"Przygody Franka karierowicza tom II" odc. 9 - ciekawe opowieści Justynki

(fot. ikp)

Donosy, 7-06-2019

odcinek 9 - ciekawe opowieści Justynki
ROZDZIAŁ III

     Jedli powoli rozmawiając wesoło, a tematów do rozmowy nie brakowało. Dla niepoznaki Justynka założyła na palec pierścionek podobny do takiego jaki dostała w dniu zaręczyn od Franka, żeby jego rodzice nie zauważyli jego braku, bo przypuszczała, że może o ich kłótni nic nie powiedział. I zgadła. Nikt nie zwrócił na to uwagi, bo przecież nikt przez lupę pierścionka nie oglądał. Jest pierścionek? Jest. I to wystarczyło. W tym niespodziewanie odezwał się Franek. Dobrze dziewczyny, że przyjechałyście, bo dzisiaj jest w remizie zabawa, to się zabawimy. W imieniu organizatorów zapraszam. Justynka bez namysłu propozycję zaakceptowała, natomiast Krysia posmutniała. Szkoda, bo ja muszę dzisiaj jechać. Jutro rano muszę być w pracy.

     Po obiedzie Krysia i Justynka pomogły posprzątać ze stołu, a Franek z ojcem usiedli na ławeczce przed domem i prowadzili żywą pogawędkę.

     W pewnym czasie wytworzyła się taka sytuacja, że Justynka z Frankiem znaleźli się sam na sam we Frankowym pokoiku i Justynka niespodziewanie powiedziała: coś mam dla Ciebie, wyjmując z torebki kopertę, a w niej jakieś pismo. Cóż to za pismo? Zdziwił się Franek. Przeczytaj, to będziesz wiedział. Rozłożył Franek pismo i czyta, że wyrokiem Sądu ślub Justyny został unieważniony, a motywem było między innymi to, że małżeństwo nie zostało skonsumowane. Oznaczało to, że oni po ślubie ze sobą nie mieszkali, nie mają dzieci, a więc nie założyli rodziny i mówiąc potocznie małżeństwo to istnieje tylko na papierze. A kiedy skończył Justynka zapytała: zadowolony? Bardzo powiedział Franek i z radości wziął Justynkę na ręce jak lalkę robiąc z nią obrót dokoła, aż się jej w głowie zakołowało, a kiedy postawił ją na nogi objęli się za szyję i tkwili tak dotąd, dokąd Krystyna im nie przerwała otwierając gwałtownie drzwi bez pukania. Dostała za to specjalną "pochwałę", ale to na pogorszenie ich dobrych humorów nie miało żadnego wpływu.

     Krystyna zaraz wyszła, a Justynka drążyła temat dalej. No, Franuś teraz to już chyba nie będziesz miał wymówki, że między nami jest jakaś przeszkoda do ewentualnego pobrania się. W tym temacie przeszkody nie ma, ale gdyby doszło do ślubu nas obojgu, to sobie i tak panny nie wezmę, tylko rozwódkę. Odpalił Franek wybuchając przy tym śmiechem. Na to Justyna śmiejąc się: Franek lepiej sobie nie żartuj, bo się zabiorę i pójdę, a ty będziesz się rodzicom i Krysi tłumaczył co się między nami stało. Dawaj szybko pierścionek zaręczynowy, który mi odebrałeś, bo jak dotąd to nikt się nie zorientował, że ten który włożyłam jest zastępczy i nawet ty nie zwróciłeś na to uwagi. No rzeczywiście mówi Franek. Pierścionek zaręczynowy leży sobie u mnie w kieszeni, a u ciebie na palcu też jest pierścionek. Pokaż no tą rękę, a może ty mi go z kieszeni wyjęłaś? I w pośpiechu poszedł zajrzeć do marynarki, czy on tam rzeczywiście jest. Włożył rękę do kieszeni w której powinien być pierścionek i znieruchomiał. Rzeczywiście nie ma, powiedział, ściskając jednak w ręce coś niewielkiego.

     Justynka wyczuła jego kłamstwo, złapała tą rękę którą zaciskał i donośnym głosem ze śmiechem powiedziała: oddaj pierścionek, to jest moja własność, bo dostałam od chłopaka, który się ze mną zaręczył i nic ci do niego. Po tych słowach, które go bardzo ucieszyły, że Justynka w ogóle z zaręczyn nie ma zamiaru rezygnować, a nawet jest gotowa stoczyć o to walkę, chociaż to w żartach, ale jednak coś w tym jest, powiedział: poczekaj ja ci założę, tylko daj palec. To klękaj jak chcesz mój palec, powiedziała, jednocześnie wyciągając palec gotowy do założenia pierścionka. Franek włożył jej piękny pierścionek, a ona odwzajemniła się uśmiechem i pocałunkiem.

