"Przygody Franka Karierowicza" odc. 03 - dzieciństwo i lata szkolne
    Dzisiaj jest środa, 24 kwietnia 2024 r.   (115 dzień roku) ; imieniny: Bony, Horacji, Jerzego    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   M.Fatyga   |   zrzęda p.   |   A.Powidzki   |   H.Pomykalski   |   Z.Grzyb   |   W.Nowiński - wrześniowe...   |   Magda K.-G. - prawo dla...   | 

serwis IKP / działy autorskie / przygody franka karierowicza (Z.Kuliś) / "Przygody Franka Karierowicza" odc. 03 - dzieciństwo i lata szkolne
O G Ł O S Z E N I A
Money.pl - Serwis Finansowy nr 1
Kursy walut
NBP 2023-01-24
USD 4,3341 +0,23%
EUR 4,7073 -0,24%
CHF 4,7014 -0,22%
GBP 5,3443 -0,38%
Wspierane przez Money.pl


"Przygody Franka Karierowicza" odc. 03 - dzieciństwo i lata szkolne

(fot. ikp)

Donosy, 10-07-2017

odcinek 3 - dzieciństwo i lata szkolne

     Od tej pory rósł Franek jak na drożdżach i z każdym rokiem był coraz większy, zadziwiając rodzinę i bliskich swoją mądrością. Chorował średnio, nie więcej niż inne dzieci, ale małym łobuziakiem, to on był. Mając ponad pięć lat wpędził, gdy nikt nie widział całe stado gęsi w zboże sąsiada, a one siedząc i jedząc tam ziarno przez pół dnia uczyniły niemałą szkodę, nie tak w ziarnach, jak w wygnieceniu kłosów wraz ze słomą do samej ziemi. Gdy to zobaczył sąsiad złapał się za głowę, a w odwecie złapał Franka za rękę i wprowadził po pas do nieobetonowanego zbiornika z gnojowicą.

stado gęsi (fot. internet)

     Innym razem gdy już był starszy wyszedł Franek na nieprzeciętnej wysokości topolę, aby tam zajrzeć do ptasiego gniazda. Wychodząc wypłoszył wysiadującego akurat jajka gawrona, wybrał je z gniazda i włożył do kieszonek znajdujących się na piersiach nowiutkiej wiatrówki. Wiatrówka, to taka do pasa kurteczka z materiału, zapinana w pasie na guziki. Włożył te jajka do kieszonek i schodzi zadowolony z wysokiej topoli trzymając się kurczowo pnia, a tym samym coraz mocniej do niego się przytulając. Nawet nie zauważył kiedy w kieszonkach zrobiła się jajecznica, która zabrudziła nie tylko kieszenie nowej kurteczki, ale ją całą. Gdy zszedł bał się matki, że dostanie jakąś chabiną po tyłku i to porządnie, więc położył ową kurtkę na słońcu żeby wyschła, a gdy wyschła zrobiła się sztywna jak z blachy. Nie wiadomo na ile matka przetłumaczyła Frankowi wybieranie jajek od ptaków, dość, że słychać było przeraźliwy krzyk Franka i matkę goniącą jego z porządną rózgą kilka razy wokół domu.

Rozdział III

     W tysiąc dziewięćset czterdziestym szóstym roku Franek poszedł do pierwszej klasy szkoły podstawowej w Wierzbowie i odtąd chodził do niej do roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego trzeciego. Chodzenie do szkoły w czasie deszczu było dla dużych dzieci prawdziwą udręką, a co dopiero dla dzieci małych takich jak Franek. Początkowo rodzice odprowadzali je przynajmniej pół drogi, a później, gdy już drogę poznały i szkołę, chodziły same, lub ze starszym rodzeństwem, gdy je miały, albo ze starszymi dziećmi sąsiadów.

     Najgorzej było w czasie jesieni, kiedy nie utwardzone drogi rozmakały i nie wysychały, bo dnie były krótkie, a noce długie deszczowe. Czekało się wtedy zimy, żeby mróz ścisnął ziemię, to wtedy zrobiło się wszędzie sucho, a jak poprószył śnieżek to już chodziło się dobrze, co najwyżej mogło które z dzieci przewrócić się, ale w zasadzie nic strasznego żadnemu nie stawało się. Nie pożądane były też obfite opady śniegu, a jeszcze do tego z wiatrem. Wtedy tworzyły się duże zaspy, których nie można było pokonać. W tym celu sołtys zwoływał zebranie i zarządzał odśnieżanie dróg, aby swobodnie można się było poruszać od wsi do wsi. Bywały takie śniegi, że zaspy, które się utworzyły sięgały dwóch metrów. Takiej zaspy nie można było pokonać ani saniami, ani pieszo.

