"Przygody Franka Karierowicza" odc. 02 - narodziny
    Dzisiaj jest piątek, 19 kwietnia 2024 r.   (110 dzień roku) ; imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa    
 |   serwis   |   wydarzenia   |   informacje   |   skarby Ziemi Proszowskiej   |   Redakcja   |   tv.24ikp.pl   |   działy autorskie   | 
 |   M.Fatyga   |   zrzęda p.   |   A.Powidzki   |   H.Pomykalski   |   Z.Grzyb   |   W.Nowiński - wrześniowe...   |   Magda K.-G. - prawo dla...   | 

serwis IKP / działy autorskie / przygody franka karierowicza (Z.Kuliś) / "Przygody Franka Karierowicza" odc. 02 - narodziny
O G Ł O S Z E N I A
Money.pl - Serwis Finansowy nr 1
Kursy walut
NBP 2023-01-24
USD 4,3341 +0,23%
EUR 4,7073 -0,24%
CHF 4,7014 -0,22%
GBP 5,3443 -0,38%
Wspierane przez Money.pl


"Przygody Franka Karierowicza" odc. 02 - narodziny

(fot. ikp)

Donosy, 30-06-2017

Rozdział I
odcinek 2 - narodziny

     Na Westerplatte grzmiały hitlerowskie działa, nad Wieluniem nie bez celu krążyły niemieckie samoloty, a tu w jeszcze cichym zakątku środkowo południowej Polski rodziło się nowe życie. Teściowa Stanisława w pośpiechu rozpalała ogień w rozwalającym się piecu kuchennym, bo tylko tu mogła zagrzać większą ilość wody. Po wodę poszedł Stanisław z ocynkowanym wiadrem do studni oddalonej około trzydzieści metrów od domu, zaliczając przy tym nie złą wywrotkę na błocie między studnią, a domem. Pogoda była bardzo piękna, a gwieździsta noc pachniała świeżym powietrzem, w oddali było słychać ujadanie psa, a Stach leżał w błocie, którego sobie za dnia sam narobił.

    Kiedy przeszedł mu pierwszy ból i zaczął poruszać rękami i nogami stwierdził, że chyba jego jeszcze młode ciało jest w całości, zaczął podnosić się z tego błota: najpierw usiadł, rozejrzał się chociaż i tak nic nie widział, bo przed domem nie paliła się żadna lampa, bo przecież elektryczności w tym czasie jeszcze nie było, a paląca się w domu lampa naftowa nie dawała żadnego blasku na pole by mogła choć trochę oświetlić kawałek podwórka. Posiedział trochę i może by nawet rozespany zasnął w tym błocie, kiedy przy skrzypieniu otwierających się na pole drzwi usłyszał: Stachu gdzie ty jesteś z tą wodą, ogień się pali, a ciebie nie ma, a przecież po babkę trzeba iść.

Idę, idę, musiałem załatwić swoją potrzebę odpowiedział Stach, nie mogąc się przecież przyznać, że wywinął orła i mógłby zostać przez teściową uznany, zresztą nie pierwszy raz za życiową niezdarę, że się przewraca na równej drodze. Ona nie wiedziała, albo też zapomniała o błocie, które Stanisław rozrobił za dnia pojąc przed studnią krowę i konia, a i kaczki dokonały reszty. Potłuczony z trudem wziął wiadro z wodą i poniósł go do izby, gdzie już czekała teściowa z dużym garem. No to teraz maszeruj po babkę Mędralino, tylko się spiesz żeby Zośka czasami wcześniej nie urodziła przed waszym przyjściem, bo przecież wiesz, że jej to łatwo nie przychodzi. Zośka miała rodzić już drugie dziecko, ale to nigdy nic nie wiadomo. Stachu o mało nie powiedział: tak jest teściowo i nie wiadomo kiedy wymknął się za drzwi.

WIEJSKIE PEJZAŻE - wiejska chata (fot. Zdzisław Kuliś)

     Od ich zabudowań do babki było około dwa kilometry, więc trzeba było się spieszyć, aby ten czas przejścia w tamtą stronę i z powrotem skrócić do minimum. Kiedy spocony stanął przed zabudowaniami babki Mędraliny było już grubo po północy, wyczuwał tak na oko, bo przecież zegarka nie miał. Był w domu stary budzik, ale kto by tam w tak gorącym czasie patrzył na zegar, spojrzymy po zakończeniu akcji. Z wejściem na podwórko nie było trudności, bo chociaż zabudowania były ogrodzone, zamknięte nie były, bo kto by zakładał jakiś zamek czy kłódkę do ogrodzenia ze starych patyków.

     Przeszkodą wydawałoby się nie do przebycia był pies, który biegał po całym podwórzu jak opętany, a szczekał jeszcze gorzej. Co tu robić ? Pomyślał Stachu. Jak wejdę to bydlę zrobi ze mnie strzępy, więc zaczął wołać drażniąc jeszcze bardziej psa, a ten szczekał jak najęty spełniając tym samym rolę alarmu. Zaalarmowani szczekaniem psa domownicy, a i przyzwyczajeni też do nocnych odwiedzin uciszyli psa i dopiero wtedy mogli się dopytać kto przyszedł i w jakiej sprawie. Tymczasem babka już się szybko ubrała i wyszła na pole biorąc ze sobą jakieś zawiniątko, które zresztą kazała nieść Stachowi.