Chodźmy na pole powiedział Franek, posiedzimy na ławeczce póki jest taka piękna słoneczna pogoda, bo później na zabawę pójdziemy, tak kochanie? Tak odpowiedziała, wychodząc.

akordeonista (fot. terazpolska.pl)

     W taką pogodę zabawa zawsze się udawała, to i dzisiaj też powinna się udać, tym bardziej, że gra cały kompletny zespół z Frankiem na harmonii na czele. Ludzie na wsi lubili, kiedy w takim zespole jest harmonia, dlatego ciągnęli na takie zabawy nawet z sąsiednich wiosek. Justynka poprosiła Franka, żeby zagrał parę kawałków na rozgrzewkę, a on bez żadnego oporu przyniósł instrument i grał, aż nawet ptaki na okolicznych drzewach przysłuchiwały się jego muzyce. Trochę grał, trochę rozmawiali, starając się jednak tematów trudnych nie poruszać, aby nie zepsuć sobie dobrych humorów.

     Franek przypuszczał, że Justynka nigdy na takiej wiejskiej zabawie nie była i nie ma zielonego pojęcia jak taka zabawa w remizie wygląda i jak młodzież się bawi. Jakże się mylił, bo kiedy tylko wspomniał czy widziała kiedyś wiejską zabawę, roześmiała się w głos. Coś ty Franuś ja wiejskiej zabawy nie widziałam? Zapomniałeś chyba, że jestem urodzona na wsi i to jeszcze w górach gdzie spędziłam lata młodości i ja wiejskiej zabawy nie widziałam? Widziałam i to może sto razy. Żebyś ty wiedział jak się górale bawią, nawet nie wiem, jak dużo jest takich rejonów w Polsce gdzie tak szanują swą muzykę ludową i tradycje przechodzące z dziada pradziada. U nas nie potrzeba było żadnej remizy, ani podłogi do tańca, mówiła dalej Justynka. Wystarczyło, że kilkoro dziewczyn i chłopaków się zebrało na małej łączce, czy skwerku pod parasolem drzew, zaczęli śpiewać, a inni już się za ręce wzięli i tańcowali, że hej.

Nie wiedzieć skąd się wziął stary gazda ze skrzypcami i grał, że aż struny pękały, potem doszedł Stachu syn gazdy, co to na końcu wsi mieszkał i na takiej małej harmonijce rżnął, że aż liście z drzew opadały. Nawet starszy już Walenty, który już dziadkiem był i wnuki miał z kobzą się zjawił i wtórował grającym. Nawet utarło się u nich takie powiedzenie, że "Nie pomoże nawet Święty, kiedy stary nasz Walenty gra, że hejże, hejże ha". Grali i śpiewali za darmo, bez żadnej zapłaty, najwyżej młode chłopaki piwem ich poczęstowali, którego nie wiadomo skąd kilkanaście butelek na rowerach przywieźli. Tańczyli, a ludzi przybywało, i nawet starszych którzy lubili na takie tańce patrzeć. Kiedy tak tym tańcem się rozgrzali, pozrzucali buty i i na boso tańczyli, co nie było niczym nadzwyczajnym. Nie przeszkadzało czy jest to poniedziałek, czy niedziela, czy inny dzień tygodnia. Chciało im się potańczyć, to tańczyli.

góralskie tańce (fot. z-ne.pl)

I tak tańczyli nie tylko latem, ale i zimą także, Najlepiej się tańcowało na takim niedużym świeżo spadłym śniegu
. Snuła opowieść dalej. Nogi same do tańca się rwały. Ja zaczęłam tańczyć, zresztą tak jak i inne dziewczyny kiedy jeszcze małą dziewczynką byłam. Skakałyśmy na trawie lub zimą na śniegu w takt muzyki i nigdy nie byłyśmy zmęczone.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Opowieści Justynki

Kiedy Franek Justynę u siebie zobaczył
Niezmiernie się z tego uradował.
Nagle jej wszystkie kłamstwa wybaczył
I bez wahania przytulił i pocałował.

Gdy na chwilę zostali sami w pokoju
Pokazała mu wyrok o unieważnieniu związku.
Myśl o tym nie dawała mu spokoju,
A ona poczuła się do tego obowiązku.

Oddaj mój pierścionek zaręczynowy zażartowała,
Bo to mój, który dostałam od ukochanego.
Niepotrzebnie go Tobie oddałam,
Bo nikt nie może mieć pierścionka mojego.

Atmosfera zrobiła się wesoła.
Justynka opowiadała o stronach rodzinnych.
Wyczuwało się ciepło rodzinne dokoła,
Gdy opowiadała o latach dziecinnych.

Tam do tańca nie trzeba żadnej podłogi,
Wystarczy niewielki kawałek trawnika,
Kilka osób, zdrowe nogi
I piękna góralska muzyka.

Zdzisław Kuliś; Donosy, maj 2019

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek2/20190607opowiesci09/art.php