościoła. Stanisław chciał przygotować kilka bryczek, aby przyjezdni nimi pojechali, ale ojcowie Justynki powiedzieli, że nie ma potrzeby, albowiem oni są ludzie z gór zahartowani w długich wędrówkach nawet po górach, to przejście dla nich kilka kilometrów nie będzie im sprawiać trudności. Natomiast jak bryczki, to i konie, a jak konie to dodatkowy kłopot, którego można uniknąć. Więc posłuchali teściów i z bryczek zrezygnowali. Pięknie było popatrzeć jak szli wszyscy do kościoła, a w blasku słońca mieniły się ich kolorowe góralskie stroje. Szkoda, a może nawet i dobrze, że Kasia tego nie widziała, pomyśleli jej rodzice patrząc na to niecodzienne widowisko.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Przygotowania do chrztu

Po wojnie kraj zaczął się rozwijać,
Co dotarło także pod strzechy.
I kiedy dobre warunki zaczęły sprzyjać
Na ustach ludzi pojawiły się uśmiechy.

Tu i ówdzie powstały utwardzone drogi.
Proste w budowie z tłucznia kamiennego.
Każda spełniała drogi publicznej wymogi
I taką wybudowano koło domu Frankowego.

A skoro droga powstała, to młodzi samochód kupili.
Używany, ale w bardzo dobrym stanie.
Od tej pory do pracy nim jeździli
I skończyło się na autobus wyczekiwanie.

Za niedługo Justynka synka urodziła.
Urodnego chłopca do Franka podobnego.
W związku z tym stanowczo ogłosiła,
Że nadadzą mu też imię jego.

Zbliżał się termin chrztu świętego,
Więc należało poczynić przygotowania.
Najprzód poprosić chrzestną i chrzestnego,
Którzy będą na rękach trzymać Frania.

Zdzisław Kuliś; Donosy, styczeń 2020



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Nie da się zobaczyć mózgu człowieka, ale widać kiedy go brakuje.
(internet)
kwiecień  24  środa
[18.00]   (Kraków)
Operacja >>Burza<< na obszarze Inspektoratu Miechów Armii Krajowejwykład Cezarego Brożka (transmisja online)
kwiecień  25  czwartek
kwiecień  26  piątek
[9.30-13.30]   (Skalbmierz)
8. Akcja Honorowego Krwiodawstwa "Krew darem życia 2024"
[12.00]   (Piotrkowice Małe)
Dzień Integracji Pokoleń w Zesple Szkół im. E. Godlewskiego
kwiecień  27  sobota
DŁUGOTERMINOWE:
PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