     Kiedy weszli do domu rodzącej, Zośka darła się w niebogłosy, a jej matka czyli teściowa Stacha też. Okazało się, że przyszli w samą porę i za niedługo przyszedł na Świat nowy mieszkaniec Gruszyny Wielkiej. Był to zdrowy chłopiec. Stanisław spojrzał na zegarek, dochodziła godzina piąta pierwszego września 1939 roku. Świtało.

     Stanisław wraz z żoną Zofią i teściową Jadwigą prowadzili małe gospodarstwo rolne i z tego się utrzymywali. Stanisław i Zofia mieli jeszcze jedno dziecko, córkę Krystynę, która miała trzy lata. W tym swoim małym gospodarstwie rolnym mieli jednego konia, jedną krowę i dwie lub trzy świnie w zależności jak wystarczyło paszy. Młodą jałówkę też czasem hodowali pozostawioną po swojej krowie, którą jak jałówka dorośnie zamierzali wymienić na młodszą, lub ją sprzedać, a pieniądze przeznaczyć na stale rosnące wydatki w swoim gospodarstwie. Hodowane też świnie, były wyłącznie na sprzedaż.

     Zofia umiała szyć, więc trudniła się krawiectwem szyjąc sąsiadkom i innym znajomym to co potrzebowali. Miała z tego krawiectwa dodatkowy grosz, a podatków nie musiała płacić ponieważ prowadzonej działalności nie rejestrowała. Z tego powodu rzadko chodziła też do pracy w pole ponieważ dużo czasu poświęcała na szycie. Stanisław natomiast z teściową dużo czasu poświęcali pracy w polu.

     Wtedy wszystkie prace wykonywane były ręcznie, za wyjątkiem podstawowych jak orka, czy siew. Uprawiali też trochę truskawek lub ogórków, które sprzedawali na targu, a nawet jabłka czy śliwy, których kilka drzew mieli wokół zabudowań. Do zabudowań należał dom mieszkalny do którego jak w większości był dobudowany chlew i niewielka stodółka tuż obok. Bywało, że chłopaki w wieku szkoły podstawowej nie mając co robić wałęsali się wieczorami lub nawet nocami i robili szkody w uprawach: oberwali truskawki, ogórki lub jabłka, chociaż jak można było zrywać owoce po omacku, chyba więcej szkody narobili jak mieli z tego korzyści. W każdym bądź razie nie wszystko szkodniki zniszczyli i przypadki takie zdarzały się bardzo rzadko i jakiś tam dochód z uprawy tych warzyw był. Ponadto dużo ludzi z okolicznych wiosek pracowało w cukrowni w Kalninie Wielkiej sezonowo, a także i na stałe. Tam też sezonowo tzn. w okresie jesienno - zimowym pracował ów Stanisław.

     Trwała wojna. Ludzie masowo ginęli na froncie, masowe też były morderstwa niewinnych ludzi przez okupanta poza frontem, w obozach koncentracyjnych, łapanki ludności cywilnej do prac na potrzeby wojny i wywożenie często bez powrotu. Większość miast polskich legło w gruzach. Najeźdźca dawał się też we znaki mieszkańcom wiosek. Była totalna bieda, często nie było co do garnka włożyć. Tak było przez lat sześć. Kiedy skończyła się wojna nie było lepiej. Przed wojną nie było wiele, a jeszcze i to zostało rozgrabione, zniszczone, lecz dzielny naród Polski przetrwał.

ROZDZIAŁ II

     Mijały lata, a wraz z nimi rósł też mały Franuś syn Zofii i Stanisława, któremu takie nadano imię kiedy miał dwa miesiące. Miało mu być na imię Stanisław tak jak ojcu, ale teściowa zaproponowała, że będzie Franciszek tak jak jej świętej pamięci mężowi czyli dziadkowi nowo narodzonego i tak mu też dano. Nikt nie śmiał się sprzeciwić chociaż po cichu protestowano po kątach. Aż wreszcie zdecydowano : niech będzie Stachu czy Franek byle tylko był zdrowy i dobrze się chował. I na tym stanęło.

