"Przygody Franka karierowicza tom II" odc. 13 - wspomnienia z okoliczności zapoznania się

(fot. ikp)

Donosy, 12-07-2019

odcinek 13 - wspomnienia z okoliczności zapoznania się

Wiesz co Franuś ja od razu pomyślałam, że my powinniśmy być razem, powiedziała Justynka. To były pierwsze moje myśli jakie mi przyszły do głowy po tym zderzeniu. Jakaż ja byłam naiwna. Nie pomyślałam, że możesz mieć swoją dziewczynę, co zresztą tak było, ale zanim się o tym dowiedziałam cały czas myślałam, że jesteśmy dla siebie przeznaczeni.

Kiedy dowiedziałam się, że ty masz dziewczynę i chodzisz z nią od dawna i to na poważnie myślałam, że oszaleją. Dla mnie jakby cały świat się zawalił. Ale z rzeczywistością trzeba się pogodzić tłumaczyłam sama sobie. Nie tylko ja, ale i Halina, żona mistrza twojego też miała nadzieję, że cię ze swata z Kazią, która jak się później okazało była w ciąży. Dobrze, że ciebie o tą ciążę nie posądziła, bo byś miał kłopot, który mógł ci skomplikować dalsze życie. Ale szczęśliwie się ode mnie odczepiła, gdy się dowidziała, że mam dziewczynę i ten problem miałem z głowy. Ja długo nie wiedziałem, że Halina te spotkania organizuje po to, żeby mnie wkopać.

A pamiętasz Franuś jak o mało byśmy się nie utopili wywracając się z kajakiem do głębokiej wody, przerwała rozmowę Frankowi. Bo to wszystko przez ciebie, powiedział śmiejąc się Franek. Akurat, co złe to wszystko przeze mnie. No pewno, a kto nachylał się nad wodę chcąc mnie opryskać. No kto? Zapytał po raz drugi Franek. No ja powiedziała, ale to były takie żarty, bom cię tak od razu polubiła, że mi się żartów zachciało.

Od razu wyczułam, że ty jesteś chłopak życiowy, towarzyski, a przede wszystkim znasz się na żartach. Nie pomyślałam jednak, że ten kajak jest taki wywrotny i mogło się to skończyć tragicznie. I powiem ci prawdę jakie myśli miałam, gdy już byliśmy uratowani. Gdybyś ty nie daj Boże się utopił, a ja pozostała, ja bym tego też nie przeżyła. Wtedy łzy popłynęły jej ciurkiem jak strugi deszczu podczas dużej ulewy. Franek odłożył jedzenie i przytulił Justynkę tak mocno, że aż musiała zareagować: nie tak mocno Franuś, ale jak mnie tak mocno kochasz jak mocny jest ten uścisk, to możesz mnie tak ściskać zawsze.

lody we dwoje (fot. tvn.pl)

     Siedzieli jeszcze dłuższy czas przypominając sobie wzajemnie rożne ciekawostki z ich krótkiej znajomości. Czas płynął i powoli zbliżała się godzina powrotu Franka na wieś, ale jeszcze trochę go pozostało. Oni naprawdę byli chyba stworzeni dla siebie, wzajemnie się rozumieli, oboje umieli żartować i jak dotąd nie gniewali się na siebie o byle co.

     Tymczasem Franek poszedł po lody, aby coś słodkiego przekąsić po obiedzie, a potem już musieli się zbierać do mieszkania Justynki. Tam Franek zostawił kilka rzeczy, które musiał zabrać ze sobą i iść do autobusu. Justynka chciała go odprowadzić, ale zaprotestował: siedź w domu, ja sam pójdę. Już tyle pochodziliśmy, że jak na dzisiaj to wystarczy. Siedź, albo leż i wypoczywaj. Jeszcze ostatniego całusa na odchodne i Franek już był za drzwiami, a za nim Justynka wyszła na ulicę, aby jak nie fizycznie, to wzrokiem odprowadzić ukochanego jak najdalej.

     Kiedy pojechał do niej następnym razem, ustalili termin kiedy pojadą do jej domu rodzinnego. Zapisała, to dużymi literami na kalendarzu, żeby były widoczne. Umówili się, że Franek przyjedzie do niej w sobotę późnym popołudniem, a na następny dzień, czyli w sobotę rano, kiedy tylko będzie to możliwe pojadą do jej rodziców. Chcą jechać wcześnie, żeby mieć dużo czasu do poznawania okolicy, a wieczorem wrócić do Nowej Huty. On pojedzie do swojego domu dopiero w poniedziałek.

