"Przygody Franka karierowicza tom II" odc. 27 - rozmowy o weselu i zwiedzenie cegielni

(fot. ikp)

Donosy, 2-12-2019

odcinek 27 - rozmowy o weselu i zwiedzenie cegielni

     Siostra Franka Krysia, która też przyjechała szybko się uwinęła i nie wiadomo kiedy na stole stanęła herbata, a Zofia podała wcześniej przygotowany poczęstunek. Stanisław też chcąc mieć jakiś w tym udział poszedł do komory po butelkę wódki marki żytnia, ale widząc to Zofia zbeształa go, coś ty Stachu? Na samym początku wódka? Potem będzie czas na to. Najpierw niech coś zjedzą. Stanisław speszony wrócił na swoje miejsce z pustymi rękami.

     Spotkanie przebiegało w bardzo miłej i przyjaznej atmosferze, a z czasem kiedy w butelce mniej było trunku, to w towarzystwie było bardziej weselej. Spieszyli się z omówieniem najważniejszych spraw, tych w sprawie których przyjechali przyszli teściowie póki jeszcze logicznie myśleli. Jak się okazało przyszły teść Franka za kołnierz nie wylewa, przynajmniej przy tak ważnych uroczystościach, bo na co dzień jest tylko robota, robota i robota. Chcąc być dobrym rzemieślnikiem trzeba mieć umysł trzeźwy, ale podczas tak ważnych uroczystości jak ta, to czemu nie skorzystać z okazji i wyluzować się całkowicie. Ostatecznie córkę wydaje się tylko raz w życiu. Przynajmniej takie są założenia i daj Boże żeby tak było.

     Szybko omówili przygotowanie do hucznego weseliska, co mieli ułatwione, bo propozycje Justynka przedstawiła gotowe, które ustalili z Frankiem wcześniej podczas jednego z pobytów u niej. A że do rana było jeszcze daleko Franek wyjął z szafy swoją czerwoną harmonię i grać zaczął od ucha do ucha, aż ojca górala zebrało na tańce, ale żona mu odmówiła. Wytańcujesz się na weselu, a tu siedź i rozmawiaj z nami, powiedziała. W końcu zrobiło się późno, a kiedy sen zaczął zaglądać im do oczu zaczęli rozglądać się za posłaniami do spania. Wszystko przewidziała Zofia matka Franka i dla każdego gdzie mogła to przygotowała.

     Jak zwykle po takiej imprezie ciężko im było następnego dnia rano wstać, ale rodzice Franka musieli. Musieli, bo czekał na nich inwentarz, którego trzeba było nakarmić, tego się przełożyć na później nie dało. Nawet do kościoła na ranną mszę nie poszli, bo czuli się zmęczeni przygotowaniem przyjęcia i samym przyjęciem. Mieli ochotę z nimi pójść, ale kto zajmie się przygotowaniem obiadu. Pierwszy raz przyjechali przyszli teściowie i obiadem ich nie poczęstować? To do nich nie przystoi. Więc ustalili, że Zofia i Krystyna zostaną w domu, a oni wszyscy pójdą na sumę. Przyszły teść koniecznie chciał iść do kościoła, żeby go zobaczyć, bo jego takie budowle sakralne interesowały. Nawet zabrał z domu do torby kompletne ubranie góralskie, które założy gdy pójdą do kościoła. I tak też zrobił.

wiejski kościół drewniany (fot. autor)

     Przed wyjściem do kościoła włożył strój góralski, ten który wkłada tylko podczas podniosłych uroczystości, wziął nawet ciupagę w rękę, a swoją żonę pod rękę i poszli drogą za Frankiem i Justynką, którzy szli na czele wskazując im drogę. Z teściami szedł też Stanisław ojciec Franka, rozmawiając z gośćmi. Wyszli wcześniej niż zwykle, żeby mieli więcej czasu i nie musieli się spieszyć, aby zajść na czas, bo wielebny nie lubi jak się ludzie spóźniają i rozpraszają go podczas odprawiania mszy świętej. Idąc drogą wypytywał Franka gdzie ta jego cegielnia jest, bo chciałby zobaczyć. Z tej drogi, którą idziemy nie będzie jej widać, ale po obiedzie możemy się przejść spacerem, to zobaczycie, odpowiedział Franek zadowolony, że przyszły teść nie przechodzi obojętnie obok jego dzieła i chce go zobaczyć. Pewno, że pójdziemy, nie będziemy siedzieć w domu bezczynnie.

     Niebawem z daleka ukazał się kościół, co znaczyło, że cel jest już nie daleko. Kiedy podeszli przed kościół w miejsce to co zwykle, wszystkie oczy ludzi, którzy tam stali zostały skierowane na nich, co jest zrozumiałe. Strój góralski w ich okolicy, to wydarzenie niespotykane. Największą uciechę miały dzieci, które kręciły się w pobliżu nie mogąc się napatrzeć niezwykłemu przybyszowi. Żona jego też była ubrana trochę inaczej niż zwykle, ale nie tak bardzo rzucała się w oczy jak jej mąż. Była ubrana w spódnicę z mocnymi wzorami, a na niej kolorową zapaskę i bluzkę z wyszywanymi haftami.