     Przed południem pewnej niedzieli owinęli małego Franusia w co tylko mieli najładniejsze, zaprosili dwoje chrzestnych i poszli jeszcze jakoś o tej porze suchą drogą do kościoła, aby go ochrzcić i nadać mu imię. Szli piechotą prawie cztery kilometry, niosąc na zmianę na rękach zawiniątko z dzieckiem. Koń w gospodarstwie był, ale szkoda było go gonić taki kawał drogi. Jest niedziela niech odpocznie, aby nazajutrz był gotowy do pracy w polu. Ciężko było jednemu koniowi ciągnąć pług, aby uprawić pole pod jesienny zasiew, ale cóż taka była jego rola.

kościół parafialny (fot. Zdzisław Kuliś)

     Oranie ścierniska było dla konia niezbyt ciężkie, bo te orki wykonywało się płytko w stosunku do głębokich orek pod zasiewy. Jednakże do najcięższych robót w gospodarstwie, Stanisław wynajmował od sąsiada drugiego konia, a w razie potrzeby jemu dawał swojego konia i tak sobie nawzajem pomagali. Ponadto chcąc jechać do kościoła, a jeszcze do chrztu z dzieckiem trzeba było porządnie konia wyczyścić, wysmarować uprząż odpowiednim czernidłem żeby błyszczała, wóz porządnie wymyć lub pożyczyć od kogoś jakąś bryczkę, bo przecież zostanie wszystko poddane bacznej obserwacji parafian, którzy tłumnie na sumę przyjdą a potem gadania będzie cały tydzień, a może i więcej. Więc na to czasu nie było, a ponadto na te dwie godziny nie opłaciło się robić sobie tyle roboty, a na drugi dzień pojedzie w pole i znów będzie to samo. Więc lepiej i prościej było iść sobie w towarzystwie małego Franka piechotą.

     Ksiądz o nazwisku Tetela Tadeusz, który był proboszczem w Boszkowie udzielił chrztu świętego i odtąd mały Franek był już chrześcijaninem. Darło się podobno to małe dzieciątko, kiedy ksiądz robił wodą święconą znak krzyża świętego na jego czole, ale jak tylko organy zaczęły grać w mig się uspokajał i rozglądał tymi swoimi niebieskimi ślepkami po sklepieniu kościoła. Chyba z niego jaki muzyk wyrośnie czy coś podobnego mówili ludzie w kościele, bo tak mu się muzyka spodobała. Chrzciny były bardzo marniutkie, jak na czas wojny przystoi, ale i tak chrzestni prawdopodobnie w stodole wylądowali. Ostatecznie byli młodzi i oboje stanu wolnego, to decyzja wyłącznie do nich należała. Ale w następnych dniach i tak mówiono, że ten samogon, który spożywano był szczególny i miał szatańską moc.

cdn.

Zdzisław Kuliś   

Narodziny

Pierwszego września o świcie
Roku tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego
W wiejskiej chacie narodziło się nowe życie
Pomimo dla Polaków czasu tak ciężkiego.

Przychodząc na świat ta dziecina mała,
Nie wiedziała, że już nad Polską samoloty krążą.
I nawet sobie sprawy nie zdawała
Jakie nieszczęścia na tym biednym kraju ciążą.

Wojna, wojną orzekli domownicy,
Ale dziecko godnie przyjąć trzeba
I chociaż jego narodzin nie trzymano w tajemnicy,
Spadło w tym dniu jak gwiazdka z Nieba.

W odpowiednim czasie ochrzcić go należało
I tak też rodzice, spełniając powinność uczynili.
I chociaż rodzina nie była zamożna i jadła było mało,
To i tak kumowie na chrzcinach się upili.

Na imię Franciszek mu dali
Jak świętej pamięci dziadkowi.
Chociaż długo się zastanawiali,
Tak zdecydowali, ważne tylko, aby byli zdrowi.

Zdzisław Kuliś; Donosy, 11 czerwca 2017



idź do góry powrót


 warto pomyśleć?  
Nie da się zobaczyć mózgu człowieka, ale widać kiedy go brakuje.
(internet)
kwiecień  19  piątek
[9.00]   (Proszowice)
konkurs "Oczarowani bajką" - etap powiatu proszowickiego
kwiecień  20  sobota
[12.00]   (Proszowice)
GET READY Proszowice 2024
kwiecień  21  niedziela
[5.00]   (Proszowice)
Giełda kwiatowa, Niedzielna giełda w Proszowicach i Wyprzedaż garażowa
[17.00]   (Nowe Brzesko)
przedstawienie dla dzieci, Królewna o złotym sercu
kwiecień  22  poniedziałek
[10.00]   (Proszowice)
Talenty Małopolski 2024 - eliminacje powiatu proszowickiego
DŁUGOTERMINOWE:
PRZYJACIELE  Internetowego Kuriera Proszowskiego
strona redakcyjna
regulamin serwisu
zespół IKP
dziennikarstwo obywatelskie
legitymacje prasowe
wiadomości redakcyjne
logotypy
patronat medialny
archiwum
reklama w IKP
szczegóły
ceny
przyjaciele
copyright © 2016-... Internetowy Kurier Proszowski; 2001-2016 Internetowy Kurier Proszowicki
Nr rejestru prasowego 47/01; Sąd Okręgowy w Krakowie 28 maja 2001
Nr rejestru prasowego 253/16; Sąd Okręgowy w Krakowie 22 listopada 2016

KONTAKT Z REDAKCJĄ
KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ         KONTAKT Z REDAKCJĄ