"Przygody Franka karierowicza tom II" odc. 31 - wesele Justynki i Franka

(fot. ikp)

Donosy, 7-01-2020

odcinek 31 - wesele Justynki i Franka

     Kiedy zajechali na miejsce własnym oczom nie wierzyli temu co zobaczyli. Wielkie podwórko pełne ludzi w kolorowych strojach, a do tego strażacka kapela rżnęła od ucha do ucha. Młode chłopaki ze wsi pytali, co się tu dzieje: poświęcenie pól jest, czy coś podobnego? Nie przypuszczali, że w górach na weselu taki widok mogą zobaczyć. Ale to jeszcze nie wszystko. Za budynkiem gospodarczym na specjalnie wykoszonej łączce stało ponad czterdzieści bryczek zaprzęgniętych w konie różnej maści i przybranych kolorowymi stroikami. W rogu podwórka była dość dużych rozmiarów podłoga przygotowana do tańca w czasie pogody. Miała też zadaszenie, które w razie niewielkiego deszczu miało chronić tańczących przed zmoknięciem. Natomiast w razie wielkiej ulewy ojciec Władysław przygotował inne rozwiązanie.

     Konsumpcja też była przygotowana na polu w zacisznym miejscu w pobliżu domu. Stoły i krzesła ustawiono na pięknie przystrzyżonym trawniku. Ojciec Justynki początkowo proponował, że dla przyjezdnych z rodziny Franka też przygotuje bryczki i pojadą wszyscy do kościoła bryczkami, ale z tego pomysłu zrezygnowali i ustalili, ze oni pojadą autobusem, tym którym przyjechali.

     Gospodarze poprosili wszystkich gości przyjezdnych i miejscowych do stołu na skromny przedślubny poczęstunek. Od wędlin swojskiego wyrobu uginały się stoły, nawet aż za dużo, bo wszystkiego nie dadzą rady zjeść, a przed wyjazdem do kościoła trzeba to sprzątnąć, bo ceremonia ślubna jednak potrwa, a słoneczko dobrze przygrzewa, więc po pewnym czasie straciło by na wartości, a ponadto jakby poczuły zapach miejscowe pieski, to by wyczyściły talerze dokładnie.

     Niespodzianką dla Franka był przyjazd ze Stanów Zjednoczonych siostry Justynki, Marii ze swoim narzeczonym. Tam po raz pierwszy mogli się zobaczyć i uścisnąć na przywitanie. Narzeczony Marysi średniego wzrostu mężczyzna o ciemnych włosach Polak pochodzący z województwa podkarpackiego, który też podobnie jak Marysia pojechał do Stanów Zjednoczonych z ciekawości, ale też po to, żeby zarobić trochę dolarów. To ona przywiozła Justynce suknię ślubną, dlatego, gdy Franek wypytywał ją, co z suknię, bo czuł się w obowiązku jej zakupu, odpowiadała, nie martw się Franuś dowiesz się w odpowiednim czasie. I dowiedział się na godzinę przed ślubem.

     Justynka już była w nią ubrana, była przepiękna, wyglądała jak miss aniołów. Marysia przywiozła też ze Stanów prezent dla Franka, ale zostanie mu wręczony po ślubie. Marysia i jej narzeczony też mają się pobierać, ale jeszcze nie w tym roku. Rodzice nawet proponowali, żeby wzięli ślub razem z Justynką i Frankiem, ale odmówili, że nie są jeszcze gotowi. Tymczasem nadeszła godzina wyjazdu do kościoła. Goście miejscowi zajmowali miejsca w bryczkach. W pierwszej bryczce pojedzie kapela, dopiero za nią pozostałe, a na końcu pojedzie autobus z gośćmi przyjezdnymi, który będzie prowadzony przez jadące przed nim bryczki. Dla pary młodych i starszych drużbów została przygotowana bryczka specjalna, raczej kareta, czy powóz jak się ona w ich gwarze nazywała zaprzężona w parę siwych koni. Kapela grała cała drogę, a w kościele było tak dużo ludzi, że nawet podczas najważniejszej uroczystości parafialnej tyle nie ma.

     Ślub odbył się z należytym ceremoniałem, a ksiądz proboszcz w kazaniu nie szczędził słów pochwał dla panny młodej i jej rodziny, a także kilka słów pozytywnych o Franku też powiedział. Nie mógł jednak za bardzo dużo o nim mówić, ponieważ nie był z jego parafii, więc go nie znał. Sypali ludzie na tacę w tym dniu nie szczędząc drobniaków, szczególnie przez gości weselnych. Ojciec Justyny Władysław po uzgodnieniu z Justynką i Frankiem już na miesiąc wcześniej zamówił znanego fotografa z Zakopanego, który skrzętnie tę uroczystość fotografował utrwalając na kliszy filmowej całe zdarzenie od początku do końca.

na ślubie (fot. newsweek.pl)

