"Przygody Franka Karierowicza" odc. 39 - wspólny spacer

(fot. ikp)

Donosy, 23-07-2018

odcinek 39 - wspólny spacer

     A co ja mogę zaradzić. Jak już biorą to lekarstwo w napoju, to niech biorą do końca, może akurat będzie skuteczne. Zobaczymy co będzie dalej. Jak na razie, to z tych owiec nie ma żadnego dochodu. Podczas dwuletniego chowu, były raz ostrzyżone i wełna została sprzedana, ale nie po takiej cenie jak się spodziewaliśmy. Do strzyżenia został wynajęty człowiek, który się tym trudnił i za to trzeba było mu zapłacić dość słono, bo kto miał to zrobić. Staszek, czyli ojciec Franka może jedną lub dwie by ostrzygł, ale nie tyle.

     Ze sprzedaży młodych owiec, które się urodziły też nie mieli takiego dochodu jaki były one warte, a ponadto nie było chętnych do kupienia, dlatego cena była niska. W tej chwili zaczęli ciężko żałować, że te owce zakupili. Dali się namówić przez agronomów gminnych wzięli te owce na kredyt, spodziewając się dużego dochodu. Teraz nawet na spłatę kredytu im nie wystarcza nie mówiąc już o jakimś zysku. Do tego jeszcze ta choroba. Jak owca jest chora, to nawet młodych owiec mieć nie może, a i wełna nie jest taka jak być powinna. A jak zaczną padać, to wszystkie pieniądze, co Franek zarobi pójdą na spłatę kredytu, a o odłożeniu jakiegoś grosza nie ma mowy. Ale trudno, są w życiu takie rzeczy, których nie można przeskoczyć.

     Opracował się Franek przy usuwaniu obornika, że chętnie by się położył, ale myśl o Kasi mobilizowała go i dodawała mu sił. Więc jak zwykle umył się i ubrał w wyjściowe ubranie i poszedł do niej, toć przecież tak długo się nie widzieli. Kiedy się mył w dużej misce tzw. miednicy, myślał kiedy przyjdzie czas, że na wsi u rodziców wykąpie się w wannie w łazience. O tym marzył od dawna, ale realizacja ich raczej się oddalała zamiast się przybliżać. Ostatnio same niepowodzenia i straty materialne. Czy to kiedyś minie? Zadawał sobie pytanie.

     Kiedy doszedł do domu Kasi, wyszła przed niego przed dom z czego był bardzo zadowolony. Po krótkim przywitaniu poszli do jej pokoiku. Tam na stole stały już upieczone przez Kasię ulubione ciasteczka, Franek usiadł, a Kasia nawet nie usiadła, tylko poszła zrobić herbatę. Po niedługim czasie przyszła niosąc dwie gorące herbaty. Usiedli przy sobie, snując długie rozmowy. Franek bardzo długo opowiadał jaką miał przygodę z izbą wytrzeźwień zatajając niektóre fakty, a ona opowiadała o pobycie w Opolu, nie mówiąc też wszystkiego, co mogło by być dla niej niezręczne. Pierwszy raz kryli przed sobą szczegóły, które mogłyby źle wpłynąć na tak dobre stosunki między nimi i podważyć nieustającą między nimi miłość. Oboje widoczne doszli do wniosku, że nie wszystko jednak można przekazać drugiej osobie chociażby nawet najukochańszej. Jednakże trzeba sobie szczerze powiedzieć, od małych kłamstewek lub niedomówień zaczyna się duże kłamstwo, a nawet oszustwo.

on i ona (fot. wKinach.pl)

     Był już październik, dlatego Franek zapytał o zabawę sylwestrową. Od tamtej, o której oboje nie wszystko chcieli pamiętać mija już dwa lata, to może poszli by się pobawić, tym razem na pewno będzie inaczej jak poprzednio. Ale Kasia nawet długo się nie zastanawiała i odpowiedziała, że nie ma ochoty. Zorganizujemy sobie w domu jakieś nieduże przyjęcie, może poprosimy przyjaciół, a Franek zagra na swojej harmonii to co umie, a umiał kilka ładnych kawałków. Przez cały pobyt w hucie nic nie ćwiczył jedynie kiedy przyjeżdżał. Szczególnie w niedzielę po kościele siadał jesienią i zimą w domu, a latem na polu przed domem i wygrywał to co umiał i to czego się uczył. Franek jak zwykle na większość propozycji Kasi był zgodny i tym razem też. Powiedział tylko: jak tak uważasz, to nich będzie tak.

     Siedzieli obok siebie, Franek objął ukochaną za szyję i tak przytuleni do siebie mogliby siedzieć wiecznie, był w swoim żywiole mając przy sobie Kasię. Długa rozłąka zrobiła swoje, dlatego pocałunkom i uściskom nie było końca. Każda ich rozmowa sprowadzała się zawsze do ich dwojga, chociaż Kasia często kierowała jej tok na pobyt w Opolu i jej pracę w dużych zakładach krawieckich, których chciała by być właścicielem lub współwłaścicielem, ale oboje wiedzieli, że to niemożliwe. Stworzyć sobie taki lub nawet o połowę mniejszy zakład i jeszcze do tego tutaj na wsi było rzeczą niemożliwą. Takie coś może dobrze funkcjonować tylko w dużym mieście. Franek o tym nawet słyszeć nie chciał, dlatego kierował rozmowę na inne tematy.

