"Przygody Franka Karierowicza" odc. 47 - możliwość powrotu na wieś

(fot. ikp)

Donosy, 12-10-2018

odcinek 47 - możliwość powrotu na wieś

     Był to kawałek o powierzchni około pół hektara na niewielkiej górce, który z powodzeniem nadawałby się na cegielnię, bo była tam czysta glina, nie zmieszana z innymi gatunkami gleb. Kiedyś jeszcze za dziada pradziada prawdopodobnie tam garnki gliniane wyrabiali i tylko niewielkie wyrobisko po nich pozostało. Po wysłuchaniu Franka, ojciec mówił dalej: ale czy ty temu podołasz? Praca w Hucie i cegielnia, kiedy ty to wszystko myślisz zrobić? No to z pracy w Hucie musiałbym zrezygnować, a zająć się cegielnią i gospodarstwem, a na końcu zapytał: a czy pradziadek to był święty? Ojca to pytanie trochę zdenerwowało, bo nie wiedział o co jemu chodzi i podniesionym głosem powiedział:

Co ci znowu do głowy strzeliło z tym świętym dziadkiem? Na to Franek: nie denerwuj się tato, to nic takiego. Po prostu jest przysłowie, że nie święci garnki lepią i pradziadek garnki lepił chociaż świętym nie był. To i ja cegielnię poprowadzę, że aż się ludzie zdziwią. A pewnie, że się zdziwią, bo będzie tak jak z tymi owcami powiedziała matka.

     Frankowi zrobiło się przykro, bo ta hodowla owiec inaczej by wyglądała gdyby nie pracował w Hucie, tylko był na miejscu. To on zrobił błąd wyjeżdżając, zostawiając samych rodziców z ogromem roboty. Dopiero teraz zrozumiał, że gdyby pracował na miejscu w Gminnej Spółdzielni, to po robocie codziennie zrobiłby dużo w gospodarstwie, a i pieniądze na swoje potrzeby by miał. Ale stało się, jak się stało i wniosek z tego taki, że uczyć się trzeba na błędach. Rodzice Frankową propozycją byli zaskoczeni, a jednocześnie zainteresowała ich ona, a na to, że Franek powrócił by do rodzinnego domu wprost się ucieszyli. Może jeszcze w Gminnej Spółdzielni znalazłoby się jakieś miejsce dla niego, zastanawiali się, a Frankowi powiedzieli, że trzeba tą sprawę przemyśleć, nie robić nic pochopnie.

żniwa dawniej (fot. kielpiniak.pl)

Ja już wiele nocy nie spałem i przemyślałem, że powinno się udać. Poszlibyście w tygodniu do banku dowiedzieć się, czy jest możliwość wzięcia pożyczki na takie przedsięwzięcie, rzekł Franek. Musielibyśmy też jechać do tego właściciela maszyn, ustalić cenę, żeby nie sprzedał ich innemu nabywcy.

     Z tym pojechał do Huty, podbudowany tym, że rodzice kategorycznie nie zaprzeczyli jego propozycji. Któregoś dnia w tygodniu rodzice wybrali się do banku z zapytaniem o kredyt, a przy tym dowiedzieć się ile dokładnie mają jeszcze tego długu pobranego na zakup owiec do spłacenia. I dowiedzieli się, że długu jeszcze jest dużo, ale gdyby go spłacili w odpowiednim terminie, to następny by mogli otrzymać. Ten dług, który był do spłacenia, to był dług bieżący, który rozłożony na raty ma być systematycznie spłacany. I tak też było. Zaległości w spłacie nigdy nie mieli i w związku z tym nie były naliczane dodatkowe odsetki zwane odsetkami karnymi. Jak dotąd byli oni pożyczkobiorcami wiarygodnymi i zaległości w spłacaniu rat nie mieli.

     Kiedy przyszli do domu, zaczęli sobie liczyć ile mogliby wziąć za owce, które by sprzedali i ile ewentualnie musieliby dołożyć do spłaty długu. Trudno było dokładnie wyliczyć, bo nie wiadomo ile pieniędzy wezmą za sprzedane owce, ale znając przypuszczalną wartość jednej owcy wyliczyli, że gdyby wszystkie po takiej cenie sprzedali, to jeszcze by im trochę zostało. Podbudowani nadzieją oczekiwali przyjazdu Franka. Na polu robiło się coraz cieplej i widać było, że w niedługim czasie nadejdzie wiosna, a wiosną można by było wyprzedawać owce stopniowo, bo wszystkich dla jednego kupca chyba nie uda się sprzedać.