     Po zakończeniu uroczystości kościelnych i złożenia życzeń parze młodych na drodze nowego życia przed kościołem, bryczki i autobus zapełniły się ponownie i ruszyły w drogę powrotną do zagrody Adamczyków, gdzie powitała ich kapela, która zajechała jako pierwsza. Niebawem goście zajęli miejsca przy stole i zaczęło się biesiadowanie. Jednakże zaraz po zajeździe siostra Justynki z narzeczonym poprosili Justynkę i Franka, aby stanęli przed zastawionymi stołami, a jeden z kuzynów przyniósł pokaźnych rozmiarów paczkę i postawił ją na przygotowanym do tego celu krześle. Wszyscy z wielką ciekawością czekali co to będzie, a najbardziej ciekawy był Franek. Narzeczony Marysi podszedł do paczki z której zdjął opasujące ją wstążki z kokardą, a potem za pomocą nożyczek uwolnił z opakowania zawartość paczki, a wtedy przed oczami obecnych gości, którzy z ciekawości odeszli od stołów i otoczyli kołem krzesło na którym leżał pokaźnych rozmiarów akordeon. Czerwony osiemdziesięcio basowy akordeon. Jak na komendę rozległy się oklaski, a kapela nie żałując smyka zaczęła grać sto lat. Kiedy przestała i zrobiła się cisza Marysia powiedziała: szwagrze oto prezent dla ciebie. Franka po prostu przytkało ze wzruszenia, a słowa utknęły w gardle, dał radę jednak wykrztusić: dziękuję, a w oczach jego widać było łzy radości.

     Wolno zbliżył się do akordeonu, dotknął go rękami jakby chciał pogłaskać ten niesamowity prezent, a potem wziął do rąk. Paski założył na ramiona i zaczął bezładnie rozciągać instrument, a on wydawał bezładne dźwięki. Była to próba nowego instrumentu, a dla Franka rozgrzewka. Nagle, chociaż nie przyzwyczajony do tego instrumentu zagrał znaną wszystkim melodię "góralu czy ci nie żal", a słysząc to biesiadnicy jednym głosem zaśpiewali tę piosenkę. Zdumienie ogarnęło tych, którzy Franka nie znali, że tak po prostu wziął do rąk harmonię i zaczął grać. Dopiero później dowiedzieli się, że ma w domu harmonię i na niej grywa.

     Po chwili goście zajęli miejsca przy stołach i biesiadowali do białego rana, robiąc przerwę na tańce, skoczne tańce, bo najwięcej ich było zgodnie ze zwyczajem góralskim. Wesele trwało do rana zgodnie z zachowaniem wszystkich panujących tam zwyczajów. Rano tańce i biesiadę przerwano, ale to jeszcze nie koniec wesela. Gospodarze zapraszali na dalszy ciąg uroczystości o godzinie piętnastej, która według ich zwyczajów będzie trwać do godziny trzeciej w nocy.

góralski taniec (fot. polskatradycja.pl)

     Jednakże goście ze strony Franka, którzy przyjechali autobusem nie skorzystali z drugiej części wesela i przed południem odjechali w drogę powrotną. Franek natomiast pozostał, bo jakże by wyglądało wesele bez pana młodego. Ma zostać z Justynką u teściów cały tydzień, a potem wrócą pociągiem do Krakowa i jeszcze kilka dni zatrzyma się w mieszkaniu Justynki w Nowej Hucie. Będąc u teściów nie próżnowali, tylko z Marysią i jej narzeczonym zwiedzali góry, w tym Zakopane. Natomiast do doprowadzenia domu do stanu sprzed wesela byli wynajęci ludzie w zasadzie kobiety, które szybko się z tym uporały. Czym dłużej tam byli, tym bardziej Frankowi przykrzyło się bez jego pracy i codziennych obowiązków w gospodarstwie. Wreszcie nadszedł dzień, w którym należy wracać do swojego domu i obowiązków, bowiem czas urlopów jakie wzięli na wesele mijał.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Wesele

Szczęśliwie weselnicy w góry dojechali
Wesoło sobie przejazd umilając.
Niemal przez cały czas podróży śpiewali
Coraz to nowe piosenki wymyślając.

A kiedy wreszcie do Adamczyków dojechali
Ich oczom ukazał się widok wspaniały.
Na ten widok oczy swoje przecierali,
Bo w rogu podwórza ustrojone bryczki stały.

Przybyłych gości góralska kapela powitała
Ubrana w piękne stroje ludowe,
Która weselnego marsza grała,
A obok były stoły na przyjęcie gotowe.

Po krótkim poczęstunku do kościoła pojechali
Miejscowi bryczkami, a przyjezdni autobusem.
Tam wszyscy w orszaku za młodymi stali
Przed ołtarzem z ukrzyżowanym Jezusem.

A po ślubie jadący bryczkami się ścigali
W drodze powrotnej do domu panny młodej.
Po przyjeździe niezwłocznie za stoły zasiadali
I biesiadując podziwiali górskich okolic urodę.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 15 grudnia 2019

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek2/20200107wesele31/art.php