"Przygody Franka karierowicza tom II" odc. 11 - powrót Justynki do Nowej Huty

(fot. ikp)

Donosy, 25-06-2019

odcinek 11 - powrót Justynki do Nowej Huty

     Franek spojrzał na zegarek, jeszcze pół godziny zostało do odjazdu autobusu do Nowej Huty. Musimy się śpieszyć, bo około piętnaście minut zajmie nam przejście do przystanku, powiedział Franek. Po chwili już oboje gotowi do wyjścia stali w drzwiach, a Justynka żegnała się z domownikami, nawet przyszłego teścia pocałowała w policzek, a on zadowolony z zachowania Justyny jeszcze wieczorem żartował, że ten pocałunek czuje jeszcze do tej pory.

     Młodzi szli wolno, bo droga do przystanku nie była zbyt odległa, rozmawiając wesoło. Szli drogą koło zabudowań rodziców Kasi nie kryjąc się przed nikim i niczym, bo niby dlaczego, oboje są stanu wolnego i mogą sobie spacerować kiedy chcą. Franek nawet chciał, żeby rodzice Kasi widzieli jego nową narzeczoną i dowiedzieli się, że nie jest brzydsza od Kasi. O nie. Spodziewał się, że może wczoraj przyjdą na zabawę, to ją zobaczą, a może nawet Franek ich zapozna, niech wiedzą, że Franek rozstania z Kasią tak mocno nie przeżywa (chociaż to nie prawda), ale nie przyszli. Na wsiach był taki zwyczaj, że kiedy była zabawa, to i rodzice chodzili na nią za swoją córką lub synem, posłuchać muzyki i popatrzeć jak młodzi się bawią, ale Kasi nie ma, to i na zabawę nie poszli.

     Więc kiedy szli obok ich domu, byli akurat na polu, Franek powiedział im dzień dobry skłaniając grzecznie głowę i poszli dalej. Kiedy odeszli kawałek drogi, Franek obejrzał się dyskretnie i zobaczył jak matka Kasi pochylona, zza płotu za nimi spogląda. A niech się opatrzą do woli, pomyślał Franek, przytulając się mocniej do Justynki, którą trzymał pod pachę i poszli dalej przed siebie. Doszli do przystanku prawie równo z autobusem, całus na drogę i po chwili Justynka już siedziała w autobusie, machając Frankowi ręką na pożegnanie. Wcześniej umówili się, że przyjedzie do niej w sobotę ostatnim autobusem czyli przed zmierzchem będzie u niej w mieszkaniu.

autobus Jelcz (fot. zabytkowe-autobusy.pl)

     W tygodniu po wsi rozeszła się wieść, że wesela Kasi w wyznaczonym czasie nie będzie, bo urodziła na niespełna dwa tygodnie przed ślubem kościelnym pięknego syna i termin ślubu musi być przesunięty. Na kiedy? Tego miejscowe wieści nie donosiły. Ponadto Kasia i synek czują się dobrze, chociaż bez drobnych komplikacji się nie obeszło. Kasia bardzo cieszyła się, że ma tak dorodnego syna i dopatrywała się w nim podobieństwa do Franka, ale przecież ona najlepiej wiedziała, że to nie możliwe. Jakaż ona byłaby szczęśliwa, gdyby to był synek Franka i z nim ślub miała brać. Wtedy nie miało by to żadnego znaczenia, że dziecko urodziło się przed ślubem, czy po ślubie. Ale teraz sytuacja wygląda całkiem inaczej i faktem jest, że została na ten czas panną z dzieckiem, bo ślub cywilny w środowisku wiejskim jest tylko uważany jako papier w rękach zawierających go.

     Ponadto stosunki między Kasią, a Markiem wcale się nie polepszyły, a wręcz odwrotnie. Po tym jak pewnego razu przytulając małego synka do siebie powiedziała: mój kochany Franuś, niechże cię uścisnę mój kochany synku. Słyszał to Marek i tak się wściekł, że przez pewien czas z Kasią nie rozmawiał wcale, a później też nie wiele. Próbowała mu wytłumaczyć, że rozmawiali na temat imienia jakie mu mają nadać i że prawie ustalili, że będzie mu na imię Franuś. To działało na Marka jak płachta na byka, bo sobie wyobrażał, że ta niczego niewinna dziecina nie jest jego i dlatego Kaśka tak mówi. Teściowa, czyli ciotka dowiedziawszy się co jest powodem ich ciągłych kłótni próbowała Kasi wytłumaczyć, żeby przynajmniej przy Marku tak się nie zachowywała, no bo rzeczywiście różne myśli przychodzą mu przez to do głowy. Na to Kasia mówiła: ja tak z żartów, tuląc się do dziecka przecież muszę coś do niego mówić, a on wszystko sobie przyrównuje do siebie.