     Franek przez te dwa tygodnie, kiedy nie przyjeżdżał na wieś był dwa razy u Justynki w mieszkaniu, aby się trochę rozerwać, a raz byli nawet w kinie. Bardzo przyjemnie rozmawiało się z Justynką, była to naprawdę miła dziewczyna, która do złudzenia Frankowi przypominała Kasię, ale to zrozumiałe, że nikt prawdziwej Kasi mu nie zastąpi. W pracy nie dało się posiedzieć, trzeba było ze swoich obowiązków wywiązywać się należycie, aby zasłużyć na dobrą ocenę przełożonych. Franek w pracy był lubiany, robił co do niego należało, nie był pyskaty, był bardzo koleżeński. Dawno nie spotkał Halinki, aż dnia pewnego pojawiła się w zakładowym barze i porozmawiali na różne tematy. Rozmawiali też o Kazi, która chętnie spotkała by się z Frankiem, ale on nie miał na to ochoty. Zapraszała go też do siebie do domu, aby porozmawiać w miłej i przyjacielskiej atmosferze. Nie zaprzeczył, ale też nie potwierdził, ale powiedział, że może kiedyś jak będzie ku temu odpowiednia sytuacja, to może przyjdzie, ale to nic pewnego, bo teraz za dużo wszystkiego zwaliło mu się na głowę.

wiejski dom (fot. dziennikpolski.pl)

     Dnie szybko mijały i nadszedł czas wyjazdu do rodziców. Bardzo był ciekawy czy byli w banku i co tam załatwili, dlatego nie mógł się doczekać spotkania z nimi. Kasia w tym czasie tak jakby zeszła na drugi plan, nie znaczy to jednak, że o niej zapomniał. Gdy zajechał do domu, rodzice wszystko jemu opowiedzieli, co zapamiętali z informacji uzyskanej w banku i poparli jego pomysł na założenie cegielni. Franek z relacji się ucieszył i pobiegł do owczarni. Owce wydawały mu się coraz ładniejsze i miał nadzieję, że wezmą za nie ładną sumkę.

     Wieczorem niemal pędem poszedł do Kasi z którą wcześniej zamienił tylko parę słów i w krótkim czasie siedział już przy jej boku. Miał zamiar powiedzieć jej, że zamierza zwolnić się z pracy w Hucie i wrócić na wieś, ale nie miał zamiaru ani słowem wspomnieć o cegielni, bo bał się jej reakcji. Ale jakoś z tą wiadomością nie spieszył się. Nie wiedział, że i Kasia też ma dla niego wiadomość z której na pewno nie będzie zadowolony. Wcześniej kiedy tylko wszedł do Kasi pokoiku, uprzedził ją, żeby nie robiła herbaty, bo dzisiaj napiją się czegoś lepszego, po czym wyjął mały pakuneczek w którym była najprawdziwsza kawa. Kasia zagotowała wodę, zaparzyła kawę i popijali ją małymi łyczkami zajadając jak zwykle ciasteczka. No to mów Franuś co miałeś do powiedzenia, bo oczekuję z ciekawością, co to ważnego masz mi przekazać.

Słuchaj Kasiu mam zamiar zwolnić się z pracy w Nowej Hucie i zająć się gospodarstwem, bo rodzice nie dają sobie rady. Może tu sobie znajdę jakąś robotę, bo nadszedł już czas, aby poważnie pomyśleć nad dalszym życiem. Wtedy może byśmy się pobrali i wreszcie zamieszkali razem, a dom to sobie pomału wybudujemy. Co ty Kasiu na to? zapytał. No cóż ja ci mogę doradzić, chyba tylko tyle, że trzeba się wreszcie zdecydować gdzie się ma dalej mieszkać, czy w mieście, czy na wsi? W mieście jeśli się ma dobrą pracę, to i mieszkanie się dostanie i tam też można dobrze żyć, a i na wsi jak się pracuje w gospodarstwie, to też można wyżyć. A ty gdzie byś wolała? Przerwał jej Franek, bo do tej pory, kiedy tylko rozmawialiśmy, to byliśmy nastawieni na wieś. Ja zawsze obiecywałem rodzicom, że przejmę gospodarkę, a może nawet udało by się ją powiększyć i zostanę na wsi. Nie potrzebnie wyjeżdżałem do Nowej Huty, bo to pomieszało mi moje plany. Tu miałem dobrą robotę, to mogłem się jej trzymać. Nie stanie się to jutro, ani po jutrze, ale gdzieś pod jesień, to bym wrócił, tym bardziej, że szykuje mi się duża robota wymagająca również dużego wysiłku.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Codzienne trudy

Rodzice niechętnie tą wiadomość przyjęli,
Nie dowierzając, co ten Franek wymyślił.
O tym pomyśle nawet mówić nie chcieli,
Bo nie wierzyli, by ten plan się ziścił.

Na taką budowę trzeba ponieść nakłady,
Pieniądze i dużo robocizny.
Przecież oni w żaden sposób nie dadzą rady
Zrobić cegielni ze swojej ojcowizny.

Wprawdzie materiał na cegłę mieli
I wystarczyło by go na długie lata.
Ale bardzo zadłużyć by się musieli,
Nie mając pewności, czy będzie zysk, czy strata.

Natomiast Franek miał dar przekonywania
I jego rodzice często mu ulegali.
Mówili: mądry jest chłopak z tego Frania
I to o co ich prosił wykonywali.

Poszli zatem do banku zapytać o pożyczkę,
Czy jest możliwość jej otrzymania.
Na początek chociażby niewielką zaliczkę
Na zakup maszyn i ich wyremontowania.

A Franek zmagał się z trudami dnia codziennego
Nie bardzo wiedząc jak spędzić wolne godziny.
Dlatego dla zagospodarowania czasu nadmiernego
Wolne popołudnia spędzał niekiedy u Justyny.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 6 września 2018

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek/20181012mozliwosc47/art.php