     Dnie szybko biegły wypełnione pracą ich obojga i nieubłaganie zbliżał się dzień w którym pojadą oboje spełnić swój narzeczeński obowiązek, którego nie dopełnili przed zaręczynami. Justynka zakupiła dla rodziców drobne prezenty, które zawoziła zawsze, kiedy tylko do nich jechała. Ona bardzo kochała swoich rodziców, a oni ją jeszcze bardziej. Była jedną z dwóch córek i dla nich oczkiem w głowie, ale nie mogła zostać z nimi na wsi, bo tak ona jak i rodzice chcieli żeby poznała świat trochę dalej od swojego domu. Jak ustalili wcześniej, tak się tego terminu pilnowali i nie mogło być mowy o przekładaniu wizyty u rodziców na później.

     W danym dniu Franek przyjechał do niej w sobotę późnym popołudniem. Ona już nie mogła się doczekać jego przyjazdu i wyglądała na niego przez okno, a jego nie było. Różne myśli chodziły jej po głowie, a gdy minęło pół godziny od planowanego przyjazdu autobusu, nie wytrzymała. Wyjdę przed niego w kierunku przystanku, to może szybciej się spotkamy, pomyślała. I poszła. Szła wolno mając nadzieję, że czy bliżej, czy dalej się spotkają. Jednakże doszła do samego przystanku, a Franka nie było. Co jest grane pomyślała. Czyżby jeszcze nie przyjechał? Na przystanku nie było nikogo w najbliższej odległości też, więc nawet nie miała się kogo zapytać. Najgorsze myśli przychodziły jej do głowy: może jakiś wypadek się zdarzył i są ofiary? Może z Frankiem jest też źle, został ranny, albo co gorsze się przydarzyło? Pytań było wiele, natomiast odpowiedzi, prawdziwej odpowiedzi żadnej.

czekając na przystanku (fot. piesi.bydgoszcz.pl)

     Serce jej zaczęło walić jak młotem, czuła się co raz gorzej. A może Franek ze mnie zrezygnował i postanowił nie jechać do moich rodziców, bo i po co? Mówiąc prawdę wszystkie okoliczności mogły się zdarzyć. Ale tylko o tych złych zdarzeniach myślała i nawet najgorszych, natomiast o dobrych przyczynach nie przyjechania Franka nie myślała wcale. A przecież mogło by ich być również wiele, jak i tych złych. Np. mógł się spóźnić do autobusu i nie mógł złapać do tej chwili niczego zastępczego, mógł się zepsuć autobus po drodze i nawet drobna usterka uniemożliwiła dalszą jazdę, a naprawa jego potrwa długo, kiedy trzeba by wymienić chociażby jakąś drobną część, której na wyposażeniu nie ma.

Czas płynął, a Franka nie ma.

     Tymczasem autobus przyjechał bardzo punktualnie. Już w autobusie Franek rozmyślał, co by kupić przyszłym teściom na to tak ważne pierwsze spotkanie. Nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy, więc postanowił, że kiedy wysiądzie z autobusu idąc do Justynki wstąpi do sklepu perfumeryjnego i chociaż nie miał nic skonkretyzowanego, to pomyślał, że w sklepie jak popatrzy na wystawiony towar, to coś wybierze. Do sklepu nie było mu bardzo po drodze, bo musiał wejść w boczną uliczkę, a tamtędy się zazwyczaj od autobusu do Justynki nie chodziło, ale to nie jest daleko, to najwyżej kilkanaście minut na to poświęci i pójdzie dalej też inną ulicą jakby na wprost od tego sklepu. Ale w życiu bywa tak, że nie zawsze tak się układa jak sobie człowiek zamyśli. I w tym wypadku też.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Wspomnienia

Siedzieli nad nowohuckim zalewem,
Upajając się miłymi wspomnieniami.
Zauroczeni ptaków śpiewem
Żyli chwilą i wspomnieniami.

Wspominali piękne chwile razem spędzone,
A nawet niezbyt przyjemne, bo były i takie.
Jednakże do utrwalenia więzi prowadziły one,
Chociażby zdarzenie z wywróconym kajakiem.

Potem długie okresy zapomnienia
I chodzenie własnymi ścieżkami.
I po chwilach wielkiego zauroczenia
Nic się nie działo między młodzieńcami.

Justynka często marzyła, żeby z Frankiem być
I takiego chłopaka za męża by chciała.
Z takim chłopakiem przez życie iść
I już na początku poznania go pokochała.

Tymczasem zbliżał się czas wyjazdu do jej rodziny
I zapoznanie Franka z przyszłymi teściami.
Długo nie zjawiał się w tym dniu u Justyny,
A ona wypatrywała go załzawionymi oczami.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 30 czerwca 2019

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek2/20190712wspomnienia13/art.php