     W tym czasie dorośli mieszkańcy chwytali za łopaty, bo tylko taki sprzęt mieli i przekopywali istne tunele, lub inaczej wąwozy, którymi można się było poruszać. Ale gdy śnieg nadal padał i wiał chociażby nie duży wiatr, po paru godzinach przekopy były znów zasypane. Ciekawie wyglądała nasza wieś w czasach jeszcze nie tak bardzo odległych. Znacznie lepiej było wiosną, bo kiedy zrobiło się ciepło i śniegi stopniały, ziemia bardzo szybko wysychała za sprawą ciepłego wiosennego powietrza i coraz dłuższego dnia, a ciepłe wiosenne deszcze sprzyjały rozwijaniu się wszelkiej roślinności.

WIEJSKIE PEJZAŻE - potężne topole (fot. Zdzisław Kuliś)

     W takiej oto scenerii chodził Franek do Szkoły Podstawowej zdobywając najprzód podstawowe wiadomości, a później poznawał rzeczy ciekawsze, którymi trzeba przyznać interesował się. Mając dziewięć lat, kiedy uczęszczał do drugiej klasy przystąpił do pierwszej Komunii Świętej, która była poprzedzona tzw. naukami, na które wszystkie dzieci w tym wieku chodziły przez kilka miesięcy. Franek bez trudu zdał egzamin dopuszczający do Komunii, a od księdza, który nauki prowadził dostał nawet pochwałę.

     W dniu uroczystym ubrał Franek nowiutkie granatowe ubranko i białą koszulę, które matka kupiła kilka miesięcy wcześniej i z całą rodziną ruszyli do kościoła w Boszkowie, który był ich kościołem parafialnym. Był maj, piękna słoneczna pogoda, a wokół kościoła ustawione stoły przykryte białymi obrusami, a na rosnących przy kościele kasztanach śpiewały ptaki. Ceremonia w kościele trwała dość długo, bo około półtorej godziny, a i dzieci do Pierwszej Komunii Świętej przystępowało dużo. Po ceremonii wszystkie dzieci zasiadły przy ustawionych wokół kościoła stołach, a rodzice podali im śniadanie. Były to świeżutkie bułki z również świeżym masłem, a do tego do popicia pachnące słodziutkie kakao. Poczęstunek był po to, żeby któreś z dzieci nie zasłabło idąc kawał drogi do domu, bo do Komunii musiało przystępować na czczo, nie jedząc od wieczora poprzedniego dnia.

     Kierownikiem szkoły do której chodził Franek był niejaki Jan Malniak, który chyba był urodzony do kierowania szkołą i pomimo że był człowiekiem nerwowym, był powszechnie lubiany, nie tylko wśród dzieci, ale także wśród rodziców okolicznych wiosek. Lubił ład i porządek, był świetnym aktorem chociaż nigdy w teatrze nie występował. Potrafił w jednej chwili przejść z nerwowego spazmatycznego płaczu w wesoły towarzyski śmiech, jakby za pomocą czarodziejskiej różdżki przejść w wesoły nastrój. Był nauczycielem geografii, potrafił przy pomocy prostych przykładów uświadomić dziecku (uczniowi) niektóre zjawiska, a przykład horyzontu i widnokręgu tłumaczył w ten sposób: jeżeli mały Franek chodzi po podwórku i ogląda się wokoło, to ma wielki widnokrąg i bardzo daleki i też wielki horyzont. Natomiast jeżeli Franek zagapi się i wpadnie do wykopanego na podwórku dołu po wytłokach, to w jednej chwili ten widnokrąg zrobi się mały, będzie on tylko taki, jakie Franek może zobaczyć niebo z tego dołu. Tak samo i horyzont. Jeżeli natomiast Franek wydostanie się z tego dołu to znów widnokrąg i horyzont staną się wielkie. Nie ma dziecka żeby tego zjawiska nie zapamiętało i nie odniosło tego samego przykładu do wielkiej góry na którą może wyjść i znacznie powiększyć swój widnokrąg.

     Franek nie był tępym uczniem, wręcz przeciwnie uczył się dobrze, a trudności wychowawczych zasadniczo nie sprawiał, ale były też wyjątki od tej reguły. Na każdej niemal lekcji musiał wychodzić do ustępu. Tak mu się na lekcjach nudziło, że nie mógł wysiedzieć godziny lekcyjnej bez wychodzenia. Na każdej niemal lekcji już gdzieś tak po połowie ręka podniesiona w górę i czeka aż nauczyciel zapyta: Franek co chciałeś? Proszę pana mogę wyjść?

