"Przygody Franka Karierowicza" odc. 26 - hodowla owiec

(fot. ikp)

Donosy, 5-03-2018

odcinek 26 - hodowla owiec

     To miało być czterdzieści owiec, to i pomieszczenie musiało być duże z odpowiednimi urządzeniami, do karmienia, pojenia i swobodne urządzenia dla matek, bo to miały być owce zarodowe, które mają wydawać młode owce do dalszej hodowli. Sprawa była bardzo poważna, to i poważnie trzeba było do niej podchodzić. Zima w tym roku była łagodna i już w miesiącu marcu można było zacząć budowę tego pomieszczenia z którą poszło dość sprawnie i w miesiącu maju zamieszkały w nim owce, które były już zakocone.

ROZDZIAŁ VIII

     Czterdzieści pięknych owiec przywieziono specjalnym samochodem i wprowadzono do nowej co dopiero wybudowanej nazwijmy to wiaty. Bee..., bee..., bee... słychać było wokoło, to owce zawiadamiały, że właśnie przybyły tu, jako nowi mieszkańcy gospodarstwa Koziarów. Bliżej mieszkający sąsiedzi przyszli zobaczyć jaki to Stanisław nowy inwentarz do swego gospodarstwa sprowadził. No i podziwiali. Owce wyglądały pięknie, a w dodatku zdrowe. Owce są i co dalej głowili się Stanisław i Zofia, gdy samochód odjechał i ludzie się rozeszli do swoich domów.

     Trzeba zakasać rękawy i zabrać się za prawdziwą robotę. Bo czterdziestu owcom trzeba dać żreć. To nie plewienie w polu, które też trzeba robić regularnie i w terminie, ale jak się trochę opóźni, to nic wielkiego się nie stanie. Owca natomiast musi jeść zawsze o ustalonej godzinie, bo jak ich czterdzieści zacznie beczeć, to ta wiata się rozwali od nadmiaru decybeli, a ludziska zbiegną się z całej wsi. A może nawet i straż pożarna przyjechać na ratunek owcom, tylko paszy, to oni na pewno nie przywiozą, powiedziała Zofia, a babcia Jadwiga tylko głową kiwała mówiąc: nie miała baba roboty, to se kupiła owce. Franka to rozśmieszyło, a Stachu słuchając tych złośliwych uwag Zośki powiedział: nie pleć głupot, tylko się do roboty trzeba brać, a ty zamiast gadać, to byś się pomodliła o zdrowie, bo jak zdrowie będzie, to wszystko się da radę zrobić. Po to Pan Bóg stworzył człowieka, żeby pracował. I tymi słowami temat został zamknięty.

pomieszczenie dla owiec (fot. internet)

     Pasza dla owiec została wcześniej zgromadzona i od pierwszego dnia były one regularnie karmione. Cała odpowiedzialność za karmienie spadła na Stanisława i Zofię. Franek też oczywiście dużo pomagał, ale przeważnie przy usuwaniu obornika. Zrobił sobie jakieś urządzenie, które zapinał do traktora i w taki sposób wykonywał prace porządkowe. Była wiosna, trawa szybko rosła na ich półhektarowej łące i za kilka dni można je będzie wypędzać na pastwisko, niech by same sobie trawę skubały i do jesieni pasza dla nich była by z głowy. Tylko jak? I tu znowu przeszkoda, bo łąka nie jest ogrodzona i gdy się je wypędzi, to się rozejdą po całej wsi. No to trzeba chociażby część tej działki ogrodzić prowizorycznie nawet drutem. Już o tym mówiliśmy wcześniej.

     Gdzieś tam w Pegeerze Franek widział stare słupki ogrodzeniowe, betonowe, zarośnięte pokrzywami, które są im nie potrzebne, bo wybudowali nowe ogrodzenie. Można by z nimi się dogadać, a gdyby sprzedali, to kupilibyśmy tylko drut i problem z głowy. I tak też było. Kierownictwo, te słupki przekazało Koziarom bezpłatnie bo to na cele rolnictwa, a w dodatku hodowli, a tak prawdę mówiąc, to oni nie mają co z nimi zrobić. Przynajmniej porządek w obejściach będziemy mieli, a wy je zużyjecie na dobry cel. Tak można. Latem już całe stado owiec pasło się na łące nie daleko ich zabudowań.

     Pasło się i pasło posuwając coraz dalej, aż do późnej jesieni wyżarło całą półhektarową łąkę. Jedyna ulga w tym wszystkim była taka, że nie trzeba było kosić łąki i zbierać siana, bo go nie było. Łąka wygolona jeszcze lepiej jak kosiarką. Ale gdzie siano dla owiec i krowy na zimę? Nie ma. Siana nie ma i nie ma innego wyjścia, tylko siano kupić, jeśli będzie miał ktoś do sprzedania, bo siano musi być, nie mówiąc o innych paszach treściwych. I znów potrzebne pieniądze. Zamiast dochód, to mamy same wydatki, martwili się Stach i Zofia. Ale cały czas optymistycznie nastawiony był Franek i tłumaczył rodzicom: najpierw musi być wydatek, dopiero później zysk. Oby tylko tak było mówili oboje rodzice zgodnie.

owce na wypasie (fot. internet)

     Franek tak zajął się tymi owcami i robotą przy nich, że chwilami zapominał o Kasi. W jeden czwartek pracował przy budowie ogrodzenia do ciemnej nocy, że nawet do niej nie poszedł, co się do tej pory nie zdarzyło. Telefonów nie było, to nie miał jej jak powiadomić, a ona biedna wyglądała wszystkimi oknami, czy nie nadchodzi i nic. W nocy nie mogła spać, bo najgorsze myśli przychodziły jej do głowy. A to, że może nagle zachorował, może jakiś wypadek, myślała nawet, że może ją porzucił. Tą myśl raczej odrzucała, bo za bardzo byli w sobie zakochani, żeby tak nagle ją porzucił. Franek też w nocy myślał, co tam Kasia myśli, ale trwało to tylko jedną noc, bo na drugi dzień idąc do pracy zaszedł do niej i wszystko jej opowiedział.

Cześć przyjdę w niedzielę, to pogadamy, buziak na drogę i już go nie było.

     W niedzielę oczywiście przyszedł jak zapowiedział o zwykłej porze. Po drodze zerwał dość spore naręcze różnorodnych kwiatów, które rozsyłały niebiańską woń i wręczył je Kasi na powitanie, a jej radosna mina na twarzy była odpowiedzią jaką radość zrobił jej tymi kwiatami Franek. Cmoknęła go szybko w policzek i zaprosiła, żeby usiadł, a sama pobiegła do domu wstawić kwiaty do wazonu. Było ciepło, więc usiedli na ławeczce, która usytuowana była akurat w cieniu, miły ciepły wiaterek muskał ich opalone ciała, a oni stęsknieni bez siebie, siedzieli, snując niesamowite marzenia, marzenia ich przyszłości.

     Te kwiaty były dla niej zaskoczeniem, nie dlatego, że nigdy ich nie przynosił, wręcz odwrotnie, latem Franek często jej kwiaty przynosił, ale nie spodziewała się, że w tym dniu też. Planowała bowiem rozmowę między nimi pokierować w kierunku ich realnej najbliższej przyszłości, a nie tylko marzenia. Marzeniami można żyć przez krótki czas, ale nie przez wiele lat. Korzystając z pięknej słonecznej pogody wybrali się na spacer polnymi drogami wśród uprawnych pól i łanów zbóż. Spacer był tak miły, że nie wiadomo kiedy uszli parę kilometrów, a słońce wyraźnie zaczęło chylić się ku zachodowi. Przystanęli na niewielkim wzgórzu z którego było widać piękną szachownicę zagospodarowanych pól, które w blasku zachodzącego słońca wyglądały cudownie.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Hodowla owiec

Aby Franek mógł spełnić o owcach marzenie
Trzeba było zakasać dość wysoko rękawy
I wybudować dla nich pomieszczenie,
Podchodząc poważnie do tej sprawy.

Bowiem owca szczególnie hodowlana,
Która będzie wydawać potomstwo młode
Musi być z wielką troską zadbana
I przez cały okres mieć zapewnioną wygodę.

Był miesiąc marzec i koniec łagodnej zimy.
Należało bezwzględnie zabrać się do roboty,
Aby pomieszczenia dla owiec gotowe były
Na długo zanim rozpoczną się wiosenne wykoty.

Nie było łatwo, ale przedsięwzięcie się udało.
Wiata na czas została wybudowana.
Już wiosną 40 owiec w zagrodzie beczało,
A dawały o sobie znać już od rana.

Wkrótce trawa wyrosła na łące
I owce cały dzień tę trawę skubały.
A wokół rosły kwiaty pachnące
I w takim to otoczeniu dobrze się miały.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 14 lutego 2018

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek/20180305hodowla26/art.php