     Za chwilę sygnaturka na kościelnej wieży oznajmiła, że czas wchodzić do kościoła. I poszli. W drzwiach kościoła natknęli się na księdza dobrodzieja, który widząc niecodziennego wiernego zagadał: a wy gazdo, to skąd tu przybywacie. Z gór księże dobrodzieju, z gór, odpowiedział tamten i tym samym pozbył się księdza, który może miał nadzieję, że sypnie więcej na tacę.

     Po mszy św. udali się w drogę powrotną do domu, rozmawiając o tym i o owym. Dołączyła do nich Władzia siostra Kasi, która też pogadała z Justynką, a na zapytanie co u Kasi? Odpowiedziała wymijająco: nic nowego. Trafili akurat na świeży obiadek, który Zofia i Krystyna ugotowały, więc nie zwlekając usiedli do stołu.

wnętrze kościoła zabytkowego (fot. autor)

     Po obiedzie posiedzieli trochę przed domem, a potem wybrali się do Frankowej cegielni. Idąc drogą przyszły teść zapytał Franka: zięciu, to jak ta cegielnia będzie się nazywać? Trzeba jej jakąś nazwę nadać, jakiś herb. Jeszcze na ten temat nie myślałem, odpowiedział Franek, ale rzeczywiście już czas, żeby o tym pomyśleć. Ja mam nazwę powiedziała Justynka. To mów odrzekł Franek. Co tu dużo myśleć, nadamy jej nazwę Franek. Jakże to Franek jest rodzaju męskiego, a cegielnia to rodzaj żeński, a więc raczej Justyna, by bardziej odpowiadało. O rzeczywiście potwierdziła Krysia i Stanisław. I tak niemal całą drogę przegadali na temat nadania nazwy cegielni, a i tak niczego nie ustalili, bo zresztą były to tylko takie pogaduszki, aby szybciej czas upłynął. Jednakże nad nazwą należy się poważnie zastanowić, bo będzie w przyszłości potrzebna, gdy chcieliby zarejestrować prawnie jej działalność.

     Kiedy dotarli na miejsce, góral był trochę zaskoczony, bo spodziewał się hali przynajmniej wielkości jakiegoś dużego zakładu ceramicznego, a tu jeden nie zbyt wielki budynek wśród pól w pobliżu szumiącego lasu. Głośno tego nie powiedział i dobrze, bo rodzina Franka byłaby może obrażona, a przecież to jest dopiero początek, jeden element całości budynków cegielni, aczkolwiek najgłówniejszy, bo tu będzie odbywać się cała produkcja.

     Pozostałe budynki jak szopy (wiaty), czy piec, to budynki pomocnicze, jednakże bez nich cegielni nie będzie. Oglądał góral, stary wyga tę budowlę i zapewne chciałby zobaczyć jak to działa, jednakże teraz to było niemożliwe. Był on w cegielni nie jeden raz, to doskonale jest zorientowany jak ona działa, ale jego szczególnie interesowała cegielnia Franka. W związku z tym Franek pokazywał co gdzie ma stanąć i nawet gdzie w przyszłości będą przebiegać tory kolejki wąskotorowej.

No Franku z tego co się dowiedziałem i zobaczyłem, to będę miał zięcia przedsiębiorczego, ale o rodzinie też pomyśleć musisz, bo moja stara ciągle mi głowę zawraca, kiedy ona zostanie babcią, zażartował. Na te jego słowa wszyscy się roześmiali, a Franek na to: przyjdzie i na to czas, przecież wesele już nie długo. Posiedzieli jeszcze trochę na placu budowy na prowizorycznych siedzeniach, które Franek wcześniej przygotował i wyruszyli w drogę powrotną do domu, a kiedy nadeszła pora poszli na ostatni już w tym dniu autobus w towarzystwie Franka. Z Justynką zobaczą się dopiero za tydzień, kiedy to do niej pojedzie.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Rozmowy o weselu

Długo trwały rozmowy obu rodzin
O przyjęciu weselnym ich córki i syna.
Biesiadowano do późnych godzin
Jak jedna zgodna rodzina.

Wszystkie ustalenia zapisywano w zeszycie,
Aby potem punkt po punkcie realizować.
We wszystkim dogadywano się znakomicie,
Starając się wszystkie tradycje zachować.

Na drugi dzień była niedziela,
Więc goście z młodym poszli do kościoła.
Przestali już rozmawiać na temat wesela,
A atmosfera była nadal wesoła.

Ojciec Justynki ubrał góralskie ubranie
Jak przystoi na prawdziwego górala.
W tym stroju wyglądał wspaniale
Jak mieszkaniec Polski z Podhala.

Po powrocie do domu po mszy świętej
I po zjedzeniu dobrego obiadu wiejskiego
Poszli na miejsce budowy rozpoczętej,
A potem pojechali w góry do domu swojego.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 9 listopada 2019

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek2/20191202rozmowy27/art.php