     Zazwyczaj nauczyciel zezwalał na pięciominutowe wyjście aż do pewnego czasu. Na jednej z lekcji geografii, którą prowadził kierownik szkoły, Franek podnosi rękę. Jak zwykle kierownik pyta: Franek co? Proszę pana chciałem wyjść. A gdzie ty chciałeś iść? Zapytał kierownik. Do ustępu odpowiada Franek. A kierownik już trochę poddenerwowany zapytuje go: Franek, kto rządzi? Franek dupą, czy dupa Frankiem? Dzieci parsknęły śmiechem, a Franek spuścił głowę cały czerwony. Nigdzie nie pójdziesz, siadaj i pisz to co mówię. Usiadł jak nie pyszny i siedział do końca lekcji i nic się złego Frankowi nie stało. Wieść rozeszła się szybko po całej szkole, dzieci wzięły tą historię na języki i stała się ciekawostką nie tylko w szkole, ale i poza szkołą, a Franek od tej pory mało wychodził na lekcjach, a na lekcjach geografii - nigdy.

     Niezwykłą ciekawostką stała się przygoda, która spotkała naszego bohatera w czwartej klasie. Jak wspomniałem wcześniej Franek był to chłopak dobrze rozwinięty jak mówiono, nieźle się uczył, ale był trochę można powiedzieć nie rozgarnięty. Nie dbał o zeszyty, książki o swój wygląd zewnętrzny, chociaż rodzice, a szczególnie matka robiła wszystko aby jej syn był w grupie najlepszych uczniów.

     Dawniej podłogi w szkole nie były pastowane, nie było żadnych chodników, na korytarzach i w klasie chodziło się i siedziało w butach w takich w jakich uczeń przyszedł do szkoły. Ale przecież o czystość i higienę dbać trzeba było. Buty w których się przyszło trzeba było jakoś oczyścić z błota przed szkołą, dostępnymi tam miotłami, wycieraczkami, ścierkami, a i ze sobą uczniowie nosili jakieś narzędzia, aby można było te buty z błota wyskrobać. Błoto nie było zawsze, to był znów kurz i z kurzu też trzeba było je wyczyścić. Podłogi nie były pastowane, ale były pyłochłonowane. Pyłochłon, to taki płyn podobny do rozcieńczonej oliwy, trochę tłusty, który po rozprowadzeniu szczotką na podłodze maskował ten pył i kurz, podłoga wyglądała przyzwoicie, a co najważniejsze nie kurzyło się.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Dzieciństwo i lata szkolne

Franek rósł ku zadowoleniu rodziny,
Robiąc się coraz bardziej wesoły.
Szybko mijały kolejne urodziny,
Aż wreszcie po raz pierwszy poszedł do szkoły.

W szkole nie był aniołkiem, ani też Świętym.
Trochę kłopotów sprawiał wychowawcom.
A, że był trochę nierozgarnięty
Można było zauważyć nie będąc znawcą.

Często w brudnych butach przyszedł do szkoły,
A po zajęciach ptasie gniazda wybierał.
Pomimo to był Franek bardzo wesoły,
A smutnych kolegów zawsze wspierał.

Dlatego rówieśnicy go lubili,
A gdy szli na wagary słuchali.
Chociaż rzadko na nie chodzili,
Bo często w niepowołane ręce wpadali.

Pomimo wszystko szkołę średnią ukończył,
Zdobywając tytuł Technika Mechanika
I tak naprawdę nieźle się uczył,
A jego ulubionym przedmiotem była fizyka.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 25 czerwca 2017



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Nie da się zobaczyć mózgu człowieka, ale widać kiedy go brakuje.
(internet)
kwiecień  24  środa
[18.00]   (Kraków)
Operacja >>Burza<< na obszarze Inspektoratu Miechów Armii Krajowejwykład Cezarego Brożka (transmisja online)
kwiecień  25  czwartek
kwiecień  26  piątek
[9.30-13.30]   (Skalbmierz)
8. Akcja Honorowego Krwiodawstwa "Krew darem życia 2024"
[12.00]   (Piotrkowice Małe)
Dzień Integracji Pokoleń w Zesple Szkół im. E. Godlewskiego
kwiecień  27  sobota
DŁUGOTERMINOWE:
PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