     Tak mówiła teściowej, ale o czym innym myślała i wiedział bardzo dobrze, co mówi. Chociaż Franek nie jest ojcem jej dziecka, ale ona go tak bardzo kocha, że chyba nigdy o nim nie zapomni, a patrząc na swojego synka ciągle on przypomina jej Franka. Miała tak różne myśli, że sama się w nich gubiła. Źle się stało, że dziecko urodziło się przed ślubem kościelnym, bo bała się zarzutów znajomych, a nawet rodziny Franka, że go porzuciła, a w końcu panną z dzieckiem została. Tego się najbardziej obawiała, bo na wsi panna z dzieckiem, jest przekreślona, a i ksiądz dobrodziej coś z ambony dopowiedzieć może, bo już takie przypadki były.

     Kasia jednakże obecnie w jego parafii nie zamieszkuje, a poza tym bardzo dobre stosunki z rodziną Kasi może sprawią, że nie będzie jej napiętnował publicznie. Wcześniej były takie przypadki w stosunku do panny z dzieckiem, którą tak napiętnował jakby był do tego upoważniony, ale na wioskach, to jeszcze takie sceny się rozgrywały. Ksiądz mówiąc o tym grzechu nie wymieniał nikogo z imienia ani z nazwiska, ale tak temat drążył, że wszyscy wierni wiedzieli o kogo i o co chodzi.

     A niech sobie klecha mówi co chce pomyślała Kasia i trochę jakby się uradowała, bo pomyślała, że kiedy jest stanu wolnego, to w każdym razie może zwiać z tego Opola z Frankiem i zamieszkać gdzieś, gdzie będą oboje szczęśliwi. Ale do tego musi być jeszcze wola Franka, ale czy będzie?. Czy on ją nadal kocha? Chyba nie bardzo, bo z najnowszych wiadomości od siostry Władzi dowiedziała się, że jakaś Justyna była u niego i nawet planują w przyszłości się pobrać, bo są zaręczeni. Muszę sobie z tym wszystkim dać spokój, przynajmniej na jakiś czas, niech synek rośnie w środowisku ciepła rodzinnego, a potem się zobaczy. A może przestać myśleć o Franku i stworzyć rodzinę z Markiem. Musiała by trochę nad nim popracować i może byłby mężem takim jakiego sobie wyobrażała. Musi ona wziąć sprawy w swoje ręce, aby się liczyła w rodzinie, a nie była odstawiona na boczny tor.

     Tymczasem dni mijały na pracy. Franek regularnie w każdą sobotę lub niedzielę jeździł do Justynki. Ona zawsze przygotowana, czekała na niego z utęsknieniem, a on wykorzystując lato zawoził dla niej świeże kwiaty, nie koniecznie kupowane w kwiaciarni, ale naturalnie rosnące na łące. Stały one w wazonie na środku stołu umilając im czas, a pielęgnowane przez Justynkę jeszcze długi czas pozostawały świeże przypominając jej Franka. Zdarzało się i tak, że kiedy Franek zajechał w następną sobotę kwiaty jeszcze stały na swoim miejscu niewiele tracąc na świeżości. Bardzo miło spędzali chwile, snując różne marzenia na przyszłość.

senne marzenia (fot. mjakmama24.pl)

     Justynka o rodzinie Franka wiedziała prawie wszystko i o nim też, natomiast on o jej samej już dużo wiedział, natomiast o jej rodzinie nic. Więc w pewną sobotę, kiedy tak siedzieli przy lampce wina i rozmawiali o planach Franka, o wybudowaniu domu i jego cegielni, wiedząc, że wielkim problemem w zrealizowaniu tego przedsięwzięcia są pieniądze, zagadnęła: a może by nam tak moi rodzice pomogli. Franek przez chwilę siedział milcząco, aż wreszcie przemówił: no nie wiem. Nawet nie wiem czym twój tato się zajmuje, czym zajmuje się mama. Wspomniałaś kiedyś o owcach i tyle, ale czy je hodujecie, czy tylko tak wspomniałaś, bo na ten temat rozmawialiśmy, to nie wiem.

No to skoro już ten temat poruszyliśmy, to ci opowiem. Wcześniej nie mówiłam nic, bo i po co? Przecież nie byłeś tym zainteresowany, tak samo jak i mną, więc zapewne na temat moich spraw rodzinnych nie chciałbyś słuchać. A teraz, skoro nawet pierścionek zaręczynowy od ciebie noszę na palcu, to najwyższy czas, żebyś coś o mnie i mojej rodzinie więcej wiedział.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Powrót Justynki do N. Huty

Co dobre kończy się szybko
I tak też było w przypadku Justyny.
Jak piękny sen prysło wszystko
I musiały wracać do pracy dziewczyny.

A było ich dwie: Justyna i Krystyna,
Które się wzajemnie polubiły.
Obie cechowała wesoła mina
I prawie ciągle mówiły.

Nazajutrz Justynka spakowała ciuchy,
Wzięła torbę i Franka pod rękę
I poszli do autobusu, którym jadąc do Huty
Nuciła w myślach ulubioną piosenkę.

Po zajeździe kilka spraw załatwiła,
Chociażby takie jak zakupy jedzenia.
W mieszkaniu trochę porządku zrobiła,
A gdy odpoczywała odżyły wspomnienia.

A potem zasnęła w marzeniach,
Trudem wczorajszego dnia wyczerpana.
Pogrążona w miłych wspomnieniach,
Spała snem twardym, aż do rana.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 1 czerwca 2019

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek2/20190625powrot11/art.php