     Ciekawostką było to, że zawsze przy takich spotkaniach rozmawiali o swojej przyszłości, a szczególnie o ślubie i hucznym weselu zagadywała Kasia, a teraz nic. Na ten temat ani słowa. Jeśli ona nic nie mówi, to i ja nie będę, ale cały czas myślał o zaręczynach i pierścionku. Gdyby nie zgubił w Krakowie pieniędzy, to pierścionek byłby u niego w kieszeni, a w tej chwili byliby już zaręczeni. Franek chciał zrobić Kasi niespodziankę, dlatego na ten temat ani słowa. Oby się tylko tym razem udało. Popijali herbatę i zajadli pyszne ciasteczka, a czas płynął i nie wiadomo kiedy zaczęło świtać. Umówili się, że na drugi dzień, to jest w niedzielę pójdą na sumę do kościoła, to się spotkają i przyjdą razem do domu. Pora się rozejść pomyśleli i po kilkunastu minutach Franek już szedł drogą do domu rodziców.

     Robiło się coraz widniej, a zanim zaszedł było już całkiem widno. Noce w październiku są już długie, a gdy spojrzał na zegarek była godzina szósta. Nie minęło pięć minut leżał już w łóżku przykryty po uszy pierzyną i marzył, aby jak najszybciej ożenić się z Kasią i zamieszkać razem. Już widocznie zrezygnował z budowy domu, bo to nie było takie proste jak wybudowanie domku z kart. I w tych marzeniach zasnął.

     Nazajutrz tak jak byli umówieni, spotkali się przed kościołem i przyszli razem do domu Kasi. Kiedy szli, ludzie przyglądali się z niedowierzeniem, a to dlatego, że po wsi już chodziły plotki, że nie są razem. Mieli w tym trochę racji, bo Kaśka wyjechała, a Franek też długo nie przyjeżdżał. Teraz jednak musieli tą plotkę z dementować widząc ich na własne oczy razem. Kiedy zaszli do domu Kasi jej matka akurat podawała obiad. Może byś zjadł u nas zapytała Franka. Z miłą chęcią, ale moja mama też na pewno czeka na mnie z obiadem, więc muszę iść, żeby się nie martwiła. Przecież wszyscy ludzie widzieli jak szedłeś z Kasią, a nawet i wasi sąsiedzi też, to rodzice się domyślą, że jesteś u nas.

na spacerze (fot. kobieta.pl)

Zostań Franuś powiedziała Kasia głaszcząc go po policzku. No, temu to już nie mógł się oprzeć. No dobrze niech tak będzie jak tak chcesz. Usiadł przy stole i zaraz podano pachnącą gorącą zupę, a kiedy zjedli, drugie danie. Jak już jest najedzony, roboty nie ma bo święto, to nie ma się do czego spieszyć, więc rozsiadł się na dobre i ani myśli iść do swojego domu. Kasia też była z tego zadowolona i oboje poczuli się jak po ślubie. Kasia wyjęła adapter i kilka płyt, które posiadała i włączyła piękne stare melodie. Słuchali i rozmawiali szeptem, a kiedy im się znudziło poszli na spacer. Ubrali się w cieple kurtki i poszli. Ona wzięła Franka pod pachę i szli wolno wdychając świeże powietrze. Nie wiadomo kiedy znaleźli się na środku wsi, a stąd już niedaleko do domu Franka. Więc poszli dalej i zaszli do jego domu. Przed domem powitali ich oboje rodzice i z radością zaprosili do środka. Kasia pierwszy raz była w domu Franka, to też rozglądała się na wszystkie strony.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Wspólny spacer

W niedzielę poszli jak zwykle do kościoła
I po nabożeństwie znów się spotkali.
Kasia była bardzo wesoła,
Wracając do domu za ręce się trzymali.

Frankowi ciągle po głowie chodziło,
Że chociaż wczoraj Kasia tak dużo gadała
I pomimo że czas spędzili bardzo miło,
Ani raz na temat ich ślubu nie wspomniała.

A przecież często o tym mówiła.
Na każdym ich spotkaniu.
Czyżby po tym wyjeździe zdanie zmieniła
I nie myślała o ślubie, tylko o rozstaniu.

Szli, a droga szybko ubywała
I nie wiadomo kiedy stanęli przed jej domem.
Matka Kasi już na nią z obiadem czekała,
Więc Franka też poczęstowała rosołem.

Potem na dłuższy spacer się wybrali
I szli wśród uprawnych pól zagonów.
Idąc wolniutko cały czas rozmawiali,
Aż doszli do Frankowej wioski, pierwszych jej domów.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 4 lipca 2018

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek/20180723spacer39/art.php