"Przygody Franka Karierowicza" odc. 22 - wiejska nuda i karta powołania

(fot. ikp)

Donosy, 22-01-2018

odcinek 22 - wiejska nuda i karta powołania

     Gdy rodzice otrzymali pieniądze z pożyczki, zaraz ojciec i Franek wyruszyli w teren za poszukiwaniem odpowiednich części. Długo im to zajęło czasu zanim wszystko pokupowali, ale robota posuwała się do przodu. To co kupili Franek systematycznie wmontowywał do ciągnika i w miesiącu maju ciągnik był sprawny do jazdy i nawet wymalowany.

     Pierwszą nim jazdę po wsi wykonał w imieniny Kasi, nawet podjechał nim pod jej dom zapewne po to żeby się pochwalić nie tak traktorem, jak tym, że to on potrafił własnymi rękami ze starego grata zrobić sprawną maszynę, oczywiście przy dużych nakładach pieniężnych, no ale przecież jest zrozumiałe, że brakujących części nie mógł sobie sam wyprodukować. Pozostały jeszcze do zakupu maszyny towarzyszące, ale i te pomału też zostały zakupione.

     Z pożyczki którą rodzice Franka zaciągnęli w banku nie pozostało nic, jak również z Frankowych comiesięcznych zarobków, które jeszcze trzeba było dołożyć. Ale wynik jest widoczny i namacalny. Wszystkie prace polowe, które do tej pory były wykonywane końmi, od tej pory były wykonywane ciągnikiem. Kierowcą oczywiście, chociaż nie miał prawa jazdy był Franek, a i ojciec przyuczał się do kierowania traktorem. Na jazdę bez prawa jazdy po własnych gruntach milicja jeszcze tak nie zwracała uwagi, ale obaj zapisali się na kurs traktorzystów, żeby można było legalnie nim jeździć.

ROZDZIAŁ VII

     W maju Kasia obchodziła swoje osiemnaste urodziny. Urządziła dla przyjaciół skromne przyjęcie, kilka koleżanek i kolegów przyszło z życzeniami i drobnymi prezentami. Franek z tej okazji kupił chyba pierwszy raz piękny bukiet kwiatów i dwa czerwone wina gronowe. Przez cały czas nie spuszczał Kasi z oczu, a i ona wciąż była przy nim. Ktoś z uczestników przyniósł adapter i kilka płyt z nagraniami melodii tanecznych, to i potańczyli trochę dla zabawy, trochę nawet pośpiewali i nie wiadomo kiedy upłynął wieczór i zrobiło się późno. Około północy zaczęli się rozchodzić, a na koniec został Franek z Kasią sami i wreszcie spokojnie mogli ze sobą pogadać i napić się gorącej herbaty. Około pierwszej Franek też zebrał się do wyjścia, ucałował Kasię już jako pełnoletnią panienkę i poszedł. Najchętniej pozostał by do rana, ale do rana, to jeszcze trzeba się wyspać, aby rano mógł iść do pracy.

     I tak mijał dzień za dniem, tygodnie i miesiące. We wsi ich rodzinnej nic specjalnego nie zaszło. Franek pracował nadal w Gminnej Spółdzielni jako mechanik, a po południu po pracy pomagał w polu, najczęściej traktorem. Kasia natomiast trochę szyła, trochę też pomagała rodzicom w polu. Z Frankiem spotykali się regularnie jak zawsze w czwartki i w niedzielę, a jak zaszła potrzeba, bo im było tęskno to i w inne dni. Chodzili na zabawy organizowane w ich wsi i okolicznych, przeważnie przez Ochotniczą Straż Pożarną, ale też na inne uroczystości w pobliskim miasteczku.

     Pomimo wszystko zaczęło na wsi powiewać nudą, toć to nawet telewizora nie było, drogi nie utwardzone, a telefon już w tym czasie był, ale tylko jeden u sołtysa. To w tym czasie, ale parę lat wcześniej, to i tego nie było. Zaczęto dopiero powoli odrabiać powojenne zniszczenia, a i przed wojną też tych dobrodziejstw nie było. Dobrze, że przeprowadzono powszechną elektryfikację, która chociaż powszechna, też nie mogła być wykonana w całym kraju jednocześnie. Jak tą nudą zaczęło powiewać, to Franek z Kasią zaczęli zastanawiać się, a może by tak do miasta wyjechać. Albowiem ludzie opuszczali rodzinne wioski i wyjeżdżali do rozbudowujących i budujących się miast. Ale tylko na razie na marzeniach pozostało.

     Aż tu pewnego dnia, kiedy Franek wrócił z pracy, matka dała mu przesyłkę, którą przyniósł listonosz. Franek nerwowo otworzył list na którym była pieczątka Wojskowej Komendy Rejonowej i już wiedział, że chodzi o wojsko. I nie mylił się. W kopercie była karta powołania, aby w oznaczonym dniu i godzinie zgłosił się do Jednostki Wojskowej w Łodzi celem odbycia zasadniczej służby wojskowej. W jednej chwili świat mu się zawalił i wszystkie plany i marzenia poszły na marne.

występ orkiestry wojskowej (fot. Zdzisław Kuliś)

Nie ma co rozpaczać, przecież służba wojskowa, to nie wyrok tylko zaszczytne spełnienie obowiązku każdego obywatela naszego kraju, mówił jego ojciec. Tylko, że dwa lata bez Kasi, to trochę za długo, myślał Franek. W tym samym dniu wieczorem popędził z tą wiadomością do Kasi, która zdziwiona co się stało nie mogła doczekać się aż Franek powie jej co się wydarzyło. Idę do wojska wykrzyknął Franek, kiedy zjawił się u niej w domu, potrząsając trzymaną w ręku kartą powołania. Do wojska idziesz i ty się cieszysz, a ja? Powiedziała Kasia. No ty do wojska iść nie możesz zażartował Franek, a słysząc to Kasia w jednej chwili wybuchła głośnym płaczem. Franek spoważniał i wreszcie zrozumiał powagę chwili, bo i jemu zebrało się na płacz. Takie są koleje losu powiedział i przytulił Kasię tak mocno, że aż ją zabolało, bo wydała cichy odgłos westchnienia. Nie płacz Kasiu, jakoś to będzie, a gdy wrócę pobierzemy się. Tak naprawdę oboje wiedzieli, że przed Frankiem jest jeszcze służba wojskowa i spodziewali się, że w każdej chwili mogą go zabrać. Ale nie spodziewali się, że to już teraz.

     Prawie całą noc spędzili na rozmowach na temat wojska i ich rozłąki, ale nazajutrz przyszedł normalny dzień jak każdy inny. Od tej pory do dnia wyjazdu Franek codziennie odwiedzał Kasię. W jednym dniu dłużej, w drugim krócej, ale był każdego dnia. A kiedy przyszedł czas poszedł Franek do wojska i w oznaczonym dniu stawił się w jednostce wojskowej.

defilada (fot. Zdzisław Kuliś)

     W wojsku tak dnie szybko nie mijały jak w domu, każdy dzień dłużył się, ćwiczenia dawały w kość i trudno było się Frankowi do tego rygoru wojskowego przyzwyczaić. Kiedy jednak przetrwał ten najgorszy początkowy okres i zaczął się przyzwyczajać do życia w koszarach, dowiedział się, że w związku z redukcją wojska ich rocznik będzie przeniesiony do rezerwy, a co za tym idzie Franek powróci do domu. I tak też się stało. Po pół roku jednostkę rozwiązano i w grudniu wrócił Franek niespodziewanie do domu. Najpierw odwiedził Kasię, a kiedy już się nacieszyli poszedł do rodziców i życie ich wszystkich wróciło do normy.

     Nie wiadomo kiedy kończył się rok i znowu nadeszły Święta Bożego Narodzenia, a po nich nowy 1961 rok. Tym razem Kasia i Franek nie poszli na zabawę sylwestrową, chociaż też była organizowana w tym samym miejscu, co w roku ubiegłym. Postanowili sobie posiedzieć w domu i Nowy Rok powitać we dwójkę. Natomiast postanowili, że w roku następnym pójdą na pewno. Franek był trochę muzykalny, miał dobry słuch i nie zły głos. W szkole należał do chóru i śpiewał z niezłym powodzeniem. W związku z tym przyszło mu do głowy, aby sobie kupić harmonię, to od czasu do czasu mógłby sobie życie rozweselić, a nawet i innym. Był on takiego charakteru, że jak co zamyślił, to zrobił, tylko czy doprowadził do końca, to już był znak zapytania. Często powodem nie dokończenia podjętych zamierzeń był brak pieniędzy.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

wprawdzie Franek składał inną przysięgę, ale ta jest lepsza ;) (fot. Zdzisław Kuliś)

Artykuł pochodzi ze strony: Internetowego Kuriera Proszowskiego
Zapraszamy: https://www.24ikp.pl/autorskie/franek/20180122nuda22/art.php