"Przygody Franka Karierowicza" odc. 36 - nieprzyjemne spotkanie z milicją

(fot. ikp)

Donosy, 22-06-2018

odcinek 36 - nieprzyjemne spotkanie z milicją

     Wreszcie nadeszli i już mieli się wymijać, jeden z nich powiedział: zatrzymajcie się obywatelu. Franek stanął nawet podszedł jeden krok w jego stronę i mówi słucham pana. Pokażcie dowód osobisty, powiedział milicjant. Jak najbardziej mówi Franek i sięga ręką do kieszeni, gdzie powinien być dowód, ale tam go nie było. W tej chwili przypomniał sobie, że dowodu nie wziął ze sobą, dowód został w innym ubraniu i co teraz? przebiegło mu przez myśl, a do głowy uderzyło gorąco.

     Bardzo panów przepraszam wystękał Franek ze strachu, że skłamał. Powiedział, że ma dowód, a tu okazało się, że go nie ma. I to widocznie zdenerwowało milicjanta, bo spojrzał na niego i mówi: wy jesteście pijani. Widocznie gdy się zbliżył do Franka poczuł zapach alkoholu. Chuchnijcie mówi do niego. Franek chuchnął, a milicjant na to: aleście pochlali, jedzie jak z browaru. Jakie pochlali panie władzo, byłem na wieczorku zapoznawczym z dziewczyną i tam wypiłem dwa małe kieliszki ratafii i tyle. Ja nie jestem alkoholikiem, wódki w ogóle nie pijam. No i zaczęło się. Jak się nazywacie?, data urodzenia, imię ojca, matki, adres zamieszkania na wsi, adres zamieszkania w Nowej Hucie, gdzie był i u kogo, co tu w Hucie robi, gdzie pracuje, na jakim stanowisku, ile ojcowie mają pola, rodzeństwo, wszystko od a do zet spisywał milicjant, a ten drugi tylko stał i nic nie mówił. Po szczegółowym spisaniu wszystkich danych, powiedział: idziecie z nami. A gdzie zdążył zapytać Franek? Na komisariat powiedział milicjant.

zatrzymanie (fot. regiopraca.pl)

     I poszli. Idąc przechodzili obok Frankowego miejsca zamieszkania, bo posterunek milicji mieścił się w sąsiednim bloku. O tu mieszkam powiedział Franek, pod szóstką, można wejść i zapytać, bo pani hotelowa, ma dyżur całą noc, a mnie bardzo dobrze zna. Nie będziesz nam rozkazywał co mamy robić, masz iść z nami, prawie krzyknął. Za parę minut byli na komisariacie. Weszli do małego korytarza, jeden z nich został ze mną, a drugi poszedł na dyżurkę, jak się później okazało po klucz do jednego z pomieszczeń. Za chwilę przyszedł, otworzył drzwi, powiedział wchodźcie, zamknął za nim drzwi na klucz i poszedł. Frankowi ukazał się przed oczami niesamowity widok.

     Sala dość duża może o wymiarach sześć na sześć metrów, a w niej pełno pijaków. W różnym wieku i w rożnych pozycjach się znajdujący. Jedni spali na podłodze, drudzy, na niej siedzieli, inni stali, niektórzy przeklinali na czym świat stoi, a jeszcze inni próbowali śpiewać góralu, czy ci nie żal.

     Obraz nędzy i rozpaczy. Za kilkanaście minut wchodzi milicjant: cisza krzyczy od drzwi. Wywołuje nazwisko Franka, któremu błysnęła nadzieja, że każe mu iść do domu. Ale gdzie tam. Nazwisko i imię pyta milicjant. Franek odpowiedział i komentuje, że to wszystko już spisywał pan wcześniej. Kiedy wcześniej? Zdawało się wam obywatelu. Proszę odpowiadać tylko na moje pytania, zrozumiano, a że Franek nic nie odpowiedział krzyknął na cały głos: zrozumiano? Franek aż podskoczył do góry od tego krzyku i odpowiedział: zrozumiano. Wypytywał się tak samo jak poprzednio o wszystkie dane osobowe w szczegółach. I tak było jeszcze raz po upływie około kwadransa. Franek trzeźwo myślał, bo przecież pijany nie był, te dwa małe kieliszki, które wcześniej wypił, już dawno mu wyparowały z głowy, ale nie wiedział, że to jest taka milicyjna metoda.

     Jeśli nie masz dowodu osobistego, to będą cię wypytywać do znudzenia w kółko to samo, aż się pomylisz i coś powiesz nie tak jak poprzednio. I wtedy, kłamiecie obywatelu usłyszycie i przesłuchanie zaczyna się od nowa. Dlaczego przedtem zeznaliście inaczej jak teraz?, dlaczego, poco i na co i tak kilka razy. W tym wypadku Franek za każdym razem mówił prawdę dlatego po trzecim wypytywaniu dano mu spokój. Spokój w tym sensie, że już go nie przesłuchiwano i nadal siedział, a raczej stał w tym pełnym ciekawych ludzi pomieszczeniu.

     Upłynęło dużo czasu zanim ci trzeźwiejsi zatrzymani usłyszeli zgrzyt klucza w drzwiach zamka. Oho otwierają, nareszcie mnie wypuszczą pomyślał Franek i stanął pierwszy przy drzwiach. Otwiera drzwi milicjant i krzyczy: wychodzić! Franek myk pierwszy i wpadł prosto do milicyjnej furgonetki tzw. suki w której przewozi się więźniów. Chryste Panie, co to ma być? Wyszeptał Franek zanim coś zdążył mądrego pomyśleć i znalazł się w samym przedzie tego samochodu. Żeby uniknąć ucieczki niektórych zatrzymanych przy przeprowadzaniu zatrzymanych z pomieszczenia do samochodu, milicja urządziła się w ten sposób, że kierowca cofnął tą cholerną sukę do tyłu tak, aby jej tylne drzwi były tuż przy drzwiach budynku milicyjnego. Kiedy się wychodziło z budynku nie było, żadnej możliwości ucieczki, bo wchodziło się prosto do samochodu milicyjnego, przykładowo tak jak Franek, a i inni też. Kto wszedł o własnych siłach to wszedł, a kto nie, to go wprowadzili, a niektórych niezdolnych nawet do prowadzenia musieli wnosić oczywiście milicjanci. Wnosili tych nieprzytomnych pijanych ludzi i kładli na podłodze. Inni siedzieli na bocznych ławkach, które były zamontowane wzdłuż samochodu. A nogi gdzie trzymali? Oczywiści nogi trzymali na tych nieszczęśnikach leżących, bo gdzie mieli trzymać?

w izbie wytrzeźwień (fot. newsweek.pl)

     Jeśli któryś był trzeźwiejszy, albo trzeźwy tak jak Franek, to postawił sobie nogi jakoś delikatnie na takiej części ciała leżącego, żeby mu krzywdy nie zrobić. Natomiast ci co byli pijani bardzo i spali na siedząco, nie uważali na to, bo nie mieli władzy nad sobą, władzę miała wódka, ale wódka nie ma rozumu, więc ci leżący biedacy bardzo ucierpieli i nikt oprócz milicji nie był w stanie im pomóc. Ale milicja nie kwapiła się do takiej pomocy, natomiast jak się okazało później, oni oczywiście cały czas, począwszy od łapanki na ulicy zmierzali do pomocy tym chwilowo niepełno sprawnym mężczyznom.

     Kiedy już wszyscy znaleźli się w samochodzie, łącznie z jednym milicjantem, który zajął miejsce przy tylnych drzwiach, więźniarka ruszyła. W lewo, prosto, znów w lewo i znów prosto, nikt nie wiedział dokąd jadą. Jedni mówili, że do Tarnowa, drudzy, że do więzienia na Monte Lupich w Krakowie, a tylko Franek cały czas siedział cicho, nagle odezwał się: a za co do więzienia? Tylko jadący z nimi milicjant, który co chwilę musiał uciszać głośno wrzeszczących pijaków wiedział gdzie jadą i kierowca też. Frankowi nawet przechodziło przez głowę, co zrobił by ten milicjant gdyby tylu chłopów rzuciło się na niego? A pewnie nic. Przecież by nie strzelał, bo zanim wyjąłby pistolet w tym ścisku, lub zanim by przyszedł na pomoc kierowca, to już by go obezwładnili, a razów też dostałby tyle, że długo mógłby je pamiętać. Jechali tą więźniarką nic nie widząc, tylko kratki w tylnej szybie drzwi i światła uliczne przebijające się przez te kratki. Jak skazańcy. Po około pół godziny samochód znacznie zwolnił i ostry skręt w lewo, a po chwili stop, stoimy. Milicjant, który siedział przy drzwiach otworzył je i donośnym głosem mówi: wychodzimy. Mniej pijani, albo trzeźwi tak jak Franek szybko poderwali się z miejsca, chcąc jak najszybciej wyjść, zrobiło się niesamowite zamieszane w tej więźniarce, aż musiał interweniować milicjant.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Spotkanie z milicją

Wracając Franek do domu od znajomych
Spotkało go nieprzyjemne zdarzenie.
Idąc ulicą napotkał dwóch mundurowych,
Którzy zażądali by złożył wyjaśnienie.

Co robi o tej porze na ulicy samotny?
Skąd wraca i dokąd zmierza? Wypytywali.
Niech poda jakiś powód istotny,
A na koniec na posterunek milicji zabrali.

Tam w wielkiej sali Franka zamknęli,
Gdzie byli sami nietrzeźwi.
I co pewien czas pytaniami nękali,
A potem wszystkich do Izby Wytrzeźwień zawieźli.

Tak naprawdę, to Franek pijany nie był,
Ale przez złośliwość został tam zawieziony.
Wprawdzie u znajomych dwie lampki ratafii spożył,
Lecz po zbadaniu przez lekarza został zwolniony.

Wrócił okazyjną taksówką na mieszkanie
Nie mając nawet pieniędzy na zapłacenie.
I pomyślał: jacy ci milicjanci są dranie,
Gdzie u nich litość i sumienie?

Zdzisław Kuliś; Donosy, 27 maja 2018

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek/20180622zmilicja